Tego doświadcza właśnie, analizując wyniku wierceń geotermalnych pod Toruniem, doswiadcza na własnej skórze szef Radia Maryja – Ojciec Tadeusz Rydzyk „Rydzyk bez gorącej wody i pieniędzy" , który nota bene jest też „ojcem chrzestnym” odnawialnego blogu, bo to od wpisu na temat początku jego geotermalnej przygody zacząłby się wpisy (Między Panem a Plebanem) i były rozwijane (Mordo ty moja, geotermalna) , przyznam że może z nadmiernym sarkazmem.
Oczywiście głęboki pech O. Rydzyka, daje okazje do rożnych komentarzy, zazwyczaj śmiesznych jak ten dzisiejszy z Metra „Ojciec dyrektor nie wcelował”…. Ale jest w tym też duży ładunek do refleksji. Problem personalny Ojca Rydzyka wziął się z braku dotacji, bo gdyby dotacje z NFOSIGW i dodatkowe wsparcie ze zbiórki publicznej dostał, energii by nie było, ale jego imperium byłoby jeszcze silniejsze (ekologiczny przekaz jego działań trafił do przekonania wielu osób) i nikt by nie pisał że „jest bez pieniędzy”.
W całym tym wielce pouczającym przypadku, w ramach którego popełniono wiele błędów, a może nawet nadużyć, czy gwałtu na zdrowym rozsądku, ale najbardziej znaczącym było traktowanie dotacji i środków publicznych jako celu samego w sobie. Inwestycja powinna być planowana bowiem tak, że w zasadzie domyka się bez dotacji, a dotacja zmniejsza tylko ryzyko. System gospodarczy oraz podatnicy przyzwyczajeni są jedynie do wysokiego ryzyka w naukach podstawowych. W naukach stosowanych uczeni gonią też przesadnie za groszem publicznym w postaci dotacji, zapominając że nie mniej ważnym źródłem finansowania B+R powinien być przemysł i pomiędzy tymi strumieniami środków powinna być jakaś równowaga, która nie tylko zmniejsza ryzyko, ale także powoduje że społeczeństwo może się cieszyć (tylko czasami co prawda) efektami badań naukowych.
W przypadku geotermii toruńskiej, paru nawiedzonych, a niezbyt kompetentnych profesorów, zdecydowało się przerzucić całe niebagatelne koszty i ekstremalnie wysokie ryzyko na barki wspólnoty religijnej. Profesorowie wyjdą z tego obronną ręką (oni „tylko naukę robią” i już za zgodą społeczną nie jedną dotację skonsumowali w imię długookresowych wizji i własnych pasji i karier), ale tym razem nie wszyscy obywatele za to zapłacą, ale tylko niewielka część. Nie wiem jak takie spektakularne finansowe fiasko w dobie kryzysu odbije się na fundacji Lux Veritatis i całym imperium Ojca Rydzyka, ale skutki jazdy po bandzie bez ubezpieczenia mogą być dramatyczne. Chyba najbardziej dobitnie wyraziła to dzisiaj Pani Katarzyna Michałowska –Knap (niezwykle krytyczny recenzent mojej „twórczości” :) i rzeczywistości nas otaczającej). Stwierdziła(nie zdobyłem pozwolenia na cytat i być może będę musiał ten fragment wykasować i przeprosić …), że „rząd i koalicja Rydzykowi nie dali rady, trzeba było poczekać aż nasi naukowcy sie za niego wzięli. Może jeszcze paru takich innych uda się jemu niechętnym podesłać i będą mieli problem moheru rozwiązany. Niektorzy z nich mogą np. dołożyć CCS, tego nikt nie przeżyje :), ale z tą dziura i tak trzeba zrobić bo inaczej niektórych będzie kusić…”. To jest wlasnie sila profesorów "o gorących sercach", żyjących w wirtualnym świecie dotacji i polityki (a nie realnego rynku i techniki). O "profesorskich argumentach" w tej sprawie zresztą bylo juz troche na odnawialnym, ale nie wchodząc w szczgóly, przeciwnicy myślenia w stylu Radia Maryja mogą profesorom podziękować….
Na dotację trzeba patrzeć z dwu stron, rządu i benficjenta. Zdając sobie sprawę z ryzyka, popieram z całej mocy olbrzymi program subwencji publicznych prezydenta Obamy, ale to jest program wypracowany, przemyslany, bazujący na szerszej koncepcji i ambitnych ale realnych celach. Dotacje UE też mają taki charakter, szerszą persepektywę i nie są chwilową polityczną kiełbasą. Zgodnie z ustaleniami poczynionym przy okazji przyjmowania pakietu klimatycznego, Komisja Europejska zaproponowała kolejne 3,5 mld Euro na poprawę bezpieczeństwa energetycznego i czystą energię, w tym dla Polski na .. CCS (tylko jeden – Bełchatów, Pani Kasiu, czy to nie podzwonne dla BOT-u/obecnie PGE :) oraz na energetykę wiatrową na morzu (tu za to aż dwa projekty z udziałem Polski, Niemiec i krajów skandynawskich i pewnie też z udzialem PGE). Jest to spójny element większego systemu i choć ta energetyka wiatrowa morska mnie trochę i pozytywnie zaskoczyła i dostrzegam w nim wspomniany w poprzednich komentarzach wątek „Myśleć jak Obama” , to jednak nie sądzę, aby na taką analogię w pelni zasługiwał najnowszy projekt zasad dofinasowania (1,5 mld zl) inwestycji OZE przez NFOSIGW na lata 2009-2012.
Dobrze że powstaje program, a nie finansowanie na zasadzie "project by project", w tym np. geotermia torunska. Ale tak jak nie potrafiłem dociec dlaczego w 2007 r. NFOSiGW przyznał 2 x dotację O. Rydzykowi na odwierty geotermalne, tak teraz nie wiem np. dlaczego na liście technologii OZE kwalifikowanych do wsparcia nie ma energetyki słonecznej. To niedobry wręcz dezorientujący sygnal dla inwestorów i to w czasie, kiedy pakiet klimatyczny w sposób szczególny promuje zielone ciepło i chłód. Myślę (niestety, też nie jak Obama:), że i w 2007 r. i w 2009 r. przyczyną jest brak aktualnej i respektowanej strategii rozwoju energetyki odnawialnej, co z jednej strony jest skwapliwie wykorzystywane przez polityków do obdarowywania poza systemem „swoich” (2007 r.) albo przez instytucje finansujące, które zwyczajnie nie chcą finansować małych, wymagających większych nakładów pracy, inwestycji. Sama dotacja/sybwencja (znana i szeroko stosowana w UE i w USA) nie jest tu winna, ale instrumentalne i pozbawione myślenia kontekstowego i systemowego zasady i praktyka aplikowania po nią i jej wydatkowania. Wszystko można robić tylko z wizją końca i swiadomoscią wszystkch waznych konsekwencji i nie można też krytykować formuly dotacji inwestycyjnej tylko dlatego, że nie wszyscy do takiego instrumentu dorosli, np. z powodu korupcji Komisja Europejska z musiała wstrzymać przyznany miliard Euro środków przedakcesyjnych przyznanych Bulgarii.
Z drugiej strony, myślenie magiczne o dotacji, zbyt mocno oddziaływuje na inwestorów. Wstrzymują inwestycje, czekając (np. na 1 mld Euro na OZE z funduszy UE na lata 2007-2013) nawet 2 lata na mannę z nieba , a docierają do mnie sygnały, że niektóre rady gmin wręcz oskarżają zarządy o niegospodarność, jeżeli te chcą coś zrobić za własne pieniądze.
Gdyby teraz żył Kopernik, może nawet inaczej sformułowane by zostało słynne prawo Kopernika - Grahama które mówi że zły pieniądz wypiera pieniądz dobry. Wzięło się one stąd że pieniądz któremu władze nadały sztucznie zawyżoną wartość wypierał pieniądz którego wartość została sztucznie zaniżona. Jeżeli władca mówił że moneta która są „zużyte” (ich waga spadła na skutek długiego obiegu na rynku) mają mieć taką samą wartość jak monety nowe (czyli sztucznie zawyża wartość starych monet i zaniża wartość monet nowych), wtedy pieniądze są odkładane albo zostaną wyeksportowane. Dzisiaj, zwłaszcza w przypadku inwestycji samorządowych (brak ograniczenia zasadami pomocy publicznej) źle pomyslane, albo źle zrozumiane dotacje i subwencje rządowe wypieraja (nie wspierają i nie uzupełniają) "prawdziwy" pieniądz.
Może warto pamiętać, że dotacja jest zdradliwa i niech (razem z poparciem politycznym) będzie ona w praktyce gospodarczej tylko dodatkiem do solidnych biznes planów i twardego myślenia rynkowego.
odnawialne źródła energii - aktualne komentarze i doniesienia na temat polityki, prawa, nowych technologii i rynku energetyki odnawialnej. historia oze w Polsce współtworzona i opisywana nieprzerwanie od 2007 roku, już w ponad 200 artykułach
czwartek, stycznia 29, 2009
czwartek, stycznia 22, 2009
Obama jest też młody :)
Pomimo medialnej obamomanii i wręcz już trywialności tematu, nie wypada aby inauguracyjne przemówienie Prezydenta Baracka Obamy z 20 stycznia pozostało bez echa na „odnawialnym”. Tym bardziej, że ponad 2 lata temu było badane pod względem „odnawialności” na odnawialnym inne przemówienie inauguracyjne - expose Premiera Tuska. Stwarza to okazje do pewnych analogii.
„Nasz Premier” po raz pierwszy w historii krajowych expose, parokrotnie westchnął na OZE, ale w dwu znamiennych kontekstach wynikających nie tyle z własnej inicjatywy "tak od serca", ile z polityki UE: 1) zobowiązania wobec UE (kij) i 2) wykorzystanie pieniędzy UE (marchewka). I raczej nie w kontekście energetyki, ale ochrony srodowiska i rolnictwa. Innymi słowy uznał, ze coś co stanowi obecnie zaledwie kilka procent w bilansie energetycznym (i „z ówczesnego założenia” szybko nie wzrośnie) nie jest wystarczającym powodem do zajęcia się tym jako priorytetem w polityce energetyczne.
„Ich Prezydent”, już wcześniej ogłosił plan energetyczny dla Ameryki, przewidujący że do roku 2012 10 proc. energii w USA będzie pochodzić z OZE, a do roku 2025 ten udział wzrośnie do 25% i w ten sposób uczynił z OZE w zasadzie centralny punkt polityki energetycznej, godny przemówienia inauguracyjnego. Nie musiał zatem nawet wiele mówić o stworzeniu 5 mln "zielonych" miejsc pracy w ciągu kolejnych 10 lat. W tej sprawie nic nie musiał, nawet "nie musiał" wydawać funduszy UE.... Podszedł do OZE pozytywnie i konstruktywnie, głównie jako źródła energii, zasadniczego instrumentu poprawy bezpieczeństwa energetycznego czy najważniejszego sposobu walki z globalnym ociepleniem, nie listka figowego i ciekawostki, np.(cytaty w tlumaczeniu Rzeczpospolitej):
- każdy kolejny dzień przynosi nowe dowody na to, że sposób, w jaki używamy naszych źródeł energii, wzmacnia naszych wrogów i zagraża naszej planecie
- zaprzęgniemy słońce, wiatr i ziemię, by ich siłą napędzić nasze samochody i fabryki.
- będziemy pracować bez wytchnienia, by zmniejszyć zagrożenie nuklearne i odepchnąć widmo globalnego ocieplenia
- nie możemy konsumować zasobów tej planety bez oglądania się na skutki (…)
Ciekawie mówil też o uwalnianiu nauki i dostosowaniu szkolnictwa do nowej ery (zapowiada to n.in. koniec, wprowadzonej przez prezydenta Busha, blokady srodkow federalnych na badania naukowe nad zmianami klimatu oraz rewizję programów nauczania, aby np. nie uczyć o technologiach XIX wieku). To wszystko ważne słowa dla "zwyklych" ludzi i przynajmniej z kronikarskiego obowiązku powinny się pojawić na odnawialnym, nie tyle po to aby robić ich wiwisekcję, ale po to, aby po 100, 300 i 500 dniach prezydentury można było wrócić i sprawdzić czy prezydent USA poważnie traktuje swoich wyborców czy mniej poważnie i jak potrafi przekładać słowa w czyny.
Na koniec „okolicznościowego” wpisu dodam osobistą anegdotkę związaną rozpoczęciem urzędowania 44 prezydenta USA – n.b doskonałego mówcy. W momencie gdy Obama udawał się po inauguracyjnej mowie do Białego Domu byłem w Brukseli na posiedzeniu komitetu programowego jednej z większych europejskich konferencji OZE. Do udziału w najważniejszym panelu dyskusyjnym konferencji zgłoszonych zostało kilku weteranów konferencyjnych (często mówią to samo od 30 lat :), ale są też przez to niezwykle przekonujący i potrafią zagadać tych co mówią to samo tylko od 10 lat:) oraz jeden znacznie młodszy, z zaledwie kilkuletnim doświadczeniem. Trochę odruchowo odezwałem się, że może ten ostatni ma trochę za małe doświadczenie i może do takiej roboty jest trochę za młody? Siedzący obok, jeden z młodszych członków komitetu odpowiedział równie odruchowo: „Obama jest też młody” :). Tak więc przy Obamie, poza OZE, także młodzi zyskują, nie tylko w Ameryce...
„Nasz Premier” po raz pierwszy w historii krajowych expose, parokrotnie westchnął na OZE, ale w dwu znamiennych kontekstach wynikających nie tyle z własnej inicjatywy "tak od serca", ile z polityki UE: 1) zobowiązania wobec UE (kij) i 2) wykorzystanie pieniędzy UE (marchewka). I raczej nie w kontekście energetyki, ale ochrony srodowiska i rolnictwa. Innymi słowy uznał, ze coś co stanowi obecnie zaledwie kilka procent w bilansie energetycznym (i „z ówczesnego założenia” szybko nie wzrośnie) nie jest wystarczającym powodem do zajęcia się tym jako priorytetem w polityce energetyczne.
„Ich Prezydent”, już wcześniej ogłosił plan energetyczny dla Ameryki, przewidujący że do roku 2012 10 proc. energii w USA będzie pochodzić z OZE, a do roku 2025 ten udział wzrośnie do 25% i w ten sposób uczynił z OZE w zasadzie centralny punkt polityki energetycznej, godny przemówienia inauguracyjnego. Nie musiał zatem nawet wiele mówić o stworzeniu 5 mln "zielonych" miejsc pracy w ciągu kolejnych 10 lat. W tej sprawie nic nie musiał, nawet "nie musiał" wydawać funduszy UE.... Podszedł do OZE pozytywnie i konstruktywnie, głównie jako źródła energii, zasadniczego instrumentu poprawy bezpieczeństwa energetycznego czy najważniejszego sposobu walki z globalnym ociepleniem, nie listka figowego i ciekawostki, np.(cytaty w tlumaczeniu Rzeczpospolitej):
- każdy kolejny dzień przynosi nowe dowody na to, że sposób, w jaki używamy naszych źródeł energii, wzmacnia naszych wrogów i zagraża naszej planecie
- zaprzęgniemy słońce, wiatr i ziemię, by ich siłą napędzić nasze samochody i fabryki.
- będziemy pracować bez wytchnienia, by zmniejszyć zagrożenie nuklearne i odepchnąć widmo globalnego ocieplenia
- nie możemy konsumować zasobów tej planety bez oglądania się na skutki (…)
Ciekawie mówil też o uwalnianiu nauki i dostosowaniu szkolnictwa do nowej ery (zapowiada to n.in. koniec, wprowadzonej przez prezydenta Busha, blokady srodkow federalnych na badania naukowe nad zmianami klimatu oraz rewizję programów nauczania, aby np. nie uczyć o technologiach XIX wieku). To wszystko ważne słowa dla "zwyklych" ludzi i przynajmniej z kronikarskiego obowiązku powinny się pojawić na odnawialnym, nie tyle po to aby robić ich wiwisekcję, ale po to, aby po 100, 300 i 500 dniach prezydentury można było wrócić i sprawdzić czy prezydent USA poważnie traktuje swoich wyborców czy mniej poważnie i jak potrafi przekładać słowa w czyny.
Na koniec „okolicznościowego” wpisu dodam osobistą anegdotkę związaną rozpoczęciem urzędowania 44 prezydenta USA – n.b doskonałego mówcy. W momencie gdy Obama udawał się po inauguracyjnej mowie do Białego Domu byłem w Brukseli na posiedzeniu komitetu programowego jednej z większych europejskich konferencji OZE. Do udziału w najważniejszym panelu dyskusyjnym konferencji zgłoszonych zostało kilku weteranów konferencyjnych (często mówią to samo od 30 lat :), ale są też przez to niezwykle przekonujący i potrafią zagadać tych co mówią to samo tylko od 10 lat:) oraz jeden znacznie młodszy, z zaledwie kilkuletnim doświadczeniem. Trochę odruchowo odezwałem się, że może ten ostatni ma trochę za małe doświadczenie i może do takiej roboty jest trochę za młody? Siedzący obok, jeden z młodszych członków komitetu odpowiedział równie odruchowo: „Obama jest też młody” :). Tak więc przy Obamie, poza OZE, także młodzi zyskują, nie tylko w Ameryce...
niedziela, stycznia 18, 2009
„RES Road Map 2020” czyli rewolucja w europejskiej energetyce"
W połowie listopada 2008, równolegle z końcową fazą batalii o pakiet klimatyczny UE, EREC (Europejska Rada Energetyki Odnawialnej) zrzeszająca europejskie stowarzyszenia przemysłowe poszczególnych branż energetyki odnawialnej opublikowała tzw. mapę drogową dla technologii OZE do 2020 r. „Renewable Energy Technology Road Map 20% by 2020”. Jest to specyficzny dokument, bo "prognoza" (udziały poszczególnych OZE w roku doceowym i skala inestycji) bazują na prostych założeniach dotyczących głównie tempa wzrostu poszczególnych technologii, wychodząc z trendów i uwazględniajać najnowsze osiągnięcia technologiczne.
W latach 2006-2008 powstało szereg opracowań (najczęściej wykonywanych dla Komisji Europejskiej, Międzynarodowej Agencji Energetycznej, czy innych organizacji międzynarodowych) z symulacjami różnych scenariuszy rozwoju OZE w UE, wykorzystujących modele makroekonomiczne z rozbudowaną biblioteką danych wejściowych. Zresztą, zanim pakiet klimatyczny zostal politycznie zaakceptowany w marcu '2007, Komisja Europejska przedstawila w oparciu o ww. studia wlasną "Road map". Studia te dają dobrą bazę do optymalizacji i przeprowadzania analiz wrażliwości, ale (także w wyniku skomplikowania użytych modeli) wiara w wyniki tych analiz i w określenie najbardziej sprawdzalnego scenariusza jest nawet wśród ekspertów ograniczona, a przemysł (zapatrzony zazwyczaj w cele bardziej krótkookresowe) nie przywiązuje do nich większego znaczenia. Co najwyżej - jak są nie po jego myśli – świadomie lekceważy.
We czasach rewolucji i kryzysów, mało kto chce "prognozować" (blędy wychodzą szybko na jaw), a wielość możliwych scenariuszy zniechęca do futurologii. Pakiet klimatyczny, zobowiązuje jednak kraje członkowskie UE do rozwijania takich scenariuszy w ramach krajowych planów działań (Action Plans). W Polsce, w 2008 r. powstało parę takich opracowań bazujących na modelach, m.in. słynny „Raport 2030” EnergSys-u (kilkukrotnie wspominany na odnawialnym i tak samo często krytykowany), czy „Długookresowy scenariusz zaopatrzenia Polski w czyste nośniki energii”, zwany [R]ewolucją Energetyczną, Instytutu Energetyki Odnawialnej (krytykowany przez częsć klasycznych energetyków). Teraz, po zatwierdzeniu pakietu, kiedy znane są szczegółowe zapisy i kiedy za kilka dni znane będą scenariusze i bilanse energetyczne nowej polityki energetycznej Polski do 2030 r., do badań i cen scenariuszy rozwoju OZE do 2020 r. trzeba będzie powrócić i próbować odpowiedzieć na pytanie w jaki sposób najefektywniej (najtaniej?) mamy osiągnąć 15% udziału OZE w 2020 r.?
Opracowanie EREC-u jest najnowszym scenariuszem rozwoju OZE w UE i bazującym na niemalże końcowych zapisach (w tym ważnych i znaczących definicjach) pakietu klimatycznego, w szczególności jeżeli chodzi o dyrektywę o promocji wykorzystania odnawialnych źródeł energii (w przypadku ETS zmiany pomiędzy listopadem - publikacja „Road Map”, a grudniem – akceptacja pakietu, były znaczące), dlatego warto mu się przyjrzeć, także w Polsce. Ważna jest metoda jego tworzenia, bazująca na podejściu „bottom up” i trendach rozwoju technologii. Nie jest to pierwsza Road Map w wydaniu EREC-u (byli oni projektodawcą i propagatorem idei 20% OZE na 2020% już od 2004 r., a poprzednia mapę drogową opublikowali w styczniu 2007 r.). Oczywiście jak każdy przemysł, zazwyczaj są bardziej optymistyczni jeśli chodzi o rozwój OZE, niż grupy badawcze posługujące się modelami, ale w przyjetej wyszukanej metodzie pracy jest coś co powoduje, że ich opracowania czytane są z uwagą. Nie tylko dlatego, że są to „proste” opracowania (to się też liczy), ale głównie dlatego, że EREC zrzesza niemalże wszystkie stowarzyszenia branżowe OZE i każda prognoza wymaga consensusu i „obcinkowania” czy temperowania ambicji poszczególnych branż wewnątrz ogólnego celu (w tej chwili ogólnego, 20% celu UE).
Co jest znamiennego w scenariuszu EREC-u? Jeżeli chodzi o zieloną energię elektryczną, w 2020 r., moc zainstalowana w elektrowniach wodnych 120 GW (obecnie pierwsze miejsce z 60% udziału) będzie trzecia z kolei, po energetyce wiatrowej – 180 GW i …fotowoltaice 150 GW. Biomasa „tylko” 50 GW . Największe średnioroczne tempo wzrostu w UE przewiduje się dla słonecznych (koncentrujących) elektrowni termicznych (31%), fotowoltaiki (24%) , elektrowni geotermalnych (15%). W produkcji energii przewodniczyć ma energetyka wiatrowa (477 TWh, potem dopiero energetyka wodna (384 TWh) i biomasa (250 TWh). EREC ambitnie ocenia udział zielonej energii elektrycznej w zużyciu energii finalnej w UE w 2020 r. na 34-40% (w tym wyższym scenariuszu - przypadku pełnego zadziałania mechanizmów efektywności energetycznej).
W przypadku zielonego ciepła, prym w tempie wzrostu wiodą kolektory słoneczne – 23% średnioroczne wzrostu, za nimi dalej geotermia 9% i biomasa 5%. Udział zielnego ciepła (i chłodu) z zużyciu ciepła w ogóle przewidywany jest na poziomie 23-28%.
Biopaliwa (ale tylko drugiej generacji i razem z napędami elektrycznymi) mają mieć, zgodnie z dyrektywą, 10% udział w zużyciu paliw transportowych.
Takie wyrównywanie tempa rozwoju technologii OZE oznacza znacznie większą demokrację wewnątrz całego sektora i, n.b. większe bezpieczeństwo ekonomiczne i energetyczne. Rola „skromnego i drobnego monopolisty” – biomasy spada z 73% obecnie do 60% w 2020r., udział "wody" w zielonym „mix” z 30% do 11%, fotowoltaika sięgnie 5,5%, a kolektory słoneczne 3,5% (będzie widać na wykresie :)).
Tabele energetyczne i tabele OZE razem zaczynają się powoli odwracać do góry nogami. Czy nie jest to aby mini przewrót kopernikański w energetyce? Kopernik, przezornie czekał z opublikowaniem swojego dzieła „O obrotach …” (aby nie trafiło od razu na stos, byc może razem z autorem) do łoża śmierci. EREC jest bardziej niecierpliwa, ale chyba nie umrze razem ze swoim scenariuszem :), ani nawet nie bedzie tym razem wyniosle lekceważona. Pewnie też, używając tej samej analogii, szybko bedzie rosło grono wyznawców energetycznej teorii "heliotcentrycznej", kosztem "geocentrycznej" (poza geotermią oczywiscie ...).
Tak jak to napisał kiedyś o zielonej rewolucji znany publicysta Igor Janke: „idzie nowe, wejdźmy w to!”.
W latach 2006-2008 powstało szereg opracowań (najczęściej wykonywanych dla Komisji Europejskiej, Międzynarodowej Agencji Energetycznej, czy innych organizacji międzynarodowych) z symulacjami różnych scenariuszy rozwoju OZE w UE, wykorzystujących modele makroekonomiczne z rozbudowaną biblioteką danych wejściowych. Zresztą, zanim pakiet klimatyczny zostal politycznie zaakceptowany w marcu '2007, Komisja Europejska przedstawila w oparciu o ww. studia wlasną "Road map". Studia te dają dobrą bazę do optymalizacji i przeprowadzania analiz wrażliwości, ale (także w wyniku skomplikowania użytych modeli) wiara w wyniki tych analiz i w określenie najbardziej sprawdzalnego scenariusza jest nawet wśród ekspertów ograniczona, a przemysł (zapatrzony zazwyczaj w cele bardziej krótkookresowe) nie przywiązuje do nich większego znaczenia. Co najwyżej - jak są nie po jego myśli – świadomie lekceważy.
We czasach rewolucji i kryzysów, mało kto chce "prognozować" (blędy wychodzą szybko na jaw), a wielość możliwych scenariuszy zniechęca do futurologii. Pakiet klimatyczny, zobowiązuje jednak kraje członkowskie UE do rozwijania takich scenariuszy w ramach krajowych planów działań (Action Plans). W Polsce, w 2008 r. powstało parę takich opracowań bazujących na modelach, m.in. słynny „Raport 2030” EnergSys-u (kilkukrotnie wspominany na odnawialnym i tak samo często krytykowany), czy „Długookresowy scenariusz zaopatrzenia Polski w czyste nośniki energii”, zwany [R]ewolucją Energetyczną, Instytutu Energetyki Odnawialnej (krytykowany przez częsć klasycznych energetyków). Teraz, po zatwierdzeniu pakietu, kiedy znane są szczegółowe zapisy i kiedy za kilka dni znane będą scenariusze i bilanse energetyczne nowej polityki energetycznej Polski do 2030 r., do badań i cen scenariuszy rozwoju OZE do 2020 r. trzeba będzie powrócić i próbować odpowiedzieć na pytanie w jaki sposób najefektywniej (najtaniej?) mamy osiągnąć 15% udziału OZE w 2020 r.?
Opracowanie EREC-u jest najnowszym scenariuszem rozwoju OZE w UE i bazującym na niemalże końcowych zapisach (w tym ważnych i znaczących definicjach) pakietu klimatycznego, w szczególności jeżeli chodzi o dyrektywę o promocji wykorzystania odnawialnych źródeł energii (w przypadku ETS zmiany pomiędzy listopadem - publikacja „Road Map”, a grudniem – akceptacja pakietu, były znaczące), dlatego warto mu się przyjrzeć, także w Polsce. Ważna jest metoda jego tworzenia, bazująca na podejściu „bottom up” i trendach rozwoju technologii. Nie jest to pierwsza Road Map w wydaniu EREC-u (byli oni projektodawcą i propagatorem idei 20% OZE na 2020% już od 2004 r., a poprzednia mapę drogową opublikowali w styczniu 2007 r.). Oczywiście jak każdy przemysł, zazwyczaj są bardziej optymistyczni jeśli chodzi o rozwój OZE, niż grupy badawcze posługujące się modelami, ale w przyjetej wyszukanej metodzie pracy jest coś co powoduje, że ich opracowania czytane są z uwagą. Nie tylko dlatego, że są to „proste” opracowania (to się też liczy), ale głównie dlatego, że EREC zrzesza niemalże wszystkie stowarzyszenia branżowe OZE i każda prognoza wymaga consensusu i „obcinkowania” czy temperowania ambicji poszczególnych branż wewnątrz ogólnego celu (w tej chwili ogólnego, 20% celu UE).
Co jest znamiennego w scenariuszu EREC-u? Jeżeli chodzi o zieloną energię elektryczną, w 2020 r., moc zainstalowana w elektrowniach wodnych 120 GW (obecnie pierwsze miejsce z 60% udziału) będzie trzecia z kolei, po energetyce wiatrowej – 180 GW i …fotowoltaice 150 GW. Biomasa „tylko” 50 GW . Największe średnioroczne tempo wzrostu w UE przewiduje się dla słonecznych (koncentrujących) elektrowni termicznych (31%), fotowoltaiki (24%) , elektrowni geotermalnych (15%). W produkcji energii przewodniczyć ma energetyka wiatrowa (477 TWh, potem dopiero energetyka wodna (384 TWh) i biomasa (250 TWh). EREC ambitnie ocenia udział zielonej energii elektrycznej w zużyciu energii finalnej w UE w 2020 r. na 34-40% (w tym wyższym scenariuszu - przypadku pełnego zadziałania mechanizmów efektywności energetycznej).
W przypadku zielonego ciepła, prym w tempie wzrostu wiodą kolektory słoneczne – 23% średnioroczne wzrostu, za nimi dalej geotermia 9% i biomasa 5%. Udział zielnego ciepła (i chłodu) z zużyciu ciepła w ogóle przewidywany jest na poziomie 23-28%.
Biopaliwa (ale tylko drugiej generacji i razem z napędami elektrycznymi) mają mieć, zgodnie z dyrektywą, 10% udział w zużyciu paliw transportowych.
Takie wyrównywanie tempa rozwoju technologii OZE oznacza znacznie większą demokrację wewnątrz całego sektora i, n.b. większe bezpieczeństwo ekonomiczne i energetyczne. Rola „skromnego i drobnego monopolisty” – biomasy spada z 73% obecnie do 60% w 2020r., udział "wody" w zielonym „mix” z 30% do 11%, fotowoltaika sięgnie 5,5%, a kolektory słoneczne 3,5% (będzie widać na wykresie :)).
Tabele energetyczne i tabele OZE razem zaczynają się powoli odwracać do góry nogami. Czy nie jest to aby mini przewrót kopernikański w energetyce? Kopernik, przezornie czekał z opublikowaniem swojego dzieła „O obrotach …” (aby nie trafiło od razu na stos, byc może razem z autorem) do łoża śmierci. EREC jest bardziej niecierpliwa, ale chyba nie umrze razem ze swoim scenariuszem :), ani nawet nie bedzie tym razem wyniosle lekceważona. Pewnie też, używając tej samej analogii, szybko bedzie rosło grono wyznawców energetycznej teorii "heliotcentrycznej", kosztem "geocentrycznej" (poza geotermią oczywiscie ...).
Tak jak to napisał kiedyś o zielonej rewolucji znany publicysta Igor Janke: „idzie nowe, wejdźmy w to!”.
piątek, stycznia 09, 2009
"Regionalne agencje energetyczne łączcie się", czyli niedoceniona składowa lokalna krajowego bezpieczeństwa energetycznego
Debata o sposobie poprawy bezpieczeństwa energetycznego trwa ale odbywa się prawie wyłącznie pod nośnym i tradycyjnym wręcz hasłem „nie dać się ruskim”, w kontekście geopolitycznym i wręcz z wykorzystaniem języka wojeny. Jest to zapewne istotna płaszczyzna do analizy problemu, ale czy jedyna? Chciałbym, kontynuując niedokończoną mysl z poprzedniego wpisu, postawić tezę, że w podejsciu do bezpieczeństwa energetycznego w Polsce brakuje składnika regionalnego, oddolnego i że w przeciwieństwie do bezpieczeństwa militarnego, powinno ono być bardziej sumą bezpieczeństw regionalnych niż podziałem bezpieczeństwa krajowego na regiony i gminy. Zacząć wypada od definicji.
Wg Wikipedii, bezpieczeństwo energetyczne to "stan braku zagrożenia przerwaniem dostaw paliw i energii. Stan ten zapewnia dywersyfikacja dostaw importowanych paliw oraz zwiększanie wydobycia ze złóż krajowych - ropy naftowej i gazu ziemnego, co pozwala na nieprzerwaną pracę systemu energetycznego kraju w sytuacji przerwania dostaw z jednego źródła”.
W definicji nacisk położony jest na „paliwa” (kopalne) i nie wydaje mi się, aby byłaby definicja nowoczesna skoro nie ma w niej słowa o OZE i efektywności energetycznej czy np. inteligentnych sieciach oraz odniesienie jedynie do roli państwa.
Także od strony prawnej do końca nie wiadomo, czym jest bezpieczeństwo energetyczne. W art. 3 pkt. 16 ustawy Prawo energetyczne z pojęcie bezpieczeństwa energetycznego zdefiniowano jako "stan gospodarki umożliwiający pokrycie bieżącego i perspektywicznego zapotrzebowania odbiorców na paliwa i energię w sposób technicznie i ekonomicznie uzasadniony, przy zachowaniu wymagań ochrony środowiska". Definicja, przeniesiona w znacznej mierze z dokumentów UE, jest szeroka i mało konkretna, ale widać że chodzi tu tylko o pewność dostaw, ale fizyczną dostępność źródeł energii, z uwzględnieniem ceny surowców i energii w "gospodarce". Daje ona możliwoci szerszego spojrzenia na probmem, ale w praktyce, w tym w polityce definicja ta stosowana jest niestety bardzo wąsko i tradycyjnie, i też trudno doszukać się w tym kontekście roli OZE, efektywności energetycznej czy doniosłosci decentralizacji.
Już przy analizie expose Premiera Tuska zżymałem się że OZE nie zostały dostrzeżone z p. widzenie bezpieczeństwa energetycznego (kontynuacja polityk poprzedniego rządu) i w trakcie realizacji polityki rządu Tuska nic tu się nie zmieniło. W tej chwili decentralizujące i innowacyjne patrzenie na bezpieczeństwo energetyczne staje się niestety coraz rzadsze. Jedynym z poważniejszych autorytetów który konsekwentnie rozwija koncepcje lokalnego bezpieczeństwa energetycznego (n.b. głównie gazowego) w oparciu o OZE jest prof. Jan Popczyk, ale w dalszym ciagu brakuje w tym zakresie w Polsce i rozwiniętej teorii i sprawdzonej praktyki i klimatu do odejscia od utartego - wręcz leniowskiego- schematu.
Nie wiem skąd to się bierze i dlaczego ze zrozumieniem pojęcia bezpieczeństwa energetycznego idziemy w inną stronę niż np. Ameryka. Nasze "wojenne" myslenie jest tylko taktyczne i mniej przypomina obecne strategiczne podejście Obamy, a bardziej przebrzmiałą politykę ery J.W.Busha, w czasie której bezpieczeństwo energetyczne, przynajmniej USA, uległo znacznemu pogorszeniu (więcej na ten temat było na odnawialnym)
Ale nie zawsze tak było. W informacji „o stanie bezpieczeństwa energetycznego państwa i działaniach podejmowanych przez rząd w tym zakresie” , przygotowanego dla Rady Ministrów w 2001 roku (znam myslenie z tego okresu, bo wtedy właśnie trwała batalia o przyjęcie strategii rozwoju energetyki odnawialnej), pojawiły się m.in. takie wątki: „w przyszłości należy założyć coraz większe znaczenie lokalnego bezpieczeństwa energetycznego, jako efekt konsekwentnie wdrażanej reformy administracyjnej kraju, polegającej m.in. na delegowaniu szeregu uprawnień administracji centralnej na szczebel województw, powiatów i gmin. (...)Można przewidywać, że bezpieczeństwo energetyczne będzie ewoluowało w kierunku funkcjonowania na trzech poziomach:
1. lokalnym (gmina lub kilka gmin), którego najistotniejszym elementem jest niezawodność i ciągłość dostaw energii cieplnej,
2. regionalnym (np. teren województwa), którego najistotniejszy element to zdolność i gotowość do świadczenia usług przesyłania energii dla gmin (grup gmin) oraz wymiany energii pomiędzy regionami,
3. krajowym (…)
W przypadku realizacji takiego scenariusza odpowiedzialność za poziom bezpieczeństwa energetycznego rozłoży się następująco:
administracja rządowa - tworzenie warunków do nieskrępowanego rozwoju infrastrukturalnych połączeń międzynarodowych, międzyregionalnych i wewnątrz regionalnych, umożliwiających niezawodne i nieograniczone świadczenie usług tranzytu, przesyłu i regionalnej dystrybucji energii,
administracja samorządowa - rozwój lokalnych potencjałów wytwarzania energii elektrycznej i cieplnej, w tym odnawialnej, świadczenie lokalnych usług dystrybucyjnych oraz zapewnienie zaopatrzenia odbiorców w energię elektryczną i ciepło."
Szkoda zatem, że obecnie dyskutujemy tylko z „wyjątkowo wąskiej” perspektywy rządowej o „ruskim kurku gazowym”, a zbyt mało o sposobach lokalnego i regionalnego poprawiania bezpieczeństwa energetycznego, na co mamy bezpośredni wpływ. Prawda jest taka, że samorządy terytorialne i politycy wybierani wszak lokalnie, czują ten problem i widzą tu możliwości, ale słaba jest teoria i praktyka w zakresie połączenia tych dwu perspektyw patrzenia na problem w jeden system oraz słabe zaplecze polityczne, eksperckie i biznesowe promocji takiego podejścia.
Chyba najbardziej znana reakcja samorządów na tego rodzaju problemy pojawiła się wiosną 2008 z czasów wspomnianego w poprzednim wpisie blackout-u szczecińskiego w postaci stanowiska Konwentu Marszałków Województw RP w sprawie zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego kraju poprzez rozwój energetyki odnawialnej oraz sieci elektroenergetycznych. Szkoda, że niewiele po tym się stało, ale wiem jak w ukladzie kompetencyjnym trudno jest województwom w tym zakresie uzyskać szybkie efekty.
Zastanawiając się kto mógłbym rozwinąć i wdrażać koncepcję oddolnego budowania bezpieczeństwa energetycznego poprzez rozwój OZE i poprawę efektywności energetycznej, pomyślałem sobie, że mogłoby to być wspólne zadanie dla krajowych regionalnych i lokalnych agencji energetycznych, (temat wczesniej poruszany na odnawialnym). Wszak jest ich już w Polsce kilkanaście, co najmniej kilka silnie związanych z samorządem wojewódzkim działa bardzo aktywnie. Wraz ze złymi informacji o kryzysach i kurku gazowym docierają informacje, że oprócz Mazowieckiej Agencji Energetycznej, która właśnie jest tworzona ze wsparciem Komisji Europejskiej (program IEE) w Warszawie, podobne wsparcie z Komisji europejskiej na uzyskały samorządy wojewódzkie na utworzenie Warmińsko-Mazurskiej Agencji Energetycznej i Wielkopolskiej Agencji Energetycznej (może warto odnotować, że Wielkopolsce w pozyskaniu w ramach „regionalnej solidarności energetycznej” pomocy udzieliła niewiele starsza Podkarpacka Agencja Energetyczna ). Moim zdaniem tworzy się w ten sposób pewna siła i masa krytyczna, która jest w stanie wnieść wkład także w rozwój i promocje pełniejszej koncepcji bezpieczeństwa energetycznego. W programach działań agencji wspieranych finansowo przez Komisję Europejską wpisane są cele związane z poprawa lokalnego bezpieczeństwa energetycznego, a coraz lepsze regionalne strategie energetyczne i regionalne strategie OZE oraz gminne plany energetyczne, tworzone w Polsce przy współudziale agencji energetycznych zawierają coraz więcej wyraźnie artykulowanych działań na rzecz poprawy bezpieczeństwa energetycznego
Wypadało by dodać: „regionalne agencje różnych regionów łączcie się” :) i, działając z poparciem swoich władz samorządowych pokażcie, że kluczem do bezpieczeństwa energetycznego Polski nie jest jedynie instrukcja obsługi kurka gazowego, znajdującego się poza naszymi granicami.
Wg Wikipedii, bezpieczeństwo energetyczne to "stan braku zagrożenia przerwaniem dostaw paliw i energii. Stan ten zapewnia dywersyfikacja dostaw importowanych paliw oraz zwiększanie wydobycia ze złóż krajowych - ropy naftowej i gazu ziemnego, co pozwala na nieprzerwaną pracę systemu energetycznego kraju w sytuacji przerwania dostaw z jednego źródła”.
W definicji nacisk położony jest na „paliwa” (kopalne) i nie wydaje mi się, aby byłaby definicja nowoczesna skoro nie ma w niej słowa o OZE i efektywności energetycznej czy np. inteligentnych sieciach oraz odniesienie jedynie do roli państwa.
Także od strony prawnej do końca nie wiadomo, czym jest bezpieczeństwo energetyczne. W art. 3 pkt. 16 ustawy Prawo energetyczne z pojęcie bezpieczeństwa energetycznego zdefiniowano jako "stan gospodarki umożliwiający pokrycie bieżącego i perspektywicznego zapotrzebowania odbiorców na paliwa i energię w sposób technicznie i ekonomicznie uzasadniony, przy zachowaniu wymagań ochrony środowiska". Definicja, przeniesiona w znacznej mierze z dokumentów UE, jest szeroka i mało konkretna, ale widać że chodzi tu tylko o pewność dostaw, ale fizyczną dostępność źródeł energii, z uwzględnieniem ceny surowców i energii w "gospodarce". Daje ona możliwoci szerszego spojrzenia na probmem, ale w praktyce, w tym w polityce definicja ta stosowana jest niestety bardzo wąsko i tradycyjnie, i też trudno doszukać się w tym kontekście roli OZE, efektywności energetycznej czy doniosłosci decentralizacji.
Już przy analizie expose Premiera Tuska zżymałem się że OZE nie zostały dostrzeżone z p. widzenie bezpieczeństwa energetycznego (kontynuacja polityk poprzedniego rządu) i w trakcie realizacji polityki rządu Tuska nic tu się nie zmieniło. W tej chwili decentralizujące i innowacyjne patrzenie na bezpieczeństwo energetyczne staje się niestety coraz rzadsze. Jedynym z poważniejszych autorytetów który konsekwentnie rozwija koncepcje lokalnego bezpieczeństwa energetycznego (n.b. głównie gazowego) w oparciu o OZE jest prof. Jan Popczyk, ale w dalszym ciagu brakuje w tym zakresie w Polsce i rozwiniętej teorii i sprawdzonej praktyki i klimatu do odejscia od utartego - wręcz leniowskiego- schematu.
Nie wiem skąd to się bierze i dlaczego ze zrozumieniem pojęcia bezpieczeństwa energetycznego idziemy w inną stronę niż np. Ameryka. Nasze "wojenne" myslenie jest tylko taktyczne i mniej przypomina obecne strategiczne podejście Obamy, a bardziej przebrzmiałą politykę ery J.W.Busha, w czasie której bezpieczeństwo energetyczne, przynajmniej USA, uległo znacznemu pogorszeniu (więcej na ten temat było na odnawialnym)
Ale nie zawsze tak było. W informacji „o stanie bezpieczeństwa energetycznego państwa i działaniach podejmowanych przez rząd w tym zakresie” , przygotowanego dla Rady Ministrów w 2001 roku (znam myslenie z tego okresu, bo wtedy właśnie trwała batalia o przyjęcie strategii rozwoju energetyki odnawialnej), pojawiły się m.in. takie wątki: „w przyszłości należy założyć coraz większe znaczenie lokalnego bezpieczeństwa energetycznego, jako efekt konsekwentnie wdrażanej reformy administracyjnej kraju, polegającej m.in. na delegowaniu szeregu uprawnień administracji centralnej na szczebel województw, powiatów i gmin. (...)Można przewidywać, że bezpieczeństwo energetyczne będzie ewoluowało w kierunku funkcjonowania na trzech poziomach:
1. lokalnym (gmina lub kilka gmin), którego najistotniejszym elementem jest niezawodność i ciągłość dostaw energii cieplnej,
2. regionalnym (np. teren województwa), którego najistotniejszy element to zdolność i gotowość do świadczenia usług przesyłania energii dla gmin (grup gmin) oraz wymiany energii pomiędzy regionami,
3. krajowym (…)
W przypadku realizacji takiego scenariusza odpowiedzialność za poziom bezpieczeństwa energetycznego rozłoży się następująco:
administracja rządowa - tworzenie warunków do nieskrępowanego rozwoju infrastrukturalnych połączeń międzynarodowych, międzyregionalnych i wewnątrz regionalnych, umożliwiających niezawodne i nieograniczone świadczenie usług tranzytu, przesyłu i regionalnej dystrybucji energii,
administracja samorządowa - rozwój lokalnych potencjałów wytwarzania energii elektrycznej i cieplnej, w tym odnawialnej, świadczenie lokalnych usług dystrybucyjnych oraz zapewnienie zaopatrzenia odbiorców w energię elektryczną i ciepło."
Szkoda zatem, że obecnie dyskutujemy tylko z „wyjątkowo wąskiej” perspektywy rządowej o „ruskim kurku gazowym”, a zbyt mało o sposobach lokalnego i regionalnego poprawiania bezpieczeństwa energetycznego, na co mamy bezpośredni wpływ. Prawda jest taka, że samorządy terytorialne i politycy wybierani wszak lokalnie, czują ten problem i widzą tu możliwości, ale słaba jest teoria i praktyka w zakresie połączenia tych dwu perspektyw patrzenia na problem w jeden system oraz słabe zaplecze polityczne, eksperckie i biznesowe promocji takiego podejścia.
Chyba najbardziej znana reakcja samorządów na tego rodzaju problemy pojawiła się wiosną 2008 z czasów wspomnianego w poprzednim wpisie blackout-u szczecińskiego w postaci stanowiska Konwentu Marszałków Województw RP w sprawie zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego kraju poprzez rozwój energetyki odnawialnej oraz sieci elektroenergetycznych. Szkoda, że niewiele po tym się stało, ale wiem jak w ukladzie kompetencyjnym trudno jest województwom w tym zakresie uzyskać szybkie efekty.
Zastanawiając się kto mógłbym rozwinąć i wdrażać koncepcję oddolnego budowania bezpieczeństwa energetycznego poprzez rozwój OZE i poprawę efektywności energetycznej, pomyślałem sobie, że mogłoby to być wspólne zadanie dla krajowych regionalnych i lokalnych agencji energetycznych, (temat wczesniej poruszany na odnawialnym). Wszak jest ich już w Polsce kilkanaście, co najmniej kilka silnie związanych z samorządem wojewódzkim działa bardzo aktywnie. Wraz ze złymi informacji o kryzysach i kurku gazowym docierają informacje, że oprócz Mazowieckiej Agencji Energetycznej, która właśnie jest tworzona ze wsparciem Komisji Europejskiej (program IEE) w Warszawie, podobne wsparcie z Komisji europejskiej na uzyskały samorządy wojewódzkie na utworzenie Warmińsko-Mazurskiej Agencji Energetycznej i Wielkopolskiej Agencji Energetycznej (może warto odnotować, że Wielkopolsce w pozyskaniu w ramach „regionalnej solidarności energetycznej” pomocy udzieliła niewiele starsza Podkarpacka Agencja Energetyczna ). Moim zdaniem tworzy się w ten sposób pewna siła i masa krytyczna, która jest w stanie wnieść wkład także w rozwój i promocje pełniejszej koncepcji bezpieczeństwa energetycznego. W programach działań agencji wspieranych finansowo przez Komisję Europejską wpisane są cele związane z poprawa lokalnego bezpieczeństwa energetycznego, a coraz lepsze regionalne strategie energetyczne i regionalne strategie OZE oraz gminne plany energetyczne, tworzone w Polsce przy współudziale agencji energetycznych zawierają coraz więcej wyraźnie artykulowanych działań na rzecz poprawy bezpieczeństwa energetycznego
Wypadało by dodać: „regionalne agencje różnych regionów łączcie się” :) i, działając z poparciem swoich władz samorządowych pokażcie, że kluczem do bezpieczeństwa energetycznego Polski nie jest jedynie instrukcja obsługi kurka gazowego, znajdującego się poza naszymi granicami.
wtorek, stycznia 06, 2009
Sentymentalna bajka o sezonowym jazgocie i długotrwałym bezpieczeństwie energetycznym
Mówi się, że nasza energetyka oparta jest na trzech unijnych filarach -paradygmatach: bezpieczeństwie energetycznym, konkurencyjności (rzadko w tym kontekcie wspomina się o innowacyjnosci) i ochronie środowiska, ale jakoś trudno nam o tym myśleć jednocześnie.
Jak każdej zimy w Polsce odżywa sprawa bezpieczeństwa energetycznego, ale głównie gazowego. W obecnej sytuacji na Ukrainie, gdy już wszystkie krajowe "siły" polityczne i cała UE znowu „budują” rurociągi i gazoporty, chyba nie ma już sensu publicystycznego dokladania sie do spekulacji na ile dni nam wystarczy gazu i emojonalnie usprawiedliwionego, donosnego, ale niestety chwilowego i przejściowego jazgotu. Pobrzęczy, pobrzęczy i przestanie. Zarkomenduję tylko jedną z ciekawszych dyskusji na blogu p. red. Niklewicza.
Latem też myślimy o bezpieczeństwie, raczej elektroenergetycznym i pewnie będziemy wraz z rozwojem klimatyzacji i niedoinwestowaniem (ponoć przez ochronę środowiska, która w Polsce jakoś nie sprzyja też energetyce gazowej) w moce wytwórcze, podobny jazgot z roku na rok będzie narastał. Aby nie było zbyt monotonnie, dzięki anomaliom klimatyczno-pogodowym, w ubiegłym mieliśmy też problem bezpieczeństwa elektroenergetycznego (szczeciński blackout) wczesną wiosną. Powolana zostala nawet prezydencka komisja do zbadania tej sprawy, ale niestety na politycznej zasadzie "Lapaj zlodzieja" i tez szybko przestala "brzęczeć" (raczej nie przegapilem konstruktywnych i delakosiężnych wnioskow).
Jesienią mieliśmy na pierwszych stronach gazet „trzeci filar” (ten „trzeci” ostatnio jest wyjątkowo pechowy, pod każdym względem), dzięki pakietowi klimatycznemu i COP-14. Ale juz zapomnielismy.
Spostrzegawczy Julian Tuwim, obserwując te zjawiska, niewątpliwie „polityczne”, napisałby że rządzący są jak jego „smutni mieszczanie”, co to chodzą i widzą wszystko oddzielnie: tu pies, tam zając, a tu krzesło...
A mój ulubiony bohater Mały Książe zapytałby: „jak to jest, że wy dorośli chcecie zapewnić sobie bezpieczeństwo energetyczne paliwami, które się wyczerpią zanim ja dorosnę?”. I nieśmiało pokazałby nam na licznik wyczerpywania się nieodnawialnych zasobów paliw na jednym z uznanych europejskich portali energetycznych, z którego wynika że ostatnie tankowanie paliwem ropopochodnym czeka nas w 2047 roku, a gazem w 2068 roku. Tak jak Król Łapciuś z bajki "W Karzełkowie wielka susza” powiedziałby pewnie, że jest młody, jeszcze dobrze się czuje i nie chce tak szybko umierać. Zdziwiłby się też, dlaczego dorośli nie kochają i nie pielęgnują róż, które tak obficie rosną wokół nich- lokalnie.
Żeby bajka nie byla opacznie zrozumiana, dodam, że nie chodzi tu bynajmniej o „bezkolcową róży” wpisaną do rozporządzenia o wsparciu plantacji energetycznych
przez pewnego doroslego urzędnika ministerstwa rolnictwa (podobnie jak do ustaw zostaly wpisane „inne rośliny” czy "i czasopisma").
No i czas na morał: dzieciom trudno jest zrozumieć chciwych dorosłych dlaczego chcą płacić tak dużo za tak mało i dzieci nie czują się przy takiej ich „sezonowej” opiece całkiem bezpiecznie.
Jak każdej zimy w Polsce odżywa sprawa bezpieczeństwa energetycznego, ale głównie gazowego. W obecnej sytuacji na Ukrainie, gdy już wszystkie krajowe "siły" polityczne i cała UE znowu „budują” rurociągi i gazoporty, chyba nie ma już sensu publicystycznego dokladania sie do spekulacji na ile dni nam wystarczy gazu i emojonalnie usprawiedliwionego, donosnego, ale niestety chwilowego i przejściowego jazgotu. Pobrzęczy, pobrzęczy i przestanie. Zarkomenduję tylko jedną z ciekawszych dyskusji na blogu p. red. Niklewicza.
Latem też myślimy o bezpieczeństwie, raczej elektroenergetycznym i pewnie będziemy wraz z rozwojem klimatyzacji i niedoinwestowaniem (ponoć przez ochronę środowiska, która w Polsce jakoś nie sprzyja też energetyce gazowej) w moce wytwórcze, podobny jazgot z roku na rok będzie narastał. Aby nie było zbyt monotonnie, dzięki anomaliom klimatyczno-pogodowym, w ubiegłym mieliśmy też problem bezpieczeństwa elektroenergetycznego (szczeciński blackout) wczesną wiosną. Powolana zostala nawet prezydencka komisja do zbadania tej sprawy, ale niestety na politycznej zasadzie "Lapaj zlodzieja" i tez szybko przestala "brzęczeć" (raczej nie przegapilem konstruktywnych i delakosiężnych wnioskow).
Jesienią mieliśmy na pierwszych stronach gazet „trzeci filar” (ten „trzeci” ostatnio jest wyjątkowo pechowy, pod każdym względem), dzięki pakietowi klimatycznemu i COP-14. Ale juz zapomnielismy.
Spostrzegawczy Julian Tuwim, obserwując te zjawiska, niewątpliwie „polityczne”, napisałby że rządzący są jak jego „smutni mieszczanie”, co to chodzą i widzą wszystko oddzielnie: tu pies, tam zając, a tu krzesło...
A mój ulubiony bohater Mały Książe zapytałby: „jak to jest, że wy dorośli chcecie zapewnić sobie bezpieczeństwo energetyczne paliwami, które się wyczerpią zanim ja dorosnę?”. I nieśmiało pokazałby nam na licznik wyczerpywania się nieodnawialnych zasobów paliw na jednym z uznanych europejskich portali energetycznych, z którego wynika że ostatnie tankowanie paliwem ropopochodnym czeka nas w 2047 roku, a gazem w 2068 roku. Tak jak Król Łapciuś z bajki "W Karzełkowie wielka susza” powiedziałby pewnie, że jest młody, jeszcze dobrze się czuje i nie chce tak szybko umierać. Zdziwiłby się też, dlaczego dorośli nie kochają i nie pielęgnują róż, które tak obficie rosną wokół nich- lokalnie.
Żeby bajka nie byla opacznie zrozumiana, dodam, że nie chodzi tu bynajmniej o „bezkolcową róży” wpisaną do rozporządzenia o wsparciu plantacji energetycznych
przez pewnego doroslego urzędnika ministerstwa rolnictwa (podobnie jak do ustaw zostaly wpisane „inne rośliny” czy "i czasopisma").
No i czas na morał: dzieciom trudno jest zrozumieć chciwych dorosłych dlaczego chcą płacić tak dużo za tak mało i dzieci nie czują się przy takiej ich „sezonowej” opiece całkiem bezpiecznie.
czwartek, stycznia 01, 2009
O OZE i klimacie w 2008 r., ale jak to podsumować krótko i celnie :)
Dla energetyki odnawialnej rok ‘2008 zaczął się bardzo obiecująco – projektem dyrektywy i promocji OZE w ramach pakietu klimatycznego UE (więcej we wpisie na odnawialnym z 23 stycznia „Skąd ma Polska wziąć 15%”) i zakończył się konkretem –przyjęciem w dn. 17 grudnia pakietu klimatycznego z ww. dyrektywą w wersji ostatecznej. "Tytułowe" pytanie ze stycznia '2008 dotyczące sposobu realizacji 15% celu OZE w 2020 r. pozostaje zatem otwarte i aktualne takze na 2009 r.
Gorzej poszło w sprawach szerszych porozumień dot. redukcji emisji gazów cieplarnianych i to zarówno na szczeblu UE (dyrektywa ETS) jak i świata (COP-14). W perspektywie działań na lata 2009-2020 mamy zatem konkretna dyrektywę OZE z twardymi zobowiązaniami także dla Polski i słabości w nadbudowie makroekonomicznej (kryzys finansowy i przejściowo niskie ceny paliw kopalnych) i politycznej (brak konsensusu i jednoznacznych decyzji w sprawie redukcji emisji CO2). Tyle (i aż tyle) mogła zdziałać osamotniona i niestety podzielona i targana egoizmami narodowymi i korporacyjnymi UE w 2008 r. Wydaje się, że jest szansa na to że w 2009 r. ciężar przewodnictwa w reformowania światowej energetyki, promocji rozwoju energetyki odnawialnej i mocowania się z globalnym ociepleniem przejdzie z wymęczonej Brukseli do Białego Domu, nazywanego ostatnio swojsko przez moje dzieci „Barakiem Obamy” :).
Klimat nie chce spokojnie czekać na to aż wszyscy porozumiemy się co do powstrzymywania jego zmian lub adaptacji do nich. Pod tym względem rok 2008 był niedobrym, bo potwierdził tezy raportu Sterna, że znacznie taniej jest zapobiegać zmianom klimatu niż do nich się adaptować. Jak podaje portal ChronmyKlimat, powołując się na Financial Times, towarzystwo ubezpieczeniowe Munich Re stwierdziło, że katastrofy pogodowe spowodowały 200 bilionów $ strat. (dla porównania w 2007 roku straty wynosiły 82 biliony $). W 2008 ponad 220,000 ludzi zginęło, w wyniku katastrof naturalnych; z czego 135,000 w Birmie, podczas cyklonu Nargis (tak duże straty są spowodowane deforestacją regionu, która utorowała drogę dla cyklonu w głąb lądu). Najdroższą katastrofą dla towarzystw ubezpieczeniowych w tym roku okazał się Huragan Ike - 15 bilionów $ strat. 2008 rok był czwartym z najgorszych sezonów huraganowych, wyjątkowo dotkliwy" okazał się również ten sezon tornado w Stanach Zjednoczonych.
Naukowcy sprzeczają się jeszcze na ile jest to skutek antropogenicznych emisji CO2, ale jeżeli ta tendencja rosnących niszczycielskich skutków zmian klimatycznych się utrzyma, społeczeństwo nie będzie słuchało żadnych naukowców ani bałamucenia ze strony przemysłu – zażąda od polityków natychmiastowych działań. Coraz więcej firm zaczyna działać bardziej racjonalnie niż rządy i pewnie różni kunktatorzy polityczni elementy te zaczną poważniej uwzględniać w swoich programach wyborczych. Nie wykluczam że po medialnie dla polityki klimatycznej znaczącym 2008 r. (pakiet klimatyczny i COP-14 w Poznaniu), w Nowym Roku przestanie być tak, że jedynym żarliwym obrońcą (szkoda, że tylko dla siebie, w Toruniu) czystych źródeł energii i nowych technologii pozostanie środowisko Radia Maryja. Jest tu bowiem miejsce do „popisu” dla wszystkich partii.
Co to byłby za pożal się Boze blog i komentator-publicysta z Bożej Łaski, gdyby nie zrobił podsumowania roku :)? Niech zatem tyle i tylko tyle posłuży za energetyczno-klimatyczne podsumowanie A.D. ‘2008 i za branżową mini przepowiednię '2009 na odnawialnym, choć rzeczywiście „żyliśmy w ciekawych czasach” co najamniej paru i kryzysów i rewolucji technologicznych na raz, i pewnie kiedyś będą pisane na ten temat książki.
Sam zdziwiłem się ilocią wpisów (46!) wokół tylko tych właśnie tematów na odnawialnym w 2008 r. (nie wspomnę już na refleksję - kosztem czego to się mogło dziać, zarówno pisanie jak i ew czytanie :). Tylko jak zwykle komenatrze byly krótkie i tresciwe (dziękuję!), a najwiecej ich bylo pod lżejszymi/otwartymi tematami, takimi jak: Wielkopostna zaduma nad CO2 (18 komenatrzy), czy męsko-damskie :) postrzeganie ekologii (12 komentarzy). Dlatego aż się boję że z mojej strony bylo za dużo i że było (jak zwykle:) za długo i może nie zawsze celnie:).
Czyniąc coroczny „blogowy rachunek sumienia” i Noworoczne postanowienia aby mniej „bredzić”:) a więcej robić, mogę sobie i przy tej okazji wiernym czytelnikom „odnawialnego” zadedykować książkę Ks. Eugeniusza Burzyka „Po pierwsze nie nudzić” i jego „Kazania krótsze od najkrótszych”, dostępne w formie zbliżonej blogu, bazujące na trafnie dobranych cytatach i niezwykłej wprost zwięzłości.
I tak w kazaniu sylwestrowym Ks Burzyk napisał: „Wszyscy mówią, mówią, tymczasem tak naprawdę prawdziwe, warte wypowiedzenia myśli rodzą się trzy, cztery na epokę – reszta to bicie piany” – twierdzi Wisława Szymborska (…) a z kolei: „Brat Roger uważa, że duży wpływ miała na niego osobowość ojca, którego cechowała postawa pełna rezerwy. Nigdy nie mówił więcej, niż trzeba, ale kiedy mówił, to ludzie go słuchali”.
Wobec trapiącej mnie pewnej niecierpliwości i braku spolegliwości, ale też szukając jakiegoś prezentu :) dla czytelników i komentatorów „odnawialnego” przytoczę jeszcze jeden cytat w kazaniu (wpisie?) na Wigilie: „Kiedy ci na czymś bardzo zależy, kiedy szturmujesz niebo i kiedy to pukanie przez wiele lat nie daje efektów, kiedy ci się wydaje, że zawiodłeś się na Bogu, to pamiętaj, że drzwi do Boga otwierają się w naszą stronę”.
Gorzej poszło w sprawach szerszych porozumień dot. redukcji emisji gazów cieplarnianych i to zarówno na szczeblu UE (dyrektywa ETS) jak i świata (COP-14). W perspektywie działań na lata 2009-2020 mamy zatem konkretna dyrektywę OZE z twardymi zobowiązaniami także dla Polski i słabości w nadbudowie makroekonomicznej (kryzys finansowy i przejściowo niskie ceny paliw kopalnych) i politycznej (brak konsensusu i jednoznacznych decyzji w sprawie redukcji emisji CO2). Tyle (i aż tyle) mogła zdziałać osamotniona i niestety podzielona i targana egoizmami narodowymi i korporacyjnymi UE w 2008 r. Wydaje się, że jest szansa na to że w 2009 r. ciężar przewodnictwa w reformowania światowej energetyki, promocji rozwoju energetyki odnawialnej i mocowania się z globalnym ociepleniem przejdzie z wymęczonej Brukseli do Białego Domu, nazywanego ostatnio swojsko przez moje dzieci „Barakiem Obamy” :).
Klimat nie chce spokojnie czekać na to aż wszyscy porozumiemy się co do powstrzymywania jego zmian lub adaptacji do nich. Pod tym względem rok 2008 był niedobrym, bo potwierdził tezy raportu Sterna, że znacznie taniej jest zapobiegać zmianom klimatu niż do nich się adaptować. Jak podaje portal ChronmyKlimat, powołując się na Financial Times, towarzystwo ubezpieczeniowe Munich Re stwierdziło, że katastrofy pogodowe spowodowały 200 bilionów $ strat. (dla porównania w 2007 roku straty wynosiły 82 biliony $). W 2008 ponad 220,000 ludzi zginęło, w wyniku katastrof naturalnych; z czego 135,000 w Birmie, podczas cyklonu Nargis (tak duże straty są spowodowane deforestacją regionu, która utorowała drogę dla cyklonu w głąb lądu). Najdroższą katastrofą dla towarzystw ubezpieczeniowych w tym roku okazał się Huragan Ike - 15 bilionów $ strat. 2008 rok był czwartym z najgorszych sezonów huraganowych, wyjątkowo dotkliwy" okazał się również ten sezon tornado w Stanach Zjednoczonych.
Naukowcy sprzeczają się jeszcze na ile jest to skutek antropogenicznych emisji CO2, ale jeżeli ta tendencja rosnących niszczycielskich skutków zmian klimatycznych się utrzyma, społeczeństwo nie będzie słuchało żadnych naukowców ani bałamucenia ze strony przemysłu – zażąda od polityków natychmiastowych działań. Coraz więcej firm zaczyna działać bardziej racjonalnie niż rządy i pewnie różni kunktatorzy polityczni elementy te zaczną poważniej uwzględniać w swoich programach wyborczych. Nie wykluczam że po medialnie dla polityki klimatycznej znaczącym 2008 r. (pakiet klimatyczny i COP-14 w Poznaniu), w Nowym Roku przestanie być tak, że jedynym żarliwym obrońcą (szkoda, że tylko dla siebie, w Toruniu) czystych źródeł energii i nowych technologii pozostanie środowisko Radia Maryja. Jest tu bowiem miejsce do „popisu” dla wszystkich partii.
Co to byłby za pożal się Boze blog i komentator-publicysta z Bożej Łaski, gdyby nie zrobił podsumowania roku :)? Niech zatem tyle i tylko tyle posłuży za energetyczno-klimatyczne podsumowanie A.D. ‘2008 i za branżową mini przepowiednię '2009 na odnawialnym, choć rzeczywiście „żyliśmy w ciekawych czasach” co najamniej paru i kryzysów i rewolucji technologicznych na raz, i pewnie kiedyś będą pisane na ten temat książki.
Sam zdziwiłem się ilocią wpisów (46!) wokół tylko tych właśnie tematów na odnawialnym w 2008 r. (nie wspomnę już na refleksję - kosztem czego to się mogło dziać, zarówno pisanie jak i ew czytanie :). Tylko jak zwykle komenatrze byly krótkie i tresciwe (dziękuję!), a najwiecej ich bylo pod lżejszymi/otwartymi tematami, takimi jak: Wielkopostna zaduma nad CO2 (18 komenatrzy), czy męsko-damskie :) postrzeganie ekologii (12 komentarzy). Dlatego aż się boję że z mojej strony bylo za dużo i że było (jak zwykle:) za długo i może nie zawsze celnie:).
Czyniąc coroczny „blogowy rachunek sumienia” i Noworoczne postanowienia aby mniej „bredzić”:) a więcej robić, mogę sobie i przy tej okazji wiernym czytelnikom „odnawialnego” zadedykować książkę Ks. Eugeniusza Burzyka „Po pierwsze nie nudzić” i jego „Kazania krótsze od najkrótszych”, dostępne w formie zbliżonej blogu, bazujące na trafnie dobranych cytatach i niezwykłej wprost zwięzłości.
I tak w kazaniu sylwestrowym Ks Burzyk napisał: „Wszyscy mówią, mówią, tymczasem tak naprawdę prawdziwe, warte wypowiedzenia myśli rodzą się trzy, cztery na epokę – reszta to bicie piany” – twierdzi Wisława Szymborska (…) a z kolei: „Brat Roger uważa, że duży wpływ miała na niego osobowość ojca, którego cechowała postawa pełna rezerwy. Nigdy nie mówił więcej, niż trzeba, ale kiedy mówił, to ludzie go słuchali”.
Wobec trapiącej mnie pewnej niecierpliwości i braku spolegliwości, ale też szukając jakiegoś prezentu :) dla czytelników i komentatorów „odnawialnego” przytoczę jeszcze jeden cytat w kazaniu (wpisie?) na Wigilie: „Kiedy ci na czymś bardzo zależy, kiedy szturmujesz niebo i kiedy to pukanie przez wiele lat nie daje efektów, kiedy ci się wydaje, że zawiodłeś się na Bogu, to pamiętaj, że drzwi do Boga otwierają się w naszą stronę”.