Platforma przejrzystości KE w sprawie dyrektywy 2009/28/WE się przydaje. Opublikowano podsumowanie wstępnych prognoz rozwoju OZE krajach członkowskich.
W Polsce przedmiotowy (celowo nie użyłem słowa „stosowny”) dokument w końcu stycznia został przesłany do Brukseli, po przyjęciu przez Komitet Rady Ministrów do Spraw Europejskich (sprawy daleko zasłuży). Polska zdecydowała się zaproponować na 2020 r. wyższy niż wymagany 15% w postaci 15,48%. Liczna wyrażona w procentach z drugim miejscem po przecinku wskazywać może na wielką precyzję w symulacjach sektora energetycznego na 10 lat do przodu…. Ale, po tym jak przejrzałem pobieżnie dokument przygotowany przez firmę CASE Doradcy w listopadzie ‘2009 dla Ministerstwa Gospodarki (miał być podstawą prognozy rządowej) pt. „Plan działań: ścieżka rozwoju wykorzystania odnawialnych źródeł energii do 2020 roku” wraz z rekomendacjami” mam wątpliwości skąd ta precyzja się bierze. Niech sposób symulacji i dojścia tej prognozy na zawsze pozostanie słodką czy wstydliwą tajemnicą Ministerstwa, ale niech Ministerstwo zdecydowanie poważniej, zarówno od strony analitycznej jak i przede wszystkim wdrożeniowej, podejdzie do przygotowania właściwego Planu działań (termin mija na niewiele ponad 2 miesiące, sporo czasu upłynęło na żonglerce liczbami których niewiele niestety wynika).
I niech te działania będą tak przejrzyste i widoczne jak na platformie KE. Zawołam z „odnawialnego” , aby na stronie internetowej Ministerstwa Gospodarki pojawiła się platforma internetowa „OZE w Polsce” i aby było to miejsce gdzie cała nasza narodowa i najlepsza (wiem że skromna) wiedza oraz najbardziej aktualna, zweryfikowana (wiem jak obecnie niepełna a często zniekształcona np. bieżącym interesem politycznym) informacja mogła służyć wszystkim obywatelem, firmom i samorządom. Co ludziom bowiem po takiej informacji? Jeśli chodzi o przeszłość, to URE próbuje informować z wykorzystaniem mapy (to dobry pomysł, bo OZE to lokalna sprawa i bez mapy ich się nie da zrozumieć) o koncesjonowanych tylko OZE wytwarzających energię elektryczną, ale gdzie są już pewnie tysiące źródeł niekoncesjonowanych, gdzie są źródła/statystyki zielonego ciepła? Dyrektywa nakazuje traktować OZE jako całość. A czy ktoś opowiada za przyszłość ? Już 5-10 lat temu, do czasu kiedy Ministerstwo Środowiska odpowiadało za OZE, ludzie mieli znacznie więcej i bardziej przydanej i lepiej uporządkowanej informacji dostępnej na portalu ministerialnym.
Wracając do zestawień KE, daje się zauważyć kilka ciekawych faktów i można spróbować wyciągnąć kilka wniosków na przyszłość, wszak o 2020 r. tu co najmniej chodzi. Pięć krajów zgłasza, że nie będzie w stanie swoich celów na 2020 r. spełnić; MT, BE, LU i …IT, oraz DK!. O ile pierwsze trzy stosunkowo małe kraje jakoś można zrozumieć, Włochy trudno zrozumieć, ale chyba nie trzeba się dziwić, to Dania może zadziwić i do tego jeszcze wrócę.
Kraje o największej nadwyżce w stosunku do obowiązkowego celu to Niemcy, Hiszpania i Szwecja, wysoko jest Grecja (2% nadwyżka) ale tu, podobnie jak w przypadku Polski nisko oceniam wiarygodność tej deklaracji, podobnie jak dziwnych prognoz Bułgarii….
Per saldo wychodzi tyle ile trzeba, choć nie rewelacyjnie - 20,3%, czyli z małym zapasem 0,3%. Czyli jest miejsce na wykorzystanie takich instrumentów dyrektywy służących elastyczności realizacji celów, jak transfery statystyczne, wspólne projekty czy współpraca z krajami trzecimi. Zdaje się, że Włosi chcą współpracować z krajami trzecimi, głównie z Afryki śródziemnomorskiej (takie projekty jak Desertec , czy Ternea (współpraca z Tunezją) i ew. krajów bałkańskich.
Polska zakłada przekazanie nadwyżki w ramach transferów statystycznych innym krajom UE, na dzisiaj jednym z ww. pięciu. Pierwszy problem to czy będzie nadwyżka. Gdyby podstawą był „Planu działań” zaproponowany przez CASE twierdzę że jest to absolutnie niemożliwe. Z uwagi na stan wiedzy o OZE w Polsce i niezwykle wątłe siły Ministerstwa Gospodarki oraz brak innych głębszych i odpowiedzialnych opracowań dokładnie odpowiadających wymogom UE, niestety nie wierze w sensowną pełną propozycję przesłaną do Brukseli do końca czerwca ani we wdrożenie dyrektywy w Polsce do końca br. Nie da się nadrobić straconego czasu. Udawanie lub nieudolne wdrażania OZE spowodowało, że w latach 2001-2007 nie nastąpił faktyczny wzrost udziału OZE w Polsce, a w latach 2006/2007 zaobserwowano wręcz regres; udział OZE w bilansie zużycia energii finalnej spadł z 7% do 6,7%. Postęp byl poozrny i mierzony tylko wczesniejszymi (cząstkowymi) dyrektywami, a nie byl to rozwój organiczny i systemowy. Nastąpilo tylko przesuniecie strumienia biomasy z wydajnejszej produkcji ciepla na niefektywna produkcję energii elektrycznej we wspolspalaniu, produkcję biopaliw cieklych i eksport rafinowanych biopaliw stalych (pelety etc.), czyli zjawiska, jakie stanowia dla Polski, wg sposobow liczenia celow w dyrektywie 2009/28/WE, najwieksze ryzyko w osiąganiu celow dla OZE takze w tej dekadzie.
Brak ciągłości prac analitycznych i słabość instytucjonalna z jednej strony, a z drugiej skala problemu (modelowanie i optymalizacja przyszłości w nowym duchu Pakietu klimatycznego) z drugiej, powodują że moim zdaniem (odpukać) czeka nas opóźnienie i niezrealizowanie celu. Infrastrukturę OZE buduje się przez wiele lat a dyrektywa 2009/28/WE są testem na to kto budował, a kto udawał. Czeka nas dołączenie do MT, LU, BE, ew. Włoch jeżeli dogadamy się np. z Ukrainą w sprawie dotychczas nie przewidywanych przez rząd projektów z krajami trzecimi i ściągniemy sobie na głowę tamtejsza biomasę. To krótkowzroczne, ale będzie pewnie taniej niż pozyskiwać transfery z krajów takich jak DE, ES czy SE. Dramatem naszej polityki w obszarze OZE jest postawienie w PEP’2030 na biomasę, która ma stanowić aż (!) 84% w zielonym energy mix w 2020 r., a tak naprawdę krajowi rolnicy na tym nie zarobią, a napędzani tylko politycznie inwestorzy starcic mogą. Już obecnie w UE stanowi ona „tylko” 63% i jej udział musi maleć, jeżeli ma być tanio. Inaczej zostaniemy tylko z drogim węglem, deficytową biomasą (nieefektywnie wykorzystywaną) i drogim, coraz bardziej tracącym myszką atomem jako skansen nowoczesnej Europy. Ale tu na turystach zwiedzających kraje o zdecydowanie nienowoczesnej jak na 2020 r. strukturze wytwarzania energii nie da się zarobić…
Nadzieję budzić może współpraca z Danią, to lepsze niż wożenie tysiącami kilometrów biomasy. Wiele się naczytaliśmy o tym, jakim Dania zielonym krajem jest. Prawda jest taka, że Dania zielonym krajem była, ale od 2001 r. (wyborcza zmiana opcji politycznej) stopniowo traciła pozycję i teraz ma problemy z wypełnieniem Protokołu z Kioto. Nie przyrastają znacząco nowe moce w OZE, a jedyne co się naprawdę udało dotychczasowy zeroenergetyczny wzrost (przy dużej konsumpcji energii) i prawdziwy sukces - eksport duńskiej zielonej technologii, a w szczególności jednej sztandarowej firmy Vestas. I teraz rząd duński musi szukać możliwości transferu statystycznego i wspólnych projektów (za wszystko przyjdzie kiedyś zapłacić). Biorąc pod uwagę, że takie kraje jak Niemcy czy Irlandia oraz nawet Estonia wskazują na chęć współpracy przy rozwijaniu morskiej energetyki wiatrowej oraz ze na rozwój morskich sieci w regonie Morza Bałtyckiego (supergrid oraz Balic Ring) pójdą znaczące środki UE, Polska powinna zacząć rozmowy z Dania i Niemcami. Sprzyjać temu będzie fakt, że w okresie 2011/2012 Polska będzie z Dania (w tzw. trio z Cyprem) przewodniczyć UE i wtedy łatwiej będzie pozyskać dla tej współpracy inne kraje. Ale o tym trzeba myśleć już teraz, bo potem, nawet w tym przypadku nie będzie o czym już rozmawiać…
Moje obawy o wiarygodny „Plan działań” nie są odosobnionymi, choć z jakiś powodów nie są artykułowane. Ale na swoim ostatnim posiedzeniu w Kamieniu Śląskim, w tej sprawie głos zabrał Konwent Marszałków RP. Nie widzę w tej chwili w Polsce „wyborczej” i państwie zarządzającym węglowymi monopolami energetycznymi innej siły niż regiony, które – wymienione słusznie w dyrektywie 2009/28/WE jako najważniejszy „stekeholder”, mogą skutecznej od innych zwracać uwagę rządowi (tym poprzednim też), że zlekceważył sprawę o kapitalnym, cywilizacyjnym wręcz znaczeniu. Skupił się na i tak przegranym elemencie pakietu klimatycznego (ETS) a przegrywa tam gdzie miał szansę wygrać (OZE). Samorządy mają swoje graniczenia, tam też rządzi polityka i to czasami gorsząca polityka. Ale czy nie budzi optymizmu zaproszenie jakie dostałem z Dolnośląskiego Forum Samorządu Terytorialnego, które z okazji 20-lecia samorządu terytorialnego promuje debatę na 3 zasadnicze tematy: bezpieczeństwo publiczne, finansowanie samorządu w kryzysie i właśnie OZE. Przy tak ustawionych priorytetach, nawet jak wiemy, że nie wszystko co w regionach czy gminach jest „cacy”, można mieć nadzieję. Trzeba tylko pozwolić samorządom działać, autentycznie włączyć je w opracowanie Plani działań, jego wdrożenie (olbrzumia skala inwestycji) i monitorowanie, bo bez oddolngo monitorowania nie rozliczymy w ramach dyrektywy nawet tego co rzeczywiscie wyprodukujemy i zużyjemy w obecnych i setkach tysięcy nowych, rozproszonych instalacji OZE.
odnawialne źródła energii - aktualne komentarze i doniesienia na temat polityki, prawa, nowych technologii i rynku energetyki odnawialnej. historia oze w Polsce współtworzona i opisywana nieprzerwanie od 2007 roku, już w ponad 200 artykułach
poniedziałek, marca 22, 2010
wtorek, marca 09, 2010
Energetyka wodna, ziarno zbóż, geotermia i co dalej, czyli polityczny klientelizm?
Jakie OŹE w Polsce mają największy potencjał, najniższe koszty, największe szanse rozwojowe do 2020 r. i szansę na to aby stać się narodową chlubą i perłą w koronie II dekady XXI wieku? Byłoby to dobre pytanie maturalne, ale nie dla rządu i parlamentu bo te już znają odpowiedź i swoje priorytety. Krotko je streszczę, choć uprzedzam, że przesądzenia decydentów mogą się różnić nieco od wiedzy podręcznikowej, o naukowej tu nie wspominając.
Z uwagi na potencjalnie znaczący (?) potencjalny wkład energetyki wodnej w realizację celów OZE, 27 października 2009 r. została (jako pierwsza z cyklu, o którym będzie dzisiaj) podpisana deklaracja o współpracy na rzecz energetyki wodnej promowana przez ministra gospodarki i właściciela państwowych (tylko!) elektrowni wodnych – ministra skarbu. Leszek Karwowski, prezes Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej po jej podpisaniu zapewnił, że podjęte zostały prace nad uproszczeniem warunków udostępniania terenów pod inwestycje w tego typu źródła energii.
Na marginesie polityka energetyczna (PEP2030) została przyjęta 10 listopada 2009 r., ale w zakresie energetyki wodnej zaczęto ją wdrażać 2 tygodnie wcześniej. Wygląda zatem na to, że niepotrzebnie się nieraz czepiam o detale i biję na alarm o rzekomych opóźnieniach w pracy rządu nad rozwojem OZE.
Inne porozumienie, przekute nawet niezwykle sprawnie (znowu dowód że się nieraz bez uzasadnienia czepiam braku determinacji i skuteczności inicjatyw rządowych i bez czekania na uzgodniony "Action plan"), bez oglądania się na malkontentów w regulację prawną dotyczącą współspalania zbóż z węglem, miało miejsce pomiędzy ministrem gospodarki, rolnictwa, Krajową Federacją Producentów Zbóż i elektrowniami o czym było juz wspomniane na odnawialnym i przeciwko czemu (znowu) nieśmiało i nieskutecznie zająłem także oficjalne stanowisko.
Zmilczę okoliczności wcześniejszego powstawania tzw. „programu biogazowego” o dziwnej oryginalnej nazwie IERE czy ustawy biopaliwowej i takowoż programu rozwoju, tworzonych i zawieszonych w systemowej próżni politycznej i legislacyjnej i pozbawionych elementów szerszej analizy, ba refleksji. Po co analizy i jakieś tam rzeczywiste potencjały, koszty, straty w innych sektorach gospodarki, kiedy każdego za kim stoi jakaś grupa (większe grupy zawodowe naturalnie ciążą ku bezpiecznej przeszłości) możemy czymś obdzielić, a ten ostatni też będzie się nawet z drobiazgu cieszył jak dziecko.
Zwrócić chce tylko uwagę na ostatnią kontynuację procederu uszczęśliwiania, w postaci wczorajszej deklaracji pomiędzy ministerstwem środowiska i ministerstwem gospodarki a Polską Asocjacją Geotermalną (tu mam wątpliwości czy rzeczywiście chodziło o PAG – bardziej wyrazistą „toruńską”, czy Polskie Stowarzyszenie Geotermalne PSG – bardziej umiarkowane, nazwijmy to „łagiewnickie”) na konferencji organizowanej przez stała Podkomisję ds. Energetyki Sejmowej Komisji Gospodarki. Tu Pani Minister powołała się z kolei na PEP2030 i zapowiedziała, że „w tym roku Polska musi wdrożyć unijną dyrektywę o odnawialnych źródłach energii, co skłoniła do weryfikacji systemu wsparcia stosowanego aktualnie dla energii odnawialnej, (...)zmiany dotyczyć będą zróżnicowania pomocy dla poszczególnych rodzajów energii zielonej", co jako żywo przypomina skteczną skadinąd zasadę "dziel i rządź". Pani Minister odysyła do PO IiŚ i NFOŚiGW, tak jakby uczestnicy konferencji o tym nie wiedzieli że tam póki co na wiele w sprawie geotermii nie można liczyć. Na stole pojawia się jednak konkret - propozycja zmiany w nowym projekcie ustawy Prawo geologiczne i górnicze, gdzie zrezygnowano z koncesji na poszukiwanie i rozpoznawanie złóż wód termalnych, opłaty za poszukiwanie, czy wykazania się środkami na prowadzenie działalności.
Jakimi argumentami przekonali za wsparciem? Mam nadzieję, że mi wybaczą, bo także w ich imieniu piszę. Argumenty moich przyjaciół geotermików trafiają one do wyobraźni bo PSG przytacza przykład Podhala, gdzie „działa taka ciepłownia geotermalna z której energia jest tańsza niż energia z Elektrowni Wodnej w Nieszawie i Farmy Wiatrowej w Kisielicach”. Kiedyś przyglądałem się kosztom tego obiektu i udzielonej mu skali pomocy publicznej i nigdy nie użyłbym tego przykładu jako broniącego geotermii od strony ekonomicznej, to niezwykle kosztowna dla podatnika instalacja demonstracyjna, która zdecywanie mogłaby być mniejsza i mniej kosztować. Nigdy bym nie porównywał wprost technologii produkcji ciepła do technologii wytwarzania energii elektrycznej (na rynku i w przeliczeniu na te samą jednostkę ciepła jest 3 x droższa) ani czegoś zamortyzowanego w ubieglym wieku z czymś nowym albo planowanym. Ale widać, że cel uświęcił środki.
Co będzie dalej z roszczeniami i argumentacją innych sektorów? Co dostaną od polityków i urzędników i dlaczego? Czy ktoś popatrzy na potencjały do wykorzystani i rzeczywiste koszty jakie za tym stoją w układzie komparatywnym? Czy ktoś zwróci uwagę na to, że 15% cel całościowo pomyślanej dyrektywy 2009/28/WE na 2020 r. odnosi się do wszystkich OZE, a ich przyjęta struktura określi szansę na jego osiągnięcie i koszty po stronie podatników i konsumentów energii, w tym kosztów redukcji emisji o wdrożenia w Polsce całego Pakietu klimatycznego UE? Czy ktos patrzy na sprawy w calym systemie i z wymagnej dyrektywą perspektywy optymalizacji udzialow koncowych nosnikow zielonej energii: elektrycznej, ciepla i napędów w transporcie?
Ta analiza potencjałów i kosztów wydaje się nie tylko zbędna politykom, ale nawet mogą taką wiedzę uznać za szkodliwą dla ich suwerennych decyzji, no bo jak wiedza może w czymkolwiek ograniczać demokratycznie wybranych przedstawicieli narodu i państwowych urzędników. Jak długo można podejmować decyzję na podstawie ogólnikowej i pozbawionej pod w tym względem głębszej w stosunku do OZE analizy PEP2030 czy, skrzętnie skrywanego przed widokiem osób postronnych, największej i w istocie przypadkowej kompilacji internetowej ubiegłego roku jakim było opracowanie ”Action Plan (Plan Wykonawczy): Ścieżki rozwoju wykorzystania odnawialnych źródeł energii do 2020 roku”. Na podstawie tego ostatniego opracowania można bowiem jak z kapelusza wyjąc dowolną liczbę, bo żadna do pozostałych nie pasuje i z nich nie wynika i nie burzy struktury owego zdumiewającego od strony metodycznej dokumentu. Nie można tylko wyjąc kosztów, bo ich tam ich jako żywo nie ma, czyli nie ma żadnej kotwicy blokującej swobodę decydenta. Może on zacząć realizować dowolny scenariusz oraz podjąć dowolną decyzję i zawsze da się to uzasadnić tak „inteligentnie” jak przepowiednie Sybilli (albo metodą „na Telimenę” która wszystko miała w biurku) pomyślanym materiałem źródłowym.
Kiedy merytorycznie wzmocnimy instytucje państwa tak, aby decyzje mogły zapadać na podstawie rzetelnej i wszechstronnej analizy ex post i ex ante, na wzór np. US Energy Administration z której jawnych i publicznie dostępnych opracowań korzysta i mały inwestor z Nebraski i Biały Dom?
Co i kto dalej? W kolejce czekają cierpliwie energetyka słoneczna i wiatrowa. Zawsze staram się stać po stronie pomijanych, ale teraz już chyba rzeczywiście nie ma innego wyjścia, one też powinny cos razem z rządem "zadeklarować", bo bezstronność i konkurencyjność (pomijam racjonalność) zostały poważnie zakłócone. Oczywiście zawsze można powiedzieć, że energetyka wiatrowa lądowa już dostała - wraz z ostatnią nowelizacją Prawa energetycznego - wsparcie ... odwrotne od tego oferowanego PSG, czyli obowiązkowe dodatkowe (bezzwrotne) kaucje za przyłączenie do sieci.... A kto się upomni o "nienarodzonych" które mają wszak swoje propaństwowe agrumenty, ale brak lobbies: morskie farmy wiatrowe, PV, itd.?
Ale czy z tego powstanie jakas calosć? I jak długo jeszcze potrwa ten niczym nie zmącony (z pewnością nie szeroką wiedzą i cywilizacyjną perspektywą) polityczny klientelizm?
Z uwagi na potencjalnie znaczący (?) potencjalny wkład energetyki wodnej w realizację celów OZE, 27 października 2009 r. została (jako pierwsza z cyklu, o którym będzie dzisiaj) podpisana deklaracja o współpracy na rzecz energetyki wodnej promowana przez ministra gospodarki i właściciela państwowych (tylko!) elektrowni wodnych – ministra skarbu. Leszek Karwowski, prezes Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej po jej podpisaniu zapewnił, że podjęte zostały prace nad uproszczeniem warunków udostępniania terenów pod inwestycje w tego typu źródła energii.
Na marginesie polityka energetyczna (PEP2030) została przyjęta 10 listopada 2009 r., ale w zakresie energetyki wodnej zaczęto ją wdrażać 2 tygodnie wcześniej. Wygląda zatem na to, że niepotrzebnie się nieraz czepiam o detale i biję na alarm o rzekomych opóźnieniach w pracy rządu nad rozwojem OZE.
Inne porozumienie, przekute nawet niezwykle sprawnie (znowu dowód że się nieraz bez uzasadnienia czepiam braku determinacji i skuteczności inicjatyw rządowych i bez czekania na uzgodniony "Action plan"), bez oglądania się na malkontentów w regulację prawną dotyczącą współspalania zbóż z węglem, miało miejsce pomiędzy ministrem gospodarki, rolnictwa, Krajową Federacją Producentów Zbóż i elektrowniami o czym było juz wspomniane na odnawialnym i przeciwko czemu (znowu) nieśmiało i nieskutecznie zająłem także oficjalne stanowisko.
Zmilczę okoliczności wcześniejszego powstawania tzw. „programu biogazowego” o dziwnej oryginalnej nazwie IERE czy ustawy biopaliwowej i takowoż programu rozwoju, tworzonych i zawieszonych w systemowej próżni politycznej i legislacyjnej i pozbawionych elementów szerszej analizy, ba refleksji. Po co analizy i jakieś tam rzeczywiste potencjały, koszty, straty w innych sektorach gospodarki, kiedy każdego za kim stoi jakaś grupa (większe grupy zawodowe naturalnie ciążą ku bezpiecznej przeszłości) możemy czymś obdzielić, a ten ostatni też będzie się nawet z drobiazgu cieszył jak dziecko.
Zwrócić chce tylko uwagę na ostatnią kontynuację procederu uszczęśliwiania, w postaci wczorajszej deklaracji pomiędzy ministerstwem środowiska i ministerstwem gospodarki a Polską Asocjacją Geotermalną (tu mam wątpliwości czy rzeczywiście chodziło o PAG – bardziej wyrazistą „toruńską”, czy Polskie Stowarzyszenie Geotermalne PSG – bardziej umiarkowane, nazwijmy to „łagiewnickie”) na konferencji organizowanej przez stała Podkomisję ds. Energetyki Sejmowej Komisji Gospodarki. Tu Pani Minister powołała się z kolei na PEP2030 i zapowiedziała, że „w tym roku Polska musi wdrożyć unijną dyrektywę o odnawialnych źródłach energii, co skłoniła do weryfikacji systemu wsparcia stosowanego aktualnie dla energii odnawialnej, (...)zmiany dotyczyć będą zróżnicowania pomocy dla poszczególnych rodzajów energii zielonej", co jako żywo przypomina skteczną skadinąd zasadę "dziel i rządź". Pani Minister odysyła do PO IiŚ i NFOŚiGW, tak jakby uczestnicy konferencji o tym nie wiedzieli że tam póki co na wiele w sprawie geotermii nie można liczyć. Na stole pojawia się jednak konkret - propozycja zmiany w nowym projekcie ustawy Prawo geologiczne i górnicze, gdzie zrezygnowano z koncesji na poszukiwanie i rozpoznawanie złóż wód termalnych, opłaty za poszukiwanie, czy wykazania się środkami na prowadzenie działalności.
Jakimi argumentami przekonali za wsparciem? Mam nadzieję, że mi wybaczą, bo także w ich imieniu piszę. Argumenty moich przyjaciół geotermików trafiają one do wyobraźni bo PSG przytacza przykład Podhala, gdzie „działa taka ciepłownia geotermalna z której energia jest tańsza niż energia z Elektrowni Wodnej w Nieszawie i Farmy Wiatrowej w Kisielicach”. Kiedyś przyglądałem się kosztom tego obiektu i udzielonej mu skali pomocy publicznej i nigdy nie użyłbym tego przykładu jako broniącego geotermii od strony ekonomicznej, to niezwykle kosztowna dla podatnika instalacja demonstracyjna, która zdecywanie mogłaby być mniejsza i mniej kosztować. Nigdy bym nie porównywał wprost technologii produkcji ciepła do technologii wytwarzania energii elektrycznej (na rynku i w przeliczeniu na te samą jednostkę ciepła jest 3 x droższa) ani czegoś zamortyzowanego w ubieglym wieku z czymś nowym albo planowanym. Ale widać, że cel uświęcił środki.
Co będzie dalej z roszczeniami i argumentacją innych sektorów? Co dostaną od polityków i urzędników i dlaczego? Czy ktoś popatrzy na potencjały do wykorzystani i rzeczywiste koszty jakie za tym stoją w układzie komparatywnym? Czy ktoś zwróci uwagę na to, że 15% cel całościowo pomyślanej dyrektywy 2009/28/WE na 2020 r. odnosi się do wszystkich OZE, a ich przyjęta struktura określi szansę na jego osiągnięcie i koszty po stronie podatników i konsumentów energii, w tym kosztów redukcji emisji o wdrożenia w Polsce całego Pakietu klimatycznego UE? Czy ktos patrzy na sprawy w calym systemie i z wymagnej dyrektywą perspektywy optymalizacji udzialow koncowych nosnikow zielonej energii: elektrycznej, ciepla i napędów w transporcie?
Ta analiza potencjałów i kosztów wydaje się nie tylko zbędna politykom, ale nawet mogą taką wiedzę uznać za szkodliwą dla ich suwerennych decyzji, no bo jak wiedza może w czymkolwiek ograniczać demokratycznie wybranych przedstawicieli narodu i państwowych urzędników. Jak długo można podejmować decyzję na podstawie ogólnikowej i pozbawionej pod w tym względem głębszej w stosunku do OZE analizy PEP2030 czy, skrzętnie skrywanego przed widokiem osób postronnych, największej i w istocie przypadkowej kompilacji internetowej ubiegłego roku jakim było opracowanie ”Action Plan (Plan Wykonawczy): Ścieżki rozwoju wykorzystania odnawialnych źródeł energii do 2020 roku”. Na podstawie tego ostatniego opracowania można bowiem jak z kapelusza wyjąc dowolną liczbę, bo żadna do pozostałych nie pasuje i z nich nie wynika i nie burzy struktury owego zdumiewającego od strony metodycznej dokumentu. Nie można tylko wyjąc kosztów, bo ich tam ich jako żywo nie ma, czyli nie ma żadnej kotwicy blokującej swobodę decydenta. Może on zacząć realizować dowolny scenariusz oraz podjąć dowolną decyzję i zawsze da się to uzasadnić tak „inteligentnie” jak przepowiednie Sybilli (albo metodą „na Telimenę” która wszystko miała w biurku) pomyślanym materiałem źródłowym.
Kiedy merytorycznie wzmocnimy instytucje państwa tak, aby decyzje mogły zapadać na podstawie rzetelnej i wszechstronnej analizy ex post i ex ante, na wzór np. US Energy Administration z której jawnych i publicznie dostępnych opracowań korzysta i mały inwestor z Nebraski i Biały Dom?
Co i kto dalej? W kolejce czekają cierpliwie energetyka słoneczna i wiatrowa. Zawsze staram się stać po stronie pomijanych, ale teraz już chyba rzeczywiście nie ma innego wyjścia, one też powinny cos razem z rządem "zadeklarować", bo bezstronność i konkurencyjność (pomijam racjonalność) zostały poważnie zakłócone. Oczywiście zawsze można powiedzieć, że energetyka wiatrowa lądowa już dostała - wraz z ostatnią nowelizacją Prawa energetycznego - wsparcie ... odwrotne od tego oferowanego PSG, czyli obowiązkowe dodatkowe (bezzwrotne) kaucje za przyłączenie do sieci.... A kto się upomni o "nienarodzonych" które mają wszak swoje propaństwowe agrumenty, ale brak lobbies: morskie farmy wiatrowe, PV, itd.?
Ale czy z tego powstanie jakas calosć? I jak długo jeszcze potrwa ten niczym nie zmącony (z pewnością nie szeroką wiedzą i cywilizacyjną perspektywą) polityczny klientelizm?