czwartek, grudnia 29, 2016

Rok 2016 – paradoksy polskiej rewolucji w energetyce w języku Pawła Jasienicy przedstawione

2016 rok to czas paradoksów i swoistej rewolucji w energetyce realizowanej w niecodziennym stylu, znanym z wojny domowej w Wandei ‘1793,  opisanej przez Pawła Jasienicę w „Rozważaniach o wojnie domowej”.

W Wandei ogarniętej jednocześnie rewolucją francuska i krwawą wojną domową, biedni chłopi i mieszczanie wystąpili, aby bronić Króla i Boga, zamiast standardowo domagać się gilotyny i konfiskaty majątków kościelnych. Ponowna lektura myśli Jasienicy doprowadziła mnie do poniższych rozważań w poszukiwaniu sensu i logiki niezwykłej rewolucji jaka de facto w ciągu roku dokonała się w polskiej polityce energetycznej. Rewolucji o tyle nietypowej, że sterowanej odgórnie (centralnie), bynajmniej nie robionej przez tzw. masy na rzecz biedniejszych, jak to zwyczajowo bywa i czego należałoby się spodziewać, zanim rok temu do rewolucji doszło. W obu przypadkach chodzi o rewolucje które gubią lub zdradzają swoje pierwotne ideały.

Znamiennym paradoksem samym w sobie w dobie wojny "polsko-polskiej" jest przywołany na wstępie autor "rozważań" Paweł Jasienica – patriota polski.  Żołnierz Wyklęty od majora Łupaszki, ale jednocześnie piętnowany  jako domniemany "Żyd" (czyli też "wyklęty" przez środowiska narodowo-radykalne i władzę komunistyczną, a banalnym uzasadnieniem  do ataków personalnych było ukrywanie przez Jasienicę prawdziwego nazwiska - Leon Lech Beynar). Skoro z odpowiednim do doświadczania życiowego dystansem potrafił objaśnić dramat i zamęt pojęciowy wojny domowej we francuskiej krainie  Wandei, umiał przejść do porządku nad brakiem spójności myśli i czynów w całej Wielkiej Rewolucji Francuskiej, to być może poradziłby sobie także z podsumowaniem 2016 roku w polskiej energetyce.

Zasadniczym paradoksem jest to, że partia która w 2015 roku wygrała wybory w Polsce miała na sztandarach, w swoim programie (PiS ‘2014) wypisane hasło „zapewnienie wsparcia dla tzw. energetyki obywatelskiej (prosumpcji)”, a zadanie to - już wtedy (2014) - przypisane zostało  Ministerstwu Energii, które zostało faktycznie utworzone dopiero po wyborach w efekcie zmiany tzw. ustawy o działach w grudniu 2015 roku.

Pierwszą istotną zmianą ustawową ME, jeszcze w grudniu 2015 r.,  było uniemożliwienie wejścia w życie przepisów ustawy o OZE z lutego 2015, które zapowiadały rozwój energetyki prosumenckiej w oparciu o egalitarny mechanizm (sprawiedliwy i dostępny dla biednych)  taryf gwarantowanych na energię z mikroinstalacji OZE.  Kolejny paradoks – 20 lutego 2015r.  podczas głosowania w Sejmie, to dzięki posłom PiS  uchwalono ustawę OZE z taryfami gwarantowanymi.  A już w  czerwcu 2016 r. na wniosek ME, Sejm RP zastąpił system wsparcia dla biedniejszych prosumentów systemem opustów dostępnym jedynie dla bogatych hobbystów, przy czym wytknięto im,  że są niczym „kolekcjonerzy znaczków” i mają działać „pro publico bono” . I choć stracili w efekcie brutalnie przeprowadzonej zmiany prawa i tracą na mniej lub bardziej świadomie podejmowanych inwestycjach w nowej rzeczywistości prawnej, to ani wsparcie ani szacunek im się nie należą (tak przynajmniej uważa wiceminister ds. energii).

Jednocześnie podniesiono ceny energii dla wszystkich, a  w efekcie najbardziej dla biednych poprzez  zastąpienie taniego i dopiero co zatwierdzonego (notyfikowanego) przez KE systemu zielonych certyfikatów drogim systemem aukcyjnym i poprzez drastyczne podniesienie tzw. opłaty przejściowej na rzecz elektrowni węglowych (zatrudniających osoby najlepiej zarabiające) oraz zapowiedziano wprowadzenie kolejnej pro-węglowej „opłaty mocowej” już w 2017 roku.

Wszystko to się działo w rok po opublikowaniu promowanej przez rząd ekologicznej encykliki Papieża Franciszka, w której podkreślona jest konieczność odchodzenia od węgla w energetyce. "Technologia oparta na spalaniu … węgla powinna być stopniowo zastąpiona (…) w oczekiwaniu na wszechstronny rozwój odnawialnych źródeł energii, który powinien już się zacząć) aby wesprzeć środowisko i biednych (... aby usłyszeć zarówno wołanie ziemi, jak i krzyk biednych)"  – pisał Papież.

Polityka ME nie pasuje do zasadniczo nastawionej pro-socjalnie (nakierowanej na biedniejszych) polityki obecnego rządu. Tak jak terror Rady Ocalenia Publicznego  (Robespierre i inni) na bazie myślenia magicznego i prawa blankietowego nie pasował do "Powszechnej deklaracji praw człowieka i obywatela" oraz  idei wielkiej rewolucji francuskiej. Przyznać trzeba jednak, że wobec obecnie prawnie usankcjonowanej dyskryminacji niezależnych inwestorów w energetyce odnawialnej i małych prosumentów, ME nie jest aż tak skuteczne jak rewolucyjny generał Turreau wobec Wandejczyków. Ale trup się ściele po jednej, słabszej stronie tzw. rynku energii. Jak pisze Jasienica, ofiarami Turreau w 48% byli chłopi, w 41%  rzemieślnicy i proletariat, w 6% mieszczanie, a „jedynie”  w 2% szlachta i kler.

Paradoksem jest też to, że opracowując w 2013 roku scenariusz [R]ewolucji energetycznej dla Polski ‘2050 byłem przekonany, że w systemie, w którym nie będzie dyskryminacji nowych graczy wygra technologia i gospodarka oraz innowacyjność i energetyka obywatelska. U progu 2017 roku widzę, że rewolucja energetyczna w Polsce polega na tym, że prawo wygrywa z technologią, polityka z gospodarką, bogaci z biednymi. W 2016 roku w energetyce, zarówno w Polsce jak i za oceanem (wygrana Trumpa i miliarderów, za którymi głosowała „biała biedota”), zamiast „czwartej rewolucji przemysłowej” mamy kolejną rewolucję w stylu  burżuazyjnym.

Poza przeoraniem tkanki społecznej i zepchnięciem nadchodzącej wówczas rewolucji przemysłowej na dalszy plan, francuska rewolucja burżuazyjna przeniosła niedobre skutki zewnętrzne dla samej Francji. Jak pisze Jasienica, Francja  utraciła bezpowrotnie status podówczas najsilniejszego państwa Europy, najpierw na rzecz Rosji, potem Anglii i Prus.

Niespójna w sensie idei, słów i czynów rewolucja przynosi napięcia, zamęt i zawsze niesie ze sobą nieprzewidywalne skutki wewnętrzne i zewnętrzne. 

Energetyka państwowa nobilitowana (w imię poprawy bezpieczeństwa energetycznego opartego na węglu) utworzeniem swojego wpływowego ministerstwa może stracić bezpowrotnie  konkurencyjność wobec opartej na nowych technologiach unijnej energetyki. Wtedy Polska byłaby skazana na import energii (oczywiście tej tańszej, z OZE). Wszak, gdy Jemes Watt wynalazł już był maszynę parową rewolucjoniści francuscy wzywali „Zburzyć wszystkie mechaniki, jakie tylko istnieją” – cytował rewolucjonistów Jasienica. Nastrojów rewolucyjnych wśród konsumentów energii oraz symptomów wojny domowej o prawo biednych do wytwarzania energii jeszcze u nas nie widać, ale małe firmy dociskane są wyższymi niż w innych krajach kosztami energii. Nowy Rok przyniesie podwyżki i może przyniesie też poważniejsze zmiany strukturalne (nie tylko przepowiadane od jakiegoś czasu zmiany personalne w ME).

Nie wszystko w naszej rewolucji energetycznej (realizowanej coraz bardziej na obrzeżach świata) i w polityce wobec OZE  jest oczywiście złe. Np. spójna z generalną polityką PiS i polityką obecnego rządu jest ta narracja ME, która dotyczy konieczności dywersyfikacji technologii i źródeł wytwarzania energii z OZE, ale o ile cel jest dobry, to wybrane przez ME metody (instrumenty) zdecydowanie nie. Uzdrowienie sytuacji ekonomicznej w górnictwie to też racjonalny i ważny cel, ale uparcie powtarzany dogmat o możliwości oparcia energetyki na węglu przez kolejne setki lat nie ma oparcia w faktach (krajowych zasobach węgla). Warto też zauważyć, że tym razem nasz krajowy rewolucyjny zapał w tym zakresie nie przenosi się na całą UE, tak jak niektóre racjonalne elementy rewolucji francuskiej przenosiły się na wschód Europy.

Tak jak Jasienica nie zamierzam przyłączać się do obozu przeciwników Wielkiej Rewolucji, ani też straszyć skutkami obecnie prowadzonej iście rewolucyjnej polityki energetycznej. Usiłuje tylko od tego co było w Wielkiej Rewolucji  generalnie  dobre (tak jak w programie PiS) oddzielić możliwe straszne skutki ówczesnej zarozumiałej tępoty przystrojonej w kostium wizjonerstwa. Jasienica drwił z taniego wizjonerstwa z jakim takiego niestety też mamy czasami do czynienia w obecnej rewolucji energetycznej w Polsce. W energetyce odnawialnej wyraża się ono  np. w niezrozumiałym, pełnych pozorów języku  nowomowy znowelizowanej  ustawy o OZE w formie: opustów, klastrów, nielogicznych koszyków aukcyjnych, opacznego rozumienia „stabilności” (każdego ze źródeł energii oddzielnie) i "rynków mocy" (zbędne wsparcie dla innych niż OZE, nieelastycznych źródeł). Nieprzemyślane i wzajemnie niespójne hasła wdrażane w czyn niosą zamęt, ale – tak jak pisał Jasienica - "każdy kto pragnie uzyskać opinię lojalnego obywatela  winien je popierać i wyrażać radość", a to jeszcze bardziej utrudnia racjonalne działania i wyjście ze spierali samonakręcającej się rewolucji.

Jasienica przedstawił bezkompromisowy obraz ojców rewolucji jako niezaspokojonych polityków lub trzeciorzędnych prawników z pretensjami, którzy pozbawiali życia większe grupy ludzi pod szyldem niesienia im szczęścia. Tylko prości ludzie stawali w obronie  zdrowego rozsądku.

Skoro politycy i prawnicy robiąc nad Wisłą rewolucję zawiedli, trzeba zacząć od krytycznego przeglądu dokonanego już bałaganu prawnego. O jakie zmiany i autokorekty (zanim trzeba je będzie dokonywać pod wpływem okoliczności zewnętrzach, kryzysu wewnętrznego lub logiki szafotu) w polityce energetycznej, a w szczególności w ustawie o OZE  chodzi? Chodzi o sprawy wydawałoby się oczywiste, najprostsze, niwelujące niespójności w polityce rządu i korygujące ewidentne błędy, ale nie wymagające już  kolejnej dawki rewolucyjnego zapału:
  1. Umożliwienie funkcjonowania obecnym inwestorom w systemie zielonych certyfikatów poprzez podniesienie celu (i obecnie nieakceptowalne niskiej ceny certyfikatów)  i nie narażania ich na łaskę kosztownego dla inwestorów i konsumentów energii oraz korupcjogennego mechanizmu przenoszenia do systemu aukcyjnego tylko nielicznych ofiar rewolucji - wytwórców energii z OZE (zresztą bez liczenia się z unijnymi zasadami konkurencyjności)
  2. Przywrócenie systemu taryf gwarantowanych dla domowych  mikroinstalacji (i dzięki otwarcie prostej możliwości przeznaczania przez rodziny części środków z 500+ na bezpieczne inwestycje zwiększające dochody rozporządzalne stosunkowo jeszcze biednych rodzin (ale aspirujących do nowej klasy średniej),  a nie przeznaczenia ich wyłącznie i w całości na bieżącą konsumpcję; tym samym uspójnienie polityki społecznej i polityki energetyczne obecnego rządu)
  3. Poszerzenie katalogu i zakresu mocy (do 500 kW) instalacji OZE z których skorzystać mogą będący przedsiębiorcami, nowi wytwórcy energii z OZE, w formie świadectw pochodzenia (rozwiązanie sprawdzone i obecnie najbardziej racjonalne w stosunku do małych instalacji OZE) oraz podwyższenie (dla źródeł do 200 kW oraz dla spółdzielni energetycznych) średniej ceny sprzedaży energii elektrycznej z OZE  o wysokość stawki dystrybucyjnej zmiennej, właściwej dla taryfy danego przedsiębiorcy (chodzi o sprawiedliwą wycenę wartości energii w miejscu  jej wprowadzenia  do sieci zgodnie z realnym kosztem dla systemu energetycznego i wysokością strat na dostawie)
  4. Wprowadzenie podstawowej logiki technologicznej i jednoznaczności dla inwestorów w strukturze koszyków systemu aukcyjnego wraz z wpisaną do ustawy perspektywą oczekiwanej wielkości wolumenów aukcyjnych na co najmniej 3 lata do przodu (perspektywa dewelopera dobrych projektów inwestycyjnych i gwarancja zdrowej konkurencji w aukcjach)
Tylko tyle - z życzeniami Noworocznymi AD 2017 - i aż tyle, aby zminimalizować skutki  dziwnej rewolucji energetycznej realizowanej w Polsce w stylu wandejskiej wojny domowej prowadzonej z OZE, które całkowicie niesłusznie zostały uznane za wroga węglowej tradycji i spóźnionej rewolucji  w energetyce. I aby dobrze odczytać i zrozumieć ostatnie zdanie - największy paradoks  "rozważań" Jasienicy: to tekst o takich, co zbytnio miłując własne wizje zdradzili program reformatorski oraz o takich co napiętnowani jako wstecznicy i zbrodniarze byli mu właśnie wierni.

wtorek, grudnia 27, 2016

OZE to Czysta Energia. Podziękowanie dla red. Urszuli Wojciechowskiej za pracę organiczną


Internet zalewany jest krótkimi newsami, ale nic nie zastąpi porządnego artykułu. Klasyk mówił, że gazety są od tego aby poczytać i zapomnieć, a miesięczniki są od tego aby pomyśleć i utrwalić w pamięci.  Znajomy inżynier mówił, że kupa cegieł to jeszcze nie katedra, ulotna informacja z serwisu, to jeszcze nie usystematyzowana wiedza.  

Na co dzień nie doceniamy dziennikarzy. Lubimy ponarzekać na czwartą władzę, gdy nie po naszemu opisuje świat. Ale media branżowe mają nie tylko opisywać świat, ale też profesjonalnie edukować oraz odpowiedzialnie  przekazywać obiektywną, aktualną informację w odpowiednim kontekście. Branże pozbawione mediów profesjonalnych, pozostają odcięte od wiedzy i możliwości wymiany (konfrontowania) informacji. W efekcie skazane są na marginalizację, a inwestorzy zupełnie niepotrzebnie ponoszą straty. Nadmiar ulotnych lub brak prawdziwych informacji oraz brak wiedzy zawsze szkodzą.

W szczególności nowe branże takie jak energetyka odnawialna nie mogą się rozwijać, ani nawet przetrwać bez dostępu do najnowszej wiedzy u dostawców rozwiązań  i bez edukacji u jej odbiorców (na tych dwóch nogach - wiedza i edukacja - kształtowany powinien być każdy rynek, nie tylko rynek OZE). Media zielonej energetyki muszą wyważyć, czy stać po stronie promocji nowych technologii, czy edukować odbiorców, czy skupiać się na samej technologii czy na otoczeniu prawnym i ekonomicznym w jakim ta jest wdrażana, czy prezentować opinie rządu czy samorządów, czy akcentować  ekologiczne, społeczne lub gospodarcze funkcje OZE.

Z takimi dylematami  spotkała się  ponad 15 lat temu red. Urszula Wojciechowska tworząc w grupie wydawniczej Abrys pierwszy w Polsce fachowy i opiniotwórczy  periodyk całkowicie poświęcony OZE „Czysta Energia”. Chwała wydawnictwu i chwała Pani Redaktor. Z końcem, br. roku red. Wojciechowska przekazuje swojej następczyni prowadzenie miesięcznika. Jest to okazja zarówno do szerszej refleksji jak i wspomnień oraz upamiętnienia niezwykłej historii i zatrzymania w kadrze znamiennego momentu.

Czysta Energia to nie tylko wydawnictwa, to instytucja. Mam jakiś udział w inspiracji, która w 2001 roku, wraz z uchwalaniem przez Sejm „Strategii rozwoju energetyki odnawialnej’  doprowadziła do powstania miesięcznika. Pozwolę sobie zacząć nieskromnie od osobistych wspomnień, bo właśnie wtedy, zastanawiając się od czego praktycznie zacząć promocję OZE, poprowadziłem pierwsze w Polsce szkolenie z tego obszaru dla dziennikarzy, którzy wtedy zaczynali pisać o OZE, w szczególności z perspektywy ekologicznej i samorządowej. Abrys był jednym z pierwszych wydawnictw (Przegląd Komunalny), które zaczęły już pisać  o OZE, a wśród uczestników szkolenia była Pani Urszula Wojciechowska, która po niełatwych przeżyciach osobistych postanowiła zająć się czymś nowym, nieprzemijającym... 

Od początku byłem  w gronie  konsultantów zewnętrznych miesięcznika wspierających red. Naczelną, w latach 2003-2005 miałem przyjemność współredagować działy Czystej Energii (wcześniej w Przeglądzie Komunalnym) dotyczące europejskich projektów badawczych oraz prawa UE. Jestem też członkiem  kapituły przyznawanego przez redakcję Czystej Energii tytułu „Promotor Energetyki Odnawialnej”. Od niedawna zostałem wyróżniony przywilejem  comiesięcznego pisania w dziale „Z pierwszej ręki” („donosząc”- czasami dosłownie -  o sprawach związanych  z OZE poruszanych coraz częściej i z coraz większą uwagą na forum Narodowej  Radzie Rozwoju przy Prezydencie RP). 

Redakcja Czystej Energii  (red. Wojciechowska i red. Lipiecka) znana jest też z organizacji Salonu Czystej Energii na Targach POLEKO (obecnie POL-ECO-SYSTEM) oraz towarzyszącego od lat targom Forum Czystej Energii. To duże dodatkowe przedsięwzięcie - szeroka platforma edukacyjna  i swoisty barometr rynku zielonej energii,  wrażliwy na koniunkturę polityczną i system wsparcia OZE. Trudno byłoby na blogu „Odnawialnym” nie odnotować zmiany warty i nie podkreślić symbolicznego końca pewnej epoki w niezwykle ważnej dla OZE redakcji.

Przypadający we wrześniu jubileusz 15-lecia Czystej Energii przywołał na myśli konsekwencję red. Wojciechowskiej w realizacji linią programowej osadzonej w edukacji, w szczególności ekologicznej. O związkach OZE ze środowiskiem świadczy pamiątkowe zdjęcie ze spotkania redakcyjnego z okazji 15-lecia powstania Czystej Energii.
Od lewej: red. Magdalena Lipiecka,  red. Urszula Wojciechowska, obok prezes Abrys  - pani Magdalena Dutka i pan Tomasz Szymkowiak, dyrektor Wydawnictw Komunalnych (fot. dzięki uprzejmości Archiwum redakcji Czystej Energii).


Warto dodać, że właśnie z  ekologicznej perspektywy –trzeba przyznać że jest to właściwa dla OZE, najszersza perspektywa - także inne znane, tradycyjne  miesięczniki opisują rzeczywistość OZE, np. „Środowisko”, „Biznes i Ekologia”, czy kwartalnik „Ekologia”  wzbogacając naszą wiedzę o OZE przez pryzmat ekologii i biznesu, ale tylko w Czystej Energii obowiązuje  tak kategoryczny imperatyw: „tylko OZE i ich najbliższe okolice”, na dobre i na złe.  Zrozumienie potrzeb sektora OZE, żelazna konsekwencja programowa ale i elastyczność red. Wojciechowskiej w dostosowywaniu oferty merytorycznej do zawirowań w polityce państwa wobec OZE i powodowanych nimi wzlotach i upadkach koniunktury na rynku spowodowały, że Czysta Energia zrosła się z rynkiem i wywarła olbrzymi wpływ  na kształtowanie polskiego sektora OZE.

Miałem okazję wielokrotnie przekonać się,  jak wielką rolę edukacyjną oraz integrującą środowiska naukowe, samorządowe i biznesowe w polskim sektorze OZE spełnia „Czysta Energia”. Samo przetrwanie z pierwotną misją ambitnego czasopisma na tak trudnym i targanym politycznym przeciągami rynku zasługuje na uznanie i docenienie wysiłku Pani Redaktor Urszuli Wojciechowskiej.  

Warto teraz, z perspektywy czasu, poczytać  tzw. „wstępniaki” Naczelnej (w liczbie ponad 150- żywa historia), która zna osobiście kluczowe,  postacie w branży, wyczuwa trendy i zagrożeniom.  Na przełomie lat 2012/2013 ostrzegała, że brak powszechnego poparcia branży dla ówczesnego projektu ustawy o OZE może przynieść złe  skutki i tak się stało. I choć nie nosi koszuli z napisem „a nie mówiłam”, od jakieś czasu ostrzega, że sprawy energetyki odnawialnej niekoniecznie idą w dobrym kierunku. Ale walczyła do końca o OZE. Przysyłane w środku nocy e-maile z tekstami do akceptacji przez autorów po wykonaniu pracy redakcyjnej świadczą o ogromie wykonanej przez mały zespół codziennej pracy redakcyjnej  i determinacji niezłomnej Naczelnej.  

Potężna praca organiczna  wykonywana przez całą redakcję Czystej Energii, na której lekturze wychowało się niemalże całe pokolenie, owocuje w dobrych i w gorszych czasach. Chyba najgorsze czasy – zjazd koniunktury 2014-2016  - branża OZE ma już za sobą. Za konsekwencję i wyczucie koniunktury przy braku koniunkturalizmu  należą się dla red. Wojciechowskiej i dla redakcji od nas – czytelników - słowa podziękowania.  Pani red. Magdalenie Lipieckiej, która w przełomowym momencie przejmuje prowadzenie Czystej Energii życzyć wpada aby kolejne 15 lat było dla równie ciekawe i inspirujące i aby wydawnictwo dalej - złączone niebanalną historią z  branżą OZE - rozwijało się w nierozerwalnej symbiozie z rozwojem OZE. Wszak OZE to czysta energia, a Czysta Energia w świadomości wielu to nic innego jak prawdziwy obraz polskiej branży OZE.

niedziela, grudnia 18, 2016

Ile i kto zapłaci za niewypełnienie polskich zobowiązań wobec UE w zakresie OZE


Opinia publiczna wielokrotnie słyszała zapewnienia Ministerstwa Energii, że obecnie wypełniamy nawet w nadmiarze (w przypadku zielonej energii elektrycznej) zobowiązania wobec UE i bez problemów wypełnimy je w kluczowym punkcie kontrolnym w 2020 roku, osiągając wymagane 15% udział energii z OZE w zużyciu energii. Uznać trzeba, że nikt nie może być lepiej poinformowany na ten temat niż Ministerstwo. Ma ono bowiem dostęp do danych i ma instrumenty, aby cele realizować. I przyznaję, że "straszenie" karą za domniemane niewypełnienie tych zobowiązań - na 4 lata przed upływem terminu rozliczenia z obowiązku (liczy się tu bowiem cel w 2020 roku, a nie droga do celu) - może być uznane za czepianie się lub brak wiary zdolność administracji i branży do nadzwyczajnego zrywu.

Okazją do weryfikacji podstaw urzędowego optymizmu są najnowsze dane statystyczne o polskich postępach w zakresie wzrostu udziału energii z OZE w zużyciu energii na koniec  2015 roku, przedstawione przez GUS (str 49) w następującej formie - rysunek:
Wykres pokazuje, że Polsce może zabraknąć ok 1% do wypełnienia 15% celu w 2020, ale rzeczywistość (o czym dalej) może być znacząco gorsza od przedstawionej interpolacji liniowej "wznoszącego" trendu i z pewnością jest znacznie bardziej skomplikowana niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Jeszcze gorsze i wielorakie w swoich skutkach może być dalsze odchylania się Polski od wymaganego trendu. Jedno nie ulega wątpliwości. O ile nie dojdzie do rozpadu UE (!), zawieruchy i wypowiedzenia umów międzynarodowych (co samo byłoby dla Polski znacznie gorsze niż ew. kary traktatowe za niefrasobliwość w kwestii OZE), za  jakikolwiek niewypełnienie zobowiązań w tym zakresie trzeba będzie  w jakiejś formie zapłacić.
  
Obecnie trudno już uwierzyć, że Polska w zakresie OZE samodzielnie wypełni własną produkcją paliw i energii z OZE swoje cele na 2020 rok (nawet jeżeli są stosunkowo niskie). Punktem wyjścia do potwierdzenia tej tezy i analiz jest to, że unijny 15% cel dotyczy udziału wszystkich OZE - zarówno w formie energii eklektycznej, ciepła jak i niekopalnych paliw transportowych w zużyciu energii finalnej netto. Może być tak, że dany kraj zaniedbując w systemie wsparcia (promocji)  jeden nośnik – np. wytwarzanie energii elektrycznej z OZE, może postawić na inny – np. ciepło z OZE i dzięki wypracowanej w tym segmencie  nadwyżce swój cel zrealizować z nawiązką. Warto też pamiętać, że poza ogólnym celem 15%, jest jeszcze jedne obowiązkowy (sub) cel – obowiązek udziału biopaliw transportowych razem z energią elektryczna na poziomie 10% w 2020 roku, który też mogłyby być przekroczony i wesprzeć dodatkowo realizację celu zasadniczego.

Brak odpowiedniej ilości energii wyprodukowanej i zużytej w 2020 roku nie oznacza automatyczne niewypełnienie celu i nieuchronne ryzyko zapłacenia z tego tytułu kary w 2021 roku. Możemy nie wyprodukować wymaganej ilości energii z OZE, a zobowiązanie jednak wypełnić,  np. zakupując w 2020 roku zagranicą  odpowiednie wolumeny energii elektrycznej i biopaliw zagranicą (rozliczając je w taryfach za energię lub opłatach na stacjach paliwowych). Możemy dokonać też tzw. transferu statystycznego za który zapłacą podatnicy, o czym więcej było już na blogu „Odnawialnym”.  Komisja Europejska dopuszcza obie alternatywne formy wypełnienia obowiązku. Być może Ministerstwo Energii mówiąc o braku problemu jeśli chodzi o realizacje celów myśli o transferze statystycznym lub o "imporcie". Jeżeli bowiem jakiś kraj członkowski UE chce na OZE stracić, a nie zarobić, to ma do tego prawo, o ile obywatele na taką oczywistą nieracjonalność ekonomiczną pozwolą swoim rządom i o ile jest to do przyjęcia z politycznego punktu widzenia.

Import biopaliw wydaje się prosty i oczywisty, a import energii elektrycznej z OZE w pewnym zakresie wydaje się też możliwy. W przypadku zielonego ciepła import wydaje się tylko pozornie niewykonalny (ciepło jest produkowane i zużywane lokalnie), ale z powodzeniem możemy importować biopaliwa stałe, np. pelety do produkcji ciepła.

Co prawda stalibyśmy się wtedy pierwszym krajem na świecie, który walcząc o niezależności i bezpieczeństwo energetyczne, i mając na swoim terenie wszystkie odnawialne zasoby energii, straci suwerenność w efekcie importu paliw i energii z … OZE. Polska polityka energetyczna jest jednak już od kilku lat pełna paradoksów, że w zasadzie „nie dziwi nic”. Można nawet postawić tezę, że krajom UE przodującym w wykorzystaniu OZE  właśnie o to chodzi, aby zarobić na maruderach.

Warto już teraz zastanowić się kto z nas i ile w sumie zapłacimy w przypadku wykorzystania „opcji importowej” do wypełnienia celu (kara byłaby i tak bardziej dotkliwa).

Poniżej na wykresach, w oparciu o wyżej przytoczone dane GUS, zilustrowano w sposób bardziej szczegółowy stan realizacji przez Polskę na koniec 2015 roku celu ogólnego i celów sektorowych - w poszczególnych nośnikach końcowych energii - w zakresie OZE na 2020 rok. Na wykresach pokazano nie tylko stan na koniec 2015 roku, ale też najbardziej prawdopodobne aproksymacje trendów do 2020 roku. Obecnie każda aproksymacja oparta na danych historycznych daje wyniki zawyżone na 2020 rok, gdyż ostatnie regulacje w branży OZE spowodowały nie tylko spowolnienie, ale i utratę zaufania inwestorów, a w konsekwencji rynku szybko nie uda się poderwać do nadrobienia zaległości.  Przy tym zastrzeżeniu można przyjrzeć się bliżej co z trendów wynika. poniższe wykresy oparto na danych historycznych GUS i ich interpolacji na 2020 rok oraz odpowiednich aproksymacji wg IEO.

Pierwszą niespodzianką przeczącą twierdzeniom Ministerstwa Energii jest to, że nie wiele wskazuje ze wypełnimy nawet celu cząstkowego (nieobowiązkowego)  nawet w zakresie energii elektrycznej z OZE. Na dzisiaj zabraknąć nam może ponad 2% – rysunek, ale może być też znacznie gorzej.

W przypadku ciepła z OZE może nam zabraknąć 1,5% - rysunek, ale jeżeli system aukcyjny doprowadzi do wsparcia da współspalania biomasy z węglem na dużą skale (przed czym przestrzega IEO) i dojdzie do podniesienia cen oraz „wyciągania” biomasy z ciepłownictwa do elektroenergetyki, luka ta może się powiększyć.  

Największe odchylenie od prawnie obowiązującego wymogu uzyskania 10% celu na 2020 rok daje się zaobserwować w  przypadku biopaliw i innych niż paliwa pochodzenia mineralne napędów w transporcie. Zanosi się na odchylenie rzędu 3%  - rysunek.


Polska - bez importu paliw i energii lub bez transferu statystycznego -  nie wypełni żadnego z sub-celów cząstkowych w zakresie OZE. W efekcie zmierzamy do niewyplenieni prawnie obowiązującego celu ogólnego. Zamiast minimum 15% (pierwotnie Polska zakłada realizacje celu z nawiązką – 15,5%, tak aby można było sprzedać nadwyżki) zmierzamy do  osiągnięcia 12,75%

Jest to jeszcze mniejszy udział energii z OZE w 2020 roku niż w scenariuszu ostrzegawczym prezentowanym na blogu „Odnawialnym” rok temu  - 12,9%. Ale kolejny rok został stracony  i coraz trudniej będzie nadrobić rosnące z roku na rok zaległości, przy coraz krótszym okresie jaki pozostał na skuteczną zmianę trendów. Pozostały bowiem tylko trzy lata na uzyskanie wymaganej w 2020 roku zdolności produkcyjnej, a cykle inwestycyjne w zakresie większych instalacji OZE często przekraczają 3 lata.

Oszacowane w ub. roku  koszty transferu statystycznego (obciążenie podatnika) w wysokości 7,5 mld zł w 2020 (aby zrealizować 15% cel) wyglądają obecnie na zaniżone. Dodatkowo trzeba uwzględnić konieczny import biopaliw aby wypełnić 10% subcel biopaliwowy. Zapowiadana przez Ministerstwo Energii elektryfikacja transportu nam nie pomoże w zrealizowaniu tego celu, przynajmniej do czasu gdy obowiązuje koncepcja elektromobilności  opartej na energii elektrycznej z elektrowni węglowych zamiast na wysokich udziałach energii elektrycznej z OZE (dyrektywa przy stwierdzaniu wypełnienia celu umożliwia podwójne uznawanie każdej porcji energii w transporcie elektrycznym o ile pochodzi ona z OZE). Bez znaczącego wzrostu udziału energii elektrycznej z OZE wzrosną tylko opłaty za emisje do atmosfery i zmniejszy się rezerwa mocy w systemie energetycznym (obniży się poziom bezpieczeństwa energetycznego).

W tym newralgicznym segmencie rynku OZE pojawia się też dodatkowe problemy. Zgodnie z dyrektywą 28/2009/WE o promocji energii z OZE, od dnia 1 stycznia 2018 r. do realizacji  zobowiązań (cel 10%) będą liczyć się w pełni te biopaliwa które powodują ograniczenie emisji gazów cieplarnianych w co najmniej  60 %. Niestety Polska osiągnęła 6,33% udział w zużyciu wszystkich paliw transportowych w 2015 roku wyłącznie nieefektywnymi biopaliwami (biodiesel rzepakowy i tradycyjny bioetanol), a drugiej generacji biopaliwa w Polsce nie są produkowane na skale przemysłową. Uzyskany dotychchcas poziom jest w pobliżu górnej granicy możliwości rozliczenia się biopaliwami tzw. „pierwszej  generacji”. W 2015 roku Parlament Europejski  zdecydował bowiem, że biopaliwa konwencjonalne (z surowców rolniczych) nie będą mogły stanowić więcej niż 7% wszystkich biopaliw i zielonej energii elektrycznej wliczanych do realizacji 10% celu. Zatem ok. 3% muszą stanowić biopaliwa drugiej generacji lub transport elektryczny oparty na energii z OZE (zgodnie z dyrektywa udziały tych paliw i napędów liczą się podwójnie). Takimi możliwościami Polska nie dysponuje. W Niemczech np. już w 2014 roku udziały tego typu napędów stanowiły ponad 20%. Konieczność importu 3% biopaliw drugiej generacji oznacza wydatek minimum 5 mld zł (optymistycznie, przy cenie zakupu po 1200 USD/t). Kwota ta podniesie ceny paliw w 2020 roku, za co zapłacą wszyscy kierowcy.

Gra idzie zatem o minimum 13 mld zł, a może i 20 mld zł, którymi - w przypadku dalszych zaniechań lub opóźnień w pilnie wymaganym zwiększaniu odpowiednich zdolności produkcyjnych w OZE - w 2020 roku obciążeni zostaną podatnicy (transfer statystyczny), kierowcy (import biopaliw) oraz konsumenci energii elektrycznej (ew. import energii elektrycznej z OZE). 

Ale to i tak tylko część rachunku. Opublikowany 1-go grudnia br.  projekt nowej dyrektywy o OZE stwierdza, że kraje, które nie osiągną swoich celów w zakresie OZE w 2020 roku będą musiały  nadrobić zaległości w latach 2021-2030, aby móc korzystać z funduszy spójności UE.  

To co się obecnie dzieje z sektorem OZE trudno byłoby nazwać strategią odpowiedzialnego rozwoju. Jest to raczej przejaw braku odpowiedzialności za przyszłość lub traktowanie jej na zasadzie, że "jakoś to będzie". Być może istnieje jakiś ryzykowany, ale w swojej istocie genialny plan uniknięcia niepotrzebnych kosztów, o którym opinia publiczna, a nawet instytucje państwa nie wiedzą. Wypada zatem zapytać Ministerstwo Energii co w praktyce oznacza zapewnienie, że Polska w 2020 roku wypełni swoje cele na OZE, w jakiej formie to zrealizuje i jak dużym kosztem oraz ile na naszej opieszałości i lekceważeniu problemu zarobią inne kraje UE.