Zaproponowane
w nowelizacji obniżenie opłaty zastępczej zmniejszy nadzieje na przyszły wzrost
obecnie niezwykle niskich cen zielonych certyfikatów i realną poprawę sytuacji wytwórców energii z OZE,
pogłębi straty (odpisy) w kredytujących inwestycje bankach, ale obniży koszty
koncernów energetycznych i być może częściowo zasili fundusz ekologiczny. Na
jakie jednak cele przeznaczone zostaną kwoty z ew. zasilenia nie wiadomo (a
należy zwrócić uwagę, że co do zasady środki te miały zostać przeznaczone na
wsparcie rozwoju OZE). Ewentualne roszczenia większych wytwórców energii z OZE
(np. z powodu naruszenia praw nabytych i niezgodności z prawem UE) po
nowelizacji zostaną przeniesione z koncernów na skarb państwa. Przy tej okazji
warto skupić się bardziej na procedurze uchwalania zmian w prawie i na momentami
bulwersującej dyskusji wokół nowelizacji.
Poselskie projekty ustaw są zagadką (nieznany autor i
brak odpowiedzialności) ale i zmorą gdy dotyczą spraw technicznie złożonych o
dużych skutkach społecznych i gospodarczych. Przechodzą szybką ścieżkę
legislacyjną bez oceny skutków regulacji i jej wpływu na poszczególnych
interesariuszy, uzgodnień międzyresortowych i bez konsultacji społecznych. Senat uchwalił nowelizację uOZE w wersji
poselskiej zgłoszonej do Laski Marszałkowskiej w dniu 12 lipca. Formalnie
poselską propozycję w Sejmie i w Senacie tradycyjnie objaśniało, odpowiadało na
pytania parlamentarzystów i jak zwykle
skutecznie broniło przed poprawkami i zarzutami opozycji (wnioskami o
odrzucenie projektu) Ministerstwo Energii (ME). Debata w Senacie odbyła się w
złym stylu, przy braku jasności intencji nieznanych autorów projektu, przy
pomijaniu interesów słabszych i dyskredytowaniu nieobecnych środowisk OZE. W
efekcie tym razem także pięcioro
senatorów partii rządzącej w
końcowym głosowaniu nie poparło nowelizacji, w tym dwójka Wicemarszałków Senatu.
Czujni dziennikarze
(Rzeczpospolita, Wysokie Napięcie, Gram w Zielone) wykazali, że prawdopodobnie
to nawet nie ME (na pewno nie posłowie) przygotowało projekt zagadkowej nowelizacji,
ale jeden z państwowych koncernów, zobowiązany do zakupu certyfikatów na
podstawie wcześniej zawartych umów z wytwórcami energii z OZE. Umowy były dobre
dopóki koncern na nich zarabiał (ceny zakupu certyfikatów były niższe od opłaty
zastępczej) , ale przestały takimi być, kiedy ceny certyfikatów spadły i trzeba
było znaleźć skuteczny sposób na wyplątanie się z wcześniejszych zobowiązań
wobec niezależnych (od koncernów) wytwórców energii z OZE.
Całą tę
sytuacje wymownie przedstawił obecny na debacie senackiej Prezes Urzędu
Regulacji Energetyki Pan Maciej Bando: „w
Polsce jest 5, 6 gigantycznych firm, które koncentrują się na obrocie energią
elektryczną, (…) należą do skarbu państwa. I to są właśnie ci, którzy dysponują
tymi kontraktami, do których muszą dzisiaj dopłacać. Mamo, tato, ratuj! Ratuj,
bo zbankrutuję! No więc mama i tata ratuje”. Mówiąc „mamo, tato” prezes Bando miał na myśli ME, która jest
dominującym współwłaścicielem największych 4 z tych „gigantycznych firm”, a jednocześnie faktycznie
(tak jak np. w przypadku trzech dotychczasowych nowelizacji uOZE) steruje procesem legislacyjnym i faktycznie stanowi prawo
także dla znacznie mniejszych partnerów „swoich” koncernów (tu: stron umów).
Pokrzywdzeni w tym przypadku to operatorzy instalacji OZE, w tym np. spółki
celowe firm zagranicznych, ale przede wszystkie mały polski biznes, osoby
indywidualne i rolnicy, którzy zdecydowali się w systemie świadectw pochodzenia
zainwestować w OZE. Niestety systemem rządzi od lat zasada Pareto – mniejszość uczestników
generuje większość obrotu i to ich interes liczy się w procesie stanowienia
prawa.
Szybko
przyzwyczailiśmy się w Polsce niestety, że w procesie stanowienia prawa można
dyskredytować firmy zagraniczne, ignorować małe, nieświadome firmy, ale siła
polityczna polskiego rolnictwa i jego olbrzymi (niewykorzystany) potencjał
rozwoju OZE i specyficzne potrzeby energetyczne do tej pory były niepodważalne dla wszystkich ekip rządowych. Być
może to też jednak jest już tylko prawdą historyczną.
W trakcie
debaty Pan Senator Marian Poślednik zadał pytanie: Czy
ewentualna nowelizacja będzie jakimkolwiek elementem, o którym też mówi pan
minister rolnictwa, wsparcia w tym zakresie rolnictwa, rolników, wsi? (…) Dla
porównania podam, że koszty energii w produkcji rolnej wynoszą w Niemczech –
3%, w Polsce – 12%. W podobnym duchu o sens nowelizacji pytali inni
senatorowie.
Zaskakującej odpowiedzi udzielił reprezentujący ME wiceminister Andrzej Piotrowski: Miałem okazję oglądać film, który pokazywał wywiad z przedsiębiorcami z terenu wiejskiego, byli to rolnicy, było pokazane ich obejście, nie było to wysoko zaawansowane technologicznie obejście, a kilkaset metrów dalej stała nowiutka konstrukcja turbiny wiatrowej. I na tym filmie (…), ci rolnicy właśnie wypowiadali się następującym tekstem: rząd obiecał nam ustawę, dzięki której my będziemy mogli prowadzić działalność. Proszę państwa, nie deprecjonując tych ludzi, trzeba powiedzieć, że to nie oni wymyślili ten biznes (…). Jest to niestety, powiedziałbym, dość kontrowersyjne wykorzystywanie rolników, którzy znają się na innych obszarach produkcji, a naraz wskoczyli w obszar, w którym ktoś im obiecywał złote góry bez jakiegokolwiek uzasadnienia”.
Zapis emocjonalnej
dyskusji w parlamencie to nie jest wycyzelowany artykuł naukowy i na to trzeba
brać poprawkę czytając stenogramy. Ale może właśnie w takiej dyskusji podają
najbardziej prawdziwe myśli uczestników debaty. Jeżeli tak, to zdaniem ME „prości”
rolnicy powinni robić to co robili dotychczas („rolnicy do pługa”) w swoich „niezbyt
zaawansowanych obejściach”, za zarobione pieniądze kupować „lepszą energię”, a jej
produkcję i zyski zostawiać fachowcom z koncernów, na rzecz których uOZE jest
właśnie nowelizowana i po nowelizacji nie będzie uzasadnienia aby kiedykolwiek
energię produkowali. Swoją drogą
postrzeganie zarówno sektora rolniczego jak i energetyki wiatrowej przez
Ministerstwo Energii jest raczej zadziwiające dla każdego, kto choć trochę te
sektory zna…Niestety to co się dzieje jeśli chodzi o instalacje OZE u rolników przypomina rugi chłopskie, czyli (przypomnę analogię) włączenie chłopskich OZE (dekretem i bez odszkodowania) do folwarków energetycznych.
Wiem o czym mówił
Pan Minister, chodzi o fragment (43:50-48:05) filmu „Punkt krytyczny”. Każdy może sam zobaczyć i ocenić czy ministerialny
komentarz do sprawy poważnej w sensie cywilizacyjnym i w sensie ludzkim
przedstawionej na filmie, faktycznie nie deprecjonuje bohaterów. Moim zdaniem bohaterowie
tego fragmentu filmu – działający w spółdzielni rolnicy - chcieli aby, tak jak
w Niemczech, mieć umiarkowany dodatkowy
dochód w gospodarstwach, dzięki któremu zmniejszyliby dystans cywilizacyjny do mieszkańców
miast, mogliby taniej produkować żywność (po konkurencyjnych cenach) i
wspomagać w wypełnieniu zobowiązań państwo, które zresztą dostało na to niemałe
pieniądze z UE. Rolnicy, choć zdaniem Pana Ministra mają „niezaawansowane technologicznie” obejścia prowadzą
działalność gospodarczą na dużą skalę, doposażają gospodarstwa w środki
produkcji, inwestują i uczą się korzystając z dorobku ich kolegów po fachu z
innych państw, w których to właśnie rolnicy stanowią dominującą grupę właścicieli
instalacji OZE.
Widać, że to państwo nie dotrzymało słowa i właśnie dlatego obecną nagłą nowelizacją uOZE powinno pomóc przede wszystkim takim rolnikom, a nie koncernom kosztem rolników. To nie nieświadomi, oszukiwani polscy rolnicy są problemem, bo w innych krajach UE kilka milionów rolników z powodzeniem użytkuje instalacje OZE. Inwestycje rolników pod rządami poprzedniej ustawy były bardziej racjonalne niż inwestycje prosumentów po poprzedniej nowelizowanej uOZE w czerwcu ub. roku. Problemem jest coraz gorsze polskie prawo i sposób jego tworzenia z pominięciem rzeczowej dyskusji nad sytuacją tych najsłabszych.
Widać, że to państwo nie dotrzymało słowa i właśnie dlatego obecną nagłą nowelizacją uOZE powinno pomóc przede wszystkim takim rolnikom, a nie koncernom kosztem rolników. To nie nieświadomi, oszukiwani polscy rolnicy są problemem, bo w innych krajach UE kilka milionów rolników z powodzeniem użytkuje instalacje OZE. Inwestycje rolników pod rządami poprzedniej ustawy były bardziej racjonalne niż inwestycje prosumentów po poprzedniej nowelizowanej uOZE w czerwcu ub. roku. Problemem jest coraz gorsze polskie prawo i sposób jego tworzenia z pominięciem rzeczowej dyskusji nad sytuacją tych najsłabszych.
Zastanawiające
jest, jak to się dzieje, że od wielu lat kolejne rządy w Polsce (nie jest to
wyłącznie przypadłość ME) idą na pasku koncernów energetycznych.
Zaledwie 2,5 roku temu ówczesny wiceminister
skarbu z nominacji PO przy okazji uchwalania uOZE straszył Wysoką Izbę prosumentami i taryfami
gwarantowanymi (wg modelu z którego szeroko korzystają rolnicy niemieccy)
wymachując przed posłami pismem z jednej z organizacji skupiających polski
monopol energetyczny. W piśmie do ministra było napisane, że trzeba usunąć z
ustawy przepisy dające prawo produkcji energii przez zwykłych ludzi, bo ci,
korzystając z taryf dla OZE będą produkowali energię z innych źródeł niż z OZE.
Będący wtedy w opozycji posłowie PiS nie dali się na to nabrać.W moim zespole wówczas szybko przeliczyliśmy, że aby to się opłacało np.
rolnikowi musiałby ukraść nie tylko agregat prądotwórczy, ale też kanister z
olejem napędowym do niego. Jednocześnie koncerny z powodzeniem walczyły u „ówczesnego
tatusia” o wsparcie w uOZE dla współspalania biomasy z węglem w elektrowniach
węglowych, czyli o środki wielokrotnie większe. Po czasie okazało się, że nadużycia
prawa są, ale właśnie w koncernach i
najczęściej dotyczą oszustw na paliwie do współspalania –łatwo znaleźć link do jednego z przypadków w
największym polskim koncernie energetycznym. Niestety folwarczne zarządzanie nie sprawdza się ani w rolnictwie, ani w energetyce.
Patrząc na
odpowiedzialność za podejmowane własne decyzje, być może dla próby i weryfikacji
opinii formułowanych z perspektywy końca własnego nosa, to koncerny powinny
zająć się (uznaną w senackiej debacie za
trywialną) uprawą roli, bo to jednak sprzyja autorefleksji, a rolnicy odpowiedzialną
produkcją energii, bo oni sami radzą sobie lepiej na nawet najgorszym rynku i przynajmniej
nie biegną „do tatusia” aby zmienił prawo.
PS.
1. W wypowiedzi Ministra Piotrowskiego padł jeszcze jeden dyskredytujący argument dotyczący samego filmu „nakręconego nomen omen za pieniądze zagraniczne przez jedną z organizacji ozowych”. Film powstał po wygranym międzynarodowym konkursie programu Life+ Komisji Europejskiej na projekty ekologiczne. Projekty te wstępnie ocenia, a potem współfinansuje zasłużony od ponad 20 lat dla polskiej ekologii Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW). Użyte w debacie „nomen omen za pieniądze zagraniczne” dyskredytuje także tych, którzy skutecznie walczą o dodatkowe środki dla Polski w międzynarodowych konkursach. Zarzut Ministra wobec finansowania filmu z programu Life+ , dyskryminujący jego autorów padł dokładnie wtedy gdy Prezes NFOŚiGW – dr Kazimierz Kujda podpisywał umowę na współfinasowanie innego projektu Life+ na wsparcie wdrażania polityki klimatyczno-energetycznej i badania jej wpływu na polską gospodarkę. Czy w takiej sytuacji (finansowanie „za pieniądze zagraniczne” rozwoju krajowej polityki ekologicznej) ME też powiedziałoby „nomen omen”?
2. Dla porządku tylko przy tej okazji wypada odnotować, że tak się akurat składa, że koncerny energetyczne, które nie kupują certyfikatów od producentów energii z OZE (takich jak ww. rolnicy), na konto NFOŚiGW wnoszą opłatę zastępczą (której wartość nowelizacja uOZE obniża, ale zachęca do jej uiszczania). System ochrony środowiska w wielu miejscach przenika się z energetyką.
1. W wypowiedzi Ministra Piotrowskiego padł jeszcze jeden dyskredytujący argument dotyczący samego filmu „nakręconego nomen omen za pieniądze zagraniczne przez jedną z organizacji ozowych”. Film powstał po wygranym międzynarodowym konkursie programu Life+ Komisji Europejskiej na projekty ekologiczne. Projekty te wstępnie ocenia, a potem współfinansuje zasłużony od ponad 20 lat dla polskiej ekologii Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW). Użyte w debacie „nomen omen za pieniądze zagraniczne” dyskredytuje także tych, którzy skutecznie walczą o dodatkowe środki dla Polski w międzynarodowych konkursach. Zarzut Ministra wobec finansowania filmu z programu Life+ , dyskryminujący jego autorów padł dokładnie wtedy gdy Prezes NFOŚiGW – dr Kazimierz Kujda podpisywał umowę na współfinasowanie innego projektu Life+ na wsparcie wdrażania polityki klimatyczno-energetycznej i badania jej wpływu na polską gospodarkę. Czy w takiej sytuacji (finansowanie „za pieniądze zagraniczne” rozwoju krajowej polityki ekologicznej) ME też powiedziałoby „nomen omen”?
2. Dla porządku tylko przy tej okazji wypada odnotować, że tak się akurat składa, że koncerny energetyczne, które nie kupują certyfikatów od producentów energii z OZE (takich jak ww. rolnicy), na konto NFOŚiGW wnoszą opłatę zastępczą (której wartość nowelizacja uOZE obniża, ale zachęca do jej uiszczania). System ochrony środowiska w wielu miejscach przenika się z energetyką.
Fajnie wyczerpany teamt.
OdpowiedzUsuńRolnicy, jeśli ktoś z was poszukuję nowego sprzętu do pracy jakim jest opryskiwacz to koniecznie zobaczcie co oferuje firma stanimpex.p oni mają nowe opryskiwacze oraz części i komputery do sterowania. Jest to producent i ma super ofertę moim zdaniem najlepszą na rynku.
OdpowiedzUsuńW ofercie na stronie https://sobianek.pl/ znajdziecie wysokiej jakości worki z ekogroszkiem, piece piątej generacji, a także materiały budowlane oraz pełne zaopatrzenie dla rolnictwa. Firma Sobianek otrzymała Złoty Laur Klienta 2021.
OdpowiedzUsuń