Klaruje
się stanowisko Polski na konferencję klimatyczną w Paryżu COP21, która zacznie
się 30 listopada i ma doprowadzić do podpisania nowego światowego porozumienia klimatycznego,
przynajmniej na lata 2020-2030. Dyrektor Jacek Mizak biorący dotychczas udział
w pracach przygotowawczych do COP21 poinformował
, że Polskie stanowisko może opierać się bardziej na koncepcji "neutralności
klimatycznej, czyli dążeniu do redukcji emisji gazów cieplarnianych nie tylko poprzez
ograniczenie spalania węgla i paliw kopalnych w ramach tzw. gospodarki
„niskoemisyjnej”, ale np. poprzez sadzenie lasów.
Na
ostatnim posiedzeniu Narodowej Rady Rozwoju (NRR) Minister Środowiska Jan
Szyszko, wraz z Konradem Tomaszewskim, ponownie powołanym na Dyrektora
Generalnego Lasów Państwowych, przedstawili założenia do koncepcji zalesiania,
czyli zwiększania absorpcji CO2 w celu rozliczenia dodatkowych nakładów z tym
związanych, zarówno w systemie unijnego
systemu handlu emisjami (ETS) jak i
ew. w ramach nowego globalnego porozumienia na COP21. Z przebiegu
całości posiedzenia NRR poświęconego polityce klimatycznej wynika, że nowy rząd
będzie dążył do tego, aby rokiem odniesienia w zakresie zobowiązań redukcji
emisji dla Polski był - tak jak w
przypadku Protokołu z Kioto rok 1988 rok (szczyt szkodliwych emisji gospodarki
socjalistycznej w Polsce), a nie - obowiązujący dla wszystkich innych krajów – rok
1990. Co do oceny wielkości potencjału i kosztów redukcji
emisji CO2 w ekosystemach leśnych (poprzez nasadzenia) czy do oceny realnych szans
na przeforsowanie „specjalnego” dla Polski roku bazowego do określenia dalszej redukcji
można podchodzić różnie, ale są to konkretne propozycje prezentowane przez
przedstawicieli rządu.
Niestety w debacie przed COP21 nie padła żadna konkretna propozycja włączenia się do działań na rzecz ograniczenia emisji ze strony sektora węglowego,a zwłaszcza elektroenergetyki. O ile kopalnie można zrozumieć, bo żyją poważnymi problemami dnia bieżącego, o tyle koncernom energetycznym można się dziwić. Tymczasem, na posiedzeniu NRR to nie kopalnie pokazujące swoje problemy i wskazujące na podobne problemy w innych krajach nadawały ton, ale właśnie elektrownie, wykorzystując w tym celu raport, o którym jest wzmianka w tytule tego wpisu blogowego.
Tzw. systemowa elektroenergetyka była najbardziej aktywna w torpedowaniu porozumień
klimatycznych i obciążaniu kolejnych rządów ciężarem coraz trudniejszych negocjacji
z UE i niemalże z całym światem. Ustępstwa
dla tej uprzywilejowanej grupy generują nie tylko bezpośrednie koszty
ekonomiczne i społeczne oraz międzynarodowe koszty polityczne dla całego kraju
(zmuszają do politycznego „przehandlowania” interesów innych grup społecznych i
zawodowych za przywileje dla elektroenergetyki). Energetyka atakuje zwłaszcza
politykę klimatyczną UE, powołując się na przepis traktatu o funkcjonowaniu UE
(TfUE) mówiący o swobodzie krajów w kształtowaniu miksu energetycznego, ale
całkowicie ignoruje traktatową „zasadę integracji polityk”, w tym polityki
ochrony środowiska z innymi politykami
szczegółowymi (transportową, rolną, ochrony zdrowia, zasobów naturalnych itd.),
nie mówiąc o innych zasadach TfUE niezwykle ważnych dla obywateli w kontekście
polityki klimatycznej, takich jak zasady przezorności czy prewencji. Egoistyczna postawa europejskich (a także amerykańskich)
koncernów węglowych doprowadziła do gwałtownego obniżenia ich pozycji i wartości
i dopiero te fakty zmusiły je do– używając terminologii Papieża Franciszka
„klimatycznego nawrócenia”. Od ponad
roku, zarówno przed ubiegłorocznym szczytem klimatycznym UE jak i w szczególności
przed zbliżającą się światową konferencją w Paryżu, stowarzyszenie
europejskich koncernów energetycznych EurElectric wydało szereg raportów i stanowisk
wpisujących się aktywnie w działania na rzecz ochrony klimatu. Firmy europejskie nie robią tego wyłącznie z
perspektywy tzw. społecznej
odpowiedzialności biznesu, ale właśnie dobrze pojętego biznesu i budowania
wartości firm w perspektywie średnio- i długookresowej.
Tymczasem
największa polska organizacja lobbystyczna energetyki korporacyjnej - Polski
Komitet Energii Elektrycznej już od ponad 10 lat wspomina historyczne „dokonania” krajowej
energetyki z okresu postsocjalistycznego
i domaga się wzmacniania niekończących się przywilejów legislacyjnych i twierdzi, że nic więcej na rzecz ochrony
atmosfery i poprawy warunków życia nie
da się już zrobić. Niestety poza
przemilczeniami, używane są też argumenty wysoce wątpliwe. Ogólny mechanizm tworzenia
wpływu energetyki opisałem w
poprzednim wpisie na blogu „Odnawialnym”. Zamiast konsekwentnie poszukiwać najbardziej
racjonalnych ale przynoszących długookresowe (światowy trend w kierunku jest
oczywisty) efekty sposobów redukcji emisji CO2 i innych zanieczyszczeń, PKEE wpadł
już 8 lat temu (bezpośrednio po podpisaniu przez Polskę pierwszego pakietu
klimatycznego UE „3x20”) na pomysł aby zamówić raport o tym, że nie da się i że w ogóle nie ma sensu tematu podejmować. Czyli
energetyka zaczęła hodować koszty transformacji i spychać je na barki
przyszłych rządów prywatyzować bieżące zyski. Na stronie PKEE, gdzie całkiem niedawno opublikowana
została synteza „Raportu
2030” , którego pierwsza edycja
miała miejsce w 2008 roku i wtedy stała się narzędziem wzbudzenia w Polsce z
jednej strony troski (materiał do dyskusji) , a z czasem swoistej histerii
antyklimatycznej, a potem została „odgrzana” do „ustawienia” poprzedniego rządu w
czasie szczytu ubiegłorocznego klimatycznego UE. Inne raporty z
alternatywnymi scenariuszami i zupełnie innymi kosztami, w tym tworzone przez IEO, WISE, InE itp. nie
trafiły do tzw. głównego obiegu w mediach i wręcz doktrynalnie nie były brane pod uwagę przez poprzedni rząd. I tu - na
polu wpływu na rzeczywistość - trzeba uczciwie
pogratulować autorom i promotorom Raportu 2030. Okazał się on bowiem jednym z najbardziej
skutecznych materiałów lobbystycznych w historii III RP i także w momencie
obecnego przesilenia został w tych dniach ponownie zaprezentowany opinii
publicznej i nowemu rządowi jako prawda na nowo objawiona.
Teraz
do publicznego obiegu trafiła specjalna wersja, gdyż zawiera rzekome skutki
obecnego (do 2020) i nowego (do 2030) pakietu
klimatycznego UE, które – zdaniem autorów raportu mają zniszczyć polską
gospodarkę (teza powtarzana od 7 lat i jakoś nigdy się nie sprawdzająca), ale tym
razem nie zawiera założeń i części niewygodnych wyników. W obecnie upowszechnionej syntezie raportu
nie ma np. założeń co do przyjętych w 2008 roku dotyczących cen uprawnień do
emisji CO2 i wyników wówczas alarmistycznych prognoz dotyczących wpływu pakietu
3 x 20% na koszt wytwarzania i ceny energii elektrycznej. Są jednak informacje, że przypadku
realizacji polityki klimatycznej
UE, tej obecnej, którą realizujemy od
2010 roku, spowolnienie polskiego
wzrostu PKB w
wyniesie 3,7% już w roku
2020 w porównaniu do scenariusza bez ograniczeń emisji CO2 oraz
że wdrożenie unijnej polityki dekarbonizacji spowoduje kontynuację wzrostu cen
energii elektrycznej, które
w roku 2020
przekroczą poziom 380zł/MWh i będą nadal rosły, sięgając 570 zł/MWh w
roku 2050. Czyli groziłby Polsce najpierw upadek przemysłu, potem poszerzenie
biedy energetycznej i upadek państwa.
Nie
ma miejsca ani czasu na szerszą krytykę, bo w „Raporcie 2030” nic się już nie
zgadza, ponieważ świat poszedł swoją drogą i nie miał jakoś ochoty realizować najbardziej
czarnych dla Polski scenariuszy. Ale warto zwrócić uwagę, że wg ówczesnego scenariusza
„EU MIX” - faktycznie zrealizowanego (zakładającego wprowadzenie drugiego
okresu handlu emisjami 2013-2020 oraz celu
na OZE na 2020 rok) w dniu
dzisiejszym średnie koszty wytwarzania
energii elektrycznej w Polsce (wg których liczone były rzekomo dramatyczne
skutki polityki klimatycznej) powinny wynosić 300 zł/MWh (koszty marginalne nawet
375 zł/MWh). Czyli dwukrotnie więcej niż
jest faktycznie ma to miejsce. Przy tej cenie obiorcy płaciliby dzisiaj za
energię po 1000 zł/MWh!
Nikt
nie zna przyszłości. Sam opracowuję prognozy i scenariusze i często po kilku
latach muszę poznać gorycz pomyłki i zweryfikować założenia. Ale tu, choć pomyłka jest oczywista i rażąco wysoka, nie widać chęci wytłumaczenia się, ani
woli zmiany podejścia. Trzeba mieć dużo odwagi albo prowadzić cyniczną
politykę, aby na wątpliwych, a od pewnego czasu zdecydowanie negatywnie
zweryfikowanych i wątpliwych statycznych
modelach (dostosowanych bardziej do gospodarki socjalistycznej, niż do innowacyjnej, dynamicznej energetyki)
takie tezy stawiać, czy wręcz podrzucać nowemu rządowi.
Gdzie
tkwi największy błąd Raportu 2030? Jest nim
założenie, że energia ze źródeł
konkurencyjnych, w szczególności OZE jest droga, a energia z węgla jest i
pozostanie tania. Taką obserwacje można by poczynić, jeżeli porównujemy
koszty energii z obecnego, przestarzałego i już zamortyzowanego systemu
energetycznego, opartego na węglu, budowanego bez zwracania większej uwagi m.in.
na wymogi środowiskowe. Ale jeżeli porównać koszty energii z nowych
źródeł węglowych planowanych do oddania zaraz
po 2020 roku (długie cykle inwestycyjne – mowa o obecnie rozpoczynanych
budowach) i z nowych OZE, to
okazuje się ze OZE dają tańszą energię,
nawet bez specjalnego uwzględniania kosztów uprawnień CO2. Jest na to
wystarczająco wiele przekonujących analiz krajowych i zagranicznych,
specjaliści o tym wiedzą od kilku lat, wiedzą
o tym same koncerny energetyczne
broniąc się np. przed konkretnymi inwestycjami w elektrownie węglowe. Krótkoterminowo jednak opłaca się im jednak uprawiać fikcję i naginać
wyniki lub je wygodnie dla zamawiającego interpretować Warto zatem zarysować niemalże całkowicie zignorowane
, alternatywne i równolegle do tych jako jedynych branych pod uwagę przez Raport 2030 i promowanych PKEE. Obecnie
znacznie łatwiej niż jeszcze 5-10 lat temu można je sobie wyobrazić, np.:
- Od początku obowiązywania Protokołu z Kioto cena węgla spadła z niemalże 150 USD/t w 2008 roku do 55 USD/t w 2015 roku. Przy tej cenie polskie kopanie węgla kamiennego przyniosą roczne straty na poziomie 15-18 mld rok. Na COP21 podpisane zostanie światowe porozumienie klimatyczne, co przyspieszy proces dalszego odchodzenia od węgla w światowym „miksie” energetycznym. Można założyć, że wtedy ceny węgla spadną do 40 USD/t, a może jeszcze niżej i na tym poziome mogą się utrzymywać w dłuższym okresie. Konieczna restrukturyzacja kopalń węgla w takiej sytuacji nie wystarczy do odzyskania konkurencyjności. Jak długo i z jakich środków państwo polskie może dopłacać do węgla przy takim scenariuszu? Jedynym racjonalnym wyjściem wydaje się import węgla z Kolumbii, Australii i z Rosji. Czy to to chodzi PKEE?
- Polska elektroenergetyka nie jest już konkurencyjna ekonomicznie w stosunku do UE. Ceny w kontraktach z importu na 2016-2017 są niższe niż w kontraktach krajowych. Polski system energetyczny nie zapewnia tez bezpieczeństwa energetycznego przemysłu, a zwłaszcza odbiorców na niskim napięciu, ani bezpieczeństwa środowiskowego i zdrowotnego obywateli. Aby utrzymać konkurencyjność gospodarki i bezpieczeństwo zasilania odbiorców, zwłaszcza w szczytach letnich i zimowych w najbliższych kilku latach konieczny wydaje się import energii elektrycznej z Niemiec, Szwecji, Ukrainy. Jednocześnie koncerny energetyczne skutecznie blokują lub opóźniają rozwój energetyki odnawialnej, opartej na własnych zasobach energetycznych.
- Polskę i świat dotykają coraz częstsze klęski suszy i ekstrema pogodowe na kształt huraganu Katrina, który utorował drogę Barackowi Obamie do prezydentury. Narasta migracja klimatyczna i problem uchodźców. Światowa i krajowa opinia publiczna odwraca się całkowicie od węgla. Staje się jasne (ok. 2018/2019), że Polska musi zapłacić miliardy Euro kary (lub zrealizować porównywalny transfer statystyczny prawdopodobnie z Niemiec, po kosztach marginalnych 100-150 Euro/MWh) za niewypełnienie unijnego obowiązku w zakresie udziału OZE w 2020 roku.
- W końcu Polska pod wpływem konieczności podejmuje decyzje o rozwoju OZE. Ale nie dała wczesnej czasu na rozwój krajowego przemysłu OZE, a ten który do tej pory powstał doprowadziła do upadku. Nie ma zamkniętych łańcuchów dostaw najmniejszych źródeł rozproszonych. Stajemy się importerem, dystrybutorem, co najwyżej montownią. Jesteśmy zmuszeni do importu urządzeń i usług OZE i z konieczności , zamiast wspierać polski biznes budujemy w pośpiechu duże źródła OZE, tak jak to robili oligarchowie w Rosji, na Ukrainie, czy kupować w pośpiechu agregaty gazowe jak obecnie na Krymie.
- W rezultacie realizacji takiego scenariusza Polska będzie importować wszystko co potrzebne energetyce, ale definitywnie skończy się eksport rozwiązań przemysłu węglowego, bo węgla nikt nie potrzebuje poza najbiedniejszymi, którzy z kolei nie mają czym płacić za nasze „know-how”) Wtedy Polska pozbawiłaby się trwale nadwyżki w handlu zagranicznym – czyli jedynego źródła wzrostu w sytuacji gdy nie mamy już funduszy UE. A wtedy PKB spada bardziej niż to suponuje Raport 2030, rośnie bezrobocie itd.
Te
dramatyczne dla kraju jakościowe jedynie scenariusze nie są bynajmniej mniej
prawdopodobne niż scenariusz Raportu
2030. Mają jedna zasadniczą zaletę - uznają fakty jakie dzieją się w otoczeniu
i biorą pod uwagę to co rzeczywiście w ciągu ostatnich kilkunastu lat dzieje
się na rynku europejskim i światowym. Są efektem dążeń do dostosowania działań
do rzeczywistości ekonomicznej, a nie odwrotnie. W sytuacji niepewności, dużego
ryzyka ekonomicznego i zagrożenia bezpieczeństwa energetycznego najlepiej dywersyfikować miks energetyczny
(minimalizować ryzyko) i tworzyć go przede wszystkim w oparciu o własne zasoby
i przyszłościowe technologie. Węgiel jest nam bardzo potrzeby do rozpoczęcia prawdziwej transformacji energetycznej i nikt myślący
realistycznie nie zakłada, że można się go szybko pozbyć z miksu
energetycznego. Jednak trzeba już teraz uelastycznić
politykę energetyczną, poszerzyć różnorodność
technologiczną o technologie,
które np. bazują na olbrzymich własnych odnawialnych zasobach energii, a zwłaszcza tych które do
tej pory były marginalnie tylko wykorzystane jak geotermia i energia słoneczna.
Miks zróżnicowany technologicznie dobrze się bilansuje w energetyce. Pozwala na
generację energii w różnych miejscach, jest bezpieczny. W
ramach dywersyfikacja trzeba też odejść od modelu podatnej na różnego typu
zagrożenia centralnej elektrowni na rzecz energetyki rozproszonej, rozsianej, prosumenckiej i obywatelskiej.
Do takich
najbardziej naturalnych konkluzji nigdy nie będzie można dojść korzystając z
Raportu 2030, bo jego autorzy, choć starają się wybiegać oczyma
wyobraźni aż do 2050, chcą dalej widzieć na horyzoncie to samo co było w 2005
roku, nawet jeśli ich wręcz katastroficzne prognozy notorycznie się nie
sprawdzają. Nic dziwnego, że widzą ciemność i rosnące koszty, bo taki system
energetyczny za jakim się opowiadają może być już tyko droższy. Tańszy już był,
gdy polski węgiel był łatwo dostępny i gdy za koszty zewnętrzne płaciło całe polskie
społeczeństwo, a świat nie protestował i otwarcie nie konkurował. Raport 2030 nadaje
się obecnie jedynie jako okazja do refleksji dla rządów dotycząca wykorzystania wiedzy eksperckiej
i przypadek do analiz dla historyków intryg gospodarczych, i nie powinien decydować o obecnej i przyszłej polityce państwa w kwestiach
klimatycznych.