wtorek, stycznia 09, 2018

Za oceanem musi być jakaś cywilizacja. Amerykański regulator zablokował plany subsydiowania węgla i atomu przez prezydenta Trumpa


Kontrolowana przez Republikanów Federalna Komisja Regulacji Energetyki (FERC) odrzuciła w poniedziałek plan administracji Trumpa, aby wesprzeć elektrownie węglowe i jądrowe poprzez dotacje.

Na nic zdały się spełniane do tej pory obietnice wyborcze (powtarzane do tej pory)  prezydenta Trumpa, że powróci do atomu i „odmłodzi” węgiel jako główne źródło energii w kraju. Powodem kłopotów w sektorze węglowym, czego wyrazem były liczne bankructwa i wieloletni, nieodwracalny  spadek udziału w rynku jest fakt,  że „gaz ziemny i OZE rozkwitły”  pisze wczorajszy Guardian, powołując się na FERC.

Warto przypomnieć, że w latach 2002-2016,  aż 531 bloków  węglowych w USA  zostało wycofanych, a jednocześnie w ubiegłym roku właściciele 8 reaktorów jądrowych ogłosili plany wycofania bloków energetycznych. Dlatego Minister Energi USA Rick Perry w ubiegłym roku zaproponował nowe wsparcie rządowe dla elektrowni węglowych i jądrowych (na wzór polskiego „rynku mocy”), starając się spowolnić tempo, z jakim jednostki te są stopniowo wycofywane, stwierdzając, że ich produkcja jest potrzebna, aby uniknąć przerw w zasilaniu w czasach deficytu mocy (dostaw), w tym np. w czasie coraz  częstszych w USA klęsk żywiołowych. Z logiką tej ostatniej przesłanki można dyskutować, np. większym problem w takich sytuacjach są sieci, a nie źródła, a rozwiązaniem generacja rozproszona,  a nie scentralizowana), ale administracja Trumpa do tej pory nie zawsze przejmowała się jej brakiem. 

FERC nie uległ jednak naciskom politycznym. Powołano się na opublikowany w grudniu raport Energy Innovation, który wykazał, że plan powrotu do subsydiowania węgla i atomu będzie kosztować amerykańskich podatników około 10,6 miliarda dolarów rocznie. FERC oświadczył, że pomimo twierdzeń administracji, nie ma żadnych dowodów na to, że jakiekolwiek wcześniejsze, lub planowane wycofanie elektrowni węglowych stanowi zagrożenie dla niezawodności krajowej sieci elektrycznej.

Jedyne wsparcie dla węgla o jakim Perry mówił to koncepcja  rekompensat dla elektrowni konwencjonalnych, które utrzymywać będą 90-dniowe rezerwy paliw na wypadek wystąpienia poważnych anomalii pogodowymi i innymi zakłóceń. FERC zamierza wprowadzić  tzw. niezawodność "adekwatną", powołując się na profil wprowadzania  do sieci gazu ziemnego, wiatru i energii słonecznej i w tym celu rozpoczął nowe badanie oceny niezawodności i odporności na zakłócenia  krajowej sieci elektrycznej w USA.

Do podobnych refleksji, jeśli chodzi o niepotrzebne koszty subsydiowania energetyki konwencjonalnej, a w szczególności energetyki jądrowej ostatnio doszło też ministerstwo ds. energii i klimaty (DECC) w Wielkiej Brytanii, po ekspertyzie „Cost of Energy Review zleconej prof. Dieterowi Helmowi, ale Ameryka wydawała się być niewzruszona na kwestie kosztów i ochrony środowiska.

Niewzruszona pozostaje Polska. Wprowadzenie rynku mocy, pomimo kosztów subsydiowania elektrowni węglowych zbliżonych do tych planowanych do tej pory w USA, przeszło bez rozdzierania szat i jest uznane za sukces. Nie przeszkadzają w tym takie uciążliwe fakty, że po każdym z dwu ostatnich orkanów po kilkaset tysięcy odbiorców energii pozostawało przez kilka dni bez zasilania. Jak wynika z badań URE przytaczanych przez DGP pod koniec 2017 roku 22  elektrownie i elektrociepłownie nie miały nawet zapasów węgla nawet na wymagane ustawowo 30 dni.  Chodzi oczywiście o ograniczanie kosztów, ale trudno w takiej sytuacji i w środku zimy mówić o bezpieczeństwie zasilania. Niewzruszone, choćby z uwagi na olbrzymie koszty są też plany Ministerstwa Energii budowy elektrowni jądrowej już do 2031 roku. Wprowadzenie scenariusza budowy 6 GW mocy w elektrowniach jądrowych do 2040 roku wymagałoby ciągnionych nakładów rzędu 180 mld zł i spowodowało podniesienie kosztów zaopatrzenia w energię odbiorców końcowych do 2050 roku o 100 zł/MWh w stosunku do miksu np. z morską energetyką wiatrową (por. Rzeczpospolita: „Za walkę z OZE zapłacimy wyższymi rachunkami” oraz raport IEO „Scenariusz węglowo-jądrowy dwukrotnie podbija ceny energii dla odbiorców”). 
Mamy teraz dobry czas na refleksję i rewizję działań podejmowanych bez analiz systemowych i bez polityki energetycznej. Po tej stronie oceanu, gdzieś pomiędzy Niemcami, a Rosją jest wszak też jakaś cywilizacja zdolna do szerszej refleksji.