Po 5 latach od rozpoczęcia w trybie pilnym, z pomięciem rządu i trybu konsultacji, prac parlamentarnych nad wprowadzeniem ustawy o inwestycjach w elektrownie wiatrowe przyszedł czas na działania rządu. Po ponad rocznej pracy Ministerstwa Rozwoju, Pracy i Technologii nad poluzowaniem tzw. zasady „10H” (zakazem budowania turbin wiatrowych w odległości mniejszej niż 10-krotność ich wysokości) wicepremier Jarosław Gowin oficjalnie zapowiedział rządowy projekt zmian w ustawie. Głównym uzasadnieniem zmian w ustawie jest uznanie na najwyższym szczeblu rządowym faktu (potwierdzanego wynikami aukcji na energię z OZE), że "w polskich warunkach energia z wiatru jest najtańsza na rynku i że jej rozwój, to szansa na tańszą energię dla Polaków".
Już czerwcu 2020 roku ówczesna wicepremier Jadwiga Emilewicz potwierdziła, że w ówczesnym ministerstwie rozwoju tworzone są założenia do korekty ustawy odległościowej, ale skupiały się one na weryfikacji zasadności najbardziej restrykcyjnej zasad odległościowej dla turbin wiatrowych w całej UE (obszarowo największe wykluczenia). Problem rosnących kosztów energii był już znanym (pierwsze rekompensaty za podwyżki cen prądu pojawiły się w 2019 r.), ale ówczesne Ministerstwo Energii utrzymywało, że tanią energię zapewnią Polsce elektrownie węglowe, a potem jądrowe, OZE rozwijają się za szybko, a dopłaty do OZE są za wysokie. Tymczasem podstaw ku takim tezom nie było i nie ma.
W latach 2018-2020 IEO kilkukrotnie analizował koszty wytwarzania energii w Polsce w zależności od tego ile nowych mocy wiatrowych zostanie dodanych w latach 2023-2020 w stosunku do scenariusza bazowego (KPEiK). Dodawanie nowych mocy wpływa na oszczędności wynikające z kosztów paliw i uprawnień do emisji CO2. W okresie do 2040 roku dodanie 6 GW przynosi oszczędności na poziomie 36 mld zł, a 11 GW - 50 mld zł. Scenariusz „11 GW” podnosi udziały OZE w elektroenergetyce w 2030 roku do 50% i pozwala na redukcje emisji CO2 o 35 mln ton. Z tego wynikają zmiany w koszty generacji, co przekłada się na wysokość średnich cen hurtowych. Rysunek pokazuje niezwykle korzystny wpływ energetyki wiatrowej na ceny energii, ale też wpływ czasu reakcji ustawodawcy na wydłużenie okresu wysokich cen energii.
Już w maju 2016 roku autor wykazał, przy okazji kolejnego zwiększania poziomu wsparcia energetyki węglowej wprowadzanego nowelizacjom ustawy o …OZE. Związane to było z podnoszeniem na rachunkach za prąd stawki tzw. „opłaty przejściowej”. O opłacie mocowej wówczas nie było jeszcze mowy, ale już wtedy dopłaty do węgla były wyższe niż dofinansowanie do OZE (link). Od 2015 roku autor wielokrotnie ostrzegał, że jest za mało OZE w miksie energetycznym. Dwa lata temu (marzec 2019) w innym artykule potwierdzającym że zrealizowanie przez Polskę celów OZE na 2020 rok jest niemożliwe, zwrócona została uwaga na fakt, że polityka wspierania węgla i blokowanie OZE prowadzą nie tylko do drenażu kieszeni odbiorcy energii, ale i podatnika. Chodziło o „miliardy” na kosztowne transfery statystyczne za brak realizacji celu OZE ‘2020 i problemy jakie spowolnienie rozwoju OZE może spowodować w zakresie dostępu do funduszy UE (link) i późniejszej ich absorpcji.
Świadomość tych faktów ekonomicznych i gospodarczych narastała. Poza tym badania opinii publicznej (ostanie zostały zamówione przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska) niezmiennie pokazywały, że Polacy (poza lokalnymi epizodami, znacznie mniejszymi niż protesty wokół odkrywek, podbijanymi hałaśliwie z powodów ideologicznych,) nie obawiają się elektrowni wiatrowych. Ale lekkomyślnie wprowadzone prawo ciągle wygrywa z technologią i z gospodarką. Tak się nieraz w historii zdarzało, ale warto szybko wyciągać wnioski z błędnych decyzji. W Japonii gdy w XVII wieku władca (cesarz z dynastii Edo) zachęcony przez szogunów wprowadził zakaz używania koła, na wzór podobny do ustawy odległościowej, aby buntujące się społeczeństwo nie komunikowało się nadmiernie i nie spiskowało. Poszlaki historyczne wskazują, ze Cesarz walnie tym przyczynił się do zastopowania rozwoju Japonii na niemal dwa wieki, a literatura podaje to jako przykład na potwierdzenie tezy, że „prawo może wygrać z technologią”.
W Polsce „zasada 10H”już 5 lat niszcząco działa bezpośrednio przede wszystkim na gospodarkę. Dotychczas w mniejszym zakresie działała na gospodarstwa domowe (efekt taryfowania i rekompensaty), w tym na kieszenie posłów, którzy złym prawem psuli gospodarkę i lekceważyli zasady racjonalności ekonomicznej i neutralności technologicznej w energetyce. To też się kończy w efekcie opłaty mocowej, wydrenowania budżetu i inflacji jaką zdaniem NBP (marcowy raport o inflacji) wywołają rosnące koszty energii. Kończą się jednak możliwości dalszego przerzucania kosztów na gospodarkę.
W sposób obrazowy wyraził to w ostatnim artykule (link) Henryk Kaliś- prezes zarządu Izby Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii (IEPiOE). Pisze w nim dobitnie, że dla rozwoju lądowej energetyki wiatrowej w Polsce nie ma technologicznej alternatywy, mając na myśli i trudne nadchodzące postcovidowe lata i całą, pełną wzywań obecną dekadę. Słusznie domaga się aby przy „luzowaniu” restrykcji 10H upraszczać procedury uzyskiwania pozwoleń na budowę i wydawania decyzji środowiskowych. Zaznacza przy tym, że nie ma racjonalnego uzasadnienia dla utrzymywania stanu prawnego, w którym tereny przemysłowe traktowane są identycznie jak tereny zabudowy mieszkalnej.
IEPiOE domaga się co najmniej istotnej modyfikacja zasady "10H" w odniesieniu do terenów przemysłowych np. poprzez zmniejszenie wymaganej odległości wiatraków od zabudowań mieszkaniowych do 500 metrów. Podobne postulaty stawiają np. rolnicy wielkotowarowi, którzy powinni mieć prawo budowania elektrowni bez ograniczeń odległościowych, nawet obok własnych domów, wraz z brakiem konieczności odralniania swoich gruntów (wiatraki pozwalają na wielofunkcyjne wykorzystanie ziemi). To ważny głos z uwagi na rolę przemysłu w powstrzymywanie recesji (eksport) i wychodzeniu z kryzysu.
Wydaje się, że ostrożne i opieszałe naprawianie szkodliwej ustawy nie przyniesie szybko spodziewanych korzyści gospodarczych, a obecnie o szybkie działania i efekty chodzi. Nowelizacja powinna wprowadzić jak najwięcej wyłączeń spod zasady „10H” i zostawić jak największa swobodę i samorządom i przedsiębiorcom, ale wprowadzić też daleko idące uproszczenie procedur lokalizacyjnych. Najprostszym sposobem nowelizacji byłoby dodanie w ustawie jednego nowego przepisu o 5-letnim terminie obowiązywania przepisów, które weszły w życie 2016-07-16. Przepis taki powinien być wsparty ogólnokrajową kampanią informacyjną nakierowaną na lokalne społeczności. Wtedy 17-go lipca 2021 roku wszyscy z ulgą pozbylibyśmy się odium nieprzemyślanego do końca kroku ustawodawcy sprzed kilku lat.
Potworne jest to prawo i bardzo zawiłe. Uważam, że Polskie prawo jest tak zawiłe i bardzo spowalnia rozwój nauki i technologii niestety..
OdpowiedzUsuńMój blog https://pl.ign.com/filmy
Nasza polityka klimatyczna jest absolutnie katastrofalna i nic tego chyba nie zmieni.
OdpowiedzUsuńMój blog: www.subset.pl
W naszym kraju największym powodzeniem cieszy się fotowoltaika, produkowanie energii z promieni słonecznych. Coraz więcej klientów indywidualnych na taki system produkcji prądu we własnym gospodarstwie stawia, dodatkowo montuje magazyny energii https://fiberlink.pl/fotowoltaika/blog/co-to-jest-autokonsumpcja/ aby to wykorzystanie energii na własne potrzeby było jeszcze większe.
OdpowiedzUsuń