W ubiegłym tygodniu byłem na wspólnym posiedzeniu dwu komisji sejmowych: ds. UE i ds. gospodarki, które zebrały się aby wysłuchać sprawozdania rządu w sprawie przygotowań do negocjacji i przyjęcia przez UE pakietu eko-energetycznego (niektórzy mówią „klimatycznego”) Komisji Europejskiej z 23 stycznia br. Reprezentujący rząd ministrowie Nowicki i Korolec zapowiedzieli, że Polska już teraz zaczęła budować w ramach UE koalicję państw gotowych zablokować reformę (ponoć odbywają się na ten rozmowy m.in. z Niemcami, Holendrami, Francuzami, Duńczykami. Przyznam, że nie chce mi się wierzyć aby te akurat w tej sprawie sojusz z tymi krajami (może z wyjątkiem Francji i toteż z wyłączeniem kwestii CO2) rokował jakiekolwiek nadzieje na szersze porozumienie dla konserwatywnego stanowiska Polski, ale być może tu tylko zasłona dymna rządu na forum Sejmu. Tworzy się też grupa nieformalna także z Węgrami, Czechami, Estończykami nazwana "klubem przyjaciół węgla", która ma szczególnie zabiegać o podwyższenie limitów emisji CO2 i złagodzenie tempa i zakresu wprowadzania obowiązkowych aukcji na zakup praw do emisji. Tu z kolei widzę szanse na porozumienie, ale przy „sile tej grupy” nie widzę większych szans na sukces. Z bardziej pryncypialnych przyczym ten ostatni pomysł nie spodobał się Greenpeace.
Słuchając wystąpień rządowych, zaproszonych ekspertów i członków komisji sejmowych w sprawie projektów najważniejszych dyrektyw pakietu eko-energetycznego: dyr. dot. EU ETS (handlu emisjami wraz z decyzją dotycząca tzw. sektorów non ETS: mieszkalnictwo, transport, rolnictwo…), dyr. dot. CCS (wychwyty CO2) oraz dyr. dot. OZE, miałem takie wrażenie że wszyscy obywatele i politycy żałują ze wyszliśmy z RWPG i podstępem(?) trafiliśmy do UE. Trochę bardziej pozytywnie, patrząc na przesłanki i cele proponowanych regulacji wypowiedział się przedstawiciel organizacji pozarządowych dr Andrzej Kassenberg z Instytutu na rzecz Ekorozwoju. Ale dość szybko "czujny" poseł skwitował to komentarzem, że widzi w tej wypowiedzi, w szczególności jeżeli chodzi o antropogenne zmiany klimatu, więcej religii niż rzeczowych faktów, a o fakty (rzekomo) posłowi chodziło. Jestem za negocjacjami na forum UE ale właśnie w efekcie trzeźwej oceny szerszego tła propozycji brukselskiej i w oparciu o fakty oraz dobrze przygotowane stanowisko negocjacyjne. Złe to jest tło, jeżeli przy tej okazji kontestuje się, wbrew zdecydowanej większości obywateli, naszą obecność w UE i nie ma się argumentów oraz szuka się jedynie zagrożeń i kosztów a nie potrafi się dostrzec nawet najmniejszych elementów pozytywnych.
Co do zagrożeń popartych faktami, to warto zwrócić uwagę na argumenty prof. Nowickiego, który był w trochę niewygodnej sytuacji po tym jak musiał się wycofać pod naciskiem energetyki i ministra skarbu z „innowacyjnego” podziału limitów emisji do 2012 roku i w zasadzie musiał bronić stanowiska całego rządu w sprawie EU ETS. Zwrócił uwagę na fakt, że mamy problem wewnątrz UE bo proponowane ograniczenia uderzą bardziej w kraje węglowe i biedniejsze (zalicza do nich Polskę) oraz że preferują na świcie gospodarki krajów szybko rozwijających się (Chiny, Indie, Brazylia), które funkcjonują poza Kioto i systemem ETS i nie ponoszą kosztów. Jest w tym sporo prawdy, ale UE podjęła się zadania doprowadzenia do podpisania drugiej światowej konwencji/protokolu w sprawach klimatycznych w Kopenhadze w 2009 r. i oczywiście ma to sens kiedy wszystkie te kraje, razem z USA (po wyborach prezydenckich jest na to duża szansa) przyłączą się. UE w tym dziele wymaga wsparcia wszystkich krajów członkowskich, bo inaczej Kopenhaga (Poznań jest u tylko kamieniem milowym na drodze do Kopenhagi) zakończy się wielkim fiaskiem i rządy same będą musiały sobie z „rzekomym” zagrożeniem klimatycznym poradzić, bo trudno uwierzyć, że po ew. porażce w Kopenhadze UE będzie dalej chciała sama ponosić koszty. Czy wtedy (fiasko, ale i brak zbowiązań) rząd RP i obywatele będą już zadowoleni? Wydaje się jednak, że nieco szersze spojrzenie na problemy to w Polsce naiwniactwo, a nagradzani politycznie są tylko ci co więcej wspólnych zasobów wykradną z UE lub i innych rejonów świata (lub tamże podrzucą swoje koszty). Na tym polega prawdziwa polityka, a jak ktoś się na tym nie zna to po co w ogóle chodzi na posiedzenia komisji sejmowych :).
Ale choć na wielkiej polityce się nie znam, to ciągle wierzę, że trochę jeszcze pamiętam czego się uczyłem w szkole z „odnawialnych”. W sprawie projektu dyr. dot. OZE niewiele się na posiedzeniu komisji rozmawiało. Referujący sprawę minister Korolec był bardzo enigmatyczny. Powiedział, że nie jest zadowolony z planów 15% udziału energii z OZE dla Polski. Tym razem już nie mówił, ze Polska uważa, że to powinno być np. 9% (tak mówił kiedys minister Woźniak), 11% (tak mówił niedawno minister Postolski, czy nawet 13% jak to się niedawno wymknęło (?) dyrektorowi Kamieńskiemu. Czyli nie wiadomo z ilu procent rząd byłby zadowolony i być może tę tajemniczą liczbę trzyma w szufladzie, aby przez zaskoczenie przeciwnika udało mu się (dla zasady) 15% ostatecznie choć trochę zheblować i aby z takim sukcesem gdzieś w okolicach grudnia wrócić z Brukseli do Warszawy (a raczej z Paryża, bo wszak będzie to prezydencja francuska, swoją drogą szkoda że nie z Wiednia...).
Więcej można przezytać w udostępnionym posłom projekcie stanowisko rządu w sprawie projektu dyrektywy OZE. Otóż Komisja Europejska zapronowała aby ogólony 20% udział energii z OZE w zużyciu energii w 2020 r. w UE był rozłożony na kraje członkowskie w taki sposób, aby połowa dodatkowego wysiłku w tym zakresie była dzielona równo pomiędzy państwa członkowskie, zaś druga połowa była uzależniona od PKB/mieszkańca i wysiłku poniesionego dotychczas na rzecz większych udziałów energii z OZE przez kraje członkowskie. Rząd RP uważa że 20% wysiłek powinien być ponoszony w rownych częsciach przez państwa członkowskie, a 80% powinno zaleźć od PKB na mieszkańca. Załóżmy przez moment (teoretycznie) ze taka propozycja uzyska poparcie. Czy w efekcie takiego rozwiązania dystans w wielkości PKB/mieszkańca w: 2020r - I wersja i w 2030 r - II wersja (podaję daty kiedy jeszcze mam nadzieję razem ze wszystkimi czytelnikami będę żył) pomiędzy obecnie biedniejszymi krajami UE a tymi bogatszymi będzie mniejszy? Śmiem twierdzić, że jeśli chodzi o ten jeden czynnik, to będzie akurat odwrotnie. A jezeli tak, to o co tak dzielnie walczymy?
Jeżeli chodzi o mechanizm międzynarodowego handlu gwarancjami pochodzenia zielonej energii(pomiędzy rządami; rząd RP jest przeciwny handlowi pomiędzy przedsiębiorstwami i tu ma raczej poparcie większosci ekspertów), to rząd twierdzi że propozycja w kształcie zaproponowanym przez Komisję Europejską wymusi potrzebę utworzenia lub znaczącego rozbudowania już istniejących struktur administracyjnych. Zgoda z argumentem, ale czy aby nie jest on łatwy do zbicia na forum UE. Jeżeli bowiem jest to takie drogie rozwiązanie, to dlaczego w Polsce wybrano mechanizm handlu zielonymi certyfikatami w zakresie energii elektrycznej i nie przyjmuje się do wiadomości, że to mechanizm droższy i bardziej skomplikowany od stałych cen? Takie niespójności i niewiarygodnosć widać nawet z daleka, zwlaszcza jezeli rząd wczesniej się w krytkę stałych cen w kraju i na forum UE wdał…
Rząd RP zwraca uwagę na potrzebę skorelowania zaproponowanych mechanizmów instrumentów finansowanych polityki eko-energetycznej z już istniejącymi odnoszącymi się do wsparcia obszarów mało rozwiniętych, w tym obszarów wiejskich w UE oraz CAP. Tu rozumiem propozycje rządu, ale niestety reforma CAP choć niewielka jest już w zasadzie przesądzona i nie będzie dopłat do jednorocznych platacji energetycznych na biopaliwa I generacji. Czy nie szkoda wysiłków na bronienie tego stanowiska? Chyba że jest to argument przetargowy w innej, więcej wartej sprawie?
Dla rządu sub-cel w pakiecie z 10% udziałem biopaliw w zużyciu paliw transportowych w 2020 r. jest OK., ale nie zgadza się z Radą Europejską aby to ostatecznie były tylko biopaliwa II generacji. Woli aby to były biopaliwa I generacji i tym samym ukrócić import biopaliw spoza UE. Z tych też powodów wymagany 35% minimalny poziom redukcji gazów cieplarnianych dla biopaliw (w stosunku do paliw mineralnych) zdaniem rządu wymaga weryfikacji (jest zbyt ambitny) i rzekomo może preferować biopaliwa produkowane zagranica (poza UE). Przynajmniej jest to spójne z tym co powyżej ale czy warto walczyć o to, aby wkładać w pola uprawne brakującą i drożejącą energię konwencjonalną (w tym energię elektryczną z kosztami CCS i importowany z Rosji gaz) aby produkować nieefektywne biopaliwa na które teraz (wtedy gdy wlasnie inwestujemy) w całej UE zaczyna gwałtownie spadać zapotrzebowanie? Czy zatem rzeczywiscie, wbrew temu co powyżej napisałem, aż tak mocno i za wszelką cenę chcemy chronić klimat?
Ot, paradoksy polityki i polityka paradoksów.
odnawialne źródła energii - aktualne komentarze i doniesienia na temat polityki, prawa, nowych technologii i rynku energetyki odnawialnej. historia oze w Polsce współtworzona i opisywana nieprzerwanie od 2007 roku, już w ponad 200 artykułach
sobota, maja 24, 2008
sobota, maja 17, 2008
Pół roku minęło - remanent na „Odnawialnym”
W związku z tym, że „odnawialny” ma już pół roku przejrzałem statystyki „Google analytics”. Co prawda z przyczyn technicznych była w sumie ponadmiesięczna techniczna przerwa w rejestracji „ruchu” na odnawialnym, ale myślę, że mimo tego statystki dają jednak rzeczywisty obraz.
W tym czasie statystyki zanotowały: ok. 7700 osłon, 5100 odwiedzin, 2500 "niepowtarzalnych" (miłe to, że statystyki tak sympatycznie Państwa tu nazywają) czytelników. Najwięcej odsłon dziennie – 120 miało miejsce 18 lutego, a najwięcej odwiedzin – 65 odnotowano 31 marca. Najczęściej czytane wpisy (oczywiście starsze mają tu większe szanse) to: styczniowe: „Skąd Polska ma wziąć 15%”, „Lokalne prawo na rzecz energetyki słonecznej” , „Odnawialne źródła energii a efektywność energetyczna”, oraz grudniowe: „Rozmyślania przy ocenia wielkości odnawialnych zasobów energii” i „Pismo >odnawialne< od sprzedawcy energii dostałem”.
Kilka słów o Szanownych Czytelnikach. Średni czas spędzony na witrynie to prawie 2 minuty. W ciągu doby najwiecej, bo 8,1% wszystkich odsłon miało miejsce w godzinach 22:00-23:00, ale tutaj może ja sam podwyższyłem statystykę bo pewnie wtedy najczęściej robiłem wpisy czy czytałem komentarze). Dodam że aż 3,5 % wejść miało miejsce pomiędzy godzinami 0:00 i 1:00. Tak to wygląda to nasze życie w internecie, ale czy to się aby Proszę Państwa nie odbywa kosztem czegoś innego?
Ale przez wirtualne „życie blogowe” mogą się zdarzyć jeszcze inne zaniedbania. Prawie połowa odwiedzin była pomiędzy 8:00 a 16:00. Czy my aby nie zaniedbujemy pracy i czy nasi szefowie nie mają nam tego za złe? Jedyne co w tej potencjalnej deprawacji :) Państwa autorzy wpisów i komentarzy mogą mieć na obronę, to fakt że Google Analytics wskazały że rekordzista w długości czytania „odnawialnego” w godzinach pracy korzystal z domeny Deliotte Advisory sp. z o. o. (49 minut i 9 przeczytanych postów jednego dnia), a jak wiadomo w Deloitte się rzeczywiście ciężko i intensywnie pracuje... Dziękuje i przesylam serdeczne pozdrowienia dla kolegów z Deloitte!
Ale nie byłoby sprawiedliwie gdybym tylko o innych pisał a o sobie nie. Zrobiłem w tym czasie 33 wpisy. Ktoś kiedyś mówił że „prawdziwym bloger” powinien mieć przynajmniej 2 wpisy na tydzień. Widać że ledwie przekraczam 1 wpis na tydzień, czyli daleko mi jeszcze do wejścia na salony blogerskie (jak oni to robią ??). Na usprawiedliwienie mogę mieć tylko to, że wpisy blogowe stały się zaczynem na Forum Dyskusyjnym OZE i od lutego trochę tam „czasu wytracam” oraz tym, że chyba te wpisy są jednak dłuższe niż jakaś średnia czy norma. Zresztą paru czytelników zwróciło mi uwagę, że chyba nie do końca rozumiem ideę i zasadę bloga i zamiast fachowo blogować wydaję … elektroniczny tygodnik :). Były też zarzuty „braku lekkości” z czego też już próbowałem się tłumaczyć ale pomimo złożonej obietnicy, poprawy nie ma :(.
Poza brakiem wymiernych efektów powinny się liczyć jednak (dobre) intencje, ale nawet i tu nie tak dawno trochę mnie zdemaskowała prof. Hanna Swida-Ziemba pisząc ze "tyle żyjemy ile pokażemy przed innymi" i tym tez tłumaczyła fenomen naszej obecności (w szczególności blogerow :) w internecie, wskazując też na takie elementy jak autoreklamę i chęć pokazania się. Jeszcze większy cień na mnie jako blogera rzucił artykuł z “Dziennika” (po raz pierwszy zwróciłem na jego uwagę czytając kiedys wpis na zaprzyjaźnionym blogu „Energooszczednosć Głupcze”), pt. “Co robi mężczyzna po czterdziestce? Zakłada bloga i przynudza”. Zdaniem autora artykułu: „Polski bloger płci męskiej to facet w wieku dojrzałym rozliczający się ze swoją młodością i przeszłością, starający się przekazać kilka fascynujących prawd w rodzaju: "Nie ma kobiet idealnych" albo "Życie jest ciężkie”. (…) Jest w istocie istotą żałosną, a jedyne, co może tę żałość uszlachetnić, to dystans i literacki talent. A jak wszyscy wiemy doskonale, znalezienie blogera posiadającego obie te cechy jest jak odkrycie złoża ropy”. …
Chyba korzystając z szansy jaką daje mi nieoczekiwana puenta powyższego cytatu, będzie lepiej jak na tym skończę okresowy remanent (i rachunek sumienia...) i znowu wrócę do spraw związanych z energią…
W tym czasie statystyki zanotowały: ok. 7700 osłon, 5100 odwiedzin, 2500 "niepowtarzalnych" (miłe to, że statystyki tak sympatycznie Państwa tu nazywają) czytelników. Najwięcej odsłon dziennie – 120 miało miejsce 18 lutego, a najwięcej odwiedzin – 65 odnotowano 31 marca. Najczęściej czytane wpisy (oczywiście starsze mają tu większe szanse) to: styczniowe: „Skąd Polska ma wziąć 15%”, „Lokalne prawo na rzecz energetyki słonecznej” , „Odnawialne źródła energii a efektywność energetyczna”, oraz grudniowe: „Rozmyślania przy ocenia wielkości odnawialnych zasobów energii” i „Pismo >odnawialne< od sprzedawcy energii dostałem”.
Kilka słów o Szanownych Czytelnikach. Średni czas spędzony na witrynie to prawie 2 minuty. W ciągu doby najwiecej, bo 8,1% wszystkich odsłon miało miejsce w godzinach 22:00-23:00, ale tutaj może ja sam podwyższyłem statystykę bo pewnie wtedy najczęściej robiłem wpisy czy czytałem komentarze). Dodam że aż 3,5 % wejść miało miejsce pomiędzy godzinami 0:00 i 1:00. Tak to wygląda to nasze życie w internecie, ale czy to się aby Proszę Państwa nie odbywa kosztem czegoś innego?
Ale przez wirtualne „życie blogowe” mogą się zdarzyć jeszcze inne zaniedbania. Prawie połowa odwiedzin była pomiędzy 8:00 a 16:00. Czy my aby nie zaniedbujemy pracy i czy nasi szefowie nie mają nam tego za złe? Jedyne co w tej potencjalnej deprawacji :) Państwa autorzy wpisów i komentarzy mogą mieć na obronę, to fakt że Google Analytics wskazały że rekordzista w długości czytania „odnawialnego” w godzinach pracy korzystal z domeny Deliotte Advisory sp. z o. o. (49 minut i 9 przeczytanych postów jednego dnia), a jak wiadomo w Deloitte się rzeczywiście ciężko i intensywnie pracuje... Dziękuje i przesylam serdeczne pozdrowienia dla kolegów z Deloitte!
Ale nie byłoby sprawiedliwie gdybym tylko o innych pisał a o sobie nie. Zrobiłem w tym czasie 33 wpisy. Ktoś kiedyś mówił że „prawdziwym bloger” powinien mieć przynajmniej 2 wpisy na tydzień. Widać że ledwie przekraczam 1 wpis na tydzień, czyli daleko mi jeszcze do wejścia na salony blogerskie (jak oni to robią ??). Na usprawiedliwienie mogę mieć tylko to, że wpisy blogowe stały się zaczynem na Forum Dyskusyjnym OZE i od lutego trochę tam „czasu wytracam” oraz tym, że chyba te wpisy są jednak dłuższe niż jakaś średnia czy norma. Zresztą paru czytelników zwróciło mi uwagę, że chyba nie do końca rozumiem ideę i zasadę bloga i zamiast fachowo blogować wydaję … elektroniczny tygodnik :). Były też zarzuty „braku lekkości” z czego też już próbowałem się tłumaczyć ale pomimo złożonej obietnicy, poprawy nie ma :(.
Poza brakiem wymiernych efektów powinny się liczyć jednak (dobre) intencje, ale nawet i tu nie tak dawno trochę mnie zdemaskowała prof. Hanna Swida-Ziemba pisząc ze "tyle żyjemy ile pokażemy przed innymi" i tym tez tłumaczyła fenomen naszej obecności (w szczególności blogerow :) w internecie, wskazując też na takie elementy jak autoreklamę i chęć pokazania się. Jeszcze większy cień na mnie jako blogera rzucił artykuł z “Dziennika” (po raz pierwszy zwróciłem na jego uwagę czytając kiedys wpis na zaprzyjaźnionym blogu „Energooszczednosć Głupcze”), pt. “Co robi mężczyzna po czterdziestce? Zakłada bloga i przynudza”. Zdaniem autora artykułu: „Polski bloger płci męskiej to facet w wieku dojrzałym rozliczający się ze swoją młodością i przeszłością, starający się przekazać kilka fascynujących prawd w rodzaju: "Nie ma kobiet idealnych" albo "Życie jest ciężkie”. (…) Jest w istocie istotą żałosną, a jedyne, co może tę żałość uszlachetnić, to dystans i literacki talent. A jak wszyscy wiemy doskonale, znalezienie blogera posiadającego obie te cechy jest jak odkrycie złoża ropy”. …
Chyba korzystając z szansy jaką daje mi nieoczekiwana puenta powyższego cytatu, będzie lepiej jak na tym skończę okresowy remanent (i rachunek sumienia...) i znowu wrócę do spraw związanych z energią…
sobota, maja 10, 2008
O CO2 i CCS czyli majowa aktywność Greenpeace i premiera oraz komentatorów blogowych
Maj, poza jego dobrze znanymi urokami oraz obowiązkami: tu wymienić można i obowiązki młodszego pokolenia: egzaminy gimnazjalne i maturalne, jak i obowiązki szefa rządu, który jak szczerze wyznał „Polityce”, spędza ... 70% swojego czasu na kwestie związane z CO2 (” (wygląda na to, że pod tym względem sytuacja się nie zmieni do końca czerwca, a i potem tylko trochę bedzie lepiej :) oraz to czas wysokiej aktywności Greenpeace w sprawach energetyki; przez media przetoczyły się bowiem w tak krótkim czasie dwa poważne stanowiska dobrze wpasowane w prowadzoną w Polsce debatę, bo dotyczące limitów emisji CO2 i CSS (carbon capture & storage) .
Jeszcze nigdy egzamin gimnazjalny nie był tak energetyczny, ani tak „odnawialny” . W tym roku wypełniając test można było dowiedzieć się np. że roczne zużycie na mieszkańca w UE jest ponad 2-krotnie niższe niż w USA oraz że UE to największy na świecie producent biodiesla a tylko 4 kraje: Finlandia, Irlandii, Holandia i Węgry tej wątpliwej pokusie nie uległy. Czyli UE nie jest taka głupia a w UE są też mądrzejsi.
Na maturze nie było energii ale było o … blogach. Należało ze zrozumieniem przeczytać opublikowany w Rzeczpospolitej pod koniec 2006 r. artykuł Igora Janke „Nieznośna szybkość Bloga” . Zainteresowani sprawdzeniem czytania ze zrozumieniem tekstów publicystycznych o blogach mogą skorzystać z pytań i odpowiedzi. Tekst ciekawy, ale może dlatego że już nie najnowszy, jak dla mnie chyba zbyt mocno był pisany z p. widzenia blogujacego a nie tych co czytają, a zwłaszcza komentują blogi. Coś wydaję mi się że więcej jest tych co piszą (reprezentujących typową nadpodaż) niż tych „niezbilansowanych” co (ew.:) czytają i komentują. Do komentatorów blogowych (zwłaszcza anonimowych „prawdziwych energetyków”) jeszcze wrócę, ale kończąc wątek „egzaminacyjny” pomyślałem sobie ze jak tak dalej pójdziemy z duchem czasu i epoki, to za rok gimnazjaliści i maturzyści może będą musieli analizować … blog energetyczny, aż strach pomyśleć :).
Ze efektami majowej aktywności Greenpeace – można się zapoznać na witrynie internetowej. Pierwsze stanowisko w sprawie rozdziału uprawnień do emisji CO2 ma znamienny tytuł "Rząd nagradza maruderów" i zaczyna się podobnie jak … mój komentarz w poprzednim wpisie poddający w wątpliwość argument braku czasu: „od ponad pięciu lat wiadomo było, że przemysł będzie musiał zmniejszyć emisje gazów cieplarnianych”….. Niestety, także na bazie cytowanego wyżej zwierzenia premiera Tuska, prawdziwe wydaje mi się zdanie: „dopóki decyzją (…) rządu (…) [niektóre] zezwolenia rozdawane będą za darmo, dopóty rządy podlegać będą naciskom najsilniejszych sektorów i system handlu emisjami nie będzie skuteczną metodą walki ze zmianami klimatu”. Dziwić się bowiem można, że rząd, jakby nie było liberalny, takie rozwiązania – ręczne dzielenie obciążeń - na przyszłość rozważa, zamiast myśleć raczej o podziale wpływów budżetowych na cele rozwojowe.
Zerknąłem na komentarze na portalach uczęszczanych przez „prawdziwych” energetyków – np. wnp.pl , wobec Greenpeace można tam się doszukać takich np. wypowiedzi: „najlepiej zapakować i wysłać tych "ekologów" do Chin, Indii - niech tam sobie powalczą”, albo krótko i zdecydowanie „Greenpeace to jednak idioci”. Na innym portalu CIRE bardziej wyważony komentator tak sprawę ujął: „aby zwiększyć pojęcie ekologów o energetyce, należy stworzyć im enklawę, w której mogą żyć wg własnych zaleceń -pod klosz z nimi. Polska leży na węglu, Norwegia ma fiordy, Austria Alpy z bystrymi rzekami i lodowcami -trudno stosować jedną miarkę dla całej Europy”, a bardziej zniecierpliwiony już dużo prosiciej: „Greenpeace powinien przestać używać komórek chodzić na piechotę i udzielać nawiedzonych wywiadów w stylu finansowanych przez wrogów naszego kraju. Powieście się na palmach w Chinach tam jest dopiero co robić”. Inni energetycy pytają czy tacy eko- terroryści przesyłali kiedyś energię elektryczną czy z niej tylko korzystali..”. Jak widać Greenpeace w tej sprawie nie zyskał zbyt dużego poparcia :) energetyków, poruszył tylko ich serca :). Ale okazuje się że energetyka poza chęcią deprecjonowania/ignorowania przeciwnika, nie przedstawila żadnych merytorycznych argumentów, a w szczególnosci "pozaklasowych" o charakterze publicznym. A tak na marginesie, to czy teza, że Greenpeace wie więcej o przesyle energii elektrycznej niż „energetycy” o nowoczesnej energetyczne jest łatwa do odrzucenia?
Co mnie zaskoczyło, to dość dobre przyjęcie przez energetyków drugiego stanowiska Greenpeace w sprawie „wyłapywania CO2”. Widać, że pomimo propagandy części krajowych polityków i ośrodków badawczych, i tzw. autorytetów, „energetycy” zachowują wobec CCS daleko posuniętą rezerwę i chyba zdrowy rozsądek, por. wypowiedzi na CIRE .
W całej tej sprawie zainteresował mnie inny wątek, który się pojawił na zasadzie „uderz w stół, a nożyce się odezwą . Otóż prawie równolegle ze stanowiskiem Greenpeace pojawił się na portalu wnp.pl tekst red. Dariusza Ciepieli pt. „Cztery projekty CCS w Polsce” . Pomijam że do tej pory nikt nie mówił, że to budżet państwa ma finansować budowę aż 4 instalacji demonstracyjnych równoczenie(!). Prof. Buzek lobbujący w Brukseli o środki UE (7PR) mówił o dwu takich projektach dla Polski, co już mogło się wydawać dziwne. Jestem ciekaw skąd miałyby pochodzić krajowe środki na tak szeroko i chyba mało racjonalnie z p. widzenia zasad „projektów badawczych i demonstracyjnych” zakrojone przedsięwzięcia. Jak takie plany mają się do ostatniej zgody Komisji Europejskiej na pomoc publiczną do sektora węglowego Polsce na lata 2008-2010 (350 mln Euro na dzialania jednak o charakterze socjalnym). Jak takie plany miałyby sie mieć do budżetu nauki? Może komentatorzy, jak jeszcze nie obrazili się :) na powyższe utyskiwania, pomogą?
Jeszcze nigdy egzamin gimnazjalny nie był tak energetyczny, ani tak „odnawialny” . W tym roku wypełniając test można było dowiedzieć się np. że roczne zużycie na mieszkańca w UE jest ponad 2-krotnie niższe niż w USA oraz że UE to największy na świecie producent biodiesla a tylko 4 kraje: Finlandia, Irlandii, Holandia i Węgry tej wątpliwej pokusie nie uległy. Czyli UE nie jest taka głupia a w UE są też mądrzejsi.
Na maturze nie było energii ale było o … blogach. Należało ze zrozumieniem przeczytać opublikowany w Rzeczpospolitej pod koniec 2006 r. artykuł Igora Janke „Nieznośna szybkość Bloga” . Zainteresowani sprawdzeniem czytania ze zrozumieniem tekstów publicystycznych o blogach mogą skorzystać z pytań i odpowiedzi. Tekst ciekawy, ale może dlatego że już nie najnowszy, jak dla mnie chyba zbyt mocno był pisany z p. widzenia blogujacego a nie tych co czytają, a zwłaszcza komentują blogi. Coś wydaję mi się że więcej jest tych co piszą (reprezentujących typową nadpodaż) niż tych „niezbilansowanych” co (ew.:) czytają i komentują. Do komentatorów blogowych (zwłaszcza anonimowych „prawdziwych energetyków”) jeszcze wrócę, ale kończąc wątek „egzaminacyjny” pomyślałem sobie ze jak tak dalej pójdziemy z duchem czasu i epoki, to za rok gimnazjaliści i maturzyści może będą musieli analizować … blog energetyczny, aż strach pomyśleć :).
Ze efektami majowej aktywności Greenpeace – można się zapoznać na witrynie internetowej. Pierwsze stanowisko w sprawie rozdziału uprawnień do emisji CO2 ma znamienny tytuł "Rząd nagradza maruderów" i zaczyna się podobnie jak … mój komentarz w poprzednim wpisie poddający w wątpliwość argument braku czasu: „od ponad pięciu lat wiadomo było, że przemysł będzie musiał zmniejszyć emisje gazów cieplarnianych”….. Niestety, także na bazie cytowanego wyżej zwierzenia premiera Tuska, prawdziwe wydaje mi się zdanie: „dopóki decyzją (…) rządu (…) [niektóre] zezwolenia rozdawane będą za darmo, dopóty rządy podlegać będą naciskom najsilniejszych sektorów i system handlu emisjami nie będzie skuteczną metodą walki ze zmianami klimatu”. Dziwić się bowiem można, że rząd, jakby nie było liberalny, takie rozwiązania – ręczne dzielenie obciążeń - na przyszłość rozważa, zamiast myśleć raczej o podziale wpływów budżetowych na cele rozwojowe.
Zerknąłem na komentarze na portalach uczęszczanych przez „prawdziwych” energetyków – np. wnp.pl , wobec Greenpeace można tam się doszukać takich np. wypowiedzi: „najlepiej zapakować i wysłać tych "ekologów" do Chin, Indii - niech tam sobie powalczą”, albo krótko i zdecydowanie „Greenpeace to jednak idioci”. Na innym portalu CIRE bardziej wyważony komentator tak sprawę ujął: „aby zwiększyć pojęcie ekologów o energetyce, należy stworzyć im enklawę, w której mogą żyć wg własnych zaleceń -pod klosz z nimi. Polska leży na węglu, Norwegia ma fiordy, Austria Alpy z bystrymi rzekami i lodowcami -trudno stosować jedną miarkę dla całej Europy”, a bardziej zniecierpliwiony już dużo prosiciej: „Greenpeace powinien przestać używać komórek chodzić na piechotę i udzielać nawiedzonych wywiadów w stylu finansowanych przez wrogów naszego kraju. Powieście się na palmach w Chinach tam jest dopiero co robić”. Inni energetycy pytają czy tacy eko- terroryści przesyłali kiedyś energię elektryczną czy z niej tylko korzystali..”. Jak widać Greenpeace w tej sprawie nie zyskał zbyt dużego poparcia :) energetyków, poruszył tylko ich serca :). Ale okazuje się że energetyka poza chęcią deprecjonowania/ignorowania przeciwnika, nie przedstawila żadnych merytorycznych argumentów, a w szczególnosci "pozaklasowych" o charakterze publicznym. A tak na marginesie, to czy teza, że Greenpeace wie więcej o przesyle energii elektrycznej niż „energetycy” o nowoczesnej energetyczne jest łatwa do odrzucenia?
Co mnie zaskoczyło, to dość dobre przyjęcie przez energetyków drugiego stanowiska Greenpeace w sprawie „wyłapywania CO2”. Widać, że pomimo propagandy części krajowych polityków i ośrodków badawczych, i tzw. autorytetów, „energetycy” zachowują wobec CCS daleko posuniętą rezerwę i chyba zdrowy rozsądek, por. wypowiedzi na CIRE .
W całej tej sprawie zainteresował mnie inny wątek, który się pojawił na zasadzie „uderz w stół, a nożyce się odezwą . Otóż prawie równolegle ze stanowiskiem Greenpeace pojawił się na portalu wnp.pl tekst red. Dariusza Ciepieli pt. „Cztery projekty CCS w Polsce” . Pomijam że do tej pory nikt nie mówił, że to budżet państwa ma finansować budowę aż 4 instalacji demonstracyjnych równoczenie(!). Prof. Buzek lobbujący w Brukseli o środki UE (7PR) mówił o dwu takich projektach dla Polski, co już mogło się wydawać dziwne. Jestem ciekaw skąd miałyby pochodzić krajowe środki na tak szeroko i chyba mało racjonalnie z p. widzenia zasad „projektów badawczych i demonstracyjnych” zakrojone przedsięwzięcia. Jak takie plany mają się do ostatniej zgody Komisji Europejskiej na pomoc publiczną do sektora węglowego Polsce na lata 2008-2010 (350 mln Euro na dzialania jednak o charakterze socjalnym). Jak takie plany miałyby sie mieć do budżetu nauki? Może komentatorzy, jak jeszcze nie obrazili się :) na powyższe utyskiwania, pomogą?
czwartek, maja 01, 2008
Nad koszem z makulaturą, czyli Balcerowicz z recyklingu i liberałowie na Święto Pracy
Nad koszem z makulaturą, czyli Balcerowicz i liberałowie na Święto Pracy
Już wiele razy zastanawiałem się czy odnawialne źródła energii (OZE) i efektywność energetyczna (EE), a ogólnie rzecz ujmując – polityka prorozwojowa - lepiej się wpisuje w ramy polityki i gospodarki liberalnej czy etatystycznej, lewicowej czy prawicowej. Teoretycznie wszystkie kombinacje są możliwe, ale w praktyce nic nie działa :). Pewnie więcej zależy od zamożności i wyedukowania społeczeństwa niż od aktualnych „systemów polityczno- gospodarczych, a najwięcej zależy od ludzi, a w szczególności od tych z charyzmą i dalekosiężną wizja i tych co sprawują władzę. I tu mamy pierwszy problem, bo zazwyczaj te zbiory są rozłączne :).
Banałem jest powiedzenie, że polityka z natury nie wspiera OZE i EE bo czerpie z tego co jest w większości, a OZE i EE to ciągle mniejszość i te opcje liczyć mogą tylko na organizacje nie nastawione ani na szybki zysk finansowy, ani na szybki łup polityczny. Jedyny pomysł polityków na OZE, w zasadzie ogranicza się do zdobywania głosów wyborców za … środki z Brukseli, poprzez podkreślanie co najwyżej jak dobrze jest wydać na te cele pieniądze unijnego podatnika. Na poważniejsza wizję, żaden polityk się nie zdobył i brakuje w tym zakresie jakiegokolwiek nazwiska, na którym można by coś budować, a nie konsumować z jego błogosławieństwem to co UE dała.
Ale, skoro ma być o liberałach, to zacznę od przypomienia ostatniej próby "wtłoczenia" (tak ten zabieg wypada chyba nazwać) energetyki odnawialnej do koncepcji uchodzącego za liberalny rządu Tuska (link do analizy expose). Jak na razie za maximum słów (parafrazując znana audycje muzyczna P. Kaczkowskiego MINI-MAX) idzie ... maksimum fanfar, ale chyba jeszcze trochę poczekam, zanim zacznę się czepiać :). Bardziej oszczędnym w słowach był zawsze inny liberał - Leszek Balcerowicz, który dodatkowo raczej woli oszczędzać niż wydawać i obecywać góry dotacji... Mimo tego, wydawałoby się, że Balcerowicz to idealny promotor OZE, bo zawsze szedł pod prąd, wspierał decentralizację, ciężko pracował i odkładał popyt (myślę, że też swój:) na przyszłość, przedkładając go nad bieżące wyrzeczenia i znój. Nie dziwię się też, że w jego poglądach nie doszukałem się (przyzwolenia niestety, na początku przez państwo) na wspieranie w imię przyszłych korzyści (w tym zwalczania tak mu niemiłych monopoli) energetyki odnawialnej. Jedyny ślad mogący wskazywać że z jego ultraliberalne podejście gospodarcze może być dobre dla OZE, to fakt że … nie lubią go tradycyjni energetycy :) pozbawiani wcześniej przez niego pomocy publicznej i bezpiecznych posad i wystawiani na żer otwartej konkurencji. Ostatnio nawet zwróciłem uwagę na jego wypowiedzi, już jako "wolnego" człowieka, gdzie wspominał (w rozmowie z Radiem Wrocław - za Gazetą Wyborczą z 4-go kwietnia: „nie znam żadnego prawa ekonomicznego, z którego wynikałoby, iż "państwowe lepiej rządzi elektrownią niż prywatne". Dodał też, ze „nie można ulegać magii słowa „strategiczny". Temat ten rozwinął w debacie The Wall Street Journal Polska organizowanej przez „jego” nową fundacje Forum Obywatelskiego Rozwoju, gdzie przestrzegał przed nadużywaniem pojęcia "strategiczny" - to słowo nic nie znaczy, a jest używane jako alibi, aby zachować dominację polityków nad firmami, co zawsze dla ludzi źle się kończy”. Pomyślałem sobie nawet , że to może pasować do działań i osiągnięć ministra Naimskiego :).
Może te właśnie przez te „zajawki”, a może przez „pierwszomajową przekorę” przysiadłem nad koszem na makulaturę, do którego pakowałem gazety z mijającego tygodnia, co by przeczytać opublikowany w Gazecie Wyborczej wykład Balcerowicza wygłoszony na Uniwersytecie Warszawskim z okazji nadania mu doktoratu honorowego tej uczelni. W ten oto sposób "Balcerowicz" i to "z recyklingu" :) pojawił sie na "odnawialnym" paradoksalnie na 1-maja, ale polecam do uważnego przeczytania. Chyba własnie długi majowy weekend na lekturę jest tu jedyną okazją, bo tekst choć nacechowany logiką i klarownością wywodu, nie nadaje się do szybkiego „przeskanowania”.
W tekście o energetyce znowu „co kot napłakał”, może poza tezą że „bogactwa naturalne nie decydują o poziomie życia ludzi, a wywołują jedynie brak presji na reformy. Jednocześnie Balcerowicz chwali innowacje i oszczędzanie (bez wymieniania EE), bo to służy finansowaniu inwestycji. Trochę to niezgodne z coraz częstszymi wypowiedziami ekonomistów o klęsce „gospodarki opartej nawiedzy”, bo ta ponoć się sprawdzała i stwarzała iluzje tylko wtedy gdy... fizycznie nie brakowało zasobów (energii), ale Balcerowicz zawsze, także w sferze naukowej, szedł pod prąd. Dodam, że trochę odważniej w kierunku OZE wypowiadał się także w tym tygodniu, były doradca wicepremiera Balcerowicza, a obecnie doradca sekretarza generalnego ONZ ds. tzw. celów milenijnych (efekt wspominanego już na „odnawialnym” Szczytu Ziemi z 2002 roku w Johannesburgu) – liberał Jeffrey Sachs, który w swojej wypowiedzi nt koniecznosci rozwoju nowych technologii a w szczególnosci energii slonecznej, zwraca np. uwagę na fakt, że amerykańska administracja w 2006 r. wydała na OZE „tylko” 239 mln USD, czyli tyle ile budżet obrony USA pochłania w … 3 godziny.
Generalne, czasu na studiowanie liberałów w dniu Święta Pracy, pomimo braku konkretnych odniesień do OZE, nie żałuję, ale dalej nie wiem czy OZE lepiej pasują do polityki liberalnej czy konserwatywnej, lewicowej czy prawicowej….
Nie wiem też dalej czy jest jakiś polityk z szerszą wizją który byłby w stanie (i chciał :) wprowadzić OZE w sposób odpowiedzialny i kompleksowy (nie tylko geotermia, czy biopaliwa i nie tylko biogaz czy każdy inne partykularny pomysł) na szczebel polityki państwa, ale to może nie tylko kwestia doboru lektur :).
Już wiele razy zastanawiałem się czy odnawialne źródła energii (OZE) i efektywność energetyczna (EE), a ogólnie rzecz ujmując – polityka prorozwojowa - lepiej się wpisuje w ramy polityki i gospodarki liberalnej czy etatystycznej, lewicowej czy prawicowej. Teoretycznie wszystkie kombinacje są możliwe, ale w praktyce nic nie działa :). Pewnie więcej zależy od zamożności i wyedukowania społeczeństwa niż od aktualnych „systemów polityczno- gospodarczych, a najwięcej zależy od ludzi, a w szczególności od tych z charyzmą i dalekosiężną wizja i tych co sprawują władzę. I tu mamy pierwszy problem, bo zazwyczaj te zbiory są rozłączne :).
Banałem jest powiedzenie, że polityka z natury nie wspiera OZE i EE bo czerpie z tego co jest w większości, a OZE i EE to ciągle mniejszość i te opcje liczyć mogą tylko na organizacje nie nastawione ani na szybki zysk finansowy, ani na szybki łup polityczny. Jedyny pomysł polityków na OZE, w zasadzie ogranicza się do zdobywania głosów wyborców za … środki z Brukseli, poprzez podkreślanie co najwyżej jak dobrze jest wydać na te cele pieniądze unijnego podatnika. Na poważniejsza wizję, żaden polityk się nie zdobył i brakuje w tym zakresie jakiegokolwiek nazwiska, na którym można by coś budować, a nie konsumować z jego błogosławieństwem to co UE dała.
Ale, skoro ma być o liberałach, to zacznę od przypomienia ostatniej próby "wtłoczenia" (tak ten zabieg wypada chyba nazwać) energetyki odnawialnej do koncepcji uchodzącego za liberalny rządu Tuska (link do analizy expose). Jak na razie za maximum słów (parafrazując znana audycje muzyczna P. Kaczkowskiego MINI-MAX) idzie ... maksimum fanfar, ale chyba jeszcze trochę poczekam, zanim zacznę się czepiać :). Bardziej oszczędnym w słowach był zawsze inny liberał - Leszek Balcerowicz, który dodatkowo raczej woli oszczędzać niż wydawać i obecywać góry dotacji... Mimo tego, wydawałoby się, że Balcerowicz to idealny promotor OZE, bo zawsze szedł pod prąd, wspierał decentralizację, ciężko pracował i odkładał popyt (myślę, że też swój:) na przyszłość, przedkładając go nad bieżące wyrzeczenia i znój. Nie dziwię się też, że w jego poglądach nie doszukałem się (przyzwolenia niestety, na początku przez państwo) na wspieranie w imię przyszłych korzyści (w tym zwalczania tak mu niemiłych monopoli) energetyki odnawialnej. Jedyny ślad mogący wskazywać że z jego ultraliberalne podejście gospodarcze może być dobre dla OZE, to fakt że … nie lubią go tradycyjni energetycy :) pozbawiani wcześniej przez niego pomocy publicznej i bezpiecznych posad i wystawiani na żer otwartej konkurencji. Ostatnio nawet zwróciłem uwagę na jego wypowiedzi, już jako "wolnego" człowieka, gdzie wspominał (w rozmowie z Radiem Wrocław - za Gazetą Wyborczą z 4-go kwietnia: „nie znam żadnego prawa ekonomicznego, z którego wynikałoby, iż "państwowe lepiej rządzi elektrownią niż prywatne". Dodał też, ze „nie można ulegać magii słowa „strategiczny". Temat ten rozwinął w debacie The Wall Street Journal Polska organizowanej przez „jego” nową fundacje Forum Obywatelskiego Rozwoju, gdzie przestrzegał przed nadużywaniem pojęcia "strategiczny" - to słowo nic nie znaczy, a jest używane jako alibi, aby zachować dominację polityków nad firmami, co zawsze dla ludzi źle się kończy”. Pomyślałem sobie nawet , że to może pasować do działań i osiągnięć ministra Naimskiego :).
Może te właśnie przez te „zajawki”, a może przez „pierwszomajową przekorę” przysiadłem nad koszem na makulaturę, do którego pakowałem gazety z mijającego tygodnia, co by przeczytać opublikowany w Gazecie Wyborczej wykład Balcerowicza wygłoszony na Uniwersytecie Warszawskim z okazji nadania mu doktoratu honorowego tej uczelni. W ten oto sposób "Balcerowicz" i to "z recyklingu" :) pojawił sie na "odnawialnym" paradoksalnie na 1-maja, ale polecam do uważnego przeczytania. Chyba własnie długi majowy weekend na lekturę jest tu jedyną okazją, bo tekst choć nacechowany logiką i klarownością wywodu, nie nadaje się do szybkiego „przeskanowania”.
W tekście o energetyce znowu „co kot napłakał”, może poza tezą że „bogactwa naturalne nie decydują o poziomie życia ludzi, a wywołują jedynie brak presji na reformy. Jednocześnie Balcerowicz chwali innowacje i oszczędzanie (bez wymieniania EE), bo to służy finansowaniu inwestycji. Trochę to niezgodne z coraz częstszymi wypowiedziami ekonomistów o klęsce „gospodarki opartej nawiedzy”, bo ta ponoć się sprawdzała i stwarzała iluzje tylko wtedy gdy... fizycznie nie brakowało zasobów (energii), ale Balcerowicz zawsze, także w sferze naukowej, szedł pod prąd. Dodam, że trochę odważniej w kierunku OZE wypowiadał się także w tym tygodniu, były doradca wicepremiera Balcerowicza, a obecnie doradca sekretarza generalnego ONZ ds. tzw. celów milenijnych (efekt wspominanego już na „odnawialnym” Szczytu Ziemi z 2002 roku w Johannesburgu) – liberał Jeffrey Sachs, który w swojej wypowiedzi nt koniecznosci rozwoju nowych technologii a w szczególnosci energii slonecznej, zwraca np. uwagę na fakt, że amerykańska administracja w 2006 r. wydała na OZE „tylko” 239 mln USD, czyli tyle ile budżet obrony USA pochłania w … 3 godziny.
Generalne, czasu na studiowanie liberałów w dniu Święta Pracy, pomimo braku konkretnych odniesień do OZE, nie żałuję, ale dalej nie wiem czy OZE lepiej pasują do polityki liberalnej czy konserwatywnej, lewicowej czy prawicowej….
Nie wiem też dalej czy jest jakiś polityk z szerszą wizją który byłby w stanie (i chciał :) wprowadzić OZE w sposób odpowiedzialny i kompleksowy (nie tylko geotermia, czy biopaliwa i nie tylko biogaz czy każdy inne partykularny pomysł) na szczebel polityki państwa, ale to może nie tylko kwestia doboru lektur :).