Dzsiaj znowu odanwialny blog skorzysta z zewnetrznego wspomagania i kolejnego goscia.
Przywołany przeze mnie niedawno w kontekście prywatyzacji „Energi” Profesor Władysław Mielczarski, a w szczególności niektóre tezy jego wywiadu dla Gazety Wyborczej, przesłał (poniżej)komentarz do wpisu. Komentarz zwraca uwagę na nowe wątki, sprawy ważne, których nie wszyscy mamy świadomość i warto go zamiescić jako oddzielny wpis. Prof. Mielczarski, jako autor „Programu dla elektroenergetyki”, który bynajmniej do tej pory bardziej kojarzył mi się z otwarciem furtki dla konsolidacji (której pokłosiem może być obecne włączenie Energi do PGE) i atomu niż dla OZE, przywoluje uwarunkowania polityczne, które nie tyle wpłynęły w I kwartale 2006 r. na kształt „Programu”, ale także później na jego realizację, wbrew intencjom (pobudzenie inwestycji po rozwiązaniu KDT) głównego autora.
Przesłany komentarz prof. Mielczarskiego jest moim zdaniem niezwykle cenny z dwu powodów: wyjaśnienia kulisy „konsolidacji”, która zawsze uważałem za błąd, a teraz mogą na to patrzeć jako na wybór mniejszego zła, ale też wyjaśnia dlaczego i w jaki sposób pojawiła się w nim elektrownia atomowa. Dociekliwi mogą sobie odtwarzać fakty i rekonstruować wydarzenia jak to z luźnego zapisu o atomie w „Programie dla elektroenergetyki ” rządu PIS, po trzech latach, pomimo przemilczenia tej kwestii w expose analizowanego na odnawialnym premiera Tuska z listopada 2007 r. i jeszcze przez kolejny rok rządów PO-PSL, przystąpiono do tworzenia Programu energetyki jądrowej, zwanego na odnawialnym „PAY” (chcieliście inwestycji no to je macie, skumbrie w tomacie, chciałoby się rzec slowami Galczynskiego i tez wątpiąc czy "blędy systemu" są do naprawienia). Mam nadzieję, że Pan Profesor Mielczarski jeszcze o tych zawirowaniach 2006-2010 kiedyś nam jeszcze więcej powie, tym bardziej, że decyzje w sprawach OZE coraz częściej, a w sprawach energii jądrowej z reguly zapadają w gabinetach, bez szerszych analiz i konsultacji i moim zdaniem zanadto jako społeczeństwo przyzwalamy na wyciąganie królików z kapelusza. Poniżej list prof. Mielczarskiego jako uzupelnienie do wpisów o "prywatyzacji" Energa.
Panie Grzegorzu
Cieszę się, że odbiera Pan mój wywiad w GW jako rodzaj publicznego wyjaśnienia działań na rzecz konsolidacji. Wówczas widziałem nadchodzący szybko kryzys w energetyce, który dziś został odłożony w czasie przez kryzys gospodarczy.
Nie znaczy to, że nie miałem wątpliwości i mam je nadal. Był dodatkowo pewien kontekst managerski w energetyce. Uważałem, że osoby które będą realizować Program (a wiedziałem kto lub mogłem wiedzieć) nie zejdą poniżej pewnych standardów. Program mieli realizować fachowcy wspierani przez wykształaconych w Europie zastępców. W najczarniejszych snach nie wyobrażałem sobie cynicznego handlarza trampek w energetyce. Nie brałem też pod uwagę możliwości działań opóźniających ministra skarbu i jego olbrzymiego wpływu na następnego premiera (od lipca 2006), który został mianowany już po zatwierdzeniu Programu.
Nie wiem czy Pan wie, że w Programie dla energetyki nie tylko miały być trzy grupy skonsolidoawne (czego udało mi się uniknąć) ale też elektrownia atomowa zapisana explicite. Tu nie mogłem już się upierać otwarcie, ale udało mi się zrobić unik.
Kiedy Pan w wolnym czasie przeczyta Program dla energetyki, to polecam rozdział o analizie nowych technologii, tam jest w Programie elektrownia atomowa, bo musiała być, ale zapisałem ją w specyficzny sposób. Na pytanie czy jest elektrownia atomowa w Programie można było odpowiedzieć. Tak jest panie premierze. I był spokój przez następne trzy lata.
Może kiedyś o tym opowiem.
Pozdrowienia
W Mielczarski
odnawialne źródła energii - aktualne komentarze i doniesienia na temat polityki, prawa, nowych technologii i rynku energetyki odnawialnej. historia oze w Polsce współtworzona i opisywana nieprzerwanie od 2007 roku, już w ponad 200 artykułach
wtorek, września 28, 2010
sobota, września 25, 2010
O walce z wiatrakami i podróżach w czasie…
Panująca nam nie(miłosiernie) w tzw. polityce i w mediach energetyka jądrowa i jej finansowe i kosztowe przypadki całkowicie zdominowała sprawy OZE. Przyznam, że i odnawialny uległ nastrojom w okresie wakacyjnym zerkał w kierunku Atomu, marząc o takim samym zaangażowaniu rządu w OZE i czekając na KPD. Rządowe dokumenty dotyczące Atomu schodzą zgodnie z planem, a polskiego KPD dalej nie widać. Na początku wakacji, po pierwszych reakcjach krajowych na projekt KPD, zapowiedziałem, że we wrześniu wrócimy do tematu. Nie zakładałem w ogóle, że do końca września ten dokument w Polsce (i 5 innych krajach UE) może jeszcze nie być znanym. Zapowiedziałem też, że poproszę o gościnny wpis ujawnionego wtedy autora komentarzy „Andrew”, który dał się poznać jako osoba patrząca na nasz zaścianek z nieco dalszej perspektywy, w tym osoby pracującej podówczas w Brukseli. Prawie 3 lata temu "odnawialny blog" zamieścił wpis Chrisa, także patrzącego szeroko i z daleka, i zwyczajnie czytającego zagraniczną literaturę, który śledząc zagranicą nowinki prasowe z tak dużym wyprzedzeniem zarysował kłopoty jakie może przynieść nazbyt intensywne wykorzystanie biomasy na cele energetyczne. Poniżej spostrzeżenia p. Andrzeja Ancygiera (Andrew) – obecnie doktoranta Freie Universität w Berlinie, który przemierzając Europę i miejsca gdzie albo się mówi, bada, planuje albo decyduje o OZE w UE, ma swoją ocenę sytuacji w Polsce. Poniżej jego kartka z podróży… Dodam jeszcze, że widząc jak przepojone troską ale miejscami krytyczne spojrzenie Czesława Miłosza na Polskę przeszkadza teraz godnemu uczczeniu w ojczyźnie 100-lecia jego urodzin (Pani poslanka Sobecka, nie moze darować "narodowej obelgi" Milosza w "Zniewolonym umysle" "jakoby w Polsce panowal analfabetyz"...), publikuje felieton p. Andrzeja z pewną obawą :), czy aby nie zakłóci to dobrze zapowiadajacej się kariery? O siebie się nie boję, bo myślę, że już utrwalił się mój wizerunek jako „zdrajcy, schlebiającego UE,w tym (o zgrozo!) nawet Pakietowi klimatycznemu"...(?) i już mi nic chyba nie grozi :).
Jako osoba, która znaczną część dorosłego życia spędziła na "Zachodzie", za każdym razem, kiedy przekraczam polsko-niemiecką granicę mam to nieodparte wrażenie podróżowania w czasie. I to w dwóch kierunkach jednocześnie….
Z jednej strony polski rząd decyduje się na budowę elektrowni atomowej. Już zdążyłem się pogubić w liczbach. Słyszałem o dwóch, trzech, ale na konferencji poświęconej odnawialnym źródłom energii (jak mnie jeden z uczestników próbował przekonywać: węgiel i uran to też "odnawialne" źródła energii, tylko na nieco dłuższą metę…) w ambasadzie RP w Brukseli w marcu tego roku, osoba prezentująca plany polskiego rządu dotyczące budowy elektrowni atomowej powiedziała mi w prywatnej rozmowie, że biorąc pod uwagę "jak się rzeczy mają" do 2030 może będzie ich nawet 10… Widząc entuzjazm wielu moich rodaków w tej kwestii taki scenariusz może się nawet wydawać realny. Może dlatego, że jeszcze żadnej elektrowni atomowej, z jej awariami i kosztami, nie mamy….
Patrząc na Zachód, zwłaszcza Niemcy, chciałoby się zaśpiewać "Ale to już było… i nie wróci więcej…. " W ostatnią niedzielę ponad 100 000 osób demonstrowało w Berlinie przeciwko przedłużeniu działania istniejących elektrowni atomowych. Według wcześniejszych ustaleń ostatnia taka elektrownia w Niemczech miała zostać wyłączona w 2022 roku. Obecny rząd chce przedłużyć działanie tych elektrowni o 10-15 lat. Opozycja przeciwko tym działaniom jest miażdżąca. Kwestia tego, czy wyłączenie niektórych z 17 elektrowni, które nadal są stosunkowo sprawne, ma sens może być dyskutowana. Ale w Niemczech NIKT nie mów o budowie nowych elektrowni.
Ale polski rząd wie lepiej. Polska potrzebuje energii atomowej, bo inaczej zabraknie prądu… Strach to świetnie narzędzie. Może wtedy nikt (a przynajmniej niewielu) wpadnie na pomysł, że istnieje jeszcze kilka innych możliwości pozyskania energii. Ale wiatraki czy panele nie wyglądają tak dumnie… Prawie wszyscy wokół mają "atomówki", dlaczego my nie?! Ach, ta duma narodowa…. Zastanawia mnie tylko czy to faktycznie duma, czy głupota… Ale to już kwestia drugorzędna. Pieniądze zostaną tak czy inaczej zmarnowane. Ale, jak wspomniałem powyżej, przekraczając granicę polsko-niemiecką można również odnieść wrażenie, że się podróżuje do przyszłości. W czasie, kiedy w całej Europie zachodniej coraz silniej inwestuje się w energię wiatrową, Polacy wypowiadają się na ten temat z pewnością siebie, która mogłaby świadczyć o dziesięcioleciach doświadczenia. "Wiatraki zabijają ptaki i inne gatunki migrujące", "emitują szkodliwe infradźwięki" i stanowią ogromne zagrożenie jako…źródło pożarów etc.. Więcej na temat zagrożeń tutaj. Takie argumenty można było usłyszeć w czasie dyskusji dotyczącej stawiania wiatraków w jednej z gmin na Dolnym Śląsku. Organizatorzy spotkania przyjechali specjalnie z innej gminy (w której nomen omen nie ma wiatraków….) żeby przestrzec mieszkańców gminy Nowogrodziec przed tymi "wrednymi wiatrakami"…. Możliwe jednak, że cała historia ma coś wspólnego z projektowaną kopalnią odkrywkową (ta jest całkowicie bezpieczna i nieszkodliwa dla ptaków i w związku z tym nie ma też protestów…) i elektrownią budowaną kilka miejscowości dalej. Fakt, że spotkanie było zorganizowane bardzo profesjonalnie (policja i drogowskazy nie pozwalały długo szukać miejsca w którym miał o się ono odbyć) jak również niektóre argumenty, w które nawet najbardziej gorliwi ekolodzy nie byliby w stanie uwierzyć, pozwalają sądzić, że w organizację całego spotkania popłynęło sporo kasy….
Suma Sumarum, projekt upadł. Wiatraki "out", kopalnia odkrywkowa "in". Ptaszki mogą się czuć bezpieczne…. O ile mi wiadomo, cała historia powtarza się wielokrotnie w Polsce. To może albo świadczyć o ogromnym doświadczeniu Polaków w kwestii energii wiatrowej (chociaż śmiem sądzić, że wielu z nich w życiu nie widziało wiatraka: w Polsce to nie jest widok zbyt częsty) albo podatności na różnego rodzaju lobbystów, którzy najbardziej na świecie obawiają się utraty monopolu na produkcję prądu. Ale jak w ciągu ostatnich tygodniach udowodnił polski rząd, mogą oni spać spokojnie.
Autor: Andrzej Ancygier.
Jako osoba, która znaczną część dorosłego życia spędziła na "Zachodzie", za każdym razem, kiedy przekraczam polsko-niemiecką granicę mam to nieodparte wrażenie podróżowania w czasie. I to w dwóch kierunkach jednocześnie….
Z jednej strony polski rząd decyduje się na budowę elektrowni atomowej. Już zdążyłem się pogubić w liczbach. Słyszałem o dwóch, trzech, ale na konferencji poświęconej odnawialnym źródłom energii (jak mnie jeden z uczestników próbował przekonywać: węgiel i uran to też "odnawialne" źródła energii, tylko na nieco dłuższą metę…) w ambasadzie RP w Brukseli w marcu tego roku, osoba prezentująca plany polskiego rządu dotyczące budowy elektrowni atomowej powiedziała mi w prywatnej rozmowie, że biorąc pod uwagę "jak się rzeczy mają" do 2030 może będzie ich nawet 10… Widząc entuzjazm wielu moich rodaków w tej kwestii taki scenariusz może się nawet wydawać realny. Może dlatego, że jeszcze żadnej elektrowni atomowej, z jej awariami i kosztami, nie mamy….
Patrząc na Zachód, zwłaszcza Niemcy, chciałoby się zaśpiewać "Ale to już było… i nie wróci więcej…. " W ostatnią niedzielę ponad 100 000 osób demonstrowało w Berlinie przeciwko przedłużeniu działania istniejących elektrowni atomowych. Według wcześniejszych ustaleń ostatnia taka elektrownia w Niemczech miała zostać wyłączona w 2022 roku. Obecny rząd chce przedłużyć działanie tych elektrowni o 10-15 lat. Opozycja przeciwko tym działaniom jest miażdżąca. Kwestia tego, czy wyłączenie niektórych z 17 elektrowni, które nadal są stosunkowo sprawne, ma sens może być dyskutowana. Ale w Niemczech NIKT nie mów o budowie nowych elektrowni.
Ale polski rząd wie lepiej. Polska potrzebuje energii atomowej, bo inaczej zabraknie prądu… Strach to świetnie narzędzie. Może wtedy nikt (a przynajmniej niewielu) wpadnie na pomysł, że istnieje jeszcze kilka innych możliwości pozyskania energii. Ale wiatraki czy panele nie wyglądają tak dumnie… Prawie wszyscy wokół mają "atomówki", dlaczego my nie?! Ach, ta duma narodowa…. Zastanawia mnie tylko czy to faktycznie duma, czy głupota… Ale to już kwestia drugorzędna. Pieniądze zostaną tak czy inaczej zmarnowane. Ale, jak wspomniałem powyżej, przekraczając granicę polsko-niemiecką można również odnieść wrażenie, że się podróżuje do przyszłości. W czasie, kiedy w całej Europie zachodniej coraz silniej inwestuje się w energię wiatrową, Polacy wypowiadają się na ten temat z pewnością siebie, która mogłaby świadczyć o dziesięcioleciach doświadczenia. "Wiatraki zabijają ptaki i inne gatunki migrujące", "emitują szkodliwe infradźwięki" i stanowią ogromne zagrożenie jako…źródło pożarów etc.. Więcej na temat zagrożeń tutaj. Takie argumenty można było usłyszeć w czasie dyskusji dotyczącej stawiania wiatraków w jednej z gmin na Dolnym Śląsku. Organizatorzy spotkania przyjechali specjalnie z innej gminy (w której nomen omen nie ma wiatraków….) żeby przestrzec mieszkańców gminy Nowogrodziec przed tymi "wrednymi wiatrakami"…. Możliwe jednak, że cała historia ma coś wspólnego z projektowaną kopalnią odkrywkową (ta jest całkowicie bezpieczna i nieszkodliwa dla ptaków i w związku z tym nie ma też protestów…) i elektrownią budowaną kilka miejscowości dalej. Fakt, że spotkanie było zorganizowane bardzo profesjonalnie (policja i drogowskazy nie pozwalały długo szukać miejsca w którym miał o się ono odbyć) jak również niektóre argumenty, w które nawet najbardziej gorliwi ekolodzy nie byliby w stanie uwierzyć, pozwalają sądzić, że w organizację całego spotkania popłynęło sporo kasy….
Suma Sumarum, projekt upadł. Wiatraki "out", kopalnia odkrywkowa "in". Ptaszki mogą się czuć bezpieczne…. O ile mi wiadomo, cała historia powtarza się wielokrotnie w Polsce. To może albo świadczyć o ogromnym doświadczeniu Polaków w kwestii energii wiatrowej (chociaż śmiem sądzić, że wielu z nich w życiu nie widziało wiatraka: w Polsce to nie jest widok zbyt częsty) albo podatności na różnego rodzaju lobbystów, którzy najbardziej na świecie obawiają się utraty monopolu na produkcję prądu. Ale jak w ciągu ostatnich tygodniach udowodnił polski rząd, mogą oni spać spokojnie.
Autor: Andrzej Ancygier.
wtorek, września 21, 2010
Dyskretny urok monopolu państwowego w energetyce czy ostatnie podrygi starego systemu?
Peter Drucker, twórca naukowych podstaw zarządzania zwykł dzielić sektory i branże gospodarki na wzrostu, dojrzałe i schyłkowe ("Zarządzanie XII wieku-wyzwania"). Nie trzeba chyba tracić czasu na wskazanie, które branże energetyki: „odnawialna”, gazowa i olejowa, jądrowa i węglowa (kolejność nieprzypadkowa, nie mająca jednak związku z np. ... klasyfikacją "nowych technologii" wsród szukających grosza polskich politechnik:), które branże do których sektorów przypisać. Klasyk Drucker też pisał, że sektory dojrzałe (tzn. wchodzące lub de facto będące w stanie „schyłkowym”, przyp. aut.), że jedyną szansę wzrostu widzą nie w rozwoju ale w ochronie pozycji na rynku i przejęciach (w tym konkurenta). To nawiązanie do poprzedniego wpisu dotyczącego przejęcia Energa przez PGE. Od czasu wpisu - kilka dni (od wpisu media huczą nt przejecia, ale nie sądzę, że to z powodu mojego refeksu blogowego :) niewiele się faktycznie zmieniło, poza tym że rząd w swojej determinacji idzie coraz bardziej "w zaparte" i "pod prąd" coraz powszechniejszej opinii ekspertów od rynku energii, a nawet szerzej od rynku i konkurencyjności. Środowiska energetyki odnawialnej w tej sprawie milczą (cena certyfikatu i wielkość dotacji, to jest coś co by je pewnie bardziej zainteresowało) ale pojawił się listy otwarty sygnowany przez prof. Leszka Balcerowicza i osoby podzielające jego poglądy (pominę chęć skomentowania, ale tylko przytoczę fakt podpisania tego listu także przez Andrzeja Cywika z Case Doradcy sp. z o.o., który jest głównym autorem projektu polskiego krajowego planu działań na rzecz OZE ‘2020, więcej tutaj i tutaj oraz podtrzymam opinie o braku reakcji środowisk związanych z OZE). Ciekawie rozkladją się też opinie w tej sprawie środowisk biznesowych i pracodawcw. Np. BCC i Lewiatan krytykują pomysł ministerstwa kierowanego przez Aleksandra Grada, a PRP – do której to organizacji należą duże państwowe firmy – jest za. To co mogę polecić to wywiad red. Gadomskiego z prof. Władysławem Mielczarskim, który a) wytłumaczył się publicznie z zainicjowania/poparcia idei konsolidacji pionowej w energetyce w firmowanym jego nazwiskiem „programie” dla elektroenergetyki, b) ujawnił kulisy powstania Energa, c) wskazał na merytoryczną (nie tylko formalna) antyrynkowość takiej „prywatyzacji”, d) pokazał zieloną niszę w której najmniejszy z krajowych championów próbował działać. Mielczarski mówi, że Energa „dobrze się odnalazła … w energetyce odnawialnej, rozproszonej; inwestuje w sieci inteligentne…”. To PS. do poprzedniego wpisu o silnym wplywnie zmian w modelu energetyki korporacyjnej na OZE.
Ale jak już, na okoliczność prawdopodobnego przejmowania Energa przez PGE, wspierać się klasykami, to nawiążę do jeden z ostatnich książek innego klasyka Hermanna Scheera (znany myśliciel i konsekwentny propagator OZE, energetyki zrównoważonej środowiskowo i braku dyskryminacji na rynku energii) pt. „Energy autonomy”, w której autor obserwowane u nas zjawiska w sektorze energetyki korporacyjnej ujmuje znacznie szerzej niż ja to zrobilem. Pisze bowiem: „...the faster conventional energy is depleted, the more its suppliers will relay on giving other mutual suport", czyli, że wraz z wyczerpywaniem się paliw kopalnych, dostawcy energii na ich bazujący zaczynają siebie coraz bardziej wspierać. Dodam, że "wspierać" przeciw nowym źródłom energii oraz, w zależności od sytuacji idąc za rządem (aby zarządy nie traciły pracy z przyczyn politycznych) albo też dyktując rządowi warunki – patrz negocjacje pakietu klimatycznego UE). Scheer miał na myśli szerszą konsolidację niż tą z czasów powstania (rządy PiS) moich pieszczochów (PGE, Tauron, Enion i wlasnie Energa) ale nie wiem czy wyobrażał sobie że ziści się hasło szersze typu „wszystkie wiodące firmy państwowe jednoczcie się” … w megakartel. W relacji Pulsu Biznesu (za CIRE) z Forum ekonomicznego w Krynicy pojawiła się taka informacja „pięć największych firm państwowych w tym między innymi PGE, PGNiG oraz PKN Orlen zamierzają ze sobą blisko współpracować”. Oprócz wymienionych firm z branży paliwowo-energetycznej, do grupy którą nieformalnie nazwano „Klub 5P” (5 państwowych przykladow postsocjalistycznego monopolu?)należą też państwowe "championy" finansowe: PKO BP i PZU. Ponoć „firmy postanowiły zastanowić się nad kolejnymi wspólnymi przedsięwzięciami”. Nawet że, póki co „uzgodniono „tylko”, że rozmowy dotyczyły między innymi współpracy głównie w zakresie mecenatu i o stworzeniu grupy zakupowej i wspólnym kupowaniu”. Po pierwsze nie widzę potrzeby, ale przede wszystkim budzi to we mnie poważne obawy co do skali dalszego „grilowania” mniejszych uczestnikow rynku poprzez np. blokowanie dostępu do sieci i rynku oraz (tu) finansów, w tym niezależnych (czy tacy są w RP?), potencjalnych (!) dostawców paliw i energii.
Nawiązując do ww. cytatów i poprzedniego wpisu, wyrażę nadzieję, że nie tylko nie wygra „polityka nad zdrowym rozsądkiem”, ale że w tym przypadku (czasami może być to też groźne) teoria ww. klasyków wygra jednak z praktyką polityczną. Nawet bowiem bieżąca chęć podratowania budżetu państwa dywidendami i szans wyborczych (przekazanym domniemanym w takich sytuacjach politycznym sponsoringiem i obiecanymi stanowiskami) nie powinny prowadzić do systematycznego skubania konsumentów energii i podatników . - czyli nb. budżetu, a program rozwoju energetyki jądrowej jest spolecznie i gospodarczo zdecydowanie za slabo uzasadniony aby dzialac w stanie wyzszej koniecznosci. Mam szczerą nadzieję, że to naprawdę ostatnie podrygi minionego systemu i ostatnie chwile cieszenia się przez niego, nie nazbyt dyskretnie „urokiem burżuazji” i jednocześnie „siły przewodniej”. Niech żyje Wolna Energa, chciało by się w rewolucyjnym uniesieniu krzyknąć :) i już bardziej poważnie - niezależny Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK). Przy okazji pozdrowienia dla niezlomnej Pani Krasnodębskiej-Tomkiel, prezes UOKiK, która z wyprzedzeniem obudzila spiacych jak zwykle w Polsce konsumentow i zmobilizowala przynajmniej niektorych do dzialania.
PS. W powyższym ogolnym wywodzie o zwiazkach dalszej konsolidacji w energetyce z OZE i ochrona konsumentow, proponuję pominać fakt, że przywoływany tu trochę złośliwie przeze mnie Pan Andrzej Cywik był wiceszefem poprzednika UOKiK, bo choc OZE powinny sie wpisywac najpelniej jak mozna w model ochorny konkurencji na rynku energii i szukac sojusznikow w organizacjach konsumenckich, to jednak nic nie zatąpi wymogu realnej znajomosci tego sektora przy opracowywaniu planow jego rozwoju.
Ale jak już, na okoliczność prawdopodobnego przejmowania Energa przez PGE, wspierać się klasykami, to nawiążę do jeden z ostatnich książek innego klasyka Hermanna Scheera (znany myśliciel i konsekwentny propagator OZE, energetyki zrównoważonej środowiskowo i braku dyskryminacji na rynku energii) pt. „Energy autonomy”, w której autor obserwowane u nas zjawiska w sektorze energetyki korporacyjnej ujmuje znacznie szerzej niż ja to zrobilem. Pisze bowiem: „...the faster conventional energy is depleted, the more its suppliers will relay on giving other mutual suport", czyli, że wraz z wyczerpywaniem się paliw kopalnych, dostawcy energii na ich bazujący zaczynają siebie coraz bardziej wspierać. Dodam, że "wspierać" przeciw nowym źródłom energii oraz, w zależności od sytuacji idąc za rządem (aby zarządy nie traciły pracy z przyczyn politycznych) albo też dyktując rządowi warunki – patrz negocjacje pakietu klimatycznego UE). Scheer miał na myśli szerszą konsolidację niż tą z czasów powstania (rządy PiS) moich pieszczochów (PGE, Tauron, Enion i wlasnie Energa) ale nie wiem czy wyobrażał sobie że ziści się hasło szersze typu „wszystkie wiodące firmy państwowe jednoczcie się” … w megakartel. W relacji Pulsu Biznesu (za CIRE) z Forum ekonomicznego w Krynicy pojawiła się taka informacja „pięć największych firm państwowych w tym między innymi PGE, PGNiG oraz PKN Orlen zamierzają ze sobą blisko współpracować”. Oprócz wymienionych firm z branży paliwowo-energetycznej, do grupy którą nieformalnie nazwano „Klub 5P” (5 państwowych przykladow postsocjalistycznego monopolu?)należą też państwowe "championy" finansowe: PKO BP i PZU. Ponoć „firmy postanowiły zastanowić się nad kolejnymi wspólnymi przedsięwzięciami”. Nawet że, póki co „uzgodniono „tylko”, że rozmowy dotyczyły między innymi współpracy głównie w zakresie mecenatu i o stworzeniu grupy zakupowej i wspólnym kupowaniu”. Po pierwsze nie widzę potrzeby, ale przede wszystkim budzi to we mnie poważne obawy co do skali dalszego „grilowania” mniejszych uczestnikow rynku poprzez np. blokowanie dostępu do sieci i rynku oraz (tu) finansów, w tym niezależnych (czy tacy są w RP?), potencjalnych (!) dostawców paliw i energii.
Nawiązując do ww. cytatów i poprzedniego wpisu, wyrażę nadzieję, że nie tylko nie wygra „polityka nad zdrowym rozsądkiem”, ale że w tym przypadku (czasami może być to też groźne) teoria ww. klasyków wygra jednak z praktyką polityczną. Nawet bowiem bieżąca chęć podratowania budżetu państwa dywidendami i szans wyborczych (przekazanym domniemanym w takich sytuacjach politycznym sponsoringiem i obiecanymi stanowiskami) nie powinny prowadzić do systematycznego skubania konsumentów energii i podatników . - czyli nb. budżetu, a program rozwoju energetyki jądrowej jest spolecznie i gospodarczo zdecydowanie za slabo uzasadniony aby dzialac w stanie wyzszej koniecznosci. Mam szczerą nadzieję, że to naprawdę ostatnie podrygi minionego systemu i ostatnie chwile cieszenia się przez niego, nie nazbyt dyskretnie „urokiem burżuazji” i jednocześnie „siły przewodniej”. Niech żyje Wolna Energa, chciało by się w rewolucyjnym uniesieniu krzyknąć :) i już bardziej poważnie - niezależny Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK). Przy okazji pozdrowienia dla niezlomnej Pani Krasnodębskiej-Tomkiel, prezes UOKiK, która z wyprzedzeniem obudzila spiacych jak zwykle w Polsce konsumentow i zmobilizowala przynajmniej niektorych do dzialania.
PS. W powyższym ogolnym wywodzie o zwiazkach dalszej konsolidacji w energetyce z OZE i ochrona konsumentow, proponuję pominać fakt, że przywoływany tu trochę złośliwie przeze mnie Pan Andrzej Cywik był wiceszefem poprzednika UOKiK, bo choc OZE powinny sie wpisywac najpelniej jak mozna w model ochorny konkurencji na rynku energii i szukac sojusznikow w organizacjach konsumenckich, to jednak nic nie zatąpi wymogu realnej znajomosci tego sektora przy opracowywaniu planow jego rozwoju.
czwartek, września 16, 2010
Kupno Energa przez PGE to też kolejny transfer publicznych zasobów na ATOM kosztem OZE i kolejne pole konfliktu
Poprawność polityczna i szkolne formułki sprawdzają się w poglądzie że „Polska potrzebuje wszystkich źródeł energii” . Blog „odnawialny” stara się nie wchodzić w obszary bardziej odległe od energetyki odnawialnej. Nie zawsze mu wszystko wychodzi, nieprzymierzając jak Kalinie Jędrusik, która wobec zarzutu spowiednika dot. sposobu jej życia towarzyskiego, zadając mu retoryczne pytanie: „Proszę księdza, a co ja jestem Jezus Chrystus?”. Odnawialny blog nie jest też świętoszkiem i, zgadzając się generalnie z tezą że potrzebujemy różnych źródeł energii, ostatnio czepia się i wcześniej czepiał się np. tutaj czy tutaj milutkiego, niewinnego oseska, ba, jeszcze nawet nienarodzonego, jakim jest w Polsce energetyka jądrowa. Odnawialny blog ma też na sumieniu (nie jest to bynajmniej powod do specjalnej dumy) krytykę matki (PGE) upragnionego i dobrze zapowiadającego się dziecka (niekwestionowanym ojcem jest tu rząd) i jej koleżanek (Tauron, Enion, Energa), ale na blogu i w dyskusji blogowej przeciwstawiane były sobie PGE i Energa, jeżeli chodzi o podejście do koncepcji rozwoju korporacji i miejsca w niej dla energetyki rozproszonej. Energa od strony deklaracji i np. ostatniej kampanii SmartEco, przynajmniej teoretycznie, do swojego modelu biznesowego energetyki rozproszonej (decentralizacja wytwarzania) i inteligentnej (tu nietety nic poza licznikami z możliwością zdalnego odczytu nie dostrzegłem) próbowała wprowadzić OZE. Patrząc na nieco abstrakcyjną (dla klienta) ofertę miałem wątpliwości czy to tylko PR przed prywatyzacją, ale generalnie można było to przyjąć jako dobrą monetę i za trochę powiedzieć ”sprawdzam”.
Ostatnia stricte polityczna decyzja rządu o „sprzedaży”, pomimo ostrzeżeń UOKiK, grupy Energa w ręce maga grupy PGE, pod hasłem ... dalszych ułatwień w realizacji programu budowy energetyki jądrowej, w zasadzie skazuje ide takie jak SmartEco, nawet jeżeli to był tylko PR, na niebyt. Oznacza to też, że z rynku ubędzie trochę środków na inwestycje OZE, a przybędzie zasobów (infrastrukturalnych i organizacyjnych ale też finansowych, w postaci np. zwiększonej zdolności kredytowej) na inwestycje w energetykę jądrową. Mało tego, budowie programu energetyki jądrowej sprzyjać będzie też to, że odbiorcy energii obsługiwani w przyszłości przez nowego giganta nie będą mieli praktycznej możliwości zmiany (z pewnością z powodu budowy elektrowni jądrowych jeszcze bardziej drogiego) sprzedawcy energii i także w ten sposób „opodatkowany dodatkowym monopolem” cały naród będzie budował elektrownie jądrowe i w "atomowych taryfach" splacal zaciagniete kredyty. Jak za "dobrych czasów" socjalizmu i poprzedniej próby budowy elektrowni jądrowej w Żarnowcu w latach 80-tych.
Za całkowicie nielogiczną uważam wypowiedź Ministra Grada mówiącego że w efekcie przejęcia Energii przez PGE, odbiorcy energii mogą liczyć na ... niższe ceny prądu, bo jeżeli „polskie” (podkr. aut.) podmioty będą w stanie zrealizować inwestycje w nowe moce wytwórcze, to będzie więcej prądu, a jak będzie więcej prądu, to będą niższe ceny” . Nie traktuję też poważnie zapowiedzi Ministra, który chcąc uspokoić pomorskich polityków zaniepokojonych zniknięciem jednej z największych firm regionu, powiedział, że Energa zachowa swoją siedzibę i odrębność organizacyjną, PGE ma też zainwestować w nią 5 mld zł i wprowadzić jej akcje na giełdę”. Moim zdaniem nie tylko na wchlonieciu grupy Energa przez PGE, ale i na calej koncepcji budowy na Pomorzu (tak zasobnym w odnawialne zasoby energii) elektrowni jądrowej (jadrowych) region tylko bedzie tracil. Nie miejsce tu na rozwodzenie sie na ten temat, odsylam tylko do materialów z jednego seminariów IEO na ten temat. Co do "korzysci z siedziby", to zbytnią trywialnocią byloby tez powolywanie sie na zapowiedzi PGE z czasow konsolidacji i planowania swojej siedziby w Lublinie. Smiem jednak twierdzić, że Energa sama mogłaby się bowiem wprowadzić na giełdę i nawet z bardziej atrakcyjna ofertą i bardziej atrakcyjnym wizerunkiem. A skoro ma być zachowana rzekomo odrębność organizacyjna, to polaczenie tylko zwiększy koszty a nic nie wniesie, ani rozwiązań organizacyjnych ani nowych technologii, etc.
Zainteresowanych ogólną analizą sytuacji po decyzji rządu odsyłam do krótkiego i moim zdaniem b. dobrego artykułu Konrada Niklewicza i Rafała Zasunia „Rząd na prąd”.
Wracając do OZE, to nie mam pewnosci na ile silna w sektorze energetyki odnawialnej jest świadomości faworyzowania przez rząd energetyki jądrowej kosztem OZE i wypaczania idei Pakietu klimatycznego UE wspartego na dyrektywie 2009/28/WE a nie na programach budowy elektrowni jądrowych, ale moim zdaniem tu już na spokojną argumentację nie ma czasu. Red. Niklewicz i Zasuń, komentując sam fakt sprzedaży jednej państwowej grupy innej, stwierdzili: „w starciu logiki z polityką zazwyczaj, niestety, wygrywa ta ostatnia”. Biorąc pod uwagę jak kontrowersyjnie i niesprawiedliwie rząd prowadzi sprawy OZE i ATOMU, dodam że to stwierdzenie może mieć zastosowanie też do moim zdaniem nieuchronnej konfrontacji energetyki jądrowej i odnawialnej w walce o te same, będące w ręku rządu i przedsiębiorstw energetycznych, zasoby. Warto mieć swiadomosć, że pomimo pakietu klimatycznego i jasnej strategii UE w sprawie OZE, w Polsce logika i ekonomika mogą przegrać z polityką po raz kolejny.
Ostatnia stricte polityczna decyzja rządu o „sprzedaży”, pomimo ostrzeżeń UOKiK, grupy Energa w ręce maga grupy PGE, pod hasłem ... dalszych ułatwień w realizacji programu budowy energetyki jądrowej, w zasadzie skazuje ide takie jak SmartEco, nawet jeżeli to był tylko PR, na niebyt. Oznacza to też, że z rynku ubędzie trochę środków na inwestycje OZE, a przybędzie zasobów (infrastrukturalnych i organizacyjnych ale też finansowych, w postaci np. zwiększonej zdolności kredytowej) na inwestycje w energetykę jądrową. Mało tego, budowie programu energetyki jądrowej sprzyjać będzie też to, że odbiorcy energii obsługiwani w przyszłości przez nowego giganta nie będą mieli praktycznej możliwości zmiany (z pewnością z powodu budowy elektrowni jądrowych jeszcze bardziej drogiego) sprzedawcy energii i także w ten sposób „opodatkowany dodatkowym monopolem” cały naród będzie budował elektrownie jądrowe i w "atomowych taryfach" splacal zaciagniete kredyty. Jak za "dobrych czasów" socjalizmu i poprzedniej próby budowy elektrowni jądrowej w Żarnowcu w latach 80-tych.
Za całkowicie nielogiczną uważam wypowiedź Ministra Grada mówiącego że w efekcie przejęcia Energii przez PGE, odbiorcy energii mogą liczyć na ... niższe ceny prądu, bo jeżeli „polskie” (podkr. aut.) podmioty będą w stanie zrealizować inwestycje w nowe moce wytwórcze, to będzie więcej prądu, a jak będzie więcej prądu, to będą niższe ceny” . Nie traktuję też poważnie zapowiedzi Ministra, który chcąc uspokoić pomorskich polityków zaniepokojonych zniknięciem jednej z największych firm regionu, powiedział, że Energa zachowa swoją siedzibę i odrębność organizacyjną, PGE ma też zainwestować w nią 5 mld zł i wprowadzić jej akcje na giełdę”. Moim zdaniem nie tylko na wchlonieciu grupy Energa przez PGE, ale i na calej koncepcji budowy na Pomorzu (tak zasobnym w odnawialne zasoby energii) elektrowni jądrowej (jadrowych) region tylko bedzie tracil. Nie miejsce tu na rozwodzenie sie na ten temat, odsylam tylko do materialów z jednego seminariów IEO na ten temat. Co do "korzysci z siedziby", to zbytnią trywialnocią byloby tez powolywanie sie na zapowiedzi PGE z czasow konsolidacji i planowania swojej siedziby w Lublinie. Smiem jednak twierdzić, że Energa sama mogłaby się bowiem wprowadzić na giełdę i nawet z bardziej atrakcyjna ofertą i bardziej atrakcyjnym wizerunkiem. A skoro ma być zachowana rzekomo odrębność organizacyjna, to polaczenie tylko zwiększy koszty a nic nie wniesie, ani rozwiązań organizacyjnych ani nowych technologii, etc.
Zainteresowanych ogólną analizą sytuacji po decyzji rządu odsyłam do krótkiego i moim zdaniem b. dobrego artykułu Konrada Niklewicza i Rafała Zasunia „Rząd na prąd”.
Wracając do OZE, to nie mam pewnosci na ile silna w sektorze energetyki odnawialnej jest świadomości faworyzowania przez rząd energetyki jądrowej kosztem OZE i wypaczania idei Pakietu klimatycznego UE wspartego na dyrektywie 2009/28/WE a nie na programach budowy elektrowni jądrowych, ale moim zdaniem tu już na spokojną argumentację nie ma czasu. Red. Niklewicz i Zasuń, komentując sam fakt sprzedaży jednej państwowej grupy innej, stwierdzili: „w starciu logiki z polityką zazwyczaj, niestety, wygrywa ta ostatnia”. Biorąc pod uwagę jak kontrowersyjnie i niesprawiedliwie rząd prowadzi sprawy OZE i ATOMU, dodam że to stwierdzenie może mieć zastosowanie też do moim zdaniem nieuchronnej konfrontacji energetyki jądrowej i odnawialnej w walce o te same, będące w ręku rządu i przedsiębiorstw energetycznych, zasoby. Warto mieć swiadomosć, że pomimo pakietu klimatycznego i jasnej strategii UE w sprawie OZE, w Polsce logika i ekonomika mogą przegrać z polityką po raz kolejny.