Przychodzi niestety taki moment kiedy jubileusze i przeszłość zaczynają dominować nad myśleniem o przyszłości. Tam gdzie wydaje się że za przyszłość nikt nie odpowiada, tak jak w Polsce, łatwiej o „powrót do przeszłości”. Zawsze interesowała mnie przyszłość nawet ta odległa, a teraźniejszość tylko wtedy gdy mogła na przyszłość wpłynąć. Dzisiaj teraźniejszość dla krajowej energetyki odnawialnej nieodłącznie związana jest z projektem ustawy o odnawialnych źródłach energii i której przyszłość jest dalej niejasna, a wraz z tym niepewna jest przyszłość OZE w Polsce. W spóźnionym noworocznym wpisie pozwolę sobie na chwilę słabości, a nawet odrobinę sentymentalizmu i skupienie się na tym co jest wiadome, czyli przeszłości i teraźniejszości i na tym czego (i czy?) uczy nas historia OZE.
Urodziłem się 50 lat temu, w czasie kiedy prezydent Kennedy rozpoczął realizacje programu Apollo, i już w pierwszej klasie szkoły podstawowej widziałem jak Neil Armstrong z załogą lądował na Księżycu (tak, to się udało w okresie krótszym niż dekada!). Wydawało się że wszystko jest możliwe i możemy oderwać się od historycznych trendów.
Kiedy 25 lat temu, zaraz po trzecim kryzysie energetycznym (dokładnie „naftowym”), kończyłem politechnikę przeczytałem w Przeglądzie Technicznym (wychodzi do dzisiaj) że za kilka lat OZE będą konkurencyjne na rynku, a one dalej się tylko dobrze zapowiadają...
10 lat temu, współtworzyłem Instytut Energetyki Odnawialnej widząc konieczność budowy wyspecjalizowanych w OZE i niezależnych instytucji oraz koncentracji wiedzy w tym obszarze aby możliwe było wywarcie wpływu na zmiany, też w sferze regulacji i aby szybciej poprawiać konkurencyjność OZE.
W końcu były ku temu podstawy; choć nie byliśmy jeszcze w UE, ale stamtąd już wiał „wiatr odnowy”. W 2001 roku Sejm RP przyjął „Strategię rozwoju energetyki odnawialnej” w opracowaniu której aktywnie uczestniczyłem i sporo czasu poświęciłem przeprowadzenie jej przez rząd i Sejm. Już w 2002 roku w zespole którym kierowałem powstał, na zamówienie ministerstwa środowiska, projekt ustawy o odnawialnych źródłach energii (dokładnie o „gospodarowaniu odnawialnymi zasobami energii i promocji energetyki odnawialnej”), link -treść ówczesnego projektu. Teraz myślę, ze był to bardzo dobry projekt, bo … nikomu z uczestników rynku w pełni się nie podobał :). Projekt, nie został jednak skierowany przez rząd do Laski Marszałkowskiej (nie miejsce tu i czas by szczegółowo pisać o tym dlaczego sprawy OZE zaczęły grzęznąć w bieżącej polityce i w rosnących wpływach na nią firm energetycznych).
Dlatego po 25 latach pracy zawodowej poświęconej wyłącznie OZE - pewnie czas na jakiś „artystyczny” benefis ?:)- znowu często czytam, że ... „za kilka lat OZE będą konkurencyjne”.
Po 10 latach od zakończenia pracy nad pierwszym projektem ustawy o OZE, w przededniu Wigilii, ministerstwo gospodarki zaprezentowało grubo ponad rok „wyglądany”(używając bożonarodzeniowej frazeologii) nowy projekt ustawy o OZE. Odbyło to się w formie widowiskowej noworocznej szopki w której zamiast Trzech Króli, dar w postaci projektu ustawy OZE przyniosło trzech ministrów: ustępujący wiceminister Maciej Kaliski (do końca roku ubiegłego odpowiedzialny za energetykę), nowy wiceminister (pochodzący tradycyjnie ze Śląska) od br. odpowiedzialny za energetykę - Tomasz Tomczykiewicz i sam minister gospodarki – premier Pawlak. W zasadzie do odnowionej sali ministerstwa „Pod Kopułą” przyniesiono nie tylko projekt ustawy o OZE ale trzy projekty (w trójpaku są też nowelizacje ustaw związanych z OZE: Prawo energetyczne i Prawo gazowe). Wśród mędrców z darami nie było też od dawna wyglądanego ale ostatecznie przez Premiera nie powołanego pełnomocnika rządu ds. OZE. Dopiero kilka dni później okazało się, ze za OZE odpowiadać będzie sekretarz stanu Mieczysław Kasprzak (patrz zarządzenie ministra gospodarki , § 4, p.3). To znamienne, że w końcu kompetencyjnie OZE odseparowano od "energetyki ale trudno odgadnąć czy chodzi o ich wzmocnienie, czy ochroną przed przejęciem przez korporacje czy też może pozbycie się kłopotu i skierowanie na boczny tor polityki energetycznej. To też trudne i wydaje się że wewnętrznie sprzeczne zadanie, bo minister Kasprzak jest już nowym pełnomocnikiem rządu ale ... ds. deregulacji gospodarczych. W sprawie dodatkowego "odnawialnego" zadania przyjdzie mu natomiast ostro regulować, i to w sytuacji gdy zapisy oddanego w jego ręce projektu ustawy o OZE są (przez zmodyfikowany ale jeszcze bardziej zagmatwany system zielonych certyfikatów) silnie zbiurokratyzowane.
Pozytywne może być to, że ma doświadczenie we współpracy ze organizacjami samorządowymi (ZPP) promującymi generację rozproszoną i związkami rolników ZRKiOR (w Niemczech 21% mocy zainstalowanej w systemach PV jest w rękach rolników i ponad 11% całości zielonej mocy, łącznie z energetyką wiatrową, zlokalizowana niemalże w 100% w gospodarstwach rolnych) i być może uda mu się odejść od zgubnej polityki traktowania rolnictwa jako zaplecza do produkcji rzepaku i biopaliw i marnowania jego areałów na współspalanie...
Jubileuszowych paradoksów jest więcej, dodam np., że 10 lat temu za OZE w strukturze rady ministrów był odpowiedzialny nie minister gospodarki, ale środowiska, a w jego imieniu działał m.in. wiceminister środowiska Radosław Gawlik, który po ponad 10 latach został właśnie w tym samym czasie - w grudniu ‘2011 wybrany na szefa opozycyjnej i ciągle pozaparlamentarnej partii zielonych - Zieloni2004, która jako jedyna (paradoks historii, bo to koalicja rządząca uznaje ustawę o OZE za priorytet) silnie, głośno i konsekwentnie promuje OZE. W wywiadzie dla Gazety Wyborczej z zawodem mówi m.in.: „…rząd i parlament przyjęły trzy ustawy dotyczące energetyki jądrowej w rok, a nie są w stanie od 15 lat przyjąć ustawy o energii odnawialnej…”. Fakt, 20 lat temu zdecydowaliśmy (nb. też głosem Posła Gawlika) że energetyki jądrowej nie będziemy rozwijać, a 10 lat temu był juz gotowy projekt ustawy o OZE… Czy w takich meandrach jest jakaś logika czy tylko cichy chichot historii?
Z okazji jubileuszu 10-lecia próbowaliśmy w zespole Instytutu Energetyki Odnawialnej opowiedzieć meandry rozwoju OZE w ostatniej dekadzie oraz popatrzeć z większą dozą optymizmu na przyszłość i przygotować grunt (historyczny kontekst) pod dyskusję nad nową ustawą o OZE. Zainteresowanych odsyłam na stronę Instytutu i ew. zachęcam do komentarzy i wspomnień.
Historia OZE w Polsce jest pełna paradoksów i wymaga dużo cierpliwości i determinacji aby ją zrozumieć, a nawet przeczytać. Odsylam do dłuższych rozważań na portalu Wyborczej. Czy z tej historii OZE można się czegoś nauczyć i jak się ona zakończy? Czy w końcu bodziemy mięli ustawę o OZE która coś zmieni, czy też trzeba będzie trochę już tylko dłużej poczekać aż OZE, bez oglądania się na pozorne wsparcie prawne, same staną się konkurencyjne?
Wygląda na to, że jeśli chodzi o ustawę o OZE, to niestety nie ma mowy o "końcu historii" tworzenia skutecznych i efektywnych regulacji. Dlatego zostawię na następy wpis ocenę tego daru który przynieśli „trzej królowie” w postaci ustawy o OZE i przekazali, czy podrzucili (?) "temu czwartemu" (minister Kasprzak) do wdrożenia. Nb.PSEW, widząc że energetyce wiatrowej projekt może bardziej zaszkodzić niż pomóc, pisze z przekąsem o „prezencie pod choinkę”:).
Nawiązując do jubileuszu 10-lecia Instytutu Energetyki Odnawianej oraz w ramach przygotowań do dalszej batalii o kształt ustawy o OZE zadedykuję wszystkim „weteranom”, z licznymi kombatanckimi bliznami :), ale też odpowiednio zahartowanych, piosenkę Wojciecha Młynarskiego „Jeszcze w zielone gramy”.
Wszystkim czytelnikom "odnawialnego" życze pomyślności w Nowym Roku.