O ile drastyczny spadek inwestycji w gospodarce komunalnej
związanej często z inwestycjami samorządów można tłumaczyć "doliną" lub nawet
przerwą w ciągłości finansowania unijnego, o tyle przyczyn spadku inwestycji w
górnictwie i energetyce należy szukać gdzie indziej.
Spadek inwestycji, o ile będzie się utrzymywał, będzie
stanowił olbrzymi problem dla „planu Morawieckiego” w którym w części
diagnostycznej dostrzeżony został spadkowy trend udziału inwestycji w PKB
(spadek z 23% w 2008 roku do 19% PKB w 2014 roku) i gdzie zaproponowane zostały
bilionowe inwestycje z wyższym niż dotychczas udziałem kapitału krajowego.
Inwestycjami plan Morawieckiego stoi … A co najmniej
powinien. Inwestycje w energetyce zostały
też uwzględnione w obecnie konsultowanej przez Ministerstwo Rozwoju Strategii na rzecz Odpowiedzialnego
Rozwoju (SOR). Energetyka została uznana za jeden z 5 obszarów kluczowych wpływających na
osiągniecie celów SOR. Jednym z proponowanych kierunków interwencji jest
„stworzenie warunków do inwestycji w infrastrukturę wytwarza energii
elektrycznej oraz w zwiększenie udziału OZE”.
Panuje powszechna zgoda co do tego, że inwestycje w
energetyce są potrzebne, a nawet niezbędne. Nowy resort energii w ciągu trzech kwartałów swojego istnienia nie mógł jeszcze wiele zrobić, aby umożliwić realizację
ambitnych celów. Jest to zrozumiałe. Zastrzeżenia można mieć tylko do tego, że Ministerstwo
Energii w efekcie odroczenia wejścia w życie ustawy o OZE, a potem jej
„kagańcowej” nowelizacji promującej m.in. „bezinwestycyjne” współspalanie
biomasy z węglem, zatrzymało dobrze zapowiadające się inwestycje w energetyce
odnawialnej. Zdążyło też stworzyć tak
dużą niepewność i nieprzewidywalność co do dalszych działań w sektorze, że od połowy br. stanęły nie
tylko inwestycje ale prace nad nowymi projektami (znikome nakłady na inwestycję
rozpoczęte). Mało wiarygodnie w kontekście SOR brzmią stwierdzenia, że Polska „przeinwestowała
w OZE” podążając za celem ilościowym na 2020 rok, zwłaszcza w kontekście ponownej promocji "bezinwestycyjnego" współspalania, które przez dekadę było największym beneficjentem dotychczasowego systemu wsparcia. Nawet jeżeli w I półroczu
br. przybył rekordowy 1 GW mocy wiatrowych (odpowiednik 50% wszystkich nakładów
inwestycyjnych w energetyce) to był to „rzut na taśmę” i przyśpieszona
wyprzedaż portfeli („spontaniczna” kontrybucja w SOR i w rozwój), a reszta
branży OZE stała w blokach i powoli zastanawia się, czy z nich nie wyjść.
Zgodnie z
nowymi analizami IEO łączne obroty na rynku inwestycji w OZE w celu
zrealizowania naszych podstawowych zobowiązań unijnych w okresie 2016-2020
miały wynieść ponad 66 mld zł, w tym 25
mld zł na rynku ciepła z OZE, 41 mld zł na rynku energii elektrycznej oraz 24
mld zł na nowym, dotychczas perspektywicznym rynku tzw. małych źródeł i źródeł
prosumenckich. W efekcie ostatnich prac legislacyjnych w najbliższych kwartałach i latach energetyka
odnawialna będzie ciągnęła wskaźnik inwestycji w dół, przy jednoczesnym,
wydającym się już nieuchronnym, wzroście kosztów energii ze źródeł kopalnych w całej
gospodarce.
„Nie szkoda róż gdy płoną lasy”, ale warto przypomnieć i
podać konkretny przykład na to jakie straty w inwestycjach przynoszą złe
regulacje. Dokładnie dwa lata temu na
wysłuchaniu publicznym w Sejmie IEO zgłosił potrzebę wprowadzenia do ustawy
o OZE tzw. „poprawki prosumenckiej” wraz z oceną skutków, a potem opublikował szerszą
analizę na ten temat. W efekcie wprowadzenia postulowanych przez IEO taryf
gwarantowanych FiT na różne rodzaje mikroinstalacji o mocy do 10 kW miało
powstać 200 tys. elektrycznych instalacji prosumenckich o łącznej mocy 800 MW.
Nakłady inwestycyjne do 2020 roku miały wynieść niemal 18 mld zł. W 2016 roku, dzięki bezpiecznemu inwestowaniu gospodarstw domowych (obecne aktywa w tym segmencie, bez zobowiązań, to niemalże 1,2 bln
zł) i mających znaczące oszczędności małych firm, miało powstać ok. 160 MW nowych,
rozproszonych terytorialnie mocy, a łączne nakłady inwestycyjne miały sięgnąć 3,5 mld
zł. W pierwszym półroczu 2016 inwestycje prosumenckie mogłyby zatem stanowić nawet 20%
wszystkich nakładów inwestycyjnych w energetyce.
Na te rozwiązania czekały gospodarstwa domowe, które teraz
dzięki zwiększeniu dochodów rozporządzalnych w efekcie programu 500+ mogłyby jeszcze
łatwej spłacać tanie kredyty inwestycje pozyskiwane
pod system FiT. Ale czekała też branża instalatorska i producenci urządzeń, bo
rozwój krajowego przemysłu i technologii był zawsze kluczowym efektem wprowadzenia FiT.
Dane GUS pokazują, że w niezwykle innowacyjnym dziale „produkcja urządzeń
elektrycznych” nakłady inwestycyjne niestety także spadły w pierwszym półroczu br. do 520
mln zł (z 565 mln zł rok wcześniej). Na fali zainteresowania obywateli wzbudzonego przez
planowane wprowadzenie FiT korzystają do dziś „sprzedawcy gruszek na wierzbie”
dla inwestorów indywidualnych, przekonujący ich, że system „opustów” również będzie
dla nich korzystny. Obywatele, choć zainteresowani OZE, chronią swoje oszczędności i nie za
bardzo chcą ryzykować i tracić na nowej niepewności legislacyjnej.
Kwotowo znacznie bardziej poważne skutki jeśli chodzi o
inwestycje przyniesie proponowany w ustawie OZE system aukcyjny i ustawa o
inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych. Alternatywne pomysły Ministerstwa
Energii w postaci „ciężkiego” inwestowania w kaskadyzację Dolnej Wisły czy nawet
rozważane w SOR koncepcje budowy elektrowni atomowych są ciągle syrenim śpiewem
odległej przyszłości, bez wpływu na bieżące procesy gospodarcze. W efekcie początkowych
zaniechań, a potem ostatecznie podjętych radykalnych decyzji w kwestii OZE polska
energetyka niefortunnie wpisała się w SOR. Jest to o tyle groźne, że realne
inwestycje w każdej branży przemysłowej łatwo jest zatrzymać, ale znacznie
trudniej jest ponownie je pobudzić.
Bardzo ciekawa analiza. Kaganiec na ustawie o OZE daje efekty. Ciągłe prawne zawirowania nie zachęcają nikogo do inwestycji, która jednego dnia może okazać się opłacalna, a drugiego katastrofalna.
OdpowiedzUsuń@Michał Michałowski
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu zastanawiałem sie nad tym. Zadałem sobie pytanie czy warto zastanawiać się nad tym co w danej chwili wymyśli polityk i ile firm jedną niemądrą decyzją, a nawet głupim gadaniem doprowadzi do bankructwa i ile projektów w toku (zmarnowane środki) uczyni bezprzedmiotowymi.
Doszedłem do wniosku, że trzeba szukać rozwiazan rynkowych, bo rynek łatwiej przewidzieć.
Wtedy "opłacalność" będzie bardziej trwałym pojęciem, a nie zlewiskiem znikającym po zachodzie słońca (jak polityk zaśnie i jeszcze się nie obudzi z nowym, równie absurdalnym ale innym pomysłem)
Poza tym zależność od polityków jest stresująca, a w niektórych przypadkach wręcz uwłaczająca
Pozdrawiam
Jeszcze do niedawna rozważałam inwestycję w fotowoltaikę, znjomi mają i bardzo sobie cenią, w 2014 roku zakupili panele fotowoltaiczne o takich parametrów http://ozeshop.pl/bez-montazu/85-zestaw-fotowoltaiczny-3-kw.html mając czteroosobową rodzinę. Bardzo sobie chwalili system więc chcieliśmy również przejść na fotowoltaikę, w obecnej sytuacji i zawirowaniach nie jesteśmy już do tego tak przekonani
OdpowiedzUsuńCzasami tak się zdarza, że niestety inwestycja może zaliczyć spadek jeśli była np. zbyt pochopnie podjęta decyzja. Moim zdaniem bardzo fajnym i zarazem innowacyjnym rozwiązaniem jest również platforma funduszy https://viennalife.pl/strefa-inwestowania/platforma-funduszy gdzie inwestowanie to główny produkt.
OdpowiedzUsuń