sobota, grudnia 28, 2019

Nie zbudowali arki przed potopem. O granicach odpowiedzialności naukowców, firm energetycznych i urzędników państwowych odpowiadających za zaopatrzenie w energię i ochronę klimatu


Cykl, ostatnio wyjątkowo częstych kampanii wyborczych, wcale nie zwiększa zapotrzebowania na wiedzę. Powoduje, że coraz większa część niepopularnej wiedzy naukowej i eksperckiej jest ignorowana lub nawet skrzętnie ukrywana. Niezwykle silnie dotyczy to problematyki energii i klimatu, gdzie skutki ignorancji mogą być nie do powetowania.

Eurostat opublikował właśnie wstępne wyniki udziałów energii z OZE w zużyciu energii w UE za 2018 rok. Polska osiągnęła 11,2%, mniej niż w 2013 roku, od kiedy rozwój OZE spowolnił, a potem się załamał i oczywiście nie ma najmniejszych szans, aby zrealizowała swój wymagany prawem 15% cel w 2020 roku. Jak to się stało, że mając warunki naturalne, innowacyjne firmy, wykształconych polityków  i wielu naukowców w energetyce, z powodu naruszenia prawa UE podatnicy poniosą koszty, a konsumenci energii z powodu zbyt niskich udziałów OZE zapłacą wkrótce za energię najwięcej w całej UE? Czy zabrakło wiedzy, wyobraźni, czy może odpowiedzialności?
W 1965 roku Naukowy Komitet Doradczy (Science Advisory Committee) doradzający prezydentowi USA L.B. Johnsonowi przedstawił raport, w którym po raz pierwszy ostrzegł głowę państwa, w oparciu o wyniki badań, przed zmianami klimatu dla Ameryki. Johnson (demokrata) i kolejni amerykańscy prezydenci (adresatem kolejnego, jeszcze bardziej alarmistycznego raportu z 1969 roku był republikanin Richard Nixon) nie zawsze byli zadowoleni z tego typu raportów i często je ignorowali lub nadawali im klauzulę poufności. Nigdy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności politycznej za to zaniechanie i już nie będą. Amerykański gigant naftowy Exxon Mobil miał odpowiednią wiedzę naukową i świadomość skutków zmian klimatu już w 1977 roku. Mimo to przez dekady ukrywał dane naukowe, co więcej, wydawał miliony dolarów na działania, które można nazwać dezinformacyjnymi – wspierał organizacje, które sprzeciwiały się postanowieniom protokołu z Kyoto i podważały opinie klimatologów, że antropogenne globalne ocieplenie ma miejsce i jest wynikiem spalania paliw kopalnych.
Niedawno przypomniał o tym portal BA ”Exxon (…) na manipulowanie opinią publiczną przez powołane do życia grupy lobbingowe  wydawał co najmniej tyle samo pieniędzy (mowa jest o 30 mln USD), co na zdobywanie wiedzy (o zmianach klimatu) na swoją korzyść”. Kulminacją destrukcyjnej roboty i rozpisanego na wiele lat planu rozwoju największej przez lata firmy na świecie było powołanie w 2017 roku przez prezydenta Trumpa byłego szefa Exxonu Rexa Tillersona (przyjaciela Rosji) na sekretarza stanu. Skutecznie zabiegał on o interesy przemysłu naftowego i o wycofanie się USA z porozumienia klimatycznego. Z powodu ukrywania wiedzy naukowej przeciwko Exxon Mobil w USA toczą się procesy sądowe (link) i choć gigant jak dotychczas olbrzymim nakładem środków odpiera zarzuty, to może podzielić los innych rzekomo niewinnych i nieświadomych trucicieli. Można tu przywołać przykład firm tytoniowych. Np. Philip Morris - zostanie zmuszony do naprawienia szkód, które przez wiele lat świadomie wyrządził manipulując wiedzą naukową.
Za zanieczyszczanie środowiska karani są zazwyczaj bezpośredni sprawcy wykroczeń, w szczególności w naszej części Europy. Za katastrofę jądrową w Czarnobylu odpowiedzieli tylko inżynierowie bezpośrednio obsługujący z definicji niebezpieczny reaktor, a nie polityczna „wierchuszka”. W niektórych polskich miastach można dostać mandat w wysokości 500 zł lub grzywnę w wysokości 5000 zł za palenie w piecu węglem (a nawet drewnem!), ale za umożliwianie przez ustawodawcę niemal do 2019 roku sprzedaży mułów węglowych i flotokoncentratów udających węgiel nie ma sankcji, choć wiedza naukowa dotycząca szkodliwości palenia węglem była dostępna od dekad. W ramach obecnego prawa trudno sobie wyobrazić postawienie w stan oskarżenia w Polsce firm energetycznych. A już w ogóle nie da się pociągnąć do odpowiedzialności denialistów klimatycznych, niekiedy nawet posiadających tytuły profesorskie, którzy uważają, że owe tytuły automatycznie dają im prawo do wypowiadania się na wszystkie tematy, włącznie z takimi, na jakich się nie znają. Odpowiedzialności bez wątpienia uniknie też całe grono polityków ignorujących wiedzę naukową lub prowadzących kampanię dezinformacji robiącą wrażenie, że w obszarze środowiska, klimatu i energii nie ma naukowego konsensusu.
Nadzieja w młodych. Najbardziej wyraziste ruchy młodzieżowe, także w Polsce (Młodzieżowe Strajki Klimatyczne, Extinction Rebellion itp.) oraz część czujących ciężar odpowiedzialności środowisk naukowych, zgodnie i na pierwszym miejscu domagają się od polityków i szkół tylko jednego- rzetelnego przekazywania wiedzy o zagrożeniach klimatycznych, w tym dostosowania szkolnej podstawy programowej do obecnego stanu wiedzy naukowej. Badania nad antropogennymi zmianami klimatu uczyniły w ostatnich latach znaczący postęp i ich lekceważenie w edukacji młodego pokolenia może nam przynieść jedynie katastrofalne skutki. Aczkolwiek dla kogoś, kogo horyzont myślowy nie wykracza poza horyzont czasowy następnych wyborów budowanie arki przed potopem jest czystą stratą czasu.
W końcu następne generacje muszą dawać sobie radę same, prawda? Co nas to obchodzi w końcu, myśmy przeżyli swoje, a że za nasz oportunizm i zaniechanie zapłacą nasze dzieci to ich problem, nas już wtedy nie będzie. Ale, jako, że przyszłe pokolenia nie mają znaczenia oczywiście oraz młodzi są oczywiście z definicji głupi (a Greta to już najbardziej), przejdźmy do czegoś co może nas dotknąć osobiście i to w horyzoncie czasowym najbliższych wyborów. A tym czymś są konsekwencje dla naszych portfeli.
Dotychczasowych błędów i zaniechań w sprawie polityki ochrony klimatu nie można było przeliczyć na uszczuplenia po stronie budżetu państwa i podatników. Do niedawna zbyt łatwo można było zwalić winę na dekarbonizację energetyki i OZE. Jest odwrotnie i tezę tę można już bardzo szybko empirycznie zweryfikować, w okresie krótszym niż cykl wyborczy. Wieloletnie zaniedbania polityków powodują, że dalsze agresywne działania przeciwko polityce energetyczno- klimatycznej całej UE (link) lub ignorowanie naukowych przestanek za nią stojącą są niezwykle ryzykowne. Skutki błędów i zaniechań będą brzemienne i wymierne dla każdego z nas.
Eurostat pokazał także, ile OZE w latach 2019-2020 muszą dodać  do swojego bilansu energetycznego kraje członkowskie i cała UE aby mogły osiągnąć swoje cele na koniec 2020 roku. UE w latach 2017/2018 zwiększyła udziały energii z OZE o 0,5% osiągając 18%. Cała UE jest w stanie zrealizować swój 20% cel na koniec 2020 roku (bywały lata, np. 2011/2012, w których wzrost energii z OZE w UE sięgał 1,3 p.p. rocznie). Polska osiągnęła 11,2%, mniej niż w 2013 roku, od kiedy rozwój OZE spowolnił, a potem się załamał. Dyrektywa o OZE stawiała też wymóg uzyskania minimalnego udziału energii z OZE w latach pośrednich, wg tzw. „minimalnego kursu” (ścieżki). Ten wymóg, określony średnimi udziałami energii z OZE z lat 2017-2018 wynosi dla Polski 12,3%, a faktycznie osiągnęliśmy jedynie 11%. Tylko trzy kraje członkowskie nie osiągnęły tego celu: Holandia (zabrakło  3%), Polska (zabrakło 1,3%) i Irlandia  (zabrakło 0,7%), ale w Holandii i Irlandii od paru lat narasta tempo wzrostu OZE, a tylko w Polsce trwa niepokojąca stagnacja. Trudno uwierzyć, że Polska, z olbrzymim potencjałem odnawialnych zasobów energii (nieporównywalnie większym niż Holandia i Irlandia), znalazła się w najgorszej sytuacji w UE. Staczamy się na koniec tabeli, w strefę, gdzie skutki ekonomiczne zaniechań dotkną wszystkich Polaków w sposób wymierny.
W 2016 roku Ministerstwo Energii (dysponując danymi za 2014 rok) stwierdziło, że Polska jest na dobrej ścieżce do zrealizowania celu OZE na 2020 rok, a nawet ma pewną nadwyżkę wobec „kursu minimalnego” (linia czerwona na poniższym wykresie po lewej stronie  – slajd z prezentacji Ministra Energii z wiosny ‘2016). Ta konstatacja stała się jednym z argumentów za  dyskryminacją wybranych rodzajów OZE, zwłaszcza energetyki wiatrowej i uzasadniała brak podejmowania skutecznych działań promujących OZE. 
Wystarczyły trzy lata (wykres IEO po prawej stronie), aby Polska w zakresie OZE stoczyła się na samo dno UE. Podejmujący w 2016 roku decyzje wyraźnie nie zdawali sobie sprawy z krótko i długoterminowych skutków  hamowania rynku OZE i zignorowali sygnały dochodzące z rynku oraz opinie specjalistów. Poza kilkoma wcześniejszym publikacjami ekspertów z lat 2015-2017 („sygnalistów”), warto wymienić raport NIK z listopada 2018 roku (link), w którym postawiona została teza, że w konsekwencji  zaniechań Polska prawdopodobnie stanie przed koniecznością dokonania tzw. „statystycznego transferu” energii z OZE z państw członkowskich, które mają nadwyżkę tej energii, a koszty tego transferu mogą wynieść nawet 8 mld zł. Teza ta została zweryfikowana przez Instytut Energetyki Odnawialnej w ekspertyzie pt. „Scenariusze realizacji przez Polskę zobowiązań międzynarodowych w zakresie OZE na 2020 rok”,  której wyniki były prezentowane w marcu 2019 roku na posiedzeniu Międzyresortowego Zespołu ds. Ułatwienia Inwestycji w Prosumenckie Instalacje OZE, a w czerwcu Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii prezentowało ustalenia Zespołu na Komitecie Ekonomicznym Rady Ministrów. Wiedza o problemie była dostępna, ale do ostatniej niemal chwili spotykała się negacją rządu i lekceważeniem wiedzy eksperckiej. IEO wskazywał, że Polska bez radykalnych działań osiągnie w 2020 roku tylko 12,1% udziału energii z OZE (zamiast wymaganych 15%), ale na ratunek było za późno. IEO podkreślał, że transfer statyczny jest nieunikniony i może wynieść 5-15 mld zł, w zależności od tempa działań i skuteczności negocjacji cenowych z innymi krajami UE, które przekroczą swoje cele OZE. 
Rząd podjął pewne działania ratunkowe dopiero w 2019 roku, z których najważniejsze i mające wpływ na zmniejszanie deficytu energii z OZE w 2020 roku to program „Mój Prąd”, ale może on podnieść udziały OZE co najwyżej o 0,1-0,2 punktu procentowego (ale nie o 3%!). Czy ktoś mógłby opinię publiczną poinformować, czy służby dyplomatycznie dostały jakikolwiek sygnał aby przygotować się do negocjacji w sprawie możliwie najbardziej korzystnego transferu statystycznego? Co prawda wstyd, żeby kraj o tak olbrzymich zasobach OZE jak Polska kupował (a nie sprzedawał nadwyżki), ale ignorowanie problemu oraz milczenie instytucji państwa, posłów, mediów zwiększa koszty tegoż transferu dla obywateli oraz generuje ryzyko jeszcze wyższych kar lub dodatkowych uszczupleń w dostępie do środków UE. W listopadzie 2019 roku autor tego artykułu oszacował aktualne koszty transferu na 12 mld zł (link) i wskazał, że nie ma zarezerwowanych na te cele wystarczających środków w ustawie budżetowej na 2020 rok.
Pozostawianie takich spraw bez refleksji i ignorowanie unijnej zasady „przezorności” w ochronie środowiska (w kontekście postępujących zmian klimatycznych) to realne zagrożenie, także w kwestii ekonomicznej. Sprzyja przerzucaniu problemu i kosztów na całe społeczeństwo i osłabia bezpieczeństwo środowiskowe, energetyczne i ekonomiczne państwa oraz szkodzi obecnym i przyszłym generacjom. A zaczyna się od ignorowania wiedzy naukowej i eksperckiej. I dlatego na tyle na ile tylko jest to tylko możliwe, z polskiej nauki i polityki trzeba eliminować „policy based evidence” (dowody naukowe bazujące na oczekiwaniach polityków).

8 komentarzy:

  1. Najsmutniejsze jest to, że "na własne życzenie" będziemy musieli zapłacić ok. 10 mld. zł. za transfer statystyczny a ten wydatek w niczym nie złagodzi naszego obowiązku na rok 2022 i potem na 2030. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - liczę, że błędy minionych czterech lat nie zostaną już nigdy popełnione i z olbrzymią energią przystąpimy do zwiększania naszego udziału OZE. Są już symptomy dobrych działań w tym zakresie. Sprawą niezwykle ważną jest aby przekaz polityków i przekaz medialny był jednoznaczny - szybki rozwój wykorzystania odnawialnych źródeł energii leży w interesie Rzeczpospolitej Polskiej.

    OdpowiedzUsuń

  2. Podzielam wnioski. Kluczowe będzie 6 najbliższych miesięcy. Mamy czas tylko do czerwca 2020 roku, aby tak ze sobą rozmawiać, aby Polska z całą mocą włączyła się w [1] jednolity front działań UE na rzecz neutralności klimatycznej 2050, tworzenie ambitnego Europejskiego Zielonego Ładu (EZŁ). Na razie projekt KPEiK przesłany właśnie do KE nie jest ambitny jeśli chodzi o cele (ad.1) ale roszczeniowy wobec EŁD. Tu moze dojść do kolejnego konfliktu z UE jeżeli Polacy nie potraktują obu spraw łączne.
    Nacjonalizm nie znajdzie odpowiedzi na problem zmian klimatu, powiedział klasyk. Ale stawianie na patriotyzm ekologiczny w formule z powyższego komentarz "szybki rozwój wykorzystania OZE leży w interesie RP" ma w Polsce sens.
    Niech zatem w 2020 roku ambitny EZL uczyni całkowicie nieopłacalnym "Nord Stream 2" - ten problem obchodzi nie tylko nacjonalistów, ale jak najbardziej patriotów. A Panowie Putin (i Trump) niech poznają co to są koszty osierocone. Mam nadzieje ze wokół EZL do się coś sensownego zbudować i uczynić zieloną energetykę polska racją stanu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziekuje za dobitny i pelny wiedzy artykul.

    OdpowiedzUsuń
  4. sam jestem ciekaw jak się te sprawy potoczą... a klimatyczne zmiany sa coraz bardziej odczuwalne dla wszystkich...

    https://www.kryptoporadnik.pl/

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy jesteś w kryzysie finansowym, szukasz pieniędzy, aby rozpocząć własną działalność gospodarczą lub zapłacić rachunki ?, PayLATER Loan otrzymuje wszystkie rodzaje pożyczek przy niskim oprocentowaniu 2% Złóż wniosek teraz przez e-mail na adres: ( paylaterloan@zoho. com ) LUB WhatsApp ( +1 929 222 7518 )

    OdpowiedzUsuń
  6. Dajemy Ci najlepszą stopę pożyczki w ciągu 24 godzin. Złóż wniosek online, aby uzyskać więcej informacji, aby uzyskać pożyczkę. Skontaktuj się z nami (Atlasloanfirm@outlook.com / +1 443 345 9339)

    OdpowiedzUsuń
  7. Znalazłem bardzo fajną odzież lnianą https://lulen.pl/kategoria-produktu/odziez/, kupiłem i jest bardzo wygodna.

    OdpowiedzUsuń