OZE nie są winne za wyższe
ceny energii, dlaczego zatem rosną?
Na kluczowym dla energetyki panelu minister Krzysztof Tchórzewski zauważył rozbieżne interesy zarządów
koncernów energetycznych (dążenie do wykazana zysku „co kwartał”), ale podkreślił,
że celem nie może być dostarczenie prądu po „cenie zaporowej” dla obywateli i
przedsiębiorstw. Do tej pory udawało się to w stosunku do obywateli (dzięki taryfowaniu),
ale „nie mogąc się odkuć na obywatelach” (wyborcach?) korporacje wrzucają własne koszty i zyski w ceny energii tam gdzie mogą, czyli firmom i gospodarce. Faktyczny brak
konkurencji na rynku energii dla państwowych spółek energetycznych i dobre
relacje spółek z „jednolitą władzą” stwarzają pokusę do drenowanie opłatami za
energię kieszeni najbardziej bezbronnych mikrofirm. Rząd słuszne oferuje im deregulacje
(tzw. konstytucja biznesu z pakietem ustaw, które właśnie weszły w życie i mają
ułatwiać życie przedsiębiorcom), ale drugą ręką państwowa energetyka wyciąga
ew. oszczędności z deregulacji. Deklarowana na kongresach gospodarczych „walka”
o obniżanie cen energii energetyce władzy w praktyce nie wychodzi i nie można
już obarczać za to winą OZE. Załamanie rynku OZE w latach 2015-2017 spowodowało
bowiem, że np. „opłata OZE” na rachunkach za energię elektryczną w 2018 roku spadła
do zera, ale ciągle znacząca jest „opłata przejściowa”, a odbiorcy energii muszą
być przygotowani na wyższą „opłatę mocową” (te dwie ostatnie z promocją OZE nie
mają nic wspólnego).
Tanie klastry
energii?
Panel EKG poświęcony klastrom energii pokazał, że w pełni
zrozumiałą troska o niskie ceny energii nie jest traktowana ortodoksyjnie,
także w przypadku programowania i wspierania rozwoju OZE. Polityka rządu okazała
się skuteczna jeśli chodzi i spowolnienie rozwoju OZE, ale jest kontrproduktywna
jeśli chodzi o ograniczanie kosztów energii z OZE. W systemie aukcyjnym wspierania
(kontraktowania) energii z OZE preferencję mają technologie droższe. Uczestnicząca
w panelu przedstawicielka IEO zadała
pytanie o „wartość dodaną” klastrów, w tym
o to czy nie jest to ochrona odbiorców końcowych przed nadmiernym
wzrostem cen energii? Przedstawiciel Ministerstwa
Energii – dyrektor Departamentu Energii Odnawialnej i Rozproszonej p. Andrzej
Kaźmierski, podobnie jak i przedstawiciele spółek skarbu państwa (OSD i
wytwórcy energii) byli zaskoczeni pytaniem, co potwierdza, że ich perspektywa
jest inne niż odbiorcy energii, ale w końcu uznali że obniżanie cen energii w klastrach
i dzięki klastrom jest niemal oczywiste. Ale dowodów na to nie przedstawiono,
bo po dwóch latach promocji klastrów są tylko inicjatywy klastrowe czekające na
ew. dotacje. Zamówiona przez ministerstwo ekspertyza „Koncepcja funkcjonowania
klastrów energii w Polsce”, nie potwierdziła istnienia modelu biznesowego dla
klastrów, ale za to wykazała potrzebę wprowadzenia dodatkowej opłaty (sieciowej)
w postaci stawki stałej w taryfie klastrowej (taryfy „K”) aby budżety stron dały
się domknąć. Tezę o braku możliwości obniżania kosztów energii w klasterach
potwierdza też nieudany ubiegłoroczny konkurs POIiŚ na klastry, który pomimo oferowanych
wysokich dotacji (rzędu 50% i więcej) skończył się fiaskiem.
Sukces rynku
prosumenckiego?
W trakcie panelu poświęconego OZE (regulacje i rynek) pojawiły
się trudności w ocenie efektów wsparcia prosumpcji indywidulanej (tu bez
możliwości dzielenia się nadwyżkami we wspólnocie) wprowadzonych w ustawie o OZE w 2016 roku, w
postaci dodatkowej opłaty wnoszonej przez prosumenta za usługę magazynowania
energii w sieci. Już sam mechanizm „wsparcia prosumenta przez dodatkową opłatę”
brzmi dziwnie. Dyrektor Kaźmierski uznał
jednak ten mechanizm za sukces i podał przykład obrazowy przykład z IV kw. 2017
roku, w którym codziennie przybywało średnio 35 mikroinstalacji. To prawda, ale
wzrost nastąpił zasadniczo nie dzięki wsparciu ustawą o OZE tylko
projektom gminnych dotacji grupowych (wsparcie
z RPO) i końcówce programu „Prosument” (NFOŚiGW-BOŚ).
Nawet jeżeli przyjąć, że dotacje będą kontynuowane (na razie się kończą i nie
ma planów dalszych dotacji) to bardzo łatwo dojść do odwrotnych wniosków. Udział
mikroinstalacji w produkcji energii z OZE w 2016 roku to tylko 0,1%, a razem z małymi
instalacjami niewiele więcej niż 0,5%. Gdyby przez kolejne lata przybywało w
tempie 35 szt. mikroinstalacji dziennie to
roczny wzrost utrzymywałby się na poziomie
12 tys. szt. a na koniec 2020 roku byłoby tylko 50 tys. prosumentów. Taki
przerost prosumentów, przy wzroście zapotrzebowania na energię elektryczną
rzędu 3,5 TWh/rok (w 2017r.), ich udział w rynku energii nie będzie rósł. Ustawa o OZE z 2015 roku (dane z OSR tzw. poprawki
prosumenckiej wprowadza jej taryfy gwarantowane) zakładała (i ograniczała wsparcia tylko w tym systemie zarazem), że w 2020 roku będzie 200 tys. prosumentów. W Niemczech jest obecnie
już niemal 4 mln prosumentów. Oznacza to, że Polska (przy utrzymaniu obecnego
poziomu dotacji przez kolejne lata) będzie potrzebowała ponad 300 lat aby
osiągnąć obecny poziom w Niemczech. Czy to jest powód do ogłaszania sukcesu?
Aukcje na energię OZE
nie muszą prowadzić do obniżania cen energii
Przy odpowiednim systemie wsparcia prosumenci mogliby wnieść
istotny wkład w realizacje celów dot. OZE w 2020 roku, ale dyskusja na EKG koncertowała
się jednak na dużych instalacjach OZE i sytuacji w energetyce wiatrowej. I tu
znowu niespójności. Faktycznie, tak jak podkreślał dyr. Kaźmierski, branża OZE czeka na szybkie uchwalenie
nowelizacji ustawy o OZE, która ma odblokować system aukcyjny wsparcia OZE. Jeżeli
pominąć nierozwiązany problem ustalenia winnych za opóźnienia (dyr. Kaźmierski
uważa, że to wina poprzedniego rządu, faktem jest jednak że znaczna cześć
obecnej nowelizacji to poprawienie tej z 2016 roku), to jednak nie sposób
zauważyć, że na koniec 2016 roku udziały energii z OZE spadły, a inwestycje realizowane
obecnie i planowane do realizacji w systemie aukcyjnym stoją pod znakiem zapytania. Powodem niepełnej możliwości
skorzystania z systemu aukcyjnego są finanse, a w zasadzie brak możliwości ich
pozyskania na inwestycje realizowane w systemie aukcyjnym. Banki (działy
ryzyka) uznały bowiem, że państwo polskie (niezależnie od tego który rząd jest
bardziej temu winny) w obszarze energetyki i OZE utraciło zaufanie rynków
finansowych. Zarówno przedstawiciele BOŚ i Europejskiego Banku
Inwestycyjnego jak i inwestorów
uczestniczących w panelu, spokojnie i już bez emocji wyjaśniali, że najpierw
trzeba rozwiązać problem inwestycji realizowanych w systemie zielonych
certyfikatów (11 mld niespłaconych kredytów), potem skutki ustawy
„antywiatrakowej”, potem dopiero przyjedzie czas na analizę zmian prawa w
systemie aukcyjnym. To wszystko oznacza ze część zwycięskich projektów nie znajdzie
finansowania, a dla wszystkich wzrosną koszty kapitału. Tym samym wzrosną też koszty
energii z OZE (wzrost oprocentowania kredytu 2% podnosi koszt energii LCOE
średnio o 7%). To z kolei wpłynie na wzrost opłaty OZE i wzrost cen energii dla odbiorców
końcowych.
U kogo konieczność "zmiany po zmianie" wywołuje emocje?
Jeśli chodzi o ogólna politykę wobec OZE to z jednej strony
minister Krzysztof Tchórzewski zapewniał, że Polska chce mieć energetykę
otwartą na OZE. Zaraz jednak dodawał, że w branży OZE górę biorą emocje (cytat
za DGP) , a zakończył, że energetyka odnawialna to cywilizacyjny szpan zdrowotno-komfortów (cytat za BA). Tego typu
retoryka pokazuje praktyczną trudność w dokonaniu zapowiadanej wraz ze zmianą
premiera zmiany w energetyce; minister energii jest członkiem rządu Mateusza
Morawickiego, ale ciągle jeszcze jedna nogą tkwi w rządzie Beaty Szydło. Prezes
PGE Henryk Baranowski w podobnym duchu apelował, aby „nie traktować OZE
religijnie”. Każdy obserwator rynku energii może sobie odpowiedzieć na pytanie,
które ze źródeł energii w Polsce to „religia państwowa” (czy aby nie węgiel?),
które to emocje i ideologia romantyczna (czy aby nie energia jądrowa?), a które
prezentują zwykły pragmatyzm i odpowiedzialność. Wspomniany powyżej panel poświęcony
OZE pokazał, że to właśnie ten sektor, który religijnej wiary w cuda i złudnego
romantyzmu pozbył się już dawno.
Faktyczna zmiana
podejścia do OZE wymaga zatwierdzonej polityki energetycznej państwa i nowego wymaganego przez UE planu działań do 2030 roku
Powyższe sprzeczności w narracji na kilku tylko przykładach pokazują,
że o konieczny i zgodny z exposé Premiera Morawickiego, przełom w stosunku do
OZE wcale nie będzie tak łatwo. Stare
już podejście i zapowiadane nowe do siebie nie pasują, tak jak ciasteczka nie
można zjeść i go mieć. Spójnej polityki energetycznej nie da się wymyślać i w
sposób niesprzeczny ad hoc formułować na kongresach. Ponownie zapowiedziano, że
polityka energetyczna jest niemal gotowa i będzie przyjęta przed końcem roku.
Bardziej wiarygodna wydaje się inna zapowiedź dyr. Andrzeja Kaźmierskiego, że do
końca roku rząd przyjmie tzw. „Zintegrowany plan w zakresie energii i klimatu
na lata 2021-2030” (tzw. nowy „KPD”). Taki plan, wynikający z „Pakietu zimowego”
UE jest
wymagany przez Komisję Europejską (KE) do końca czerwca br., a wiec
faktycznie powstanie. Tu też będą sprzeczności: -UE stawia na konsumenta, Polska na producenta (i ignoruje prosumentów). Ale właśnie w tym planie powinny być zawarte spójne odpowiedzi na wszystkie
pytania (zgodnie z wymogami KE mają w nim być m.in. oceny skutków prowadzonych
polityk i ich wpływu na ceny energii) na które przedstawiciele rządu z rożnym skutkiem próbowali odpowiedzieć
na EKG, ale każdy z problemów prezentowali oddzielnie, a nie jako zintegrowany
i spójny pakiet rozwiązań systemowych.
Zmiana atmosfery wbiec
OZE się liczy
Bodajże najważniejsza deklaracją w sprawie energetyki
odnawialnej na EKG było stwierdzenie dyr. Kaźmierskiego, że z pewnością (wraz z
rekonstrukcją rządu, ministerstwa i po dwóch latach prowadzenia polityki na
rzecz spowolnienia rozwoju OZE, przy.
aut.) zmianie ulegnie narracja i atmosfera wokół OZE. I o tego typu
stwierdzenia przede wszystkim chodzi na kongresach gospodarczych. Jeśli chodzi o atmosferę to liczy się też to, że rząd przestał zaatakować politykę energetyczno-klimatyczną UE i tracić bezproduktywnie czas na udowadnianie, że np. Niemcy prowadzą ją w sposób błędny. Lepsza atmosfera się liczy - toruje drogę do działań pragmatycznych.