Mam szczęście w życiu bo rozmawiam z ciekawymi ludźmi z przemysłu, oczywiście to wszystko przez te debaty klimatyczne :). Parę tygodni w Sejmie miałem przyjemność słuchać Andrzeja
Werkowskiego a dzisiaj na debacie organizowanej przez Procesy Inwestycyjne i tygodnik Polityka z Tomaszem Chruszczowem, obydwaj z Forum CO2. Dzięki temu wsłuchuje się w glos racjonalnego przemysłu który wysuwa argumenty, że pakiet klimatyczny trzeba zawetować, bo inaczej nam przemysł cały wyemigruje do Chin (i okolic), które za CO2 nie płaca (faktycznie środowisko, n.b. prace ludzi też, traktują jako dobro totalnie wolne, a darmowe zwiększanie w nim koncentracji CO2, to tylko jeden i to nie najważniejszy element).
Forum CO2 rożni się w argumentacji za wetem klimatycznym od energetyki, bo ta cieszy się w Polsce pozycją monopolistyczną i nie wyemigruje z Polski z powodu wysokich kosztów CO2, ale zostanie z powodu ... wysokich cen energii jakie tak czy siak, niezależnie od pakietu będziemy płacić za duże ilości energii jakie konsumujemy.
Trochę o problemie "leakages" już pisałem czy komentowałem , ale warto głębiej zastanowić się nad zasadnością obawy o emigrację przemysłu do krajów azjatyckich jako formy „carbon leakage" i innych zagrożeń: „job leakage” czy “welfare leakage”…. Czy to rzeczywiście jest ucieczka przemysłu do eldorado, gdzie nie do tej pory nie trzeba płacić praktycznie za żadne koszty zewnętrzne (externalities)? jest tak atrakcyjna ? Czy rzeczywiście jest to miejsce dla przemsylu w rodzaj raju podatkowego i prosperity gospodarczej na tle aktywnie walczacej z zanieczyszczeniami UE?
Zawsze miałem wątpliwości. Główny powód był taki, że budując co tydzień nową elektrownię węglową i nie będąc w stanie tak, jak ma to miejsce w UE czy USA, oddzielić emisji CO2 od SO2, NOx, pyłów i dioksyn itp. Chiny i inne coraz mniej ryczące pierwsze azjatyckie tygrysy gospodarcze (dlaczego?) muszą się liczyć z takim zanieczyszczeniem atmosfery, które jest nie tylko groźne dla naturalnego środowiska przyrodniczego ale i dla człowieka. Pamiętamy obrazki z olimpiady w Pekinie, a niektórzy z nas mogli sami doświadczyć smogu na chińskich ulicach i innych metropolii, gdzie dotarli np. w celach biznesowych, w ślad za carbon leakkage…. Ale indywidualne doświadczenie nie zawsze wszystkich przekonuje. Europejczyk wychowany w kulcie nauki szuka szerszego uzasadnienia.
Tak się składa, że opublikowano właśnie najnowszy raport UNEP/ONZ nt „tajemniczej” chmury brudy jaka zacienia Azję i powoduje wiele zjawisk wtórnych uwidaczniających ww. zjawisko nadmiernej emisji zanieczyszczeń i pokazujących jego skomplikowany związek z efektem cieplarnianym. Rzeczywiście wygląda na to, że Chińczycy mogą się zatruć i chcąc zarobić na carbon leakage mogą znacznie więcej stracić.
Czy to nie jest tak, że z tego właśnie powodu Chiny, pomimo budowy na potęgę elektrowni węglowych, ogłaszają pakiet reform ekologicznych całkiem podobny do pakietu klimatycznego stawiający na efektywność energetyczną i odnawialne zródła energii, z programie rządowym opiewającym na podobną kwotę jak UE USA (150 mld USD) oraz 15% celem na 2015 rok? To wszak oznacza też koszty.
Czy może bardziej możemy obawiać się że Chińczycy w poszukiwaniu promyka slonca i powietrza do oddychania do nas przyjdą, a niekoniecznie ich (póki co) tanie produkty?
Czy UE, mając duży rynek zbytu i wysokie standarty jakosci i czystosci srodowiskowej nie ma skuteczych instrumentów (np. cla, wymogi certyfikacji obciązajace tych co sa podejrzani o "smordzenie") aby spowodowac ze Chiny musza sie zazielenic i poniesc koszty? Czy europejskie firmy nie moge stososowac zasady "fair trade" i promowac produkty wyprodukowane zgodnie za zasada poszanowania srodowiska?
A jeżeli tak, to czy mamy się az tak bardzo obawiać carbon leakage?
odnawialne źródła energii - aktualne komentarze i doniesienia na temat polityki, prawa, nowych technologii i rynku energetyki odnawialnej. historia oze w Polsce współtworzona i opisywana nieprzerwanie od 2007 roku, już w ponad 200 artykułach
czwartek, listopada 27, 2008
poniedziałek, listopada 24, 2008
ERENE – wsparcie dla pakietu klimatycznego i szansa na przesuniecie środków na badania i rozwój z "węgla i atomu" na OZE
Do tej pory budżety na badania i rozwój (B+R) w Europie i USA w dominującej części przeznaczane były na badania w zakresie konwencjonalnych technologii energetycznych. W USA np. w 2006 r. np. budżet B+R na energetykę wyniósł 798 mln USD, na energetykę jądrową 402 mln USD a na energetykę odnawialną zaledwie 241 mln USD). W UE rozróżnione są środki na badania w energetyce jądrowej oraz tzw. „non nuclear energy researach” które zawsze pochłaniały większość środków na badania naukowe i demonstracje. Te ostanie przed 7 PR UE wspierały głównie odnawialne źródła energii i efektywności energetyczną, ale w 7PR (od 2007 -o 2013) ważną pozycję (nie do końca zdefiniowaną) w budżecie na B+R w energetyce – 2,35 mld Euro stanowią tzw. technologie czystego węgla, w tym na rzecz wychwytu i magazynowania CO2, a budżet na energetykę jądrową (3,2 mld Euro) jest dalej wyższy od całej reszty. W Polsce w zasadzie zawsze ponad 90% środków na badania w energetyce dotyczyło technologii węglowych.
Nawet spodziewałem się że paradoksalnie propozycja pakietu klimatycznego wywoła ofensywę sektora węglowego, czego widomym dowodem jest dyskutowany w poprzednich wpisach na „odnawialnym” Raport 2030 i jego skala oddziaływania na bieżące decyzje polityczne. Wiedząc że część poświęcona badaniom naukowym w Raporcie 2030 była pisana przez Instytut Chemicznej Przeróbki Węgla (ICHPW) nawet się nie zdziwiłem że głównym beneficjentem naukowym wdrażania pakietu klimatycznego w wersji zaproponowanej przez Polski Komitet Energii Elektrycznej będzie (dalej) sektor węglowy („czysty węgiel i CCS). Śmiać mi się tylko trochę chciało, jak przeczytałem w Raporcie 2030 że "w celu przełamania barier w … badaniach naukowych w energetyce (CCS), oprócz finansowania instalacji demonstracyjnych, ma mieć taki sam system wsparcia jak OZE"!. Ale wiedząc że prawdziwe i warte zainwestowania w badania problemy są tak naprawdę w energetyce odnawialnej, traktowałem i traktuje Raport 2030 jako zwykły lobbing i nie sądziłem że akurat skok na środki na badania naukowe może być jednym z ważniejszych postulatów rodowiska stojącego za raportem.
Nie sądziłem że pakiet klimatyczny i obecne wyzwania klimatyczno-energetyczne mogą być źródłem innych zewnętrznych inicjatyw aby jeszcze bardziej zwiększyć budżet B+R na węgiel i energetykę jądrową kosztem tego skromnego na energetykę odnawialną i efektywność energetyczną.
Za hasłem „jeszcze więcej na B+R w węglu albo weto klimatyczne” opowiedział się ostatnio bardzo znany i szanowny ekonomista p. Krzysztof Rybiński (partner w Ernst & Young i były wiceprezes NBP) na debacie demos Europa. Wpisuje się to np. w trwający już ponad rok lobbing prof. Jerzego Buzka na forum UE i w Polsce za halsem „więcej środków na B+R w węglu”. Obecnie, po zatwierdzeniu FP7 (prof. Buzek był posłem- sprawozdawcą ds. tego programu w Parlamencie Europejskim) lobbing koncentruje się na pozyskaniu przez Polskę dwu pierwszych projektów demonstracyjnych 7 PR na budowę instalacji wychwytu i składowania CO2.
Nie wiedzę specjalnie aby jakiś inny polityk, mając tak silne poparcie rządu zabiegał o środki UE na rozwój OZE w Polsce, np. w ramach kompensaty za pewne obciążenie Polski wynikające z pakietu klimatycznego. Uważam to za poważny strategiczny i negocjacyjny błąd. Problem przejmowania środków z budżetu B+R na badania w schyłkowych obszarach energetyki do jakich zaliczam technologie węglowe i jądrowej jest stare są te technologie i nie służy moim zdaniem innowacyjnej energetyce. Służy obronie stanu posiadania tej tradycyjnej zarówno w UE jak w części krajów członkowskich, zwłaszcza tych słabiej rozwiniętych, które na długo ugrzęzły w koleinach prowadzących do coraz wyższych a nie coraz niższych cen energii i dodatkowo konieczności zapłacenia olbrzymiego i nieregulowanego w pełni od wielu lat corocznie nawisu kosztów zewnętrznych.
Pojawiła się jednak idea która może w ciągu kilku lat diametralnie zmienić redystrybucję środków na finansowanie B+R w UE i obszary współpracy na rzecz innowacji w energetyce pomiędzy państwami członkowskimi UE. Tą ideą , która jest w pewnym sensie cennym produktem odpadowym pakietu klimatycznego UE, jest ustanowienie Europejskiej Wspólnoty Odnawialnych Źródeł Energii – ERENE. Polecam wywiad z pomysłodawczynią p Panią Michale Schreyer dla Fundacji Heinricha Bolla. Pani Schreyer, jako były Komisarzem UE ds. Budżetu, zgłaszając ideę powołania jako instytucjonalnego uzupełnienia pakietu klimatycznego UE w postaci ERENE miała pełną świadomość przyczyn instytucjonalnych podziału budżetu UE na B+R z dominującym udziałem obecnie energetyki jądrowej idzie na energetykę jądrową (w najbliższych kilku latach prawie 900 mln euro rocznie, w porównaniu do ok. 550 mln Euro na resztę B+R w energetyce) , głównie poprzez Europejską Wspólnotę Energii Atomowej (EUROATOM). Komisarz Schreyer przewiduje też źródłem zasilenia budżetu B+R na nowe technologie w energetyce odnawialnej w UE mogą być też wpływu z aukcji na zakup uprawnie do emisji CO2. Biorąc pod uwagę, że Europejska Wspólnota Węgla i Stali (ESWS) która przez prawie 50 lat wspierała sektor węglowy ( w tym wpływa na budżety badań naukowych na technologie węglowe) już nie istnieje, a środki na badania w energetyce w dalszym ciągu niejako siła rozpędu preferują węgiel kosztem energetyki odnawialnej i zamiast stymulować rozwój nowych technologii wspierają te schyłkowe, propozycja ERENE wydaje się być jednym z sensowniejszych koncepcji jakie powstały wokół pakietu klimatycznego UE. Sądzę że warto śledzić postępy w rozwoju idei ERENE (zawiera ona zresztą dużo więcej dobrych pomysłów niż tylko uczynienie budżetu B+R UE bardziej odpowiadającym obcym wyzwaniom), która może spowodować ze podatki podatnika w UE będą rozsądniej wydawane. Sądzę że, zamiast tracić cała energię na pozyskanie z 7PR środków na dwa demonstracyjne projekty CCS, do których i tak trzeba włożyć własne środki oraz olbrzymie koszty ryzyka, że efektów nie zdążymy już skonsumować (mamlające zasoby ekonomiczne węgla kamiennego drożejące jego ceny, właśnie ideę ERENE z pełną mocą powinien wesprzeć właśnie rząd polski.
Interesem Polski w UE nie jest też dalsze pompowaniu budżetu EUROATOM, bo zyskują na tym wcale nie najbiedniejsze, tradycyjne kraje atomowe (Francja, Szwecja, Włochy, Holandia) a my swoim krótkowzrocznym gadaniem po potrzebie rozwoju energetyki jądrowej takiemu scenariuszowi redystrybucji środków w UE właśnie sprzyjamy. ERENE jako trzecia z kolei, po EURATOM i WSWS, Wspólnota w UE stałaby się symbolem zmian w które po raz pierwszy Polska wiele twórczego mogłaby wnieść i wiele zyskać – dużo więcej niż na lansowaniu CCS jako priorytetowego, jeśli nie jedynego „klimatycznego”, popieranego „w ciemno” przez energetykę, tematu badawczego.
Nawet spodziewałem się że paradoksalnie propozycja pakietu klimatycznego wywoła ofensywę sektora węglowego, czego widomym dowodem jest dyskutowany w poprzednich wpisach na „odnawialnym” Raport 2030 i jego skala oddziaływania na bieżące decyzje polityczne. Wiedząc że część poświęcona badaniom naukowym w Raporcie 2030 była pisana przez Instytut Chemicznej Przeróbki Węgla (ICHPW) nawet się nie zdziwiłem że głównym beneficjentem naukowym wdrażania pakietu klimatycznego w wersji zaproponowanej przez Polski Komitet Energii Elektrycznej będzie (dalej) sektor węglowy („czysty węgiel i CCS). Śmiać mi się tylko trochę chciało, jak przeczytałem w Raporcie 2030 że "w celu przełamania barier w … badaniach naukowych w energetyce (CCS), oprócz finansowania instalacji demonstracyjnych, ma mieć taki sam system wsparcia jak OZE"!. Ale wiedząc że prawdziwe i warte zainwestowania w badania problemy są tak naprawdę w energetyce odnawialnej, traktowałem i traktuje Raport 2030 jako zwykły lobbing i nie sądziłem że akurat skok na środki na badania naukowe może być jednym z ważniejszych postulatów rodowiska stojącego za raportem.
Nie sądziłem że pakiet klimatyczny i obecne wyzwania klimatyczno-energetyczne mogą być źródłem innych zewnętrznych inicjatyw aby jeszcze bardziej zwiększyć budżet B+R na węgiel i energetykę jądrową kosztem tego skromnego na energetykę odnawialną i efektywność energetyczną.
Za hasłem „jeszcze więcej na B+R w węglu albo weto klimatyczne” opowiedział się ostatnio bardzo znany i szanowny ekonomista p. Krzysztof Rybiński (partner w Ernst & Young i były wiceprezes NBP) na debacie demos Europa. Wpisuje się to np. w trwający już ponad rok lobbing prof. Jerzego Buzka na forum UE i w Polsce za halsem „więcej środków na B+R w węglu”. Obecnie, po zatwierdzeniu FP7 (prof. Buzek był posłem- sprawozdawcą ds. tego programu w Parlamencie Europejskim) lobbing koncentruje się na pozyskaniu przez Polskę dwu pierwszych projektów demonstracyjnych 7 PR na budowę instalacji wychwytu i składowania CO2.
Nie wiedzę specjalnie aby jakiś inny polityk, mając tak silne poparcie rządu zabiegał o środki UE na rozwój OZE w Polsce, np. w ramach kompensaty za pewne obciążenie Polski wynikające z pakietu klimatycznego. Uważam to za poważny strategiczny i negocjacyjny błąd. Problem przejmowania środków z budżetu B+R na badania w schyłkowych obszarach energetyki do jakich zaliczam technologie węglowe i jądrowej jest stare są te technologie i nie służy moim zdaniem innowacyjnej energetyce. Służy obronie stanu posiadania tej tradycyjnej zarówno w UE jak w części krajów członkowskich, zwłaszcza tych słabiej rozwiniętych, które na długo ugrzęzły w koleinach prowadzących do coraz wyższych a nie coraz niższych cen energii i dodatkowo konieczności zapłacenia olbrzymiego i nieregulowanego w pełni od wielu lat corocznie nawisu kosztów zewnętrznych.
Pojawiła się jednak idea która może w ciągu kilku lat diametralnie zmienić redystrybucję środków na finansowanie B+R w UE i obszary współpracy na rzecz innowacji w energetyce pomiędzy państwami członkowskimi UE. Tą ideą , która jest w pewnym sensie cennym produktem odpadowym pakietu klimatycznego UE, jest ustanowienie Europejskiej Wspólnoty Odnawialnych Źródeł Energii – ERENE. Polecam wywiad z pomysłodawczynią p Panią Michale Schreyer dla Fundacji Heinricha Bolla. Pani Schreyer, jako były Komisarzem UE ds. Budżetu, zgłaszając ideę powołania jako instytucjonalnego uzupełnienia pakietu klimatycznego UE w postaci ERENE miała pełną świadomość przyczyn instytucjonalnych podziału budżetu UE na B+R z dominującym udziałem obecnie energetyki jądrowej idzie na energetykę jądrową (w najbliższych kilku latach prawie 900 mln euro rocznie, w porównaniu do ok. 550 mln Euro na resztę B+R w energetyce) , głównie poprzez Europejską Wspólnotę Energii Atomowej (EUROATOM). Komisarz Schreyer przewiduje też źródłem zasilenia budżetu B+R na nowe technologie w energetyce odnawialnej w UE mogą być też wpływu z aukcji na zakup uprawnie do emisji CO2. Biorąc pod uwagę, że Europejska Wspólnota Węgla i Stali (ESWS) która przez prawie 50 lat wspierała sektor węglowy ( w tym wpływa na budżety badań naukowych na technologie węglowe) już nie istnieje, a środki na badania w energetyce w dalszym ciągu niejako siła rozpędu preferują węgiel kosztem energetyki odnawialnej i zamiast stymulować rozwój nowych technologii wspierają te schyłkowe, propozycja ERENE wydaje się być jednym z sensowniejszych koncepcji jakie powstały wokół pakietu klimatycznego UE. Sądzę że warto śledzić postępy w rozwoju idei ERENE (zawiera ona zresztą dużo więcej dobrych pomysłów niż tylko uczynienie budżetu B+R UE bardziej odpowiadającym obcym wyzwaniom), która może spowodować ze podatki podatnika w UE będą rozsądniej wydawane. Sądzę że, zamiast tracić cała energię na pozyskanie z 7PR środków na dwa demonstracyjne projekty CCS, do których i tak trzeba włożyć własne środki oraz olbrzymie koszty ryzyka, że efektów nie zdążymy już skonsumować (mamlające zasoby ekonomiczne węgla kamiennego drożejące jego ceny, właśnie ideę ERENE z pełną mocą powinien wesprzeć właśnie rząd polski.
Interesem Polski w UE nie jest też dalsze pompowaniu budżetu EUROATOM, bo zyskują na tym wcale nie najbiedniejsze, tradycyjne kraje atomowe (Francja, Szwecja, Włochy, Holandia) a my swoim krótkowzrocznym gadaniem po potrzebie rozwoju energetyki jądrowej takiemu scenariuszowi redystrybucji środków w UE właśnie sprzyjamy. ERENE jako trzecia z kolei, po EURATOM i WSWS, Wspólnota w UE stałaby się symbolem zmian w które po raz pierwszy Polska wiele twórczego mogłaby wnieść i wiele zyskać – dużo więcej niż na lansowaniu CCS jako priorytetowego, jeśli nie jedynego „klimatycznego”, popieranego „w ciemno” przez energetykę, tematu badawczego.
czwartek, listopada 20, 2008
Raport 2030 na cenzurowanym i szarża Polski na pakiet klimatyczny na zakręcie
Najważniejszym źródłem obiegowych poglądów krytycznych wobec pakietu klimatycznego UE jest raport (nazywany Raportem 2030) zrobiony przez firmę Energsys na zamówienie Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej (stowarzyszenie przedsiębiorstw energetyki zawodowej) pod długim tytułem, który sam w zasadzie jest tezą o próbie („pod płaszczykiem” ochrony klimatu) zniszczenia naszej energetyki i gospodarki i państwa oraz doprowadzenia do ubóstwa naszego społeczeństwa, a w szczególności jego najuboższej części - emerytów . Raport szybko stał się biblią przeciwników pakietu klimatycznego i podejmowane także na „odnawialnym” doraźne próby dyskusji z niektórymi tylko „jastrzębimi” poglądami na pakiet klimatyczny w Polsce, zawsze gdzieś prowadziły do tego właśnie źródła. Źródła ważnego ale cytowanego nazbyt bezkrytycznie, nawet na zasadzie zakrzyczenia czy zagadania. Raport stał się flagowym orężem energetyki i szybko także rządu w walce o narodowy interes w Brukseli. Zresztą autorzy reportu otwarcie mówili że ok. 1800 stron (w tym ok. 1600 do niedawna bylo tajnych) zostało stworzone po to aby „ciężarem argumentów” i właśnie „zagadaniem” zmusić UE do ustępstw wobec Polski (nie było mowy o polskiej energetyce tylko właśnie o Polsce). Inwestycja energetyki w Raport 2030 szybko mogła się zwrócić, bo na jego tezach rząd nie tylko doprowadził do decyzji Prezydencji francuskiej o małym szczycie UE w Gdańsku (planowanym na 6 grudnia) gdzie pod wpływem groźby naszego weta, Prezydencja Francji ma zaoferować Polsce (i może paru innym krajom z naszego regionu) rekompensatę za to że mają węgiel. Siła argumentów (mające swoje źródło m.in. w objętosci Raportu 2030) Polski była tak duża, że ostatnia propozycja Francji aby polskie firmy były zwolnione przez 3 lata konieczności kupowania CO2 na aukcjach) została z mety odrzucona jako „nie do przyjęcia przez ... energetykę”.
Parę dni temu w obiegu pojawiło się jednak 18 stron dobrze skrojonej i mocno skondensowanej Ewaluacji Raportu 2030 firmowanej przez Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową (IBnGR) i dostępnej na portalu chronmyklimat.pl , aby cała, bardziej polityczna i biznesowa a mniej merytoryczna konstrukcją zatrzęsło w posadach. Zatrzęsło tak, że Raport nie zdążył nawet trafić na stronę domową IBnGR, ale prawie jednocześnie z podaniem informacji do wiadomości publicznej zarząd IBnGR sam zaczął wycofywać się w treści "ewaluacji", NP. np. na portalu gazeta.pl, czy (jeszcze bardziej gorliwie) na portalu bankier.pl, zanim ktokolwiek podjął dyskusje merytoryczną czy krytykę wyników ewaluacji.
Ewaluacja nie jest z pewnością w każdym calu perfekcyjna i akurat mam odmienne spojrzenie na słabości Raportu 2030 z punktu widzenia ujęcia w nim OZE (punkty 3.2.3, 3.2.7, czy 3.5.3 w dokumencie IBnGR) niż autorzy ewaluacji. Wygląda jednak na uczciwą robotę i jako całość jest moim zdaniem bardzo dobrym dokumentem obnażającym wręcz tendencyjność w założeniach i przekłamania w wynikach i interpretacjach Raportu 2030. Dzięki kompleksowemu podejściu daje wielokrotnie więcej niż np. dziesiątki wpisów na „odnawialnym”i nie tylko na treść ale też reakcję na pojawienie się ewaluacji (zaparcie się autora i wręcz milczenie na forach energetycznych) sprawa ta wymaga specjalnej atencji, a może nawet troski.
Siłą rzeczy przypomniało mi się zauważone kilka lat temu przez Komisję Europejska dość dziecinne żonglowanie przez rząd nieprawdziwymi danymi czy wręcz mataczenie wielkością emisji CO2 przy opracowywaniu i przyjmowaniu pierwszego NAP. W wyniku tego dostaliśmy wtedy znacznie mniej uprawnień do darmowej emisji niż moglibyśmy dostać. Teraz idzie o znacznie większą stawkę, a Polską siłę argumentów zaczyna zastępować argument siły polskiej energetyki. Przyznam, że ze względu na skalę interesów gospodarczych i politycznych jakie pojawienie się Ewaluacji może naruszyć, trochę boję się o jej nieujawnionych autorów i o firmujący ją, po wycofaniu się IBnGR, obecnie (na swoim portalu chronmyklimat.pl), tylko i wyłącznie Instytut na rzecz Ekorozwoju, ze wsparciem, jak sądzę, Koalicji Klimatycznej.
Zachęcam do zapoznania się w „Ewaluacją” i oczywiście do dyskusji merytorycznej, ale także do zastanowienia się nad przyczynami i kulisami odcięcia się IBnGR od własnego raportu i dopuszczenie nawet do interpretacji dziennikarskiej, że ten znany i zasłużony gdański think tank zastał „zmanipulowany przez Koalicję Klimatyczną” (portal Nowego Przemysłu). Chcę wyrazić nadzieję, że w tej nowej i przełomowej sytuacji, na której będziemy się pewnie wszyscy uczyć co to znaczy uczciwość debaty i uczciwość negocjacji w Polsce i w UE, Instytut na rzecz Ekorozwoju i Koalicja Klimatyczna organizacji pozarządowych uzyskają wsparcie największych krajowych autorytetów, gdyż to dzięki nim z szeptanek korytarzowych i wygodnych przemilczeń możemy przejść do prawdziwej debaty w ramach społeczeństwa obywatelskiego i otwartego. Nie chcę moralizować, ale musimy się sami jeszcze raz zastanowić czy dojrzeliśmy do mądrego funkcjonowania w strukturach UE.
Parę dni temu w obiegu pojawiło się jednak 18 stron dobrze skrojonej i mocno skondensowanej Ewaluacji Raportu 2030 firmowanej przez Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową (IBnGR) i dostępnej na portalu chronmyklimat.pl , aby cała, bardziej polityczna i biznesowa a mniej merytoryczna konstrukcją zatrzęsło w posadach. Zatrzęsło tak, że Raport nie zdążył nawet trafić na stronę domową IBnGR, ale prawie jednocześnie z podaniem informacji do wiadomości publicznej zarząd IBnGR sam zaczął wycofywać się w treści "ewaluacji", NP. np. na portalu gazeta.pl, czy (jeszcze bardziej gorliwie) na portalu bankier.pl, zanim ktokolwiek podjął dyskusje merytoryczną czy krytykę wyników ewaluacji.
Ewaluacja nie jest z pewnością w każdym calu perfekcyjna i akurat mam odmienne spojrzenie na słabości Raportu 2030 z punktu widzenia ujęcia w nim OZE (punkty 3.2.3, 3.2.7, czy 3.5.3 w dokumencie IBnGR) niż autorzy ewaluacji. Wygląda jednak na uczciwą robotę i jako całość jest moim zdaniem bardzo dobrym dokumentem obnażającym wręcz tendencyjność w założeniach i przekłamania w wynikach i interpretacjach Raportu 2030. Dzięki kompleksowemu podejściu daje wielokrotnie więcej niż np. dziesiątki wpisów na „odnawialnym”i nie tylko na treść ale też reakcję na pojawienie się ewaluacji (zaparcie się autora i wręcz milczenie na forach energetycznych) sprawa ta wymaga specjalnej atencji, a może nawet troski.
Siłą rzeczy przypomniało mi się zauważone kilka lat temu przez Komisję Europejska dość dziecinne żonglowanie przez rząd nieprawdziwymi danymi czy wręcz mataczenie wielkością emisji CO2 przy opracowywaniu i przyjmowaniu pierwszego NAP. W wyniku tego dostaliśmy wtedy znacznie mniej uprawnień do darmowej emisji niż moglibyśmy dostać. Teraz idzie o znacznie większą stawkę, a Polską siłę argumentów zaczyna zastępować argument siły polskiej energetyki. Przyznam, że ze względu na skalę interesów gospodarczych i politycznych jakie pojawienie się Ewaluacji może naruszyć, trochę boję się o jej nieujawnionych autorów i o firmujący ją, po wycofaniu się IBnGR, obecnie (na swoim portalu chronmyklimat.pl), tylko i wyłącznie Instytut na rzecz Ekorozwoju, ze wsparciem, jak sądzę, Koalicji Klimatycznej.
Zachęcam do zapoznania się w „Ewaluacją” i oczywiście do dyskusji merytorycznej, ale także do zastanowienia się nad przyczynami i kulisami odcięcia się IBnGR od własnego raportu i dopuszczenie nawet do interpretacji dziennikarskiej, że ten znany i zasłużony gdański think tank zastał „zmanipulowany przez Koalicję Klimatyczną” (portal Nowego Przemysłu). Chcę wyrazić nadzieję, że w tej nowej i przełomowej sytuacji, na której będziemy się pewnie wszyscy uczyć co to znaczy uczciwość debaty i uczciwość negocjacji w Polsce i w UE, Instytut na rzecz Ekorozwoju i Koalicja Klimatyczna organizacji pozarządowych uzyskają wsparcie największych krajowych autorytetów, gdyż to dzięki nim z szeptanek korytarzowych i wygodnych przemilczeń możemy przejść do prawdziwej debaty w ramach społeczeństwa obywatelskiego i otwartego. Nie chcę moralizować, ale musimy się sami jeszcze raz zastanowić czy dojrzeliśmy do mądrego funkcjonowania w strukturach UE.
poniedziałek, listopada 17, 2008
O wysypie debat klimatycznych i o naukowcu którego cenię
Wraz ze zbliżaniem się poznańskiego COP-u i odliczaniem dni do decyzji UE w sprawie pakietu klimatycznego przybywa analiz, wypowiedzi, stanowisk i opracowań oraz debat. To dobrze, nawet jak wielość poglądów była znacznie ograniczona, a dyskusja sprowadza się najczęściej do prezentacji i ochrony osobistych i korporacyjnych interesów. Jakiś czas temu think- tank prof. Balcerowicza – Forum Obywatelskiego Rozwoju - zapowiedziało inicjatywę na rzecz „uczciwej debaty” i też chciał prostować nie tylko uproszczenia ale nawet napiętnować kłamstewka i kłamstwa o gospodarce (to już bardzo blisko pakietu klimatycznego), ale jakoś na oficjalnej stronie Forum efektów nie widać, prawie tak jak w Komisji Posła Palikota, która miała już dawno uporać się z nadmiarem biurokracji w gospodarce. Może to być jakąś okolicznością łagodzącą i częściowy wytłumaczeniem braku wystarczających postępów na odnawialnmy blogu w tropieniu nieprawdziwych argumentów używanych w coraz bardziej gorącej debacie klimatycznej :).
Dzisiaj właśnie chciałem trochę więcej o jakości debaty klimatycznej, jej uczestnikach i warunkach w jakich debatę uznać można za uczciwą, a kiedy jest ona tylko pozoranctwem.
Do uczciwej dyskusji potrzeba i czasu i wiedzy, pewnego typu "otwartej atmosfery debaty", niekoniecznie zbyt dużych pieniędzy i zbyt dużych interesów, bo te przeszkadzają w otwartym na różne argumenty myśleniu. Potrzeba też instytucji społeczeństwa obywatelskiego, w tym niezależnych (także od rządu) ośrodków badawczych. Takowe na świecie często są zapleczem partii politycznych, dużych organizacji społecznych i dzięki nim debata odbywa się na wyższym poziomie. Tego w Polsce brakuje i zamiast debaty mamy albo monolog albo awanturę.
Zerknąłem na stronkę think-thanka pracującego dla opozycyjnego PIS, co tam słychać w sprawie pakietu? Instytut Sobieskiego ma problemy energetyczne wpisane do swojego zakresu działania i jest to pewnie pokłosie planów budowy przez rząd Kaczyńskiego wielu rur gazowych i terminali; co rząd zrobił, niech think-tank uzasadni :). Na temat pakietu Instytut Sobieskiego wymownie milczy; może lepiej było zignorować aby nie wdepnąć na polityczną minę? Śmielej opozycyjny think-tank zabrał się do projektu polityki energetycznej rządu Tuska. Tekst nawet ciekawy ale aż zastanawia brak odniesienia w komentarzach do pakietu klimatycznego, tak jakby tylko rury gazowe się liczyły. Czyli na jakiej podstawie posłowie PiS przyjmują stanowiska w skomplikowanej sprawie pakietu i COP?
Jeszcze ciekawszym jest pytanie na jakiej podstawie PO formułuje swoje własne (nie te przejmowane od przemysłu) poglądy na pakiet klimatyczny? Chyba nie na podstawie ww. projektu niedokończonej polityki energetycznej firmowanej jednak póki co przez PSL? Warto jednak odnotować, że pierwszy krok w kierunku stworzenia zaplecza myślenia długofalowego został zrobiony i po sobotniej konwencji PO w końcu ma dopełnić dzieła powołania własnego thin-tanku - Instytutu Obywatelskiego. Poniewczasie dla pakietu, ale dobrze ze myślenie długofalowe ma w Platformie może mieć też swoją przyszłość …Zobaczymy czy nie skończy się tylko na poprawianiu słupków wyborczych czy też uzasadnianiu najmniej w przeszłości trafionych decyzji PO, jak np. tej o budwie elektrowni jądrowej.
Takie tkwiące w przeszłości lub uśpione think-tanki, na niewiele się w debacie politycznej nad pakietem klimatycznym zdadzą. W sytuacji gdy rząd też nie ma swojego „rządowego” zaplecza w myśleniu o przyszłości jakim parę lat temu jeszcze formalnie tylko było Rządowe Centrum Studiów Strategicznych, najlepiej do dyskusji są przygotowane organizacje przemysłowe, z jasno określonym interesem i trudno się dziwić, ze to on nadaje kierunek debacie klimatycznej oraz na fakt, że przemysl może obecnie liczyć i na koalicje i na opozycje, i na media które bynajmniej niezbyt często uprawiają i dopuszczają na swoich łamach wolnomyślicielstwo i nie zawsze też radzą sobie z takim tematem jak pakiet klimatyczny.
Przejrzałem kilka zaproszeń na debaty klimatyczne organizowane często też przez horyzontalne think-tanki (nastawione na debatę a raczej nie na tworzenie oryginalnych podstaw wiedzy) i media z udziałem przemysłu, rządu, polityków oraz nielicznych u nas organizacji ekologicznych (stanowią one tylko 2% wszystkich organizacji pożytku publicznego w Polsce i nie są niestety u nas zbyt popoluarne) i niezależnych ekspertów (tu już jest trudniej, niektórzy piszą o części z nich jako „tzw. niezależnych ekspertach”, ale dobrze że trafiają się nie tylko "tak zwani"). Rzadkością w tych debatach są stanowiska krajowych ośrodków naukowych, uczelni i instytutów (do tego jeszcze wrócę) i debatujący przerzucają się trudnymi do weryfikacji wynikami analiz ośrodków zagranicznych.
Trudno uogólniać ale i trudno mówić, że są one kwintesencją uczciwej debaty, bo służą prezentowaniu nie tyle poglądów ile zazwyczaj wprost własnych interesów, w mniejszym lub większym stopniu wspartych demagogią, a brakuje bardziej obiektywnego, rzeczowego opisu złożonej sytuacji, a bez tego trudno o rzetelną debatę na argumenty merytoryczne. Środek ciężkości różnych interesów przy rozdebatowanym stole zazwyczaj daleki jest od sedna prawdy. Trudno zatem się dziwić, że urabiana w ten sposób opinia publiczna i utwierdzane w takich debatach stanowisko rządu będą dryfować w kierunku oczekiwań najsilniejszych grup interesu, czyli przemysłu, nawet wbrew faktom. Po konsolidacji pionowej, stworzeniu energetycznych oligopoli zależnych od rządu i zabiciu w ten sposób wszelkiego „wolnomyślicielstwa” w przemyśle, trudno się też dziwić że przemysł reprezentuje wyjątkowo zgodne stanowisko, które tym bardziej ochocza przyjmuje rząd, kreujący się na obrońcę krajowej gospodarki, bez względu na to czy chodzi o jej częsć innowacyjną i efektywną czy też mniej chlubne ale dobrze okopane pozostalosci.
Trochę uprzedzony takim myśleniem, i też doświadczeniem wlasnego udziału w innych debatach, przeczytałem zapis kolejnej w dzisiejszym wydaniu dzienniku Rzeczpospolita. „Jak Polska może wygrać na walce z globalnym ociepleniem”. Tytuł wskazywał na bliską mi tezę, żeby działać pozytywnie i w duchu pakietu klimatycznego, ale w środku na 6 ważnych dyskutantów: premier Pawlak, minister Reiter, dyr. Jacek Jaśkiewicz, prezes Marian Strumiłło, p. Wojciech Hann i prof. Jan Popczyk, tylko tych dwu ostatnich takie podejście uznało za słuszne. Rządowo- przemysłowa grupa zajęła z góry upatrzone pozycje i twki tam niezlomie, bez cienia wątpliwoci czy chęci wylamiania sie z szeregu. Trochę mnie zaskoczyło, że Wojciech Hann z Delloite nie dołączył do większości (wszak Delloite to nie think-tank a zlecenia z rządu i przemysłu sobie ceni) mówił m.in. „Polska może zdobyć pieniądze pod warunkiem, że przedstawi się jako zwolennik nowych regulacji walki z globalnym ociepleniem”. Może to znak, że idzie nowe?
Ale najbardziej przemawia do mnie to co mówi prof. Jan Popczyk, który konsekwentnie nic łatwego i nic za darmo nie obiecywał, ale jako jedyny rzeczowo mówił, że powtarzane, a nie zweryfikowane od strony naukowej informacje o groźbach podwyżek cen energii elektrycznej o 100% i skokach ceny uprawnień do emisji tony CO2 z powodu pakietu klimatycznego mogą być wielokrotnie zawyżone. Te proste wątpliwości i stwierdzenia, zgodne także z pierwotnymi wyliczeniami KE, zeszły już dawno z centrum krajowej debaty, gdy iście wojskowa struktura skonsolidowanej energetyki z jednym dowódcą w rządzie przyjęła za dobrą monetę to co na pierwszy rzut oka jest wygodne dla wszystkich i tylko takie monety są sprzedawane przez jednomyslną machine przemyslowo-urzedniczna na krajowym targowisku pakietu klimatycznego.
Prof. Popczyk zarówno ostrzegał: „Jeżeli nie pójdziemy w energetykę innowacyjną i ochronimy energetykę istniejącą, to pamiętajmy, że ona już dwa razy w ostatnich kilku latach wygrała i z rządem, i z gospodarką" jak i konstatował fakty: „Eliminacja kontraktów długoterminowych to duże obciążenie dla gospodarki, podobnie jak (…) powstawanie grup energetycznych. Oba projekty miały prowadzić do obniżenia cen, a jest odwrotnie i nie ma modernizacji technologii” , a w końcu zaproponował jakże normalne w negocjacjach rozwiązanie „spróbować handlu – przekonać Unię, by się zgodziła na zmniejszenie jednego celu (redukcja CO2) , w zamian za co Polska weźmie na siebie wyższe zobowiązania w zakresie np. produkcji energii odnawialnej. Mamy wyznaczone 15 proc., ale dla Polski nie ma żadnego ryzyka zrealizowania 20 proc”.
Tu Pan trafił Panie Profesorze nie tylko w bliski mi tok rozumowania, ale w ten rodzaj prostoty, otwartości i niezależność myślenia oraz otwarcia na to co nowe, czego zawsze oczekuje od naukowców. Nie tak dawno wspominałem ciepło na blogu o prof. Faberze i o IUNGu, ale jak to się dzieje, że państwowe instytuty odpowiedzialne za energetykę, OZE, ochronę środowiska milczą w tak ważnych sprawach. Czy tylko z braku kompetencji czy tylko dlatego że jest to trudne i trochę boli, czy też dlatego niewygodne dla tych co finansują naukę: dla rządu i dla przemysłu? Nauka nie moze sie chować za plecami przemyslu, bo zngusnieje, musi wyprzedzac jego potrzbeby bo inaczej dziala na niekorzysc swojego chlebodawcy.
Idzie Pan pod prąd Panie Profesorze, ale używa Pan bardzo racjnalnych argumentów i ratuje Pan twarz nauki w tej skomplikowanej i podatnej albo na oportunizm albo na celowe manipulacje debacie.
Dzisiaj właśnie chciałem trochę więcej o jakości debaty klimatycznej, jej uczestnikach i warunkach w jakich debatę uznać można za uczciwą, a kiedy jest ona tylko pozoranctwem.
Do uczciwej dyskusji potrzeba i czasu i wiedzy, pewnego typu "otwartej atmosfery debaty", niekoniecznie zbyt dużych pieniędzy i zbyt dużych interesów, bo te przeszkadzają w otwartym na różne argumenty myśleniu. Potrzeba też instytucji społeczeństwa obywatelskiego, w tym niezależnych (także od rządu) ośrodków badawczych. Takowe na świecie często są zapleczem partii politycznych, dużych organizacji społecznych i dzięki nim debata odbywa się na wyższym poziomie. Tego w Polsce brakuje i zamiast debaty mamy albo monolog albo awanturę.
Zerknąłem na stronkę think-thanka pracującego dla opozycyjnego PIS, co tam słychać w sprawie pakietu? Instytut Sobieskiego ma problemy energetyczne wpisane do swojego zakresu działania i jest to pewnie pokłosie planów budowy przez rząd Kaczyńskiego wielu rur gazowych i terminali; co rząd zrobił, niech think-tank uzasadni :). Na temat pakietu Instytut Sobieskiego wymownie milczy; może lepiej było zignorować aby nie wdepnąć na polityczną minę? Śmielej opozycyjny think-tank zabrał się do projektu polityki energetycznej rządu Tuska. Tekst nawet ciekawy ale aż zastanawia brak odniesienia w komentarzach do pakietu klimatycznego, tak jakby tylko rury gazowe się liczyły. Czyli na jakiej podstawie posłowie PiS przyjmują stanowiska w skomplikowanej sprawie pakietu i COP?
Jeszcze ciekawszym jest pytanie na jakiej podstawie PO formułuje swoje własne (nie te przejmowane od przemysłu) poglądy na pakiet klimatyczny? Chyba nie na podstawie ww. projektu niedokończonej polityki energetycznej firmowanej jednak póki co przez PSL? Warto jednak odnotować, że pierwszy krok w kierunku stworzenia zaplecza myślenia długofalowego został zrobiony i po sobotniej konwencji PO w końcu ma dopełnić dzieła powołania własnego thin-tanku - Instytutu Obywatelskiego. Poniewczasie dla pakietu, ale dobrze ze myślenie długofalowe ma w Platformie może mieć też swoją przyszłość …Zobaczymy czy nie skończy się tylko na poprawianiu słupków wyborczych czy też uzasadnianiu najmniej w przeszłości trafionych decyzji PO, jak np. tej o budwie elektrowni jądrowej.
Takie tkwiące w przeszłości lub uśpione think-tanki, na niewiele się w debacie politycznej nad pakietem klimatycznym zdadzą. W sytuacji gdy rząd też nie ma swojego „rządowego” zaplecza w myśleniu o przyszłości jakim parę lat temu jeszcze formalnie tylko było Rządowe Centrum Studiów Strategicznych, najlepiej do dyskusji są przygotowane organizacje przemysłowe, z jasno określonym interesem i trudno się dziwić, ze to on nadaje kierunek debacie klimatycznej oraz na fakt, że przemysl może obecnie liczyć i na koalicje i na opozycje, i na media które bynajmniej niezbyt często uprawiają i dopuszczają na swoich łamach wolnomyślicielstwo i nie zawsze też radzą sobie z takim tematem jak pakiet klimatyczny.
Przejrzałem kilka zaproszeń na debaty klimatyczne organizowane często też przez horyzontalne think-tanki (nastawione na debatę a raczej nie na tworzenie oryginalnych podstaw wiedzy) i media z udziałem przemysłu, rządu, polityków oraz nielicznych u nas organizacji ekologicznych (stanowią one tylko 2% wszystkich organizacji pożytku publicznego w Polsce i nie są niestety u nas zbyt popoluarne) i niezależnych ekspertów (tu już jest trudniej, niektórzy piszą o części z nich jako „tzw. niezależnych ekspertach”, ale dobrze że trafiają się nie tylko "tak zwani"). Rzadkością w tych debatach są stanowiska krajowych ośrodków naukowych, uczelni i instytutów (do tego jeszcze wrócę) i debatujący przerzucają się trudnymi do weryfikacji wynikami analiz ośrodków zagranicznych.
Trudno uogólniać ale i trudno mówić, że są one kwintesencją uczciwej debaty, bo służą prezentowaniu nie tyle poglądów ile zazwyczaj wprost własnych interesów, w mniejszym lub większym stopniu wspartych demagogią, a brakuje bardziej obiektywnego, rzeczowego opisu złożonej sytuacji, a bez tego trudno o rzetelną debatę na argumenty merytoryczne. Środek ciężkości różnych interesów przy rozdebatowanym stole zazwyczaj daleki jest od sedna prawdy. Trudno zatem się dziwić, że urabiana w ten sposób opinia publiczna i utwierdzane w takich debatach stanowisko rządu będą dryfować w kierunku oczekiwań najsilniejszych grup interesu, czyli przemysłu, nawet wbrew faktom. Po konsolidacji pionowej, stworzeniu energetycznych oligopoli zależnych od rządu i zabiciu w ten sposób wszelkiego „wolnomyślicielstwa” w przemyśle, trudno się też dziwić że przemysł reprezentuje wyjątkowo zgodne stanowisko, które tym bardziej ochocza przyjmuje rząd, kreujący się na obrońcę krajowej gospodarki, bez względu na to czy chodzi o jej częsć innowacyjną i efektywną czy też mniej chlubne ale dobrze okopane pozostalosci.
Trochę uprzedzony takim myśleniem, i też doświadczeniem wlasnego udziału w innych debatach, przeczytałem zapis kolejnej w dzisiejszym wydaniu dzienniku Rzeczpospolita. „Jak Polska może wygrać na walce z globalnym ociepleniem”. Tytuł wskazywał na bliską mi tezę, żeby działać pozytywnie i w duchu pakietu klimatycznego, ale w środku na 6 ważnych dyskutantów: premier Pawlak, minister Reiter, dyr. Jacek Jaśkiewicz, prezes Marian Strumiłło, p. Wojciech Hann i prof. Jan Popczyk, tylko tych dwu ostatnich takie podejście uznało za słuszne. Rządowo- przemysłowa grupa zajęła z góry upatrzone pozycje i twki tam niezlomie, bez cienia wątpliwoci czy chęci wylamiania sie z szeregu. Trochę mnie zaskoczyło, że Wojciech Hann z Delloite nie dołączył do większości (wszak Delloite to nie think-tank a zlecenia z rządu i przemysłu sobie ceni) mówił m.in. „Polska może zdobyć pieniądze pod warunkiem, że przedstawi się jako zwolennik nowych regulacji walki z globalnym ociepleniem”. Może to znak, że idzie nowe?
Ale najbardziej przemawia do mnie to co mówi prof. Jan Popczyk, który konsekwentnie nic łatwego i nic za darmo nie obiecywał, ale jako jedyny rzeczowo mówił, że powtarzane, a nie zweryfikowane od strony naukowej informacje o groźbach podwyżek cen energii elektrycznej o 100% i skokach ceny uprawnień do emisji tony CO2 z powodu pakietu klimatycznego mogą być wielokrotnie zawyżone. Te proste wątpliwości i stwierdzenia, zgodne także z pierwotnymi wyliczeniami KE, zeszły już dawno z centrum krajowej debaty, gdy iście wojskowa struktura skonsolidowanej energetyki z jednym dowódcą w rządzie przyjęła za dobrą monetę to co na pierwszy rzut oka jest wygodne dla wszystkich i tylko takie monety są sprzedawane przez jednomyslną machine przemyslowo-urzedniczna na krajowym targowisku pakietu klimatycznego.
Prof. Popczyk zarówno ostrzegał: „Jeżeli nie pójdziemy w energetykę innowacyjną i ochronimy energetykę istniejącą, to pamiętajmy, że ona już dwa razy w ostatnich kilku latach wygrała i z rządem, i z gospodarką" jak i konstatował fakty: „Eliminacja kontraktów długoterminowych to duże obciążenie dla gospodarki, podobnie jak (…) powstawanie grup energetycznych. Oba projekty miały prowadzić do obniżenia cen, a jest odwrotnie i nie ma modernizacji technologii” , a w końcu zaproponował jakże normalne w negocjacjach rozwiązanie „spróbować handlu – przekonać Unię, by się zgodziła na zmniejszenie jednego celu (redukcja CO2) , w zamian za co Polska weźmie na siebie wyższe zobowiązania w zakresie np. produkcji energii odnawialnej. Mamy wyznaczone 15 proc., ale dla Polski nie ma żadnego ryzyka zrealizowania 20 proc”.
Tu Pan trafił Panie Profesorze nie tylko w bliski mi tok rozumowania, ale w ten rodzaj prostoty, otwartości i niezależność myślenia oraz otwarcia na to co nowe, czego zawsze oczekuje od naukowców. Nie tak dawno wspominałem ciepło na blogu o prof. Faberze i o IUNGu, ale jak to się dzieje, że państwowe instytuty odpowiedzialne za energetykę, OZE, ochronę środowiska milczą w tak ważnych sprawach. Czy tylko z braku kompetencji czy tylko dlatego że jest to trudne i trochę boli, czy też dlatego niewygodne dla tych co finansują naukę: dla rządu i dla przemysłu? Nauka nie moze sie chować za plecami przemyslu, bo zngusnieje, musi wyprzedzac jego potrzbeby bo inaczej dziala na niekorzysc swojego chlebodawcy.
Idzie Pan pod prąd Panie Profesorze, ale używa Pan bardzo racjnalnych argumentów i ratuje Pan twarz nauki w tej skomplikowanej i podatnej albo na oportunizm albo na celowe manipulacje debacie.
piątek, listopada 14, 2008
O determinacji Komisji Europejskiej i Prezydencji francuskiej w sprawie pakietu klimatycznego i o miałkości i zygzakach krajowej polityki klimatycznej
Komisja Europejska rozpoczęła ofensywę medialną związaną z promocją działań na rzecz ochrony klimatu, w uruchamiając specjalną stronę na swoim serwerze. Promuje tam miedzy innymi konferencję COP-14 w Poznaniu (nam samym trochę tu niezręcznie z powodu zwalczania unijnych planów redukcji emisji CO2), w tym w szczególności promocją zaproponowanego w styczniu br. pakietu klimatycznego. Szczególnie zwraca uwagę strona adresowana bezpośrednio do zwykłych mieszkańców UE. Razem z portalem informacyjnym Komisja Europejska ogłosiła wyniki sondażu na temat oceny przez obywateli państw członkowskich UE stanowiska i działań swoich rządów w sprawie pakietu klimatycznego. Sondaż wykazał że w praw medialnemu jazgotowi, Polacy krytycznie oceniają działania i zaangażowanie rządu na rzecz ochrony klimatu, uznając je aż w 72 % za niewystarczające, a tylko 18% uważa, że może zagrożenie zmianami klimatu jest wyolbrzymiane. Jednocześnie aż 89 z nas uważa, że podejmowanie działania na rzecz ochrony klimatu nie jest w swoich skutkach zbyt kosztowane, szkoda jednak że tylko 3% z nas zainstalowało u siebie w domu urządzenia służące wykorzystaniu OZE. 60% obywateli jest za tym, aby elektrownie płaciły za uprawnienia do emisji CO2. Czy taki obraz opinii społecznej można wytworzyć sobie czytając krajowe media?
Ale to tylko część dobrze zaadresowanej kampanii. Widać także ruch na blogach komisarzy UE, w w szczególności odpowiedzialnego za obszar środowisko – Komisarza Stawrosa Dimasa. Dimas przywołuje m.in. najnowszy raport OECD nt, braku działań na rzecz ochrony klimatu, który potwierdza wyliczenia raportu Sterna i ocenia koszty średnim okresie na 14% GDP.
W naszym kraju znana i bezkrytycznie powtarzana za Raportem Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej i cytowana jest inna liczba, nie mówiaca ile kosztuje brak dzialania ale samo dzialanie – wdrożenie pakietu klimatycznego UE w Polsce ma kosztować … 15% PKB! Ostatnio mając okazje spotkań z przedstawicielami rządu i ośrodków badawczych we Włoszech (razem z Polska Włosi były najbardziej krytyczne wobec pakietu na ostatniej Radzie Europejskiej), przekonałem się że w naszej kampanii przeciw pakietowi i w protestach wyglądamy jak naiwne Baranki Boże, bo Włosi oceniają koszty wdrożenia pakietu na … max 1% ich PKB, podczas gdy cała UE ocenia że koszty wdrożenia pakietu nie przekroczą 0,5%. Czy my przypadkiem nie wyglądamy na wyjątkowo bezczelnych lobbystów ? Czy mamy prawo się obrażać, że uznawana przez nas za arogancką Komisja Europejska z Włochami rozmawia dalej, a z nami już nie chce?
W innym wpisie Dimas powołuje się na raport Deutsche Bank (cytowanego w Polsce tylko z powodu chęci postraszenia opinii publicznej wysokimi kosztami oceny wdrożenia pakietu klimatycznego UE) twierdząc że za wdrożeniem pakietu klimatycznego UE nie opowiadają się tylko rządy, obywatele, zielone NGO-sy, ale także przemysł.
Sądzę że gdyby zrobić podobny, uczciwy sondaż w przemyśle, wyniki byłoby podobne do tych jakie uzyskano od mieszkańców naszego kraju. Wiele firm bowiem się zazieleniło, a wiele w przypadku braku zazielenienia naszej energetyki niż nie zyska w krótkim okresie a starci w perspektywie średniookresowej.
Poza Komisarzem Dimasem do ostatniej ofensywny dyplomatycznej w Polsce przystąpił też szef obecnej Prezydencji UE – Nikolas Sarkozy. Po wczorajszym spotkaniu z premierem Tuskiem, zdecydował się na przyjazd w dniu 6 grudnia, głównie w sprawie pakietu klimatycznego, do Gdańska, gdzie m.in. ma się odbyć mały szczyt UE z towarzystwem niezadowolonych z Europy Środkowej. Cały czas zastanawiałem się co Sarkozy zaproponuje (co da) Tuskowi, aby załatwić za swojej prezydencji sprawę pakietu. Chyba już teraz można się domyśleć co to będzie. Bezpośrednio po powrocie z Paryża Tusk udał się na spotkanie z Marszałkiem Pomorskim Janem Kozłowskim i zapowiedział radykalne przyśpieszenie prac nad budową elektrowni jądrowej, a narodowy program ma być gotowy już do końca przyszłego roku! Myślę, że Sarkozy w ramach targów w imieniu UE zaoferował Polsce pomoc Francji w budowie elektrowni jądrowej, tu raczej sprawa jest przesądzona – na Pomorzu. Czy mamy zatem mieć elektrownie jądrową za pakiet klimatyczny i pakiet klimatyczny z elekrownią jądrową?
Zaskakuje przypadkowość i doraźność polskiej polityki i brak w tym wszystkim szerzej wizji oraz wątpię w zdolność rządu do zrealizowania tej idei, ale mimo wszystko UE jest bliżej przyjęcia pakietu klimatycznego niż była po ostatniej Radzie Europejskiej. Jednoczesne działania Dimasa jako najwyższego urzadnika UE ds. pakietu kliamtycznego i Sarkozyego jako obecnego politycznego przywodcy UE wydają się być dobrze zaplanowanymi i skoordynowanym, i chyba jest po ich stronie wystarczająca determinacja aby sprawę pakietu klimatycznego doprowadzić do końca.
Ale to tylko część dobrze zaadresowanej kampanii. Widać także ruch na blogach komisarzy UE, w w szczególności odpowiedzialnego za obszar środowisko – Komisarza Stawrosa Dimasa. Dimas przywołuje m.in. najnowszy raport OECD nt, braku działań na rzecz ochrony klimatu, który potwierdza wyliczenia raportu Sterna i ocenia koszty średnim okresie na 14% GDP.
W naszym kraju znana i bezkrytycznie powtarzana za Raportem Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej i cytowana jest inna liczba, nie mówiaca ile kosztuje brak dzialania ale samo dzialanie – wdrożenie pakietu klimatycznego UE w Polsce ma kosztować … 15% PKB! Ostatnio mając okazje spotkań z przedstawicielami rządu i ośrodków badawczych we Włoszech (razem z Polska Włosi były najbardziej krytyczne wobec pakietu na ostatniej Radzie Europejskiej), przekonałem się że w naszej kampanii przeciw pakietowi i w protestach wyglądamy jak naiwne Baranki Boże, bo Włosi oceniają koszty wdrożenia pakietu na … max 1% ich PKB, podczas gdy cała UE ocenia że koszty wdrożenia pakietu nie przekroczą 0,5%. Czy my przypadkiem nie wyglądamy na wyjątkowo bezczelnych lobbystów ? Czy mamy prawo się obrażać, że uznawana przez nas za arogancką Komisja Europejska z Włochami rozmawia dalej, a z nami już nie chce?
W innym wpisie Dimas powołuje się na raport Deutsche Bank (cytowanego w Polsce tylko z powodu chęci postraszenia opinii publicznej wysokimi kosztami oceny wdrożenia pakietu klimatycznego UE) twierdząc że za wdrożeniem pakietu klimatycznego UE nie opowiadają się tylko rządy, obywatele, zielone NGO-sy, ale także przemysł.
Sądzę że gdyby zrobić podobny, uczciwy sondaż w przemyśle, wyniki byłoby podobne do tych jakie uzyskano od mieszkańców naszego kraju. Wiele firm bowiem się zazieleniło, a wiele w przypadku braku zazielenienia naszej energetyki niż nie zyska w krótkim okresie a starci w perspektywie średniookresowej.
Poza Komisarzem Dimasem do ostatniej ofensywny dyplomatycznej w Polsce przystąpił też szef obecnej Prezydencji UE – Nikolas Sarkozy. Po wczorajszym spotkaniu z premierem Tuskiem, zdecydował się na przyjazd w dniu 6 grudnia, głównie w sprawie pakietu klimatycznego, do Gdańska, gdzie m.in. ma się odbyć mały szczyt UE z towarzystwem niezadowolonych z Europy Środkowej. Cały czas zastanawiałem się co Sarkozy zaproponuje (co da) Tuskowi, aby załatwić za swojej prezydencji sprawę pakietu. Chyba już teraz można się domyśleć co to będzie. Bezpośrednio po powrocie z Paryża Tusk udał się na spotkanie z Marszałkiem Pomorskim Janem Kozłowskim i zapowiedział radykalne przyśpieszenie prac nad budową elektrowni jądrowej, a narodowy program ma być gotowy już do końca przyszłego roku! Myślę, że Sarkozy w ramach targów w imieniu UE zaoferował Polsce pomoc Francji w budowie elektrowni jądrowej, tu raczej sprawa jest przesądzona – na Pomorzu. Czy mamy zatem mieć elektrownie jądrową za pakiet klimatyczny i pakiet klimatyczny z elekrownią jądrową?
Zaskakuje przypadkowość i doraźność polskiej polityki i brak w tym wszystkim szerzej wizji oraz wątpię w zdolność rządu do zrealizowania tej idei, ale mimo wszystko UE jest bliżej przyjęcia pakietu klimatycznego niż była po ostatniej Radzie Europejskiej. Jednoczesne działania Dimasa jako najwyższego urzadnika UE ds. pakietu kliamtycznego i Sarkozyego jako obecnego politycznego przywodcy UE wydają się być dobrze zaplanowanymi i skoordynowanym, i chyba jest po ich stronie wystarczająca determinacja aby sprawę pakietu klimatycznego doprowadzić do końca.
poniedziałek, listopada 10, 2008
Petycja krajowych producentów energii elektrycznej do rządu RP w sprawie zawetowania pakietu klimatycznego UE z powodu troski monopolisty o klienta
Słowo się rzekło, trzeba dalej drążyć problem niezrozumienia lub przeinaczania sensu pakietu klimatycznego UE…
Ciężko mi idzie z „odkłamywaniem” (co zresztą czujnie :) zauważył „k1001” w poprzednim komentarzu), a wtedy najlepiej wesprzeć się albo jakimś autorytetem, najlepiej uznanym klasykiem, najlpiej takim z poczuciem humoru:). Jako że pakiet najczęściej jest atakowany z pozycji „liberalnych” (ekolodzy dławią wolny rynek i duszą gospodarkę), skorzystam z klasyka myśli liberalnej, który zasłynął z wykorzystania w nauce ekonomii niezwykle trafnych historyjek podbudowanych duża dozą humoru i umiejętnością sprowadzania błędnych założeń i słabych albo nazbyt oczywistych argumentów do absurdu.
„Między złym a dobrym ekonomistą jest tylko jedna różnica; pierwszy dostrzega i bierze pod uwagę skutki widoczne i bezpośrednie, drugi przewiduje również odlegle” ( ....). Od takiej właśnie wymownej syntezy poglądów ekonomicznych XIX wiecznego klasyka ekonomi politycznej, liberała (lepiej „liberaliana”) – Fryderyka Bastiata, chciałbym zacząć szukanie bardziej ogólnej analogii pomiędzy tym co napiętnował lub nawet wyśmiewał a obecnie dominującymi w Polsce, oficjalnymi poglądami na pakiet klimatyczny UE. Ekonomista ten twierdził: „Człowiek przyciągnięty przez to co widać, nie nauczywszy się jeszcze sądzić po tym czego nie widać, oddaje się zgubnym zwyczajom nie przez słabość ale przez wyrachowanie”.
Dlatego z jego pomocą spróbuję w sposób bardziej jaskrawy zbadać skutki niektórych krytykowanych przezemnie ostatnio (starcze malkontenstwo?) poczynań przeciwstawiając temu co widać, to czego nie widać.
Jako kanwę niniejszego felietonu wybrałem jeden ze studiów przypadku opisany w 1845 roku przez Bastiata w wymownej formie PETYCJI do deputoanych od „Producentów świeczek, latarni, lichtarzy, lamp ulicznych, knotów i kapturów do gaszenia świec oraz od producentów łoju, oleju, rycyny, alkoholu i ogólnie wszystkiego, co się wiąże z oświetleniem” , opublikowanej we Francji w 1845 roku (polskie tłumaczenie Tomasz Wyszyńskiego)
Pozwolę sobie tylko na zacytowanie fragmentów tego wielce ciekawego, aczkolwiek niewielkiego dzieła.
„(..) Cierpimy z powodu rujnującej konkurencji zagranicznego rywala, który najwyraźniej pracuje w warunkach tak dalece dla produkcji światła lepszych niż nasze, że zalewa nim nasz krajowy rynek po niesłychanie niskiej cenie; od momentu, kiedy się pojawia, nasza sprzedaż zamiera, wszyscy konsumenci zwracają się do niego, a branża francuskiego przemysłu, której odgałęzienia są niezliczone, doprowadzana jest nagle do całkowitej stagnacji. Rywal ten, którym jest nie kto inny niż Słońce, prowadzi przeciw nam wojnę tak bezlitośnie (…)”.
Słońce jako wróg (zwłaszcza w swoje aktualnej, drogiej odmianie „fotowoltaicznej”) dodaje tu smaku klasykowi, ale czy rzeczywiście nie doszukamy się tu łatwo argumentów np. naszej prawdzwie przemysłowej Green Effort Group ? (więcej o tej skutecznej na naszym gruncie inicjatywie krajowej energetyki w poprzednich wpisach)Czyż niektórych nutek nie powtarza rząd na forach UE?
Albo dalej: „jeśli odetniecie tak dalece jak to tylko możliwe dostęp do światła naturalnego i tym samym stworzycie potrzebę na sztuczne światło, któraż gałąź przemysłu we Francji nie zostanie ostatecznie pobudzona?”
I tu mamy w Polsce cały peleton firm zgromadzonych też w Green Effort Group, które tylko czekają na „pobudzenie” w postaci polkiego weta na Radzie Europy?
Ale czy przypadkiem Bastiat nie dokłada też obecnym (tym sprzed pakietu klimatycznego, a z czasów słynnej pierwszej ustawy biopaliowej) lobbystom i kompeksowi agroprzemysłowemu proroczo wyprzedzając naturalnie słusznie wyglądajace argumenty sprzed 5 lat: „Jeśli Francja będzie konsumować więcej łoju, będzie musiało być więcej bydła i owiec, i wskutek tego będziemy świadkami wzrostu ilości nawozu, podstawy wszelkiej zamożności w rolnictwie. Jeśli Francja będzie konsumować więcej oleju, będziemy świadkami rozwoju upraw maku, oliwki i rzepaku. Te pożywne rośliny pojawią się dokładnie w odpowiednim czasie, aby umożliwić nam zyskowne wykorzystanie zwiększonej urodzajności, którą hodowla bydła przydała ziemi”.
Przechodząc jednak do spraw bliższych energetykom i ich szczerze umotywowanego parcia na zmniejszenie kosztów akcjoningu uprawnień do CO2 (bez jednoczesnego zmniejszania ceny energii elektrycznej dla odbiorców końcowych) warto zacytować taki fragment petycji: „Nie ma żadnego potrzebującego zbieracza rycyny na szczytach jego wydm piaskowych, żadnego biednego górnika w głębiach jego czarnego dołu, którzy nie otrzymają wyższych wypłat i nie będą cieszyć się zwiększonym dobrobytem” (...), „nie ma ani jednego Francuza, od bogatego akcjonariusza Anzin Company do najskromniejszego sprzedawcy zapałek, którego warunki nie poprawiłyby się poprzez powodzenie naszej petycji”.
Pomimo sprowadzania sprawy do absurdu, Baitiat w najśmielszej i bogatej zarazem wyobraźni nie przewidział czym petycja producentów lichtarzy i knotów do deputowanych może różnić się od „petycji krajowej energetyki do rządu”. Pisał bowiem "Już nie macie prawa odwoływać się do interesu konsumenta poświęcacie go zawsze, kiedy tylko odkrywacie, że przeciwny jest interesowi producenta. Robicie tak, by pobudzić przemysł i zwiększyć zatrudnienie. Z tego samego powodu powinniście zrobić tak i tym razem”. Tego że nasza wrażliwa na niedole Kowalskiego energetyka i konsekwentna w wywracaniu pakietu klimatycznego UE stanie murem za konsumentem („groźba wzrostu kosztów energii w rodzinach emeryckich do 20%”) nikt nie mógł przewidzieć, nawet jeżeli wg Eurostat tylko w latach „sprzed klimatycznej zarazy” (2001-2007) cena energii elektrycznej dla Kowalskiego wzrosła o prawie 70%. Jako nie pamiętam ówczesnego głosu zatroskanej energetyki...
Dalej już jednak petycja Bastiata jest już zgodna z tezami energetyków (i wygląda na to, że ją znali wczeniej): „Jeśli przemysłowiec zyskuje na ochronie, uczyni on rolnika bogatym. I na odwrót, jeśli rolnictwo jest bogate, otworzy rynki dla produktów przemysłowych (..) Jeśli przyznacie nam monopol w produkcji światła w dzień, przede wszystkim kupować będziemy wielkie ilości łoju, węgla drzewnego, oleju, rycyny, wosku, alkoholu, srebra, żelaza, brązu i kryształów, by zaopatrzyć naszą gałąź przemysłu; a co więcej – my i nasi dostawcy, stanąwszy się bogatymi, będziemy konsumować wiele i rozprzestrzeniać dobrobyt na wszystkie dziedziny krajowego przemysłu”.
Przemysł od zawsze pisał petycje, takie jego prawo, ale rząd powinien wiedzieć nie tylko co zyska jak petycję przyjemnie i zamieni ją w akt prawny, ale o co straci w sensie możliwości rozwoju kraju i co straci cicha większość, która tak przekonujących petycji nie potrafi pisać? Jakie będą koszty zaniechania poboru opłat z aukcji, jeżeli z tego powodu szanse na niższe ceny energii są iluzoryczne? Czy jest możliwe wtedy wdrożenie części „odnawialnej” pakietu klimatycznego? Kto zapłaci za brak wypełnienia "odnawialnych" zobowiązań? Dwa razy konsument? Czy wtedy będzie miał jeszcze pieniądze aby zainwestować w poprawę efektywności energetycznej?
Dlatego, korzystając z przestrogi i zarazem przepowiedni klasyka, warto dokładniej niż do tej pory badać skutki ekonomicznych poczynań przeciwstawiając temu co wszyscy widzą (dodając cenę zakupu aukcji do ceny energii elektrycznej) to czego nie widać.
Ciężko mi idzie z „odkłamywaniem” (co zresztą czujnie :) zauważył „k1001” w poprzednim komentarzu), a wtedy najlepiej wesprzeć się albo jakimś autorytetem, najlepiej uznanym klasykiem, najlpiej takim z poczuciem humoru:). Jako że pakiet najczęściej jest atakowany z pozycji „liberalnych” (ekolodzy dławią wolny rynek i duszą gospodarkę), skorzystam z klasyka myśli liberalnej, który zasłynął z wykorzystania w nauce ekonomii niezwykle trafnych historyjek podbudowanych duża dozą humoru i umiejętnością sprowadzania błędnych założeń i słabych albo nazbyt oczywistych argumentów do absurdu.
„Między złym a dobrym ekonomistą jest tylko jedna różnica; pierwszy dostrzega i bierze pod uwagę skutki widoczne i bezpośrednie, drugi przewiduje również odlegle” ( ....). Od takiej właśnie wymownej syntezy poglądów ekonomicznych XIX wiecznego klasyka ekonomi politycznej, liberała (lepiej „liberaliana”) – Fryderyka Bastiata, chciałbym zacząć szukanie bardziej ogólnej analogii pomiędzy tym co napiętnował lub nawet wyśmiewał a obecnie dominującymi w Polsce, oficjalnymi poglądami na pakiet klimatyczny UE. Ekonomista ten twierdził: „Człowiek przyciągnięty przez to co widać, nie nauczywszy się jeszcze sądzić po tym czego nie widać, oddaje się zgubnym zwyczajom nie przez słabość ale przez wyrachowanie”.
Dlatego z jego pomocą spróbuję w sposób bardziej jaskrawy zbadać skutki niektórych krytykowanych przezemnie ostatnio (starcze malkontenstwo?) poczynań przeciwstawiając temu co widać, to czego nie widać.
Jako kanwę niniejszego felietonu wybrałem jeden ze studiów przypadku opisany w 1845 roku przez Bastiata w wymownej formie PETYCJI do deputoanych od „Producentów świeczek, latarni, lichtarzy, lamp ulicznych, knotów i kapturów do gaszenia świec oraz od producentów łoju, oleju, rycyny, alkoholu i ogólnie wszystkiego, co się wiąże z oświetleniem” , opublikowanej we Francji w 1845 roku (polskie tłumaczenie Tomasz Wyszyńskiego)
Pozwolę sobie tylko na zacytowanie fragmentów tego wielce ciekawego, aczkolwiek niewielkiego dzieła.
„(..) Cierpimy z powodu rujnującej konkurencji zagranicznego rywala, który najwyraźniej pracuje w warunkach tak dalece dla produkcji światła lepszych niż nasze, że zalewa nim nasz krajowy rynek po niesłychanie niskiej cenie; od momentu, kiedy się pojawia, nasza sprzedaż zamiera, wszyscy konsumenci zwracają się do niego, a branża francuskiego przemysłu, której odgałęzienia są niezliczone, doprowadzana jest nagle do całkowitej stagnacji. Rywal ten, którym jest nie kto inny niż Słońce, prowadzi przeciw nam wojnę tak bezlitośnie (…)”.
Słońce jako wróg (zwłaszcza w swoje aktualnej, drogiej odmianie „fotowoltaicznej”) dodaje tu smaku klasykowi, ale czy rzeczywiście nie doszukamy się tu łatwo argumentów np. naszej prawdzwie przemysłowej Green Effort Group ? (więcej o tej skutecznej na naszym gruncie inicjatywie krajowej energetyki w poprzednich wpisach)Czyż niektórych nutek nie powtarza rząd na forach UE?
Albo dalej: „jeśli odetniecie tak dalece jak to tylko możliwe dostęp do światła naturalnego i tym samym stworzycie potrzebę na sztuczne światło, któraż gałąź przemysłu we Francji nie zostanie ostatecznie pobudzona?”
I tu mamy w Polsce cały peleton firm zgromadzonych też w Green Effort Group, które tylko czekają na „pobudzenie” w postaci polkiego weta na Radzie Europy?
Ale czy przypadkiem Bastiat nie dokłada też obecnym (tym sprzed pakietu klimatycznego, a z czasów słynnej pierwszej ustawy biopaliowej) lobbystom i kompeksowi agroprzemysłowemu proroczo wyprzedzając naturalnie słusznie wyglądajace argumenty sprzed 5 lat: „Jeśli Francja będzie konsumować więcej łoju, będzie musiało być więcej bydła i owiec, i wskutek tego będziemy świadkami wzrostu ilości nawozu, podstawy wszelkiej zamożności w rolnictwie. Jeśli Francja będzie konsumować więcej oleju, będziemy świadkami rozwoju upraw maku, oliwki i rzepaku. Te pożywne rośliny pojawią się dokładnie w odpowiednim czasie, aby umożliwić nam zyskowne wykorzystanie zwiększonej urodzajności, którą hodowla bydła przydała ziemi”.
Przechodząc jednak do spraw bliższych energetykom i ich szczerze umotywowanego parcia na zmniejszenie kosztów akcjoningu uprawnień do CO2 (bez jednoczesnego zmniejszania ceny energii elektrycznej dla odbiorców końcowych) warto zacytować taki fragment petycji: „Nie ma żadnego potrzebującego zbieracza rycyny na szczytach jego wydm piaskowych, żadnego biednego górnika w głębiach jego czarnego dołu, którzy nie otrzymają wyższych wypłat i nie będą cieszyć się zwiększonym dobrobytem” (...), „nie ma ani jednego Francuza, od bogatego akcjonariusza Anzin Company do najskromniejszego sprzedawcy zapałek, którego warunki nie poprawiłyby się poprzez powodzenie naszej petycji”.
Pomimo sprowadzania sprawy do absurdu, Baitiat w najśmielszej i bogatej zarazem wyobraźni nie przewidział czym petycja producentów lichtarzy i knotów do deputowanych może różnić się od „petycji krajowej energetyki do rządu”. Pisał bowiem "Już nie macie prawa odwoływać się do interesu konsumenta poświęcacie go zawsze, kiedy tylko odkrywacie, że przeciwny jest interesowi producenta. Robicie tak, by pobudzić przemysł i zwiększyć zatrudnienie. Z tego samego powodu powinniście zrobić tak i tym razem”. Tego że nasza wrażliwa na niedole Kowalskiego energetyka i konsekwentna w wywracaniu pakietu klimatycznego UE stanie murem za konsumentem („groźba wzrostu kosztów energii w rodzinach emeryckich do 20%”) nikt nie mógł przewidzieć, nawet jeżeli wg Eurostat tylko w latach „sprzed klimatycznej zarazy” (2001-2007) cena energii elektrycznej dla Kowalskiego wzrosła o prawie 70%. Jako nie pamiętam ówczesnego głosu zatroskanej energetyki...
Dalej już jednak petycja Bastiata jest już zgodna z tezami energetyków (i wygląda na to, że ją znali wczeniej): „Jeśli przemysłowiec zyskuje na ochronie, uczyni on rolnika bogatym. I na odwrót, jeśli rolnictwo jest bogate, otworzy rynki dla produktów przemysłowych (..) Jeśli przyznacie nam monopol w produkcji światła w dzień, przede wszystkim kupować będziemy wielkie ilości łoju, węgla drzewnego, oleju, rycyny, wosku, alkoholu, srebra, żelaza, brązu i kryształów, by zaopatrzyć naszą gałąź przemysłu; a co więcej – my i nasi dostawcy, stanąwszy się bogatymi, będziemy konsumować wiele i rozprzestrzeniać dobrobyt na wszystkie dziedziny krajowego przemysłu”.
Przemysł od zawsze pisał petycje, takie jego prawo, ale rząd powinien wiedzieć nie tylko co zyska jak petycję przyjemnie i zamieni ją w akt prawny, ale o co straci w sensie możliwości rozwoju kraju i co straci cicha większość, która tak przekonujących petycji nie potrafi pisać? Jakie będą koszty zaniechania poboru opłat z aukcji, jeżeli z tego powodu szanse na niższe ceny energii są iluzoryczne? Czy jest możliwe wtedy wdrożenie części „odnawialnej” pakietu klimatycznego? Kto zapłaci za brak wypełnienia "odnawialnych" zobowiązań? Dwa razy konsument? Czy wtedy będzie miał jeszcze pieniądze aby zainwestować w poprawę efektywności energetycznej?
Dlatego, korzystając z przestrogi i zarazem przepowiedni klasyka, warto dokładniej niż do tej pory badać skutki ekonomicznych poczynań przeciwstawiając temu co wszyscy widzą (dodając cenę zakupu aukcji do ceny energii elektrycznej) to czego nie widać.
piątek, listopada 07, 2008
Zapraszając do prostowania nieporozumień i przekłamań wokół pakietu klimatycznego UE 3 x 20%
Pakietu klimatyczny UE stał się przedmiotem walki o interesy wielkich graczy. W walce o pieniądze tych, którzy na pakiecie potrafią tylko stracić (slabo słychać tych, którzy potrafiliby na nim zarobić), razem z ich ulubionym wezwanim pod adresem rządu - „zawetować”, idzie czarna propaganda pakietu (dostaje się zresztą całej UE i tzw. "ekoogom") z wątpliwymi argumentami merytorycznymi. Wydaje mi się, że skala przekłamań lub niedopowiedzeń w tej sprawie w mediach jest olbrzymia. W tej sytuacji nie tyle zastanawia zgodnosć poglądów rzadu, polityków, energetyki i mediów (natychmiastowy interes do zrobienia tu widac), ile przywalające milczenie różnego rodzaju think tanków czy niezależnych i nastawionych na pokazywanie szerszej perspektywy spolecznej instytutów badawczych. W takich okolicznosciach, w imieniu patrzących zazwyczaj dalej ale niestety w Polsce niezoranizowanych w ruch konsumencki indywidualnych konsumentów energii przemawia ... energetyka; wilk owieczek pilnuje...
Pomyślałem sobie żeby wpisy listopadowe i pierwsze grudniowe poświęcić na „odnawialnym” ew. sprostowaniom czy „odkłamywaniu” czarnej propagandy. 4-go grudnia, przed COP-14 jest przewidziane spotkanie Rady Europejskiej w sprawie pakietu, ale ostatecznie pakiet ma być zatwierdzony (lub odrzucony) 11-grudnia na kolejnej Radzie, przed samym końcem COP-14, kiedy to prezydencja francuska UE ma plan aby ew. sukcesem uchwalenia pakietu podzielić się ze stronami Konwencji Klimatycznej, reprezentowanymi w tym czasie w Poznaniu. Wydaje się, że w układzie międzynarodowym, po ostatnich wyborach w USA i po sugestywnym oficjalnym otwarciu Chin na OZE i na dyskusje w sprawie ochrony klimatu, jest szansa na to, aby UE pozyskała dla swojej idei inne, dotychczas bardziej oportunistyczne państwa. O to wszak w pakiecie chodzi, ale tak się może stać tylko wtedy kiedy porozumie się sama. Tu jest coraz gorzej, a rolę głównego hamulcowego odgrywa Polska. Rozumiem negocjajce i zabieganie o pewne zapisy w pakietcie, ale w coraz bardziej zapalczywej i w tej chwli już ambicjonalnej walce, latwo o używanie agumentów balamutnych i swego rodaju zaslepienie, prowadzące nawet do dzialań wbrew szerzej pojętym interesom obywateli.
Nie znam krajowego ośrodka (w rodzaju „watch dog”), który zajmowałby się śledzeniem i prostowaniem tej jednostronnej niestety debaty wewnętrznej w sprawie pakietu klimatycznego, co też skutkuje klopotami w prezentacji stanowiska Polski na zewnątrz. Wobec przekłamań i wątpliwych argumentów stosowanych przez Polską i bez pewności że rzeczywiście leżą one w interesie naszego kraju, być może ciche popiskiwanie :) z „odnawialnego” blogu ktoś usłyszy (nie mam tu na mysli "reprezentantów obcych interesów" :) i w sposób bardziej zorganizowany spróbuje wpłynąć na bardziej wyważone spojrzenie na pakiet klimatyczny przez nasz rząd?
Nie chcę magalomańsko nawolywać "obrońcy pakietu lączcie sie" :), ale zapraszam do aktywnego zgłaszania przekłamań medialnych i próby prostowania zbyt jednostronnych, latwych, wygodnych, ale obecnie powszechnie obowiązujących ocen pakietu.
Zacznę sam, od biopaliw.
Będąc wczoraj na konferencji NOT w Białowieży na temat roli biomasy w realizacji pakietu klimatycznego UE, wysłuchałem bardzo ciekawego referatu prof. Antoniego Fabera z Instytutu Upraw Nawożenia i Gleboznawstwa z sugestywną tezą „Żywność głupcze!”, nawiązującą do zawołania prezydenta Clintona „Gospodarka głupcze!”. Prof. Faber potwierdził tezę, że wchodząc w mało efektywne biopaliwa niewiele zyskujemy na bezpieczeństwie energetycznym, a tracimy na bezpieczeństwie żywnościowym. Przez niektórych uczestników konferencji, głównie tych już wcześniej negatywnie nastawionych do pakietu lub tych zwyczajnie nie znających idei pakietu, mądre, niezależne i odważne wystąpienie prof. Fabera zostało odebrane jako kolejny powód do „wetowania” przez Polskę pakietu klimatycznego.
Tymczasem właśnie pakiet, a w szczególności jego kluczowy element – dyrektywa o promocji stosowania odnawialnych źródeł energii ma być pierwszym dokumentem najwyższej rangi w UE, który wprowadzić ma zasady zrównoważoności środowiskowej i gospodarczej zarazem w produkcji i wykorzystaniu biopaliw. Artykuł 12 p. 2 projektu dyrektywy określił minimalne wymagania w zakresie redukcji emisji gazów cieplarnianych na wysokości 35%, co w zasadzie wykluczałoby mniej efektywne technologie produkcji biodiesla i bioetanolu z surowców żywnościowych (dotychczas zbudowane instalacje mogłyby korzystać z systemu wsparcia do 2013 r.). Na fali kryzysu żywnościowego i skoku cen żywności w pierwszej połowie ‘2008 r., Parlament Europejski zaproponował aby tę propozycje Komisji Europejskiej zaostrzyć, podnosząc próg minimalnej redukcji emisji w przypadku stosowania biopaliw do 40% i dalej do 60% po 2015 r. Ale, już nie oglądając się na efektywność, ani zagrożenie zmniejszenia bezpieczeństwa żywnościowego, kraje które dużo wczesnej zainwestowały w biopaliwową pomyłkę (Francja, Austria) oraz Polska, która bezmyślnie i trochę na własne życzenie w biopaliwową pułapkę wpadła jako ostania, na jednym z ostatnich spotkań ministerialnych UE w tej sprawie przegłosowały, że biopaliwa 1-szej generacji z redukcją emisji min. 35% mogą być produkowane i zaliczane do ew. wypełnienia nowych celów w tym zakresie (10% biopaliw i napędów alternatywnych w 2010 r.) do 2015 roku, a potem próg ten ma być podniesiony do 40% - doniesienie PAP z ubieglego tygodnia uzyskane z UKIE, ktore koordynuje dzialania rządu na forum UE na rzecz oslabienia pakietu.
Zmiany są znamienne ale niewielkie i być może w pewnym sensie uzasadnione, ale to rządy zglaszają ryzykowne dla obywateli propozycje i byloby źle gdyby właśnie pakiet klimatyczny (a nie dotychczasowe zasady promocji biopaliw) miał być krytykowany za groźbę „głodu na świecie” czy utraty bezpieczeństwa żywnosciowego, podczas gdy jego zapisy promują efektywne biopaliwa drugiej generacji, a nade wszystko ekologiczne i efektywne w całym cyklu życia technologie transportowe. Pakiet potwierdza tylko jeszcze raz kardynalną zasadę, że patrzenie na energetykę, transport i gospodarkę przez redukcje emisji CO2, to przede wszytkim szukanie efektywności w całym systemie i pobudzanie do innowacji.
Pomyślałem sobie żeby wpisy listopadowe i pierwsze grudniowe poświęcić na „odnawialnym” ew. sprostowaniom czy „odkłamywaniu” czarnej propagandy. 4-go grudnia, przed COP-14 jest przewidziane spotkanie Rady Europejskiej w sprawie pakietu, ale ostatecznie pakiet ma być zatwierdzony (lub odrzucony) 11-grudnia na kolejnej Radzie, przed samym końcem COP-14, kiedy to prezydencja francuska UE ma plan aby ew. sukcesem uchwalenia pakietu podzielić się ze stronami Konwencji Klimatycznej, reprezentowanymi w tym czasie w Poznaniu. Wydaje się, że w układzie międzynarodowym, po ostatnich wyborach w USA i po sugestywnym oficjalnym otwarciu Chin na OZE i na dyskusje w sprawie ochrony klimatu, jest szansa na to, aby UE pozyskała dla swojej idei inne, dotychczas bardziej oportunistyczne państwa. O to wszak w pakiecie chodzi, ale tak się może stać tylko wtedy kiedy porozumie się sama. Tu jest coraz gorzej, a rolę głównego hamulcowego odgrywa Polska. Rozumiem negocjajce i zabieganie o pewne zapisy w pakietcie, ale w coraz bardziej zapalczywej i w tej chwli już ambicjonalnej walce, latwo o używanie agumentów balamutnych i swego rodaju zaslepienie, prowadzące nawet do dzialań wbrew szerzej pojętym interesom obywateli.
Nie znam krajowego ośrodka (w rodzaju „watch dog”), który zajmowałby się śledzeniem i prostowaniem tej jednostronnej niestety debaty wewnętrznej w sprawie pakietu klimatycznego, co też skutkuje klopotami w prezentacji stanowiska Polski na zewnątrz. Wobec przekłamań i wątpliwych argumentów stosowanych przez Polską i bez pewności że rzeczywiście leżą one w interesie naszego kraju, być może ciche popiskiwanie :) z „odnawialnego” blogu ktoś usłyszy (nie mam tu na mysli "reprezentantów obcych interesów" :) i w sposób bardziej zorganizowany spróbuje wpłynąć na bardziej wyważone spojrzenie na pakiet klimatyczny przez nasz rząd?
Nie chcę magalomańsko nawolywać "obrońcy pakietu lączcie sie" :), ale zapraszam do aktywnego zgłaszania przekłamań medialnych i próby prostowania zbyt jednostronnych, latwych, wygodnych, ale obecnie powszechnie obowiązujących ocen pakietu.
Zacznę sam, od biopaliw.
Będąc wczoraj na konferencji NOT w Białowieży na temat roli biomasy w realizacji pakietu klimatycznego UE, wysłuchałem bardzo ciekawego referatu prof. Antoniego Fabera z Instytutu Upraw Nawożenia i Gleboznawstwa z sugestywną tezą „Żywność głupcze!”, nawiązującą do zawołania prezydenta Clintona „Gospodarka głupcze!”. Prof. Faber potwierdził tezę, że wchodząc w mało efektywne biopaliwa niewiele zyskujemy na bezpieczeństwie energetycznym, a tracimy na bezpieczeństwie żywnościowym. Przez niektórych uczestników konferencji, głównie tych już wcześniej negatywnie nastawionych do pakietu lub tych zwyczajnie nie znających idei pakietu, mądre, niezależne i odważne wystąpienie prof. Fabera zostało odebrane jako kolejny powód do „wetowania” przez Polskę pakietu klimatycznego.
Tymczasem właśnie pakiet, a w szczególności jego kluczowy element – dyrektywa o promocji stosowania odnawialnych źródeł energii ma być pierwszym dokumentem najwyższej rangi w UE, który wprowadzić ma zasady zrównoważoności środowiskowej i gospodarczej zarazem w produkcji i wykorzystaniu biopaliw. Artykuł 12 p. 2 projektu dyrektywy określił minimalne wymagania w zakresie redukcji emisji gazów cieplarnianych na wysokości 35%, co w zasadzie wykluczałoby mniej efektywne technologie produkcji biodiesla i bioetanolu z surowców żywnościowych (dotychczas zbudowane instalacje mogłyby korzystać z systemu wsparcia do 2013 r.). Na fali kryzysu żywnościowego i skoku cen żywności w pierwszej połowie ‘2008 r., Parlament Europejski zaproponował aby tę propozycje Komisji Europejskiej zaostrzyć, podnosząc próg minimalnej redukcji emisji w przypadku stosowania biopaliw do 40% i dalej do 60% po 2015 r. Ale, już nie oglądając się na efektywność, ani zagrożenie zmniejszenia bezpieczeństwa żywnościowego, kraje które dużo wczesnej zainwestowały w biopaliwową pomyłkę (Francja, Austria) oraz Polska, która bezmyślnie i trochę na własne życzenie w biopaliwową pułapkę wpadła jako ostania, na jednym z ostatnich spotkań ministerialnych UE w tej sprawie przegłosowały, że biopaliwa 1-szej generacji z redukcją emisji min. 35% mogą być produkowane i zaliczane do ew. wypełnienia nowych celów w tym zakresie (10% biopaliw i napędów alternatywnych w 2010 r.) do 2015 roku, a potem próg ten ma być podniesiony do 40% - doniesienie PAP z ubieglego tygodnia uzyskane z UKIE, ktore koordynuje dzialania rządu na forum UE na rzecz oslabienia pakietu.
Zmiany są znamienne ale niewielkie i być może w pewnym sensie uzasadnione, ale to rządy zglaszają ryzykowne dla obywateli propozycje i byloby źle gdyby właśnie pakiet klimatyczny (a nie dotychczasowe zasady promocji biopaliw) miał być krytykowany za groźbę „głodu na świecie” czy utraty bezpieczeństwa żywnosciowego, podczas gdy jego zapisy promują efektywne biopaliwa drugiej generacji, a nade wszystko ekologiczne i efektywne w całym cyklu życia technologie transportowe. Pakiet potwierdza tylko jeszcze raz kardynalną zasadę, że patrzenie na energetykę, transport i gospodarkę przez redukcje emisji CO2, to przede wszytkim szukanie efektywności w całym systemie i pobudzanie do innowacji.