Przegłosowane na Komisji Sejmowej wysłuchanie publiczne w dniu 15 września w sprawie projektu ustawy o OZE może zaskakiwać. Komentarz w tej sprawie nie jest z pewnością sprawą prostą, a wszelkie rady są ryzykowne. Ale warto przynajmniej zastanowić się, czy skorzystanie z instytucji prawnej wysłuchania publicznego nie ma tu uzasadnienia, oczywiście pomijając względy polityczne, bo te wypada z definicji pominąć, gdyż nigdy nie służą ani dobrym regulacjom ani dobrej debacie.
Wątpię aby powodem do wysłuchania mógł być poboczny temat
związany z zaostrzającą się walką wręcz ideologiczną o wiatraki, albo z
wiatrakami, bo co do istoty jest to przedmiot innej regulacji. W tej akurat przedmiotowej ustawie chodzić
może np. o to, czy OZE to czysta energia w porównaniu z jej wytwarzaniem z
węgla, gazu czy atomu i o to czy dać szansę wszystkim OZE, a w szczególności
tym do tej pory regulacyjnie tłamszonym. Nie byłoby też żadnej podstawy
merytorycznej aby takie wysłuchanie przeprowadzać, gdyby do końca kontynuowany
był model szerokich konsultacji społecznych przyjęty przez Ministerstwo
Gospodarki wraz z opublikowaniem pierwszej wersji projektu ustawy o OZE w
grudniu 2011 roku. Skala i przejrzystość konsultacji społecznych nie
mogły wtedy budzić u nikogo zastrzeżeń, niezależnie od tego czy proponowane
rozwiązania prawne się komuś podobały, czy nie. Był też dobry rezultat konsultacji, bo w ich efekcie projekt ewaluował w bardzo dobrym kierunku. Stawał
się zwyczajnie coraz lepszy, aż do lipca 2012 roku.
Ale właśnie pod względem przejrzystości i możliwości jakiejkolwiek partycypacji społecznej w procesie
stanowienia prawa, a tym bardziej wzięcia uwag strony społecznej pod uwagę, sytuacja
zmieniła się diametralnie, od wiosny 2013 roku, kiedy projekt ustawy na
dobre ugrzązł w KPRM i został ponownie wyjęty niemalże „jak z kapelusza” w Ministerstwie
Gospodarki dopiero we wrześniu 2013 roku, w formie nieprzypominającej w niczym
poprzedniej wersji projektu. W zasadzie od końca 2012 roku do końca czerwca br.
projekt ustawy był „pilotowany” przez KPRM i znajdował się całkowicie poza tzw.
kontrolą społeczną. Jedynym źródłem informacji były nieregularnie wprowadzane
informacje na stronie internetowej RCL, które i tak niewiele mogły powiedzieć
tzw. opinii publicznej. Procedowanie wewnątrz rządu odbywało się w taki
sposób, że żadne z głębszych merytorycznych argumentów zgłaszanych także
przez ministerstwa nie były uwzględniane. Dotyczyło to zarówno prób obrony
energetyki prosumenckiej przed dyskryminacją i prób ograniczania wsparcia
dla współspalania (MRiRW, MŚ), jak i prób wskazywania na zasadność notyfikacji
projektu regulacji (MIR, MS). Nawet w łonie rządu projekt wzbudzał
kontrowersje, ale procedowany był niezwykle arbitralnie i przez to mało
merytorycznie.
Mam jednak obawy co do czystości intencji zgłoszenia
inicjatywy wysłuchania publicznego i co do tego czy ekstremalnie zawiły i
realizujący niejasne i czasami sprzeczne cele projekt ustawy w obecnej
wersji w ogóle nadaje się do tej formy bezpośredniego uczestnictwa obywateli w
stanowieniu prawa. Nie będzie to łatwe, bo obecny projekt, z uwagi na jego
hermetyczność, nie jest dobrym szkieletem do wprowadzania zmian, a wymaga
zmian znacznie głębszych niż przeredagowania kilku czy nawet
kilkudziesięciu ustępów. Z kolei Komisja Parlamentarna nie jest w stanie
wprowadzić do takiej wersji projektu rządowego poważniejszych korekt, bo nawet
słaba regulacja (za taką uważam obecny projekt ustawy o OZE) ma pewną logikę i
strukturę wewnętrzną i nie wytrzyma próby wtłoczenia wielu postulatów. Do sceptycyzmu
(oby się nie potwierdził) skłaniają mnie także trudne doświadczenia, gdyż w
pewnym zakresie prowadziłem merytoryczne konsultacje pierwszego, naprawdę szerokiego projektu ustawy o OZE z 2002 roku
i wiem jak złożona jest to materia, jak jest trudno - szczególnie w silnie zdywersyfikowanej
branży OZE - uwzględnić poszczególne racje i wpisać
kompleksowo energetykę odnawialną w system krajowego prawa, którego strażnikiem
jest monolityczna energetyka zawodowa.
Wysłuchanie publiczne to u nas nowa instytucja prawna i
jeszcze nie gdy nie była stosowna do tak niejasno dla obywateli napisanej
regulacji. Źle przeprowadzone wysłuchanie publiczne doprowadzi do klinczu i w
efekcie, moim zdaniem, projekt ustawy o OZE może trafić o kosza. Jeżeli szukamy
rozwiązania pozytywnego, wymagane byłoby tu solidne przygotowania, rzetelna praca i
szczególna odpowiedzialność władzy ustawodawczej – organizatora wysłuchania.
Ale też nie wróżę dobrze „koncertowi życzeń” ze strony społecznej. W takiej
sytuacji wszyscy wyjdą z wysłuchania publicznego dotkliwie poobijani i korzyść
odniosą tylko polityczni szabrownicy.
Aby uchronić przez czarnym scenariuszem, pożądane byłoby
zjednoczenie strony społecznej wokół spraw ważnych merytorycznie dla
społeczeństwa i społecznie nośnych, czyli
- ujmując problem bardziej konkretnie - rehabilitacji energetyki prosumenckiej i
wsparcia dla zielonego ciepła, które całkowicie zostało pominięte przez rząd w
obecnej wersji regulacji. Uczestnicząc wcześniej w konsultacjach
społecznych, a potem już tylko obserwując i szukając jakiś wzorców wspólnego działania, wydaje mi się, dobrą platformą do skutecznego
występowania strony społecznej była np. koalicja aż 39 organizacji społecznych
pominiętych, które zorganizowały się w 2013 roku grupę „Energetyka Obywatelska”
i próbowały nie tylko powstrzymać destrukcję projektu ustawy z 2012 roku jako wspólnego dorobku wielu grup, ale przede wszystkim odwołać się do szerszych wartości niż zwykłe określenie wąsko pojętego interesu. Pewnie są inne przykłady, ale z pewnością nie ma ich wiele.
Sądzę, ze nie miałoby sensu proponowanie na tym etapie zbyt
szerokich koncepcji zmian w ustawie, bo z wyżej wskazanych powodów komisja sejmowa
będzie wobec nich merytorycznie bezradna, ani też poprawek typu „bezładne
wrzutki”. Ciągle za realną uważam próbę przeniesienia do nowego projektu ustawy
już wypracowanych w sensie merytorycznym i prawnym artykułów regulujących
wsparcie zielonej energetyki prosumenckiej i cieplnej w poprzednim,
znacznie bardziej wrażliwym na kwestie społeczne i obywatelskie projekcie
ustawy z lipca 2012 roku.
Tu jednocześnie chodzi i o racje merytoryczne i o godność
coraz bardziej poniewieranego sektora, którą może budować tylko wspólna walka o społecznie nośne sprawy systemowe, ważne
dla wszystkich. Należnej w państwie wagi i pozycji sektora OZE nie zbudują waśnie plemienne
toczone na coraz mniejszym pastwisku pod sztandarami z hasłami obojętnymi dla zdecydowanej większości społeczeństwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz