Patrząc wstecz na kończący się 2009 r. wróciłem do wpisu na odnawialnym rok temu, kiedy to się mądrzyłem jaki to dla OZE (już wtedy w kontekście klimatycznym) był 2008 r. i snułem mętne wizje na 2009 r.; że będzie spokojniej i bardziej normalnie i że na początku 2010 r. więcej będziemy wiedzieli w jakim kierunku pójdzie energetyka a z nią OZE i że Ameryka przejmie pałeczkę od zmęczonej wewnętrznymi rozgrywkami UE w proekologicznej i innowacyjnej przemianie światowej energetyki. Na całej linii było akurat odwrotnie; dalej żyliśmy „w ciekawych czasach” i dalej nic się nie wyjaśniło. Tylko, zgodnie z przepowiednią, Ameryka na koniec COP-15 przejęła rzeczywiście inicjatywę (zresztą razem z Chinami) ale poszło to i tak zdecydowanie w innym kierunku niż sobie wyobrażałem.
Nie wiadomo do końca czy przyczyną rozmywania się spraw związanych z OZE i klimatem jest niechęć polityków do przekonywania wyborców do ponoszenia kosztów czy zbyt mała presja społeczeństwa obywatelskiego na podjecie spraw ważnych, jeżeli nawet są to sprawy trudne. Zachowawczymi politykami zajmowałem się wystarczająco dużo w ciągu całego roku- jałowa to robota :). Na koniec roku zadedykuję rządowi zasłyszany dowcip, niezbyt wyszukany, bo choć się starał, to w tym roku tylko na taki sobie zaslużył: „Tej zimy rachunki za ogrzewanie są najwyższe od pięciu lat, ale rząd wie jak temu zaradzić. Jego plan to globalne ocieplenie”…. Wcześniej amerykański komik Joy Leno adresował podobny dowcip do Georga Busha i chyba pomogło :).
Na tle powszechnej miałkości politycznych inicjatyw (lub ich braku) wspomnę tylko na prof. Macieja Nowickiego, który po dwu latach posługi jako Minister Środowiska – musiał się pewnie nieźle namęczyć rozpięty pomiędzy interesami PO i PSL – podał się do dymisji i który mimo wszystko do końca zachował niezależność, otwarty umysł i klasę.
Tym razem wspomnę szerzej na tę drugą stronę -pozarządową. Wiele ze sprzecznych sygnałów dla społeczeństwa, rozmywających problem i karmiących je ułudą przyszło ze strony mediów. OZE i sprawy klimatyczne przeszły ze szpalt naukowych, ekologicznych do działów gospodarczych, wrażliwych na potrzeby wielkiego biznesu i żyjących z reklam np. wielkiej energetyki, która choć sprzedaje się jako „zielona” to postrzega w OZE i wyzwania klimatycze jako najpoważniejsze zagrożenie dla swoich interesów, a to rodzi nie tylko skutki medialne i polityczne.
Niezwykle ważne są zatem niezależne ośrodki informacji i kompetencji w sprawach OZE i klimatycznych, w których w Polsce szczególnie brakuje. W tym, ważne są wspierające innowacyjne myślenie blogi i portale internetowe, bo ta drogą najtaniej i najszybciej można dotrzeć do odbiorców. To katalizator wiedzy, innowacyjności i pożądanych zmian społecznych (bez tego politycy będą czekać do czasu aż naprawdę wydarzy się coś dramatycznego). Zrobiłem mały przegląd linków ze strony „odnawialnego” i nieco je wzbogaciłem.
Warto podkreślić że z dotychczasowych linków poświeconych OZE w dobrej formie jest Blog Solaris – konsekwentnie i regularnie podejmuje praktyczne tematy i rozprawia się z niekompetencją. Blog Kocham Czytać daje o sobie znać nieregularnie, ale to doskonałe miejsce na szersze refleksję z szerzej perspektywy. Trochę mniej aktywny jest Blog ProEko, ale rozumiem, że jest to związane z powołaniem pierwszego radia „odnawialnego”, do którego pozwoliłem sobie umieścić stały link, bo to w Polsce chyba pierwsza tego typu próba -powodzenia. Dodałem link do Blogu Energetyczno-Paliwowego, który coraz częściej pisze o OZE, w tym celnie o biogazie (nowy, ważny i trudny temat).
Można jeszcze doszukać się kilkunastu blogów piszących czasami o OZE, ale to bardzo słabe wyniki jak na skalę problemu. Szkoda, że zamilkł blog Energooszczędność. Ogólnie brakuje blogów i stron internetowych poświęconych efektywności energetycznej, a wydaje mi się, że obecne pomysły na poprawę energooszczędności albo nie są wdrażane, albo są z innej epoki (gdy ceny energii były oderwane niemalże całkowicie od prawa wartości) i tu krytyczne spojrzenie by się bardzo przydało.
Zdecydowałem też dodać kilka linków poświeconych stricte sprawom klimatycznym. Prawdopodobnie, w dobie narastającej i często świadomej dezinformacji w tym zakresie, najlepszym źródłem informacji w ostatnim roku okazał się portal ChronmyKlimat.pl , poruszający też chętnie problematykę energetyczną i OZE. Portal utworzony przez Instytut na rzecz Ekorozwoju prezentuje stanowiska zbliżone do Koalicji Klimatycznej. Tu dygresja. W czerwcu 2002 roku byłem w Kazimierzu Dolnym gościem zjazdu założycielskiego Koalicji. Wtedy OZE były brane pod uwagę jako jeden z ważnych kierunków dzialania; np. taki fragment z ówczesnej propozycja działań: „Przeprowadzenie wspólnych spotkań z wybranymi grupami/organizacjami/ instytucjami co do pozyskania ich na rzecz aktywnej polityki klimatycznej (np. stowarzyszenia branżowe OŹE …)”. To jest dalej aktualny postulat, głownie dlatego, że środowiska OZE trochę zapomniały że ich najważniejszą i powszechnie uznaną misją jest właśnie ich pozytywny wpływ na klimat. Przyznam, że nie sądziłem wtedy że Koalicja będzie aż tak potrzebna w Polsce, bo nie wierzyłem, że horyzonty kolejnych rządów będą tak ograniczone, a postawy wobec problemów zmian klimaty pasywne, czy wręcz negatywne. Gdyby nie Koalicja obecnie byłoby znacznie mniej okazji do refleksji i uczciwej debaty w tych kwestiach.
Choć o OZE nie pisze to nie mogę nie podkreślić olbrzymiej pracy i niezwykle ważnej roli jaką w dbacie klimatycznej w ostatnim roku odegrał Blog Doskonale Szare, walcząc niestrudzenie z głupotą, niekompetencję i chodzeniem „w zaparte” w sprawie zmian klimatu dziennikarzy i niektórych przedstawicieli środowisk naukowych (na szczęście jest ich niewielu, zazwyczaj z obszarów z klimatem mającymi mało wspólnego, choć trzeba przyznać że są głośni). Doskonale Szare to tęgi umysł i dobre pióro.
Celowo ograniczam się tylko do skromnych krajowych zasobów internetu, ale wobec braku ewidentnych sukcesów energetyki odnawialnej i polityki klimatycznej, te nieliczne jeszcze blogi i portale są bardzo pozytywnym dorobkiem 2009 r. i symptomem rosnącego społecznego zaangażowania w ważne sprawy. Jeżeli czytelnicy odnawialnego mogą zarekomendować inne strony internetowe zajmujące regularne stanowiska wobec OZE, uprzejmie proszę o linki w komentarzach.
Kończąc ostatni wpis ‘2009 dla kronikarskiego porządku dodam, że to rok w którym weszły w życie Traktat Lizboński (nie było o tym wzmianki na odnawialnym)i dyrektywa 2009/28/WE o promocji stosowania odnawialnych źródeł energii (było dużo, ale ciągle nie wiemy co z niej w praktyce wyniknie dla Polski) .
Nie sądzę aby wiele osób przeczytało :) Traktat Lizboński, który w Polce obowiązuje od chwili ogłoszenia w Dzienniku Ustaw (nr 203, poz. 1569), co nastąpiło 2 grudnia 2009. Dlatego przytoczę te wybrane zapisy dokumentu, które przy dalszym tworzeniu prawa UE mogą być (?) dla OZE w Polsce szczególnie ważne. Np. w preambule: Unia (…) działa na rzecz trwałego rozwoju Europy, którego podstawą jest (…) wysoki poziom ochrony i poprawa jakości środowiska naturalnego. W art. 174 poświeconemu środowisku naturalnemu jest rozwinięcie tej myśli: celem UE jest „(…) promowania na płaszczyźnie międzynarodowej środków zmierzających (…) w szczególności zwalczania zmian klimatu.”; W art. 176a poświęconemu energetyce jest taki zapis: „w ramach (…) poprawy środowiska naturalnego, polityka Unii w dziedzinie energetyki ma na celu „(…) wspieranie efektywności energetycznej i oszczędności energii, jak również rozwoju nowych i odnawialnych form energii oraz (….) wspieranie wzajemnych połączeń między sieciami energii”. I dalej: „Bez uszczerbku dla stosowania innych postanowień Traktatów, Parlament Europejski i Rada, stanowiąc zgodnie ze zwykłą procedurą prawodawczą, ustanawiają środki niezbędne do osiągnięcia ww. celów” ale dalej jednak są pewne ograniczenia „ (… o ile nie naruszają one prawa Państwa Członkowskiego do określania warunków wykorzystania jego zasobów energetycznych, wyboru między różnymi źródłami energii i ogólnej struktury jego zaopatrzenia w energię. Oraz: „(…) na zasadzie odstępstwa od ww. ustępu Rada, stanowiąc zgodnie ze specjalną procedurą prawodawczą, jednomyślnie i po konsultacji z Parlamentem Europejskim, ustanawia środki, o których mowa w tym ustępie, jeżeli mają one głównie charakter fiskalny.” Streścić to można tak: ochrona środowiska, OZE i energetyka w ogóle zyskały w UE na znaczeniu („znacznie traktatowe”) ale staje się to przedmiotem skomplikowanych uzgodnień (podziału kompetencji) pomiędzy krajami i instytucjami UE. Nawet przy wprowadzonym Traktatem większościowym systemie głosowania/podejmowania decyzji, uzgodnienia w sprawach energii będą zapewne jak dotychczas męczące a samo ich obserwowanie może być dalej źródłem zgorszenia :). Ale w tym wszystkim jest jeden KONKRET i można sobie np. wyobrazić szybsze i aktywniejsze korzystanie z instrumentów podatkowych (wspólny rynek to kompetencja KE, która w tym zakresie dostała instrument). Może to czas na ekologiczną reformę podatkową i powszechny podatek węglowy. Oczywiście nie wspominam o tym jako o dodatkowym obciążeniu, ale jako o formie substytucji np. obecnego ETS i ograniczenia pazerności fiskusa jeśli chodzi o podatki dochodowe. Pewnie szybko, może już w 2010 r., staniemy się świadkami drobnej rewolucji w zakresie podatków energetycznych…
W tej zagmatwanej sytuacji dobrze że OZE mają swoją znacznie bardziej konkretną i wymagającą zarazem dyrektywę o promocji OZE, która weszła w życie 25 czerwca. Zgodnie z wytycznymi Komisji Europejskiej z 30 czerwca rządy przygotowują „Plany działań na rzez odnawialnych źródeł energii do 2020 r.” (tzw. „Action plans”). Ostateczne wersje rządowe Action plans muszą być znane do końca czerwca 2010 r. Ale założenia do „Action plans” powinny być przesłane przez rządy do Komisji Europejskiej do 31 grudnia i już 1 stycznia 2010 r. (najdalej w pierwszych dniach Nowego Roku) powinnyśmy zobaczyć co też kraje członkowskie UE, w tym Polska, wstępnie proponują na tzw. „platformie przejrzystości” Komisji Europejskiej(tu są też linki związane). Tym tematem odnawialny blog będzie się szczególnie interesował w 2010 r.
Wszystkim czytelnikom odnawialnego i autorom oraz komentatorom innych pokrewnych blogów i portali życzę pomyślności w Nowym Roku.
odnawialne źródła energii - aktualne komentarze i doniesienia na temat polityki, prawa, nowych technologii i rynku energetyki odnawialnej. historia oze w Polsce współtworzona i opisywana nieprzerwanie od 2007 roku, już w ponad 200 artykułach
niedziela, grudnia 27, 2009
sobota, grudnia 19, 2009
Kac po Kopenhadze: czy to się leczy?
W świetle dotychczasowych wypowiedzi różnych osób w mediach i przedstawicieli rządu można odnieść wrażenie że więcej niż połowa obywateli RP powinna dzisiaj szaleć ze szczęścia. Długi i meczący Szczyt Klimatyczny ONZ w Kopenhadze w zasadzie zakończył się fiaskiem, UE nie podniosła własnego celu redukcji emisji gazów cieplarnianych z 20% do 30%, a w zasadzie – po fiasku „Kopenhagi” można oczekiwać także „ odwrotowych dzialań" także w Brukseli, gdzie pewnie przeniesie się debata klimatyczna i gdzie trzeba będzie leczyć kaca moralnego. Nie można wykluczyć, że będzie to brutalne ”leczenie klinem”. Zgodnie z sugestiami naszych polityków tego formatu co prof. Buzek – np. wywiad dla Rzeczpospolitej - „Jak się nie dogadamy (w Kopenhadze) to powstaje pytanie, czy odejść od naszego pakietu klimatycznego, czy nie. Ja postuluję, żeby się nad tym zastanowić: albo trzymać się unijnych zobowiązań, albo jeszcze trochę złagodzić”….
Debata kopenhaska wyzwoliła demony niewiedzy (jakoś ciężko byłoby pisać – „ciemnoty”) i egoizmu branżowego i narodowego i dlatego po takim „sukcesie” pewnej (nie przeceniajac tez samej skali poparcia społecznego dla tego sukcesu) trudno się cieszyć nawet „zwycięzcom”, bo moralnie (pomijam skutki rzeczowe/materialne) wszyscy jesteśmy przegranymi. Egoizm i krótkowzroczność natury ludzkiej trzymają się dobrze, nie tylko -ale też -nad Wisłą. I czy to w ogóle się leczy i w jakich środowiskach to może być uleczalne ? Ważne aby to leczyć, bo temat zmian klimatycznych (tak jak i obecny kac morlany) nieprzeminie sam i niestety na dlugo pozostnie w orbicie zainteresowań calego swiata, dzieląc ludzi takze na madrych i glupich.
Może już parę przykładów demonów ujawnionych w ostatnich dniach debaty kopenhaskiej w mediach. Skoro zacząłem od Rzeczpospolitej, kilka przywołań z tego dziennika, który zresztą regularnie informował o Kopenhadze, ale też w dość specyficzny sposób dobierał komentarze lub artykuły mające związek z tematem. Przywołam parę tekstów aby zilustrować miałkość, ale też egoizmy partyjne czy branżowe wspierane wielce wątpliwej jakości argumentami. Zostawię na chwilę :) w spokoju rząd, którym się zajmowałem w poprzednim wpisie i który mam nadzieję, ma choćby małego kaca po tym, jak nie zrozumiał o co w tym do końca chodzi i jak nie wyczuł że z pewnością spora cześć obywateli chce być mimo wszystko „w porządku” wobec innych. Podam dla równowagi inny przykład z gatunku egoizmu partyjnego po stronie obecnej opozycji parlamentarnej, która teoretycznie powinna wywierać na rząd presję w kierunku mniej egoistycznych zachowań, w szczególności dbać o promowanie zasad chrześcijańskich. Zacznę może nazbyt koniunkturalnie od odwołania do znanego już noworocznego ekologicznego orędzia Benedykta XVI, w którym pisze: „ Czy możemy patrzeć obojętnie na problemy związane z takimi zjawiskami, jak: zmiany klimatyczne, pustynnienie, degradacja i utrata produktywności rozległych obszarów rolnych, zanikanie różnorodności biologicznej, wzrost katastrof naturalnych, deforestacja regionów równikowych i tropikalnych? Czy możemy zapomnieć o rosnącym zjawisku, jakim są tzw. uchodźcy ekologiczni - osoby, które ze względu na zniszczenie środowiska muszą je opuścić?". Wedle Papieża "każda decyzja ekonomiczna ma konsekwencje o charakterze moralnym - musi również bardziej szanować środowisko", a rządy poszczególnych państw powinny przeciwstawiać się "wykorzystywaniu środowiska w sposób, który jest dla niego szkodliwy”. Pomimo jasnego stanowiska Kosciola, prominentny członek PiS, były minister środowiska i w swoim czasie szef Konwencji Klimatycznej (!), prof. Jan Szyszko mówi że … „Klimat się zmienia bez człowieka”. Roszczeniowość w wypowiedzi Pana Ministra wobec środowiska - abyśmy jego kosztem mogli się "rozwijać" - też kosztem innych i na krótką metę, oczywiście - przekracza moim zdaniem przyjęte standardy w krajach cywilizowanych i przesiąkniętych duchem chrześcijaństwa. Jest to zgodne z rozpoznanym przez PIS (czy dobrze?) stanem świadomości elektoratu, nawet jak trudno to pogodzić z domaganiem się ze strony srrodowisk wspierających PiS dużych kwot od podatnikow (takze z UE) na geotermię. „Kali mieć, Kali chcieć”... Tu zamiast leczenia dobre skutki moze tez przyniesc edukacja.
Jeżeli chodzi o interesy branżowe to zwrócił moją uwagę artykuł pod tytułem „Ochrona przyrody źle wpływa na wycenę energetyki” . Chodzi tu de facto o "ochrone klimatu..." a dokladnie o prywatyzację i wartość giełdową naszych „championów” energetycznych. Nie chodzi tu bynajmniej o odpowiednią do wartości wycenę energetyki zielonej, naszych odnawialnych zasobów energetycznych i innych wielkich atutów - aktywów, jakie w tym zakresie mamy. Chodzi o korporacyjny i wybitnie krótkookresowy efekt i przerzucenie kosztów i ryzyka na społeczeństwo. Biorąc pod uwagę tylko te wewntrzkrajowe (wszak w świetle sukcesu „kopenhaskiego” innymi się nie interesujemy), do kosztów zaliczyć tu trzeba przyszłych odbiorców energii i udziałowców (tworzona jest spirala kredytow - bańka zadłużenia „emisyjności”) ale też mieszkańców naszego kraju żyjących ciągle w wielu strefach w których jakość powietrza stanowi zagrożenia dla ich zdrowia, tylko dlatego, że ... nie mogą oni jeszcze skorzystać z pelnej ochrony prawnej UE. Np., na prośbę rządu RP dyrektywa w sprawie jakości powietrza z 2008 r. (tzw. CAFE) umożliwiła Polsce przedłużenie okresu dostosowania do normy w zakresie pylu PM10) i do normy w zakresie NO2 i benzenu (najpóźniej do 2015 r.), pod określonymi warunkami. Komisja Europejska, zdaniem Prof. Szyszko działająca zdaniem wiekszosci politykow zazwyczaj wbrew interesom naszego narodu (tak jakby zasmrodzony naród nie chcial mieć czystego powietrza), podjęła właśnie decyzje dotycząca łącznie 97 stref lub aglomeracji w odniesieniu takze do Polski o przedłużenie terminów dostosowania do unijnych przepisów w tej dziedzinie. W decyzjach Komisji zatwierdzono przedłużenie terminów w odniesieniu do PM10 w pięciu strefach, w których dokonuje się oceny jakości powietrza w Polsce i odrzucono wszystkie pozostałe wnioski. Na chwilę (ale tylko na chwilę :) przyjmijmy ze antropogenicznego globalnego ocieplenia nie ma, ale też widać że mała grupa intresariuszy przerzuca ukryte koszty (leczenia naszych rodaków, utraty statystycznej kilku lat życia, zakwaszenia lasów, gleb itd.) na innych. Ten sam mechanizm dotyczyłby np. wylewania fekaliów i wyrzucania odpadów stałych z naszego gospodarstwa na posesję sąsiada. Faktem jest, że koszty po naszej stronie byłyby znacznie niższe niż regularne płacenie za utylizację odpadów, czasami tylko przy niekorzystnych wiatrach trochę by się nam oberwało rykoszetem (po 10 latach takich praktyk nie dało by się pewnie żyć, ale wtedy byśmy się starali gdzieś przeprowadzić). Analogia jest mało wyszukana, ale jak inaczej można walczyć z postawami egoistycznymi w sytuacjach gdzie egoizm przynosi wymierne ale tylko dla pewnej grupy i krótkotrwale zyski ? Sadze że tu edukacja nie pomoze, tu trzeba przebudowy podstaw spolecznych rozwoju przemyslu i ponownego okreslenia jego miejsca na wolnym, liberalnym rynku.
Polityczne i branżowe egoizmy i partykularyzmy, w tym praktyki monopolistyczne przerzucanie kosztów na innych i czerpania watpliwych moralnie zyskow powinny w szczególności być napiętnowane przez liberałów do których należy większość przedstawicieli biznesu. Trudno obecnie tego wymagać od tradycyjnych monopoli energetycznych, nie widać też cienia zrozumienia dla sytuacji wśród (liberalnych) ekpsertow i publicystów gospodarczych. Ale w związku z 20-leciem ogłoszenia pakietu reform „Balcerowicza” z ciekawością przejrzałem cykl ciekawych artykułów na ten temat, tym razem w Wyborczej, oraz wywiad z samych głównym bohaterem tamtych czasów – prof. Leszkiem Balcerowiczem, zwracając uwagę na te z jego tez które mają lub mogłyby mieć związek z polityką klimatyczną. Balcerowicz, jako sztandarowy reformator, który ze swoją reformą, prawie jak Al Gore z „niewygodną prawdą”, pojawił się w sytuacji zagrożenia, mówi teraz o taktyce dzialań: „Stopniowe albo fragmentaryczne zmiany nic by nie dały m.in. dlatego, że nie przełamałyby inercji starego systemu. Ludzie szybciej zmieniają swoje postawy, jeśli zderzą się ze zmianami, które uznają za nieodwracalne - "podoba mi się czy nie - muszę się dostosować". Gdyby reforma pełzała, ludzie machnęliby ręką: "co się będę zmieniał, jakoś przeżyję". To moim zdaniem pasuję także do kontekstu, jak dotychczas, nieskutecznych zmagań klimatycznych, gdzie chodzi o masę krytyczną i wnioski z tak sformułowanej tezy mogłyby by być uzasadnieniem do wsparcia dążeń na rzecz uwzględnienia kosztów klimatycznych w biznesie. Dalej mówi: „w polityce jest zawsze trochę demagogów grających na emocjach ludzi niezorientowanych. Rzucają nośne hasła, że to się sprzeda za tanio, tamto to nasze srebra rodowe, albo coś jest "strategiczne". Co to w ogóle znaczy? Dlaczego miedź czy węgiel mają być "strategiczne"? Są etatystyczne przesądy rodem z Ameryki Łacińskiej, albo też tu chodzi o polityczne interesy - o poparcie związków zawodowych, o możliwość obsadzania stanowisk swoimi kolegami i stronnikami”. Dodaje, że powinniśmy: mobilizować się nie tylko przed wyborami, ale i pomiędzy. A poza tym trzeba to robić w zorganizowany sposób...." i podaje przyklad założonego przez siebie w 2007 r. Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR).
Cenię odwagę i niezaleznosć myslenia Balcerowicza, na odnawialnym przywolywane byly parę razy niekótore jego wypowiedzi (czekam jak po 20 latach zaproponuje cos bardziej dostosowanego do obecnych wyzwań). Zerknąłem co też "jego" Forum pisze w sprawie zmian klimatycznych i polityki ochrony środowiska, aby przyjrzeć się czy jego podejście do gospodarki może stanowić punkt wyjścia do popatrzenia na zapobieganie emisjom zanieczyszczeń i zmianom klimatycznym jako słuszną społecznie i gospodarczo inwestycję. W dziale FOR „Pogromca mitów” przeczytałem jak FOR "rozprawia się" z mitem o „wpływie wzrosty gospodarczego na ochronę środowiska”. Wnioski ze zmagania się FOR z mitem są takie: „Państwo może korzystnie oddziaływać na środowisko naturalne prowadząc odpowiednie działania, takie jak stosowanie podatków od zanieczyszczeń (n.b. nawet się ucieszyłem ze nie znalazłem tu w pozytywnym kontekście przedstawionego handlu emisjami - kom. odnawialnego), promowanie rozwoju świadomości ekologicznej czy ochronę prawa własności do zasobów. Państwo może też powstrzymać się od stosowania niekorzystnych dla środowiska środków, takich jak wypaczające rynek subsydia lub różnego rodzaju bariery zniechęcające do rozwoju nowych technologii”.
To pozytywne i choć generalnie z wywodu pachnie że najpierw musimy nasmrodzić aby potem posprzątać (lub aby inni to musieli robić) ale być może niektórzy liberałowie już uznali, że wystarczająco dużo nasmrodziliśmy i też mają kaca?
Źle to świadczy o naszym stanie świadomości, jeżeli w Polsce, pośród rożnych środowisk, szukam wsparcie dla odpowiedzialnej polityki klimatycznej w Balcerowiczu, ale może w celu przekonania środowisk gospodarczych (moze tych mniej zatwardziałych) tak trzeba? Sądzę, że emisja w skali globu dziesiątków miliardów ton CO2 i setek milionów ton w skali naszego kraju, nie ujętej w kosztach księgowych, jest nie tylko nie do zaakceptowania przez środowisko naturalne, ale też przez naszą gospodarkę i zwykle poczucie przyzwoitości.
Jeżeli nie działają argumenty moralne (a odpowiedzialny biznes jest jedynie chwytem marketingowym), to teraz ja dodam - cyniczne (!), że powinnyśmy to zrobić także dla zdrowia i konkurencyjności naszej gospodarki, bo zostaniemy w tyle tak, jak przywoływane przez Balcerowicza Ukraina, Białoruś czy nawet Rumunia i Bułgaria, które 20 lat temu uznały że świat się nie zmieni, że nie będą ponosić kosztów i "pełzając zamiast biec" pozostały na długo skansenem. Czy w sprawach ochrony klimatu i nieuchronnej potrzeby budowy gospodarki niskowęglowej dalej będziemy rżnąć głupa i dziada, i być przy okazji rozbójnikiem klimatycznym i chamem ryzykującym odrzucenie ze strony innych. Czy też stając się o wiele bardziej niż dotychczas wrażliwymi na innych, sami damy sobie szanse na to aby stać się o wiele bogatszymi? Jak już inaczej nie można, bądźmy zatem nawet egoistami, byle nie głupcami.
Debata kopenhaska wyzwoliła demony niewiedzy (jakoś ciężko byłoby pisać – „ciemnoty”) i egoizmu branżowego i narodowego i dlatego po takim „sukcesie” pewnej (nie przeceniajac tez samej skali poparcia społecznego dla tego sukcesu) trudno się cieszyć nawet „zwycięzcom”, bo moralnie (pomijam skutki rzeczowe/materialne) wszyscy jesteśmy przegranymi. Egoizm i krótkowzroczność natury ludzkiej trzymają się dobrze, nie tylko -ale też -nad Wisłą. I czy to w ogóle się leczy i w jakich środowiskach to może być uleczalne ? Ważne aby to leczyć, bo temat zmian klimatycznych (tak jak i obecny kac morlany) nieprzeminie sam i niestety na dlugo pozostnie w orbicie zainteresowań calego swiata, dzieląc ludzi takze na madrych i glupich.
Może już parę przykładów demonów ujawnionych w ostatnich dniach debaty kopenhaskiej w mediach. Skoro zacząłem od Rzeczpospolitej, kilka przywołań z tego dziennika, który zresztą regularnie informował o Kopenhadze, ale też w dość specyficzny sposób dobierał komentarze lub artykuły mające związek z tematem. Przywołam parę tekstów aby zilustrować miałkość, ale też egoizmy partyjne czy branżowe wspierane wielce wątpliwej jakości argumentami. Zostawię na chwilę :) w spokoju rząd, którym się zajmowałem w poprzednim wpisie i który mam nadzieję, ma choćby małego kaca po tym, jak nie zrozumiał o co w tym do końca chodzi i jak nie wyczuł że z pewnością spora cześć obywateli chce być mimo wszystko „w porządku” wobec innych. Podam dla równowagi inny przykład z gatunku egoizmu partyjnego po stronie obecnej opozycji parlamentarnej, która teoretycznie powinna wywierać na rząd presję w kierunku mniej egoistycznych zachowań, w szczególności dbać o promowanie zasad chrześcijańskich. Zacznę może nazbyt koniunkturalnie od odwołania do znanego już noworocznego ekologicznego orędzia Benedykta XVI, w którym pisze: „ Czy możemy patrzeć obojętnie na problemy związane z takimi zjawiskami, jak: zmiany klimatyczne, pustynnienie, degradacja i utrata produktywności rozległych obszarów rolnych, zanikanie różnorodności biologicznej, wzrost katastrof naturalnych, deforestacja regionów równikowych i tropikalnych? Czy możemy zapomnieć o rosnącym zjawisku, jakim są tzw. uchodźcy ekologiczni - osoby, które ze względu na zniszczenie środowiska muszą je opuścić?". Wedle Papieża "każda decyzja ekonomiczna ma konsekwencje o charakterze moralnym - musi również bardziej szanować środowisko", a rządy poszczególnych państw powinny przeciwstawiać się "wykorzystywaniu środowiska w sposób, który jest dla niego szkodliwy”. Pomimo jasnego stanowiska Kosciola, prominentny członek PiS, były minister środowiska i w swoim czasie szef Konwencji Klimatycznej (!), prof. Jan Szyszko mówi że … „Klimat się zmienia bez człowieka”. Roszczeniowość w wypowiedzi Pana Ministra wobec środowiska - abyśmy jego kosztem mogli się "rozwijać" - też kosztem innych i na krótką metę, oczywiście - przekracza moim zdaniem przyjęte standardy w krajach cywilizowanych i przesiąkniętych duchem chrześcijaństwa. Jest to zgodne z rozpoznanym przez PIS (czy dobrze?) stanem świadomości elektoratu, nawet jak trudno to pogodzić z domaganiem się ze strony srrodowisk wspierających PiS dużych kwot od podatnikow (takze z UE) na geotermię. „Kali mieć, Kali chcieć”... Tu zamiast leczenia dobre skutki moze tez przyniesc edukacja.
Jeżeli chodzi o interesy branżowe to zwrócił moją uwagę artykuł pod tytułem „Ochrona przyrody źle wpływa na wycenę energetyki” . Chodzi tu de facto o "ochrone klimatu..." a dokladnie o prywatyzację i wartość giełdową naszych „championów” energetycznych. Nie chodzi tu bynajmniej o odpowiednią do wartości wycenę energetyki zielonej, naszych odnawialnych zasobów energetycznych i innych wielkich atutów - aktywów, jakie w tym zakresie mamy. Chodzi o korporacyjny i wybitnie krótkookresowy efekt i przerzucenie kosztów i ryzyka na społeczeństwo. Biorąc pod uwagę tylko te wewntrzkrajowe (wszak w świetle sukcesu „kopenhaskiego” innymi się nie interesujemy), do kosztów zaliczyć tu trzeba przyszłych odbiorców energii i udziałowców (tworzona jest spirala kredytow - bańka zadłużenia „emisyjności”) ale też mieszkańców naszego kraju żyjących ciągle w wielu strefach w których jakość powietrza stanowi zagrożenia dla ich zdrowia, tylko dlatego, że ... nie mogą oni jeszcze skorzystać z pelnej ochrony prawnej UE. Np., na prośbę rządu RP dyrektywa w sprawie jakości powietrza z 2008 r. (tzw. CAFE) umożliwiła Polsce przedłużenie okresu dostosowania do normy w zakresie pylu PM10) i do normy w zakresie NO2 i benzenu (najpóźniej do 2015 r.), pod określonymi warunkami. Komisja Europejska, zdaniem Prof. Szyszko działająca zdaniem wiekszosci politykow zazwyczaj wbrew interesom naszego narodu (tak jakby zasmrodzony naród nie chcial mieć czystego powietrza), podjęła właśnie decyzje dotycząca łącznie 97 stref lub aglomeracji w odniesieniu takze do Polski o przedłużenie terminów dostosowania do unijnych przepisów w tej dziedzinie. W decyzjach Komisji zatwierdzono przedłużenie terminów w odniesieniu do PM10 w pięciu strefach, w których dokonuje się oceny jakości powietrza w Polsce i odrzucono wszystkie pozostałe wnioski. Na chwilę (ale tylko na chwilę :) przyjmijmy ze antropogenicznego globalnego ocieplenia nie ma, ale też widać że mała grupa intresariuszy przerzuca ukryte koszty (leczenia naszych rodaków, utraty statystycznej kilku lat życia, zakwaszenia lasów, gleb itd.) na innych. Ten sam mechanizm dotyczyłby np. wylewania fekaliów i wyrzucania odpadów stałych z naszego gospodarstwa na posesję sąsiada. Faktem jest, że koszty po naszej stronie byłyby znacznie niższe niż regularne płacenie za utylizację odpadów, czasami tylko przy niekorzystnych wiatrach trochę by się nam oberwało rykoszetem (po 10 latach takich praktyk nie dało by się pewnie żyć, ale wtedy byśmy się starali gdzieś przeprowadzić). Analogia jest mało wyszukana, ale jak inaczej można walczyć z postawami egoistycznymi w sytuacjach gdzie egoizm przynosi wymierne ale tylko dla pewnej grupy i krótkotrwale zyski ? Sadze że tu edukacja nie pomoze, tu trzeba przebudowy podstaw spolecznych rozwoju przemyslu i ponownego okreslenia jego miejsca na wolnym, liberalnym rynku.
Polityczne i branżowe egoizmy i partykularyzmy, w tym praktyki monopolistyczne przerzucanie kosztów na innych i czerpania watpliwych moralnie zyskow powinny w szczególności być napiętnowane przez liberałów do których należy większość przedstawicieli biznesu. Trudno obecnie tego wymagać od tradycyjnych monopoli energetycznych, nie widać też cienia zrozumienia dla sytuacji wśród (liberalnych) ekpsertow i publicystów gospodarczych. Ale w związku z 20-leciem ogłoszenia pakietu reform „Balcerowicza” z ciekawością przejrzałem cykl ciekawych artykułów na ten temat, tym razem w Wyborczej, oraz wywiad z samych głównym bohaterem tamtych czasów – prof. Leszkiem Balcerowiczem, zwracając uwagę na te z jego tez które mają lub mogłyby mieć związek z polityką klimatyczną. Balcerowicz, jako sztandarowy reformator, który ze swoją reformą, prawie jak Al Gore z „niewygodną prawdą”, pojawił się w sytuacji zagrożenia, mówi teraz o taktyce dzialań: „Stopniowe albo fragmentaryczne zmiany nic by nie dały m.in. dlatego, że nie przełamałyby inercji starego systemu. Ludzie szybciej zmieniają swoje postawy, jeśli zderzą się ze zmianami, które uznają za nieodwracalne - "podoba mi się czy nie - muszę się dostosować". Gdyby reforma pełzała, ludzie machnęliby ręką: "co się będę zmieniał, jakoś przeżyję". To moim zdaniem pasuję także do kontekstu, jak dotychczas, nieskutecznych zmagań klimatycznych, gdzie chodzi o masę krytyczną i wnioski z tak sformułowanej tezy mogłyby by być uzasadnieniem do wsparcia dążeń na rzecz uwzględnienia kosztów klimatycznych w biznesie. Dalej mówi: „w polityce jest zawsze trochę demagogów grających na emocjach ludzi niezorientowanych. Rzucają nośne hasła, że to się sprzeda za tanio, tamto to nasze srebra rodowe, albo coś jest "strategiczne". Co to w ogóle znaczy? Dlaczego miedź czy węgiel mają być "strategiczne"? Są etatystyczne przesądy rodem z Ameryki Łacińskiej, albo też tu chodzi o polityczne interesy - o poparcie związków zawodowych, o możliwość obsadzania stanowisk swoimi kolegami i stronnikami”. Dodaje, że powinniśmy: mobilizować się nie tylko przed wyborami, ale i pomiędzy. A poza tym trzeba to robić w zorganizowany sposób...." i podaje przyklad założonego przez siebie w 2007 r. Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR).
Cenię odwagę i niezaleznosć myslenia Balcerowicza, na odnawialnym przywolywane byly parę razy niekótore jego wypowiedzi (czekam jak po 20 latach zaproponuje cos bardziej dostosowanego do obecnych wyzwań). Zerknąłem co też "jego" Forum pisze w sprawie zmian klimatycznych i polityki ochrony środowiska, aby przyjrzeć się czy jego podejście do gospodarki może stanowić punkt wyjścia do popatrzenia na zapobieganie emisjom zanieczyszczeń i zmianom klimatycznym jako słuszną społecznie i gospodarczo inwestycję. W dziale FOR „Pogromca mitów” przeczytałem jak FOR "rozprawia się" z mitem o „wpływie wzrosty gospodarczego na ochronę środowiska”. Wnioski ze zmagania się FOR z mitem są takie: „Państwo może korzystnie oddziaływać na środowisko naturalne prowadząc odpowiednie działania, takie jak stosowanie podatków od zanieczyszczeń (n.b. nawet się ucieszyłem ze nie znalazłem tu w pozytywnym kontekście przedstawionego handlu emisjami - kom. odnawialnego), promowanie rozwoju świadomości ekologicznej czy ochronę prawa własności do zasobów. Państwo może też powstrzymać się od stosowania niekorzystnych dla środowiska środków, takich jak wypaczające rynek subsydia lub różnego rodzaju bariery zniechęcające do rozwoju nowych technologii”.
To pozytywne i choć generalnie z wywodu pachnie że najpierw musimy nasmrodzić aby potem posprzątać (lub aby inni to musieli robić) ale być może niektórzy liberałowie już uznali, że wystarczająco dużo nasmrodziliśmy i też mają kaca?
Źle to świadczy o naszym stanie świadomości, jeżeli w Polsce, pośród rożnych środowisk, szukam wsparcie dla odpowiedzialnej polityki klimatycznej w Balcerowiczu, ale może w celu przekonania środowisk gospodarczych (moze tych mniej zatwardziałych) tak trzeba? Sądzę, że emisja w skali globu dziesiątków miliardów ton CO2 i setek milionów ton w skali naszego kraju, nie ujętej w kosztach księgowych, jest nie tylko nie do zaakceptowania przez środowisko naturalne, ale też przez naszą gospodarkę i zwykle poczucie przyzwoitości.
Jeżeli nie działają argumenty moralne (a odpowiedzialny biznes jest jedynie chwytem marketingowym), to teraz ja dodam - cyniczne (!), że powinnyśmy to zrobić także dla zdrowia i konkurencyjności naszej gospodarki, bo zostaniemy w tyle tak, jak przywoływane przez Balcerowicza Ukraina, Białoruś czy nawet Rumunia i Bułgaria, które 20 lat temu uznały że świat się nie zmieni, że nie będą ponosić kosztów i "pełzając zamiast biec" pozostały na długo skansenem. Czy w sprawach ochrony klimatu i nieuchronnej potrzeby budowy gospodarki niskowęglowej dalej będziemy rżnąć głupa i dziada, i być przy okazji rozbójnikiem klimatycznym i chamem ryzykującym odrzucenie ze strony innych. Czy też stając się o wiele bardziej niż dotychczas wrażliwymi na innych, sami damy sobie szanse na to aby stać się o wiele bogatszymi? Jak już inaczej nie można, bądźmy zatem nawet egoistami, byle nie głupcami.
sobota, grudnia 12, 2009
Wiarygodność polityki energetycznej i klimatycznej w Polsce sięga dna
Wczoraj, w środku klimatycznych szczytów UE w Brukseli i ONZ w Kopenhadze i w ramach wykonywanych tam szpagatów politycznych rządu, pojawił się (dobrze medialnie i politycznie i jak rozumiem świadomie wybrany moment) raport firmy McKinsey „Ocena potencjału redukcji emisji gazów cieplarnianych w Polsce do roku 2030”. Inny bardziej medialny tytuł to „Czy mniej to lepiej – dylematy klimatyczne”. Widać że chodzi o dotarcie z przesłaniem politycznym do tzw. opinii publicznej w Polsce i pewnie dlatego w prezentacji i upowszechnieniu wyników raportu wziął udział osobiście Pan Premier Pawlak. Oficjalna wersja tytułu raportu pewnie bardziej pasuje do używania go jako argumentu w rozmowach rządu na forum UE i ew. ONZ i to zapewne robił Premier Tusk na salonach Europy. Argument ten mieści się w obecnej linii polityki rządu, sprowadzającej się do obrony tezy, że Polska jest teoretycznie za redukcją emisji gazów cieplarnianych - jeżeli UE zapłaci za Polskę, bo ta jest na dorobku i nie stać jej na takie „fanaberie” jak ochrona klimatu. Polska za to chętnie skorzysta z funduszy strukturalnych i spójności, bo są one nam zwyczajnie potrzebne.
Oficjalne podsumowanie (niedkończonego jeszcze)"Raportu McKinsey" dobrze potwierdza tę tezę; aby wdrożyć politykę klimatyczną UE do 2030 roku, Polska musi wydać 92 mld Euro, czyli ok. 1% PKB. News bardzo medialny, który podchwyciła większość mediów krajowych i często przedstawiła jako przejaw nie tyle gorączki klimatycznej, ale fizjologicznej tzw. "ekoterrorystow". Wiem, że wg tego schematu działają media, bo już gdy prawie 2 lata temu, w bardzo uproszczony sposób wyliczyłem że koszt osiągnięcia przez Polskę 15% energii z OZE w 2020 r. to 60 mld zł (1/6 tego co obecnie wyliczyło McKinsey do 2030 dla całej, zgodnej z UE polityki klimatycznej) to media od razu uznały to w całości za „koszt” a nie zwykłą i bezpieczną inwestycję i okazję dla Polski i przedsiębiorców do zarobienia pieniędzy i prawdopodobnie obniżenia kosztów zaopatrzenia w energię z wysokoemisyjnych źródeł. Gwoli ścisłości dodam, że McKinsey i tak oceniło te koszty niżej, niż w innym raporcie sprzed roku, tzw. "Raportu 2030" który wykorzystany był z kolei także jako oręż do "walczenia" z klimatycznymi propozycjami UE w grudniu ub.r. na poprzednim szczycie klimatycznym UE w Brukseli i ONZ w Poznaniu. Autorzy "Raportu 2030" (omawiany był na odnawialnym, nie powiem ze chwaliłem:) ocenili koszty wdrażania polityk klimatycznej do 2030 r. na ponad 124 mld Euro, czyli McKinsey i tak było dla polityki klimatycznej bardzo łaskawe …).
Przejrzawszy tylko podsumowanie raportu McKinsey (tak się spieszono z prezentacją ewidentnie „politycznych” wniosków, że na pełny raport trzeba jeszcze kilka tygodni poczekać), zwróciłem uwagę na kilka wątpliwych, a nawet paru moim zdaniem błędnych wyników, lub ich najprawdopodobniej (nie znalazłem w opracowaniu innego uzasadnienia) nazbyt "politycznie" motywowanych interpretacji. Do takich zaliczyć można np. zaniżanie możliwości redukcji emisji do 2020 r. (dalej jest lepiej), naciągane poparcie dla energetyki jądrowej oraz rolnictwa jako źródła redukcji emisji CO2 (to ciekawe, ale bardzo wątpliwe przy obecnej polityce na rzecz biopaliw), a także już tradycyjnie w Polsce dyskryminowanie energetyki wiatrowej i słonecznej. Swój komentarz na ten temat, trochę w odniesieniu do ww. spostrzeżeń przedstawił Greenpeace Polska i wyrazil obawy o ew. sposoby (nazbyt mechnicznego) wykorzystania raportu (w sumie potrzebnego do zainicjwania debaty) zanim w pelni poznamy jego tresc i przedyskutujemy.
Dalej nie będę jednak tych wstępnych zastrzeżeń merytorycznych rozwijał, poczekam na pełny raport. Skupię się raczej na jego politycznym i społecznym kontekście, także w zestawieniu w przywołanym wcześniej „Raportem 2030” i w kontekście szczytu w Kopenhadze.
Oba raporty mają ze sobą wiele wspólnego, np.:
• Pojawiają się w kluczowych momentach negocjacji klimatycznych
• Są konserwatywne w założeniach (niechęć do jakichkolwiek zmian i tkwienie w przeszłości) i w swoich wnioskach pozbawione szerszej wizji rozwoju społecznego i cywilizacyjnego
• Bez szerszej analizy skutków zaniechania działań (tu raport McKinsey jednak bardziej niz "Raport 2030" odradza nadmierne zwlekanie) stwierdzają że polityka klimatyczna UE to dla Polski (gospodarki i obywateli) koszt nie do udźwignięcia
• Przygotowywane są za pieniądze (pod dyktando?) koncernów energetycznych pod patronatem i we współpracy z Ministerstwem Gospodarki, bez konsultacji np. sektorem OZE
• "Udowadniają" tezę, że odnawialne źródła energii to najdroższa opcja redukcji emisji CO2 do 2030r.
• Są natychmiast wykorzystane medialnie do wsparcia bieżącej polityki wewnętrznej i zewnętrznej; dodam, że polityki wewnętrznej prowadzonej pod wpływem "słupków wzrostu poparcia obywateli" i chęci zadowolenia wielkiego przemysłu, ubiegającego się o ochronę (przed UE) ale i wsparcie (za środki UE). Polityka zewnętrzna jest z kolei prowadzona pod kątem wyrwania z UE/ONZ jak najwięcej, a dania jak najmniej.
Ktoś powie, że przynajmniej ten ostatni zarzut to nie „zarzut” tylko pochwała racjonalności działania rządu i jego przebiegłości. Moim zdaniem jest to rodzaj cynizmu, mieszania ludziom i firmom w głowach i wyraz krótkowzroczności wspartej brakiem wiedzy oraz braku chęci uczenia się. Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że pierwszy szerszy raport o możliwościach i kosztach redukcji CO2 pojawia się prawie 3 lata po politycznym przyjęciu przez Prezydenta Kaczyńskiego pakietu klimatycznego UE 3 x 20% (8 marca ‘2007), a nie np. rok przed tym faktem (aby decyzja polityczna podjęta była świadomie, na podstawie szerszej analizy)? Jak wytłumaczyć, że znowu (powstający za wiedzą i pełną akceptacją rządu) nie jest to raport zamówiony i opłacony przez rząd RP, lecz przez koncerny energetyczne mające bezpośredni interes w utrwalaniu status quo.
Zastanawia brak spójności i stopniowa utrata wiarygodności działania rządu na forum międzynarodowym, a w szczególności w negocjacjach wewnątrz UE. Najpierw rząd nie zgadza się (jest w zdecydowanej mniejszości) na podwyższenie w Kopenhadze celu redukcji emisji do 2020 roku z 20 do 30%. Potem deklaruje pomoc do 2020 w ramach UE dla krajów rozwijających się w walce ze zmianami klimatu na poziomie … 40 – 60 milionów Euro. Biorąc pod uwagę to, co emitujemy, 1 mld Euro byłoby kwotą trudną do przyjęcia, ale sprawiedliwą. Samej pomocy z Unii Europejskiej w okresie 2007-2014 dostajemy 64 mld euro, do tego jeszcze kilkanaście miliardów euro wcześniej. Daklarowana pomoc stanowi tylko ok. 10% (!) tego co Polska ma zarobić na sprzedaży nadwyżek jednostek redukcji emisji CO2 do 2012 roku w ramach Protokołu z Kioto. To wręcz hipokryzja, gdy zaraz potem Premier Tusk (pod presją krytyki krajowych i zagranicznych organizacji społecznych) mówi, że Polska jest gotowa uczestniczyć w projekcie redukcji emisji CO2 o 30 proc., ale - jak zastrzegł - strona polska będzie ten projekt dostosowywać do realnych możliwości naszego kraju. Pomijając dużą amplitudę i częstotliwość zmian poglądów i brak wiarygodności w tych stwierdzeniach i deklaracjach, każdy zauważy, że taki emitent zanieczyszczeń jak Polska ma znacznie większe i tańsze możliwości redukcji emisji niż każdy inny "czysty" kraj w UE i że inne kraje płacą i płacić mają znacząco więcej. Nie można być wiecznie "za a nawet przeciw", wysyłać sprzeczne sygnały, dezorientować otoczenie, bo w pewnym zakresie państwa są jak ludzie i przestają poważnie traktować takich niewiarygodnych partnerów.
Jak to wszystko zwane "negocjacjami" (szpagaty polityczne, kluczenie, zamazywania prawdy) i "sukcesami" wpływa na obywateli, a w szczególności na ich postawy? Wiedząc o realności globalnego ocieplenia każdy normalny rząd powinien przygotowywać obywateli do akceptacji polityki klimatycznej i szukania w niej szansy, a nie do samobójczego zniechęcania do jej prowadzenia i udawania, że problemu nie będzie, jak nie my tylko ktoś inny (???) zapłaci i jak np. będziemy ograniczać rozwój "kosztownych" coraz tańszych OZE (kosztem coraz droższych technologii schyłkowych). Przysłowiowe „udawanie Kalego”, jest o tyle zastanawiające, że społeczeństwo wykazuje w badaniach dużą dozę zrozumienia dla aktywnej polityki klimatycznej i właśnie dla OZE. Podejście rządu w tym zakresie odbiega od zwykłych zasad racjonalnego działania, bo nawet jeżeli koncerny energetyczne będą wspierały komitety wyborcze, to jednak o wynikach wyborów zdecydują wyborcy, nawet jak będą dalej ogłupiani. Przecież widać jak na dłoni, że w dobie światowej polityki klimatycznej i opłat za emisję, forsowanie przez rząd budowy 16 GW mocy węglowych i jednoczesne mówienie, że OZE są drogie, wyglada na cynizm obliczony na kilkaset tysięcy głosów ze Śląska, faktycznie kosztem Śląska i całego kraju. To wręcz obraża obywateli.
Wiem, że przejście na nowy sposób myślenia nie jest proste. Bez uczciwego wyjaśnienia problemu i odwołania się do obywateli nie jest możliwy do jednoznacznego rozstrzygnięcia dylemat, na ile mamy korzystać z życia dzisiaj kosztem już najbliższego jutra (tu nawet nie chodzi już o nasze dzieci, ale o nas samych). Na świecie ekonomiści patrzą na ten problem już od dawna znacznie szerzej niż w Polsce i w ocenie kosztów walki z globalnym ociepleniem używają znacznie niższych stop dyskonta (odzwierciedlającej, jak bardzo zamierzamy żyć kosztem naszych dzieci) niż my. Autorzy „Raportu 2030” użyli stopy 10%, McKinsey użył stopy 4-8% (stąd pewnie nieco „mniejsze” koszty). Jednak ekonomiści formatu prof. Nicholasa Stern, tzw. "utylitarianie" używają do celów analiz klimatycznych stopy dyskonta równej 1,4 % (nie tak dawno omawiany byl na odnawialnym bardzo ciekawy artykuł na ten temat Johna Brooma w "Science").
Wiem też, że rozłożenie pomiędzy kraje kosztów walki ze zmianami klimatu to problem nie tylko światowy czy europejski, ale też problem polityki wewnętrznej. Ale takiej jak dotychczas polityki Polska nie może kontynuować i myśleć, że dalej corocznie, jako ludzkość możemy pompować w atmosferę kilkadziesiąt miliardów ton zanieczyszczeń i uważać, że nikt tego nie zauważy i że to wszystko będzie za darmo (albo że ktoś inny zapłaci?), że natura nie upomni się o swoje. W obecnych uwarunkowaniach nie możemy gloryfikować bieżącego wzrostu PKB jako jedynego kryterium oceny polityki i cieszyć się, że Polska w 2008 r jest liderem w UE, bo pewnie szybko zapłacimy za to właśnie spadkiem PKB w kolejnych latach. Tylko do końca XX wieku warunkiem wzrostu gospodarczego było nieograniczone wręcz korzystanie przez niewielką grupę mieszkańców Ziemi z jej naturalnych zasobów i możliwości utylizacji (upychania) odpadów. Jak piszą Laggewie i Welzer w najnowszej książce "Koniec świata jaki znaliśmy" (omówionej np., przez Piotra Brusa na łamach Gazety Wyborczej:
(...)"Zmiana klimatu i wyczerpywanie się modelu gospodarczego opartego na >religii wzrostu< to nie problem ekonomiczny, lecz kulturowy” ... Ludziom trzeba mówić prawdę i pozyskiwać ich dla prawdy, zrozumieją tak, jak obecnego prezydenta Obamę w dużym stopniu zrozumieli wcześniej konserwatywni z natury i nie skłonni do poświęceń Amerykanie. Tylko dojrzali i świadomi obywatele są w stanie podołać takiemu wyzwaniu.
Chylę czoła przed np. krajowymi organizacjami ekologicznymi, że potrafią patrzeć szeroko i że w zdecydowanej większości są społecznie odpowiedzialne i wiarygodne w tym co robią. Pewnie sektor OZE sporo się od nich może jeszcze nauczyć i być bardziej wiarygodnym i odpowiedzialnym w dążeniach (np. "zielony certyfikat" to nie tylko określona kwota przychodu) bo zależy jednak jeszcze silnie od polityków, a w konsekwencji od wyborców i obywateli. Ale rząd i elity polityczne mają na tym polu najwięcej do zrobienia. Zacząć trzeba od mówienia prawdy i to takiej samej "prawdy" na forum międzynarodowym i w kraju. Problem jest tak poważny, że uznaję za w pełni uzasadnione głosy ekologicznych organizacji pozarządowych mówiących o konieczności powołania silnego Ministerstwa ds. Energii i Klimatu (przykłady w poprzednim wpisie), tym bardziej, że teraz, po rezygnacji Ministra Macieja Nowickiego (to z kolei temat na inny wpis) polityka klimatyczna będzie jeszcze bardziej podporządkowana bieżącej polityce, a różne raporty i tumult medialny w tym obszarze będą coraz bardziej robione na bieżące zamówienie polityczne.
Oficjalne podsumowanie (niedkończonego jeszcze)"Raportu McKinsey" dobrze potwierdza tę tezę; aby wdrożyć politykę klimatyczną UE do 2030 roku, Polska musi wydać 92 mld Euro, czyli ok. 1% PKB. News bardzo medialny, który podchwyciła większość mediów krajowych i często przedstawiła jako przejaw nie tyle gorączki klimatycznej, ale fizjologicznej tzw. "ekoterrorystow". Wiem, że wg tego schematu działają media, bo już gdy prawie 2 lata temu, w bardzo uproszczony sposób wyliczyłem że koszt osiągnięcia przez Polskę 15% energii z OZE w 2020 r. to 60 mld zł (1/6 tego co obecnie wyliczyło McKinsey do 2030 dla całej, zgodnej z UE polityki klimatycznej) to media od razu uznały to w całości za „koszt” a nie zwykłą i bezpieczną inwestycję i okazję dla Polski i przedsiębiorców do zarobienia pieniędzy i prawdopodobnie obniżenia kosztów zaopatrzenia w energię z wysokoemisyjnych źródeł. Gwoli ścisłości dodam, że McKinsey i tak oceniło te koszty niżej, niż w innym raporcie sprzed roku, tzw. "Raportu 2030" który wykorzystany był z kolei także jako oręż do "walczenia" z klimatycznymi propozycjami UE w grudniu ub.r. na poprzednim szczycie klimatycznym UE w Brukseli i ONZ w Poznaniu. Autorzy "Raportu 2030" (omawiany był na odnawialnym, nie powiem ze chwaliłem:) ocenili koszty wdrażania polityk klimatycznej do 2030 r. na ponad 124 mld Euro, czyli McKinsey i tak było dla polityki klimatycznej bardzo łaskawe …).
Przejrzawszy tylko podsumowanie raportu McKinsey (tak się spieszono z prezentacją ewidentnie „politycznych” wniosków, że na pełny raport trzeba jeszcze kilka tygodni poczekać), zwróciłem uwagę na kilka wątpliwych, a nawet paru moim zdaniem błędnych wyników, lub ich najprawdopodobniej (nie znalazłem w opracowaniu innego uzasadnienia) nazbyt "politycznie" motywowanych interpretacji. Do takich zaliczyć można np. zaniżanie możliwości redukcji emisji do 2020 r. (dalej jest lepiej), naciągane poparcie dla energetyki jądrowej oraz rolnictwa jako źródła redukcji emisji CO2 (to ciekawe, ale bardzo wątpliwe przy obecnej polityce na rzecz biopaliw), a także już tradycyjnie w Polsce dyskryminowanie energetyki wiatrowej i słonecznej. Swój komentarz na ten temat, trochę w odniesieniu do ww. spostrzeżeń przedstawił Greenpeace Polska i wyrazil obawy o ew. sposoby (nazbyt mechnicznego) wykorzystania raportu (w sumie potrzebnego do zainicjwania debaty) zanim w pelni poznamy jego tresc i przedyskutujemy.
Dalej nie będę jednak tych wstępnych zastrzeżeń merytorycznych rozwijał, poczekam na pełny raport. Skupię się raczej na jego politycznym i społecznym kontekście, także w zestawieniu w przywołanym wcześniej „Raportem 2030” i w kontekście szczytu w Kopenhadze.
Oba raporty mają ze sobą wiele wspólnego, np.:
• Pojawiają się w kluczowych momentach negocjacji klimatycznych
• Są konserwatywne w założeniach (niechęć do jakichkolwiek zmian i tkwienie w przeszłości) i w swoich wnioskach pozbawione szerszej wizji rozwoju społecznego i cywilizacyjnego
• Bez szerszej analizy skutków zaniechania działań (tu raport McKinsey jednak bardziej niz "Raport 2030" odradza nadmierne zwlekanie) stwierdzają że polityka klimatyczna UE to dla Polski (gospodarki i obywateli) koszt nie do udźwignięcia
• Przygotowywane są za pieniądze (pod dyktando?) koncernów energetycznych pod patronatem i we współpracy z Ministerstwem Gospodarki, bez konsultacji np. sektorem OZE
• "Udowadniają" tezę, że odnawialne źródła energii to najdroższa opcja redukcji emisji CO2 do 2030r.
• Są natychmiast wykorzystane medialnie do wsparcia bieżącej polityki wewnętrznej i zewnętrznej; dodam, że polityki wewnętrznej prowadzonej pod wpływem "słupków wzrostu poparcia obywateli" i chęci zadowolenia wielkiego przemysłu, ubiegającego się o ochronę (przed UE) ale i wsparcie (za środki UE). Polityka zewnętrzna jest z kolei prowadzona pod kątem wyrwania z UE/ONZ jak najwięcej, a dania jak najmniej.
Ktoś powie, że przynajmniej ten ostatni zarzut to nie „zarzut” tylko pochwała racjonalności działania rządu i jego przebiegłości. Moim zdaniem jest to rodzaj cynizmu, mieszania ludziom i firmom w głowach i wyraz krótkowzroczności wspartej brakiem wiedzy oraz braku chęci uczenia się. Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że pierwszy szerszy raport o możliwościach i kosztach redukcji CO2 pojawia się prawie 3 lata po politycznym przyjęciu przez Prezydenta Kaczyńskiego pakietu klimatycznego UE 3 x 20% (8 marca ‘2007), a nie np. rok przed tym faktem (aby decyzja polityczna podjęta była świadomie, na podstawie szerszej analizy)? Jak wytłumaczyć, że znowu (powstający za wiedzą i pełną akceptacją rządu) nie jest to raport zamówiony i opłacony przez rząd RP, lecz przez koncerny energetyczne mające bezpośredni interes w utrwalaniu status quo.
Zastanawia brak spójności i stopniowa utrata wiarygodności działania rządu na forum międzynarodowym, a w szczególności w negocjacjach wewnątrz UE. Najpierw rząd nie zgadza się (jest w zdecydowanej mniejszości) na podwyższenie w Kopenhadze celu redukcji emisji do 2020 roku z 20 do 30%. Potem deklaruje pomoc do 2020 w ramach UE dla krajów rozwijających się w walce ze zmianami klimatu na poziomie … 40 – 60 milionów Euro. Biorąc pod uwagę to, co emitujemy, 1 mld Euro byłoby kwotą trudną do przyjęcia, ale sprawiedliwą. Samej pomocy z Unii Europejskiej w okresie 2007-2014 dostajemy 64 mld euro, do tego jeszcze kilkanaście miliardów euro wcześniej. Daklarowana pomoc stanowi tylko ok. 10% (!) tego co Polska ma zarobić na sprzedaży nadwyżek jednostek redukcji emisji CO2 do 2012 roku w ramach Protokołu z Kioto. To wręcz hipokryzja, gdy zaraz potem Premier Tusk (pod presją krytyki krajowych i zagranicznych organizacji społecznych) mówi, że Polska jest gotowa uczestniczyć w projekcie redukcji emisji CO2 o 30 proc., ale - jak zastrzegł - strona polska będzie ten projekt dostosowywać do realnych możliwości naszego kraju. Pomijając dużą amplitudę i częstotliwość zmian poglądów i brak wiarygodności w tych stwierdzeniach i deklaracjach, każdy zauważy, że taki emitent zanieczyszczeń jak Polska ma znacznie większe i tańsze możliwości redukcji emisji niż każdy inny "czysty" kraj w UE i że inne kraje płacą i płacić mają znacząco więcej. Nie można być wiecznie "za a nawet przeciw", wysyłać sprzeczne sygnały, dezorientować otoczenie, bo w pewnym zakresie państwa są jak ludzie i przestają poważnie traktować takich niewiarygodnych partnerów.
Jak to wszystko zwane "negocjacjami" (szpagaty polityczne, kluczenie, zamazywania prawdy) i "sukcesami" wpływa na obywateli, a w szczególności na ich postawy? Wiedząc o realności globalnego ocieplenia każdy normalny rząd powinien przygotowywać obywateli do akceptacji polityki klimatycznej i szukania w niej szansy, a nie do samobójczego zniechęcania do jej prowadzenia i udawania, że problemu nie będzie, jak nie my tylko ktoś inny (???) zapłaci i jak np. będziemy ograniczać rozwój "kosztownych" coraz tańszych OZE (kosztem coraz droższych technologii schyłkowych). Przysłowiowe „udawanie Kalego”, jest o tyle zastanawiające, że społeczeństwo wykazuje w badaniach dużą dozę zrozumienia dla aktywnej polityki klimatycznej i właśnie dla OZE. Podejście rządu w tym zakresie odbiega od zwykłych zasad racjonalnego działania, bo nawet jeżeli koncerny energetyczne będą wspierały komitety wyborcze, to jednak o wynikach wyborów zdecydują wyborcy, nawet jak będą dalej ogłupiani. Przecież widać jak na dłoni, że w dobie światowej polityki klimatycznej i opłat za emisję, forsowanie przez rząd budowy 16 GW mocy węglowych i jednoczesne mówienie, że OZE są drogie, wyglada na cynizm obliczony na kilkaset tysięcy głosów ze Śląska, faktycznie kosztem Śląska i całego kraju. To wręcz obraża obywateli.
Wiem, że przejście na nowy sposób myślenia nie jest proste. Bez uczciwego wyjaśnienia problemu i odwołania się do obywateli nie jest możliwy do jednoznacznego rozstrzygnięcia dylemat, na ile mamy korzystać z życia dzisiaj kosztem już najbliższego jutra (tu nawet nie chodzi już o nasze dzieci, ale o nas samych). Na świecie ekonomiści patrzą na ten problem już od dawna znacznie szerzej niż w Polsce i w ocenie kosztów walki z globalnym ociepleniem używają znacznie niższych stop dyskonta (odzwierciedlającej, jak bardzo zamierzamy żyć kosztem naszych dzieci) niż my. Autorzy „Raportu 2030” użyli stopy 10%, McKinsey użył stopy 4-8% (stąd pewnie nieco „mniejsze” koszty). Jednak ekonomiści formatu prof. Nicholasa Stern, tzw. "utylitarianie" używają do celów analiz klimatycznych stopy dyskonta równej 1,4 % (nie tak dawno omawiany byl na odnawialnym bardzo ciekawy artykuł na ten temat Johna Brooma w "Science").
Wiem też, że rozłożenie pomiędzy kraje kosztów walki ze zmianami klimatu to problem nie tylko światowy czy europejski, ale też problem polityki wewnętrznej. Ale takiej jak dotychczas polityki Polska nie może kontynuować i myśleć, że dalej corocznie, jako ludzkość możemy pompować w atmosferę kilkadziesiąt miliardów ton zanieczyszczeń i uważać, że nikt tego nie zauważy i że to wszystko będzie za darmo (albo że ktoś inny zapłaci?), że natura nie upomni się o swoje. W obecnych uwarunkowaniach nie możemy gloryfikować bieżącego wzrostu PKB jako jedynego kryterium oceny polityki i cieszyć się, że Polska w 2008 r jest liderem w UE, bo pewnie szybko zapłacimy za to właśnie spadkiem PKB w kolejnych latach. Tylko do końca XX wieku warunkiem wzrostu gospodarczego było nieograniczone wręcz korzystanie przez niewielką grupę mieszkańców Ziemi z jej naturalnych zasobów i możliwości utylizacji (upychania) odpadów. Jak piszą Laggewie i Welzer w najnowszej książce "Koniec świata jaki znaliśmy" (omówionej np., przez Piotra Brusa na łamach Gazety Wyborczej:
(...)"Zmiana klimatu i wyczerpywanie się modelu gospodarczego opartego na >religii wzrostu< to nie problem ekonomiczny, lecz kulturowy” ... Ludziom trzeba mówić prawdę i pozyskiwać ich dla prawdy, zrozumieją tak, jak obecnego prezydenta Obamę w dużym stopniu zrozumieli wcześniej konserwatywni z natury i nie skłonni do poświęceń Amerykanie. Tylko dojrzali i świadomi obywatele są w stanie podołać takiemu wyzwaniu.
Chylę czoła przed np. krajowymi organizacjami ekologicznymi, że potrafią patrzeć szeroko i że w zdecydowanej większości są społecznie odpowiedzialne i wiarygodne w tym co robią. Pewnie sektor OZE sporo się od nich może jeszcze nauczyć i być bardziej wiarygodnym i odpowiedzialnym w dążeniach (np. "zielony certyfikat" to nie tylko określona kwota przychodu) bo zależy jednak jeszcze silnie od polityków, a w konsekwencji od wyborców i obywateli. Ale rząd i elity polityczne mają na tym polu najwięcej do zrobienia. Zacząć trzeba od mówienia prawdy i to takiej samej "prawdy" na forum międzynarodowym i w kraju. Problem jest tak poważny, że uznaję za w pełni uzasadnione głosy ekologicznych organizacji pozarządowych mówiących o konieczności powołania silnego Ministerstwa ds. Energii i Klimatu (przykłady w poprzednim wpisie), tym bardziej, że teraz, po rezygnacji Ministra Macieja Nowickiego (to z kolei temat na inny wpis) polityka klimatyczna będzie jeszcze bardziej podporządkowana bieżącej polityce, a różne raporty i tumult medialny w tym obszarze będą coraz bardziej robione na bieżące zamówienie polityczne.