niedziela, października 01, 2017

Czy leci z nami pilot – chwiejne rządowe ramy rozwoju energetyki odnawialnej

28-go września Urząd Regulacji Energetyki przeprowadził 3-cią w tym roku aukcję „migracyjną” z systemu zielonych certyfikatów  do systemu aukcyjnego dla istniejących małych elektrowni na biomasę i na biogaz. Następnego dnia poinformował o odwołaniu kolejnych, już ogłoszonych,  trzech kolejnych aukcji, m.in. dla nowych biogazowni rolniczych i dużych elektrowni na biomasę. Jako powód Urząd podał opublikowanie w dniu 29 września w Dzienniku Ustaw (co było całkowitym zaskoczenie dla większości uczestników rynku) rozporządzeń Rady Ministrów zmieniających poprzednie rozporządzenia w sprawie tegorocznych planów na aukcje. W zasadzie odwołano wszystkie tegoroczne aukcje, także te jeszcze nieogłoszone np. na energię z dużych elektrowni wiatrowych i systemów fotowoltaicznych.

Skąd zaskoczenie? Minister Energii przekonał  Panią Premier do  pominięcia w procesie legislacyjnym oceny skutków regulacji oraz konsultacji społecznych i uzgodnień międzyresortowych. Dotychczas „powielaczowa” procedura tworzenia prawa była zmorą uchwalonych w tym trybie niedopracowanych i często nieodpowiedzialnych projektów poselskich, w tym  trzech (uznawanych oficjalnie za poselskie) nowelizacji ustawy o OZE.

Niedostosowana do polskich uwarunkowań (pisał o tym Blog Odnawialny) i słusznie krytykowana (m.in.przez IEO) już na etapie projektu ustawa o OZE wraz z niesławnymi próbami jej nowelizacji już w 2015 roku , popsuta jeszcze gorszej jakości nowelizacją z czerwca 2016 roku i ostatnia - wręcz skandaliczna - zwaną „Lex Energa” nowelizacja z lipca 2017 roku, czy jedynie pozornie poprawiający ostatnie błędy (ale tworzący nowe obszary wątpliwości obecny rządowy projekt nowelizacji ustawy o OZE- też z zaskakującymi i ryzykowanymi przepisami) spowodowały  inflację prawa zielonej energii. Dokonane nagle, obecne nowelizacje wysokiej rangi rozporządzeń Rady Ministrów, są próbą poprawienia błędnych przepisów wydanych zaledwie kilka-kilkanaście miesięcy temu. Wydaje się, że odwołanie tegorocznych aukcji na OZE to nie tylko drobny wypadek przy pracy, ale symptom o wiele poważniejszych problemów mających źródło w tworzeniu prawa i nieprzejrzystej polityce. Tak tworzone prawo, zwane w tzw. epoce minionej „prawem powielaczowym” osłabia niestety zaufanie obywateli, prosumentów, inwestorów i rynków do rządu, naraża energetykę na koszty, a całą gospodarkę na straty.

Nie jest też prawdą, że złe prawo i jego dewaluacja to wina biurokracji UE. Jest wręcz odwrotnie;  to prawo krajowe i próba omijania prawa UE oraz niezrozumiale koncepcje regulacyjne dotyczące np. klastrów, biomasy lokalnej, dziwnych nazw koszyków aukcyjnych, form wsparcia dla biogazu, sposobu obliczania pomocy publicznej  czy dyskryminacja  energetyki wiatrowej i słonecznej są źródłem złego prawa i niekończących się problemów z notyfikacją krajowych przepisów  przez Komisje Europejską. Problem braku notyfikacji jest znany od 2016 roku, o czym informował Sejm sam Minister Energii, ale ciągle był bagatelizowany z punktu widzenia bezpieczeństwa inwestycyjnego (ryzyka zwrotu pomocy publicznej). Ministerstwa Energii przerywając proces notyfikacji ustawy o OZE z 2015 roku, przeprowadzając rękoma posłów niezrozumiałą  nowelizację w 2016 roku (tak jak i ostatnią z 2017 roku) nie daje Komisji szans na notyfikacje przepisów, które faktycznie mają wdrażać dyrektywą o promocji OZE z … 2009 roku, a inwestorom nie zapewnia choćby minimum bezpieczeństwa prawnego.

Czy ktoś jeszcze pamięta jaki jest cel ustawy o OZE i że coraz mniej jest czasu na korekty i na realizację zobowiązań unijnych na 2020 rok? Nie można już realizować inwestycji w prostym, otwartym dla wszystkich inwestorów systemie zielonych certyfikatów (te możliwości zniosła ustawa o OZE już w 2015 roku, a wcześniejsze inwestycje w tym systemie dobiła nowelizacja z lipca br.), czy w opłacalnych inwestycjach prosumenckich (te zniosła nowelizacja ustawy z grudnia 2016 roku). Obecnie podważone zostały  podstawy prawne już przeprowadzonych (ryzyko podważenia legalności tegorocznych aukcji z powodu braku notyfikacji) i niepewność nowych aukcji, czyli jedynego nowego systemu wsparcia OZE, na który można jeszcze było liczyć. Nie dość bowiem że nie wiadomo czy i kiedy aukcje będą ogłoszone to jeszcze okazuje się, że w każdej chwili mogą być niepostrzeżenie odwołane.

Czy w takich chwiejących warunkach inwestorzy zechcą ponosić potężne nakłady i czasami  2-3 letni wysiłek deweloperki na samo przygotowanie do aukcji na coraz bardziej pilnie państwu potrzebne ale coraz bardziej ryzykowane (i przez to też coraz bardziej kosztowne) projekty inwestycyjne? Z pewnością nie pomaga w tym to, że rząd zmienia już nie tylko przepisy poprzedniego rządu, ale  głęboko ingeruje w dopiero co przyjęte własne koncepcje i zaskakuje rynki oraz gdy nie wiadomo w jakim kierunku pójdzie kolejna nowelizacja ustawy o OZE?

Nie da się bez końca obciążać winą poprzednich rządów ani Prezesa URE, który w gąszczu sprzecznych i chwiejnych przepisów stara się je wdrażać. W ustawie o OZE jest zapisane  (art. 73.) że Prezes URE "ogłasza, organizuje i przeprowadza aukcje nie rzadziej niż raz w roku", ale jak ma to robić i kto ma ponosić ryzyko, kiedy nie wiadomo czy Komisja Europejska nie uzna (są na to silne przesłanki) już uchwalonych przepisów np. o aukcjach za niegodne z prawem?  

Zegar unijny tyka i nikt nie będzie się przejmował naszym legislacyjnym brakoróbstwem, a kraje UE czekają na łatwy zarobek, bo w końcu przyjedzie nam kupować tamże brakujące do wypełnienia zobowiązań udziały energii z OZE (już rok temu wyraźnie zeszliśmy w dół ze ścieżki prowadzącej do realizacji celu krajowego na 2020 rok- patrz analiza na Blogu Odnawialnym). Mamy też w tym zakresie opóźnienia w wydatkowaniu funduszy UE na szczeblu centralnym (POIŚ). Rada Ministrów powinna zatem z dużym wyprzedzeniem zapowiadać i zwiększać częstotliwość i wolumeny aukcji, a nie je odwlekać. Do tego zobowiązuje ją art. 74 ustawy dotyczący określania w drodze rozporządzenia kolejności przeprowadzania aukcji "biorąc pod uwagę realizacje krajowego celu w zakresie OZE”.

Wydaje się, że nadszedł czas na kompleksowy przegląd  funkcjonowania mechanizmów i instrumentów wspierających wytwarzanie energii z OZE i na odnalezienie sensu i  dawno już zagubionego spójnego systemu (kierunku) w jakim powinna w dłuższym terminie funkcjonować budowana z trudem branża OZE.  Ustawa o OZE zobowiązuje Ministra Energii (art. 217) do przestawienia Sejmowi  informacji o skutkach jej obowiązywania co 3 lata wraz z propozycjami zmian, a zwłaszcza wtedy (z tym mamy teraz do czynienia) "gdy udział energii z OZE niebezpiecznie się obniży". Ostateczny termin złożenia takiej informacji to 31 grudnia 2017 roku. Prawo powielaczowe oraz pomijające istotę problemu i  uspokajające zapowiedzi rządowe (dotychczas o charakterze publicystycznym) stanowią same w sobie przeszkodę do wyjścia z błędnego koła i opóźnień w które już za głęboko wpadliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz