Nad koszem z makulaturą, czyli Balcerowicz i liberałowie na Święto Pracy
Już wiele razy zastanawiałem się czy odnawialne źródła energii (OZE) i efektywność energetyczna (EE), a ogólnie rzecz ujmując – polityka prorozwojowa - lepiej się wpisuje w ramy polityki i gospodarki liberalnej czy etatystycznej, lewicowej czy prawicowej. Teoretycznie wszystkie kombinacje są możliwe, ale w praktyce nic nie działa :). Pewnie więcej zależy od zamożności i wyedukowania społeczeństwa niż od aktualnych „systemów polityczno- gospodarczych, a najwięcej zależy od ludzi, a w szczególności od tych z charyzmą i dalekosiężną wizja i tych co sprawują władzę. I tu mamy pierwszy problem, bo zazwyczaj te zbiory są rozłączne :).
Banałem jest powiedzenie, że polityka z natury nie wspiera OZE i EE bo czerpie z tego co jest w większości, a OZE i EE to ciągle mniejszość i te opcje liczyć mogą tylko na organizacje nie nastawione ani na szybki zysk finansowy, ani na szybki łup polityczny. Jedyny pomysł polityków na OZE, w zasadzie ogranicza się do zdobywania głosów wyborców za … środki z Brukseli, poprzez podkreślanie co najwyżej jak dobrze jest wydać na te cele pieniądze unijnego podatnika. Na poważniejsza wizję, żaden polityk się nie zdobył i brakuje w tym zakresie jakiegokolwiek nazwiska, na którym można by coś budować, a nie konsumować z jego błogosławieństwem to co UE dała.
Ale, skoro ma być o liberałach, to zacznę od przypomienia ostatniej próby "wtłoczenia" (tak ten zabieg wypada chyba nazwać) energetyki odnawialnej do koncepcji uchodzącego za liberalny rządu Tuska (link do analizy expose). Jak na razie za maximum słów (parafrazując znana audycje muzyczna P. Kaczkowskiego MINI-MAX) idzie ... maksimum fanfar, ale chyba jeszcze trochę poczekam, zanim zacznę się czepiać :). Bardziej oszczędnym w słowach był zawsze inny liberał - Leszek Balcerowicz, który dodatkowo raczej woli oszczędzać niż wydawać i obecywać góry dotacji... Mimo tego, wydawałoby się, że Balcerowicz to idealny promotor OZE, bo zawsze szedł pod prąd, wspierał decentralizację, ciężko pracował i odkładał popyt (myślę, że też swój:) na przyszłość, przedkładając go nad bieżące wyrzeczenia i znój. Nie dziwię się też, że w jego poglądach nie doszukałem się (przyzwolenia niestety, na początku przez państwo) na wspieranie w imię przyszłych korzyści (w tym zwalczania tak mu niemiłych monopoli) energetyki odnawialnej. Jedyny ślad mogący wskazywać że z jego ultraliberalne podejście gospodarcze może być dobre dla OZE, to fakt że … nie lubią go tradycyjni energetycy :) pozbawiani wcześniej przez niego pomocy publicznej i bezpiecznych posad i wystawiani na żer otwartej konkurencji. Ostatnio nawet zwróciłem uwagę na jego wypowiedzi, już jako "wolnego" człowieka, gdzie wspominał (w rozmowie z Radiem Wrocław - za Gazetą Wyborczą z 4-go kwietnia: „nie znam żadnego prawa ekonomicznego, z którego wynikałoby, iż "państwowe lepiej rządzi elektrownią niż prywatne". Dodał też, ze „nie można ulegać magii słowa „strategiczny". Temat ten rozwinął w debacie The Wall Street Journal Polska organizowanej przez „jego” nową fundacje Forum Obywatelskiego Rozwoju, gdzie przestrzegał przed nadużywaniem pojęcia "strategiczny" - to słowo nic nie znaczy, a jest używane jako alibi, aby zachować dominację polityków nad firmami, co zawsze dla ludzi źle się kończy”. Pomyślałem sobie nawet , że to może pasować do działań i osiągnięć ministra Naimskiego :).
Może te właśnie przez te „zajawki”, a może przez „pierwszomajową przekorę” przysiadłem nad koszem na makulaturę, do którego pakowałem gazety z mijającego tygodnia, co by przeczytać opublikowany w Gazecie Wyborczej wykład Balcerowicza wygłoszony na Uniwersytecie Warszawskim z okazji nadania mu doktoratu honorowego tej uczelni. W ten oto sposób "Balcerowicz" i to "z recyklingu" :) pojawił sie na "odnawialnym" paradoksalnie na 1-maja, ale polecam do uważnego przeczytania. Chyba własnie długi majowy weekend na lekturę jest tu jedyną okazją, bo tekst choć nacechowany logiką i klarownością wywodu, nie nadaje się do szybkiego „przeskanowania”.
W tekście o energetyce znowu „co kot napłakał”, może poza tezą że „bogactwa naturalne nie decydują o poziomie życia ludzi, a wywołują jedynie brak presji na reformy. Jednocześnie Balcerowicz chwali innowacje i oszczędzanie (bez wymieniania EE), bo to służy finansowaniu inwestycji. Trochę to niezgodne z coraz częstszymi wypowiedziami ekonomistów o klęsce „gospodarki opartej nawiedzy”, bo ta ponoć się sprawdzała i stwarzała iluzje tylko wtedy gdy... fizycznie nie brakowało zasobów (energii), ale Balcerowicz zawsze, także w sferze naukowej, szedł pod prąd. Dodam, że trochę odważniej w kierunku OZE wypowiadał się także w tym tygodniu, były doradca wicepremiera Balcerowicza, a obecnie doradca sekretarza generalnego ONZ ds. tzw. celów milenijnych (efekt wspominanego już na „odnawialnym” Szczytu Ziemi z 2002 roku w Johannesburgu) – liberał Jeffrey Sachs, który w swojej wypowiedzi nt koniecznosci rozwoju nowych technologii a w szczególnosci energii slonecznej, zwraca np. uwagę na fakt, że amerykańska administracja w 2006 r. wydała na OZE „tylko” 239 mln USD, czyli tyle ile budżet obrony USA pochłania w … 3 godziny.
Generalne, czasu na studiowanie liberałów w dniu Święta Pracy, pomimo braku konkretnych odniesień do OZE, nie żałuję, ale dalej nie wiem czy OZE lepiej pasują do polityki liberalnej czy konserwatywnej, lewicowej czy prawicowej….
Nie wiem też dalej czy jest jakiś polityk z szerszą wizją który byłby w stanie (i chciał :) wprowadzić OZE w sposób odpowiedzialny i kompleksowy (nie tylko geotermia, czy biopaliwa i nie tylko biogaz czy każdy inne partykularny pomysł) na szczebel polityki państwa, ale to może nie tylko kwestia doboru lektur :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz