Pierwsza
akcja nowego rządu – wynegocjowane porozumienie z kopalnią Kazimierz Juliusz (KKJ) i Katowickim Holdingiem Węglowym (KHW) - zakończyła się w niedzielę rano
zapowiedzią zwiększenia wydatków na
sektor węglowy w stylu iście socjalistycznym. Jest to efekt pracy tzw. Międzyresortowego Zespołu ds. Funkcjonowania Górnictwa Węgla Kamiennego, którego członkowie w
zdecydowanej większości znani są z głoszenia liberalnych i prorynkowych
poglądów.
Według treści
porozumienia, już w zasadzie trwale nierentowna kopalnia KKJ będzie fedrowała
dalej pomimo narastających strat finansowych, wyczerpania się ekonomicznych
pokładów węgla i braku szans na spadek kosztów. Zakład zostanie przejęty przez
Spółkę Restrukturyzacji Kopalń, a to będzie poprzedzone ekspresową (zaledwie w
ciągu kilka tygodni!) nowelizacją ustawy o funkcjonowaniu górnictwa węgla
kamiennego (chodzi o przedłużenie okresu, w którym spółki mogą korzystać z
dobrodziejstw ustawy, termin ten bowiem kończył się w 2007 r.). Wejście w życie
zmian w ustawie umożliwi dofinansowanie bankruta na ok. 100 mln zł. Górnicy
mają otrzymać zaległe pensje i zagwarantowane mieszkania pracownicze.
Red. Karolina
Baca-Pogorzelska, osoba którą zdecydowanie trudno posądzić o niezrozumienie sytuacji w
górnictwie, ani tym bardziej na Śląsku, albo przypisywać
jej złe intencje w stosunku do górnictwa węgla kamiennego, dowiedziawszy się o porozumieniu pisze na swoim blogu, że KKJ to "dopiero początek". Trudno się z tym nie zgodzić, wystarczy tylko
uświadomić sobie, że znacznie większa od KHW, największa z grup górniczych KW
ma tylko 3 rentowne kopalnie spośród posiadanych 14. Red. Baca-Pogorzelska pyta najpierw o to co będzie z
kolejnymi długami, skoro KKJ wciąż generuje straty i – przewidując że to tylko
początek „reformy” górnictwa w formie „narodowej (wielomiliardowej) ściepy” - rozważa przebranżowienie i "naukę uprawy truskawek
lub hodowli jenotów". Chciałoby się powiedzieć „witamy w klubie”, bo w branży
OZE też o tym dyskutujemy - o zmianach zawodów, tyle tylko że ze zgoła odmiennych
powodów. W obu przypadkach trudno tylko przecenić wpływ rządu na te dramatyczne osobiste decyzje, w tym także wpływ przedstawicieli administracji państwowej, którzy musieli i inaczej negocjowali z górnikami, a inaczej rozmawiają z tymi którzy nie dysponują odpowiednią siłą polityczną.
Paradoksalnie
główny ciężar w podpisaniu porozumienia z górnikami wziął na siebie nie Autor koncepcji
tworzenia narodowych monopoli i dbania o przychylność dużych grup interesów –
premier Bielecki, ale wiceminister
gospodarki prof. Pietrewicz. Dodam, że minister Pietrewicz – jako zwolennik gospodarki
rynkowej (tu nie ma sprzeczności) - pełni funkcję Pełnomocnika Rządu ds. deregulacji gospodarczych oraz
nadzoruje Departament Energii Odnawialnej w MG oraz od półtora roku nadzorował prace rządu nad „rynkową” (przygotowywaną
kilka lat, a nie tygodni) wersją ustawy o
OZE i w tej sprawie reprezentuje rząd w
Sejmie. Choć to mnie martwi, na razie pomijam wątek czy minister rzucony na front walki o górnictwo
(lub z górnikami) będzie miał jeszcze chwilę czasu i odwagi aby aktywnie wspierać
OZE. Zwłaszcza teraz, gdy będąca w
Sejmie ustawa o OZE wymaga pilnych poprawek, po to aby OZE mogły ewolucyjne
zastępować węglową masę upadłościową i tworzyć strategiczną alternatywę przed naciskiem politycznym i szantażem energetycznym. Tropiciele
polityczno-personalnych zagadek mogą się też zastanawiać dlaczego na miejscu ministra Pietrewicza nie znalazł się minister Tomczykiewicz, który w
MG realizuje zadania związane z energetyką („z wyłączeniem spraw dotyczących
OZE” jak czytamy w zarządzeniu,
które przynależą do … ministra Pietrewicza”)
i nadzoruje zadania prowadzone
m.in. przez: Departament Energetyki i właśnie Departament
Górnictwa.
Warto zająć
się jednak podstawą merytoryczną negocjacji rządu z górnikami i retoryką używana na
użytek polityki. Podstawy merytoryczne
są zaiste wątpliwe, bo widać jak na dłoni że jest problem ekonomiczny branży, ale inne mają znacznie gorsze warunki funkcjonowania, a pomimo tego po raz pierwszy od dawna rząd zwalnia prezesa spółki (tu
KHW) i daje się natychmiast po rozpoczęciu protestu wciągnąć w niebezpieczną
grę o dalszych skutkach trudnych do przewidzenia.
Informacja o sytuacji, a nawet retoryka też się niestety nie broni. To co minister
Pietrewicz powiedział do mediów po podpisaniu porozumienia (o ile opieram się na wiernym przekazie): "Zwyciężyła ekonomiczna racjonalność i
społeczna wrażliwość"
można usprawiedliwić tylko
wyczerpującymi kilkudniowymi rozmowami i wielogodzinnymi stresującymi negocjacjami
pod presją . Porozumienie nie ma bowiem nic wspólnego z ekonomiczną
racjonalnością i wrażliwością społeczną,a tym bardziej sprawiedliwością jeśli chodzi o zatrudnienie i place. Udział płac w kosztach
produkcji węgla wzrasta i przekracza już 50%,w największej KW wynosi aż 65%!), podczas gdy generalny udział płac w
PKB jest wyjątkowo niski i wynosi zaledwie 36%. Co ma wspólnego ze społeczną
wrażliwością to, że pracownica
hipermarketu spolegliwie pracuje za 1600 zł bez wyciągania środków na etaty
związkowców, bez wcześniejszych emerytur i dodatków górniczych, a górnik
zarabiający średnio (nie chcę epatować kwotami i pomijam dyskusję o średniej
bo w tym zestawianiu nie ma ona znaczenia)
8 tys. zł, mając często już zabezpieczoną
emeryturę i alternatywę zatrudnienia z nieco mniejszymi przywilejami stawia na nogi całe państwo? Stawiał na baczność przed wyborami do Parlamentu Europejskiego (kolejne
odroczenia i umorzenia składek ZUS od pensji górniczych), przed
wyborami samorządowymi (walka na granicy prawa z importem węgla), będzie
pewnie szantażował przed wyborami do Sejmu i Senatu) i określał i będzie określał politykę
każdego rządu jeszcze zanim ten zacznie urzędowanie. Czy tu można mówić o „wrażliwości
społecznej” rządu?
Ostatnie
rządy, niezależnie od tego czy podkreślały liberalne przekonania, prowadziły etatystyczną politykę wobec górnictwa i energetyki i blokującą politykę wobec rozwoju OZE, choć te ostatnie są jedyną ekonomicznie sensowną szansą na ewolucyjne zastępowanie takich
ekonomicznych trupów jak KKJ i wyrwaniu się z groźby szantażu branży górnictwa
i energetyki węglowej. Sprawa
porozumienia rządu z KKJ i KHW, będąc niestety oczywistym finałem pewnego etapu
polityki chowania głowy w piasek nie jest sukcesem negocjacyjnym. Jest wstydliwą
i przykrą dla rządu wtopą, i groźnym dla gospodarki i społeczeństwa precedensem. Próbując wyrazić zdumienie, że zgodnie z wczoraj
wynegocjowanym przez- jakby nie patrzeć - rządowych liberałów porozumieniem, trwale
nierentowne kopalnie węgla kamiennego będą fedrowały dalej drogi węgiel, który
będzie zalegał ma hałdach, trzeba uciec w
surrealizm. Zawarte porozumienie - ustawowe zalegalizowanie drogiej dopłaty do
czegoś niepotrzebnego - trąci czystym socjalizmem, ale bynajmniej nie tym skandynawskim, tylko tym swojskim wschodnim utrwalonym w niedoścignionej karykaturze
Barei – kultowym i zapewne doskonale znanym także rządowym negocjatorom filmie
Miś
[Skrócona scena 76: Hochwander i Miś rozmawiają w biurze Misia]
Miś:…. Wiesz co robi ten miś? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest miś na skalę naszych możliwości… i nikt nie ma prawa się przyczepić, bo to jest miś społeczny.… Prawdziwe pieniądze zarabia się tylko na drogich, słomianych inwestycjach.
Hochwander: Pieniądz jest pieniądz! Kilkaset tysięcy, za niepewne kilkaset dolarów i to jak ciotka będzie miała gest. I to według Ciebie jest w porządku!
Miś: Janek, nie mieszajmy myślowo dwóch różnych systemów walutowych. Nie bądźmy Pewex`ami. Dostajemy za tego misia, jako konsultanci 20% ogólnej sumy kosztów i już. Więc im on jest droższy, ten miś tym... no?
No właśnie… Przynajmniej w górnictwie i w energetyce
kapitalizm nam się zdecydowanie nie udał. Nie tylko budujemy wielkie
socjalistyczne inwestycje, które w UE szybko przestają być potrzebne (będą za
drogie), ale też potrafimy te wcześniejsze utrzymywać długo po tym jak już są
za drogie i nie są potrzebne. Wydaje się wręcz niewiarygodne, że w kraju w
którym konstytucja wspomina o „społecznej gospodarce rynkowej”, a w którym
rządzi kapitalizm w czasami skrajnej wersji anglosaskiej, naprawę społeczeństwa
i gospodarki zaczyna się od transferów finansowych z biedniejszej części
prywatnych przedsiębiorców do bogatej części sektora państwowego.
Czy konieczny powrót do większej równowagi pomiędzy
kapitałem, a płacą ma polegać na tym, że niewielka część dotychczasowych, głównych beneficjentów polityki energetycznej
przerzuca kolejne swoje koszty na podatników i konsumentów energii, a ukryte
koszty ochrony środowiska i koszty leczenia na wszystkich współobywateli? Czy
można wytłumaczyć fakt, że zgodnie z rządowym projektem ustawy o OZE obywatele skazani na utrzymywanie
nieefektywności w górnictwie muszą jeszcze jako prosumenci dofinansowywać także
węglowe koncerny elektroenergetyczne? Czy w tej sytuacji można mówić o
jakiejkolwiek rozsądnej, ekonomicznie i
społecznie uzasadnionej polityce
energetycznej? Ile czasu rządzić może polityczny „short-termism” podszyty cynizmem?
Sprawy zaszły tak daleko, że nie mam niestety prostej recepty i może sam za dużego heroizmu
oczekuję w stosunku do rządu i wystraszonych polityków? Jeżeli tak, to chciałbym
prosić tylko o jedno; aby nawet kapitulujący
w negocjacjach rząd miał na tyle odwagi, aby podjąć próbę
wyjaśnienia społeczeństwu na czym w istocie (bez uciekania się jedynie do naciąganej
retoryki antyunijnej i tej wyjątkowo dzisiaj łatwej dla polityków –antyrosyjskiej)
polega problem w górnictwie i rysujący się dramat wychodzący daleko poza
górnictwo.