Dzisiejsze zagajenie też nie będzie super optymistycznie... Zbliża się 25-ta rocznica katastrofy w Czarnobylu. Starsi pamiętają te dni dość dobrze i pewnie pamiętają amerykański film science fiction „The day after” (Nazajutrz), pokazujący możliwe scenariusz zachowania ludzi po ataku niekarnym ZSRR na USA. Zespół polskich twórców filmowych, pod patronatem TVP1 i redakcji Teatru Telewizji, z reżyserem Januszem Dymkiem zrealizowali film „Czarnobyl, cztery dni w kwietniu” który można zaliczyć do „filmu faktu”. Opisuje nie tylko „nazajutrz” (następnego dnia po wybychu w Czarnobylu obywatel sowiecki jeszcze nie wiedział co się wydarzylo, to chyba najbardziej odroznia tamta katastrofe od Fukushimy, nawet jak stopien zagrozenia nr 7 jest od dzisiaj ten sam), ale cztery kolejne dni po wybuchu w Polsce i w Rosji. Kilka dni temu odbył się przedpremierowy pokaz filmu, za parę dni będzie jego emisja w telewizji; trochę więcej o samym filmie.
Byłem na pokazie przedpremierowym w kinie Muranów. Bohater filmu, prof. Zbigniew Jaworowski był gościem pokazu przedpremierowego. W znacznej mierze pisał też tekst będący kanwą scenariusza filmu i był dla twórców źródłem danych historycznych. Prof. Jaworowski w czasie katastrofy był pracownikiem Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie i odegrał znaczącą rolę w zawiadomieniu władz o niebezpieczeństwie skażenia oraz, wchodząc do zespołu partyjno-rządowego – w podjęciu decyzji o podaniu dzieciom i mieszkańcom płynu „Lugola”, co zapewne pozytywną rolę w ochronie zdrowia (rak tarczycy) ludności zagrożonej akumulacją dużymi dawkami jodu radioaktywnego.
Prof. Jaworowski jest obecnie szefem Stowarzyszenia Ekologów na rzecz Energii Nuklearnej (SEREN) i słynie, razem z niewielką grupę ludzi w dojrzałym wieku, którzy mają korzenie pierwszej polskiej przygodzie nuklearnej związanej z budową w laatch 80-tych elektrowni jądrowej w Zarnowcu (znaczna część tych osób była na pokazie) i których kariera zawodowa została przerwana w 1986 roku po katastrofie w Czarnobylu, i dziś widzą swoją drugą i ostatnią szansę w związku z reaktywacją programu jądrowego, który z całą determinacją wspierają.
W atmosferze Fukushimy i przy okazji rocznicy katastrofy w Czarnobylu dalej w sposób nieskrępowany promują energetykę jądrową i dyskusja po pokazie filmu też niestety temu służyła. Choć jak mi się jednak wydaje intencją twórców było pokazanie problemów, napięć i dramatów jakie powstają wtedy gdy władza nie informuje obywateli w sprawach ważnych.
Po pokazie Zbigniew Jaworowski, ku łatwo wyczuwalnemu zdziwieniu widzów, a u znacznej części ich konsternacji zaczął od tego że energetyka jądrowa to największy wynalazek ludzkości „porównywalny z wynalezieniem ognia”, Greenpeace to „banda wariatów”, stwierdził ponad wszelką wątpliwość że po wybuchu w Czarnobylu nikt nie zginął a nawet nie zachorował z powodu dawek promieniowania, naprawdę niebezpieczna dla ludzi jest energetyka odnawialna, w tym np. w uznanej za profesora za "najbardziej bezpieczą energetyce wodnej zginęło w nieodleglych katastrofach 265 tys. osób”, a katastrofy w Czarnobylu i w Fukushimie to „jedne z najbardziej wspaniałych doświadczeń bo w ich efekcie dużo się o energetyce jądrowej nauczyliśmy”.
Brzmiało to tak dogmatycznie i bezdyskusyjnie oraz przynajmniej dla mnie groteskowo jak gombrowiczowskie „Słowacki wielkim poetą był”, ale śmieszne to wcale nie było. Dawno na własne oczy nie widziałem takiej wręcz rewolucyjnej żarliwości i raczej niezwykłej w świecie naukowym gotowości do formułowania wielce ryzykowanych tez. Wiem że prof. Jaworowski ma swoje lata i choć z minionego okresu to z pewnością ma cenne doświadczenia, ale jeżeli osoby tak myślące są obecnie ekspertami (w pewnym sensie naturalnymi i jedynymi) w tworzeniu prawnych warunków bezpieczeństwa pracy elektrowni jądrowych w Polsce, to „strach się bać” nie jest nadmiernie przerysowaną parabolą.
A film, choć jest w nim spora doza subiektywizmu i chyba niedostatek konsultacji, w pewnym stopniu może się próbować obronić sam, bez aktywnego wsparcia swego głównego bohatera. Sprawa Czarnobyla i ówczesnego socjalistycznego kolorytu (energetyka jądrowa i centralizm pasowały do siebie i się wzajemnie wspierały) tkwi bowiem dość głęboko w naszej świadomości, utrwaliła się w pamięci w skutek dużych emocji, a po ćwierć wieku może być przedmiotem znacznie głębszej refleksji niż ta będąca w udziale prof. Jaworowskiego.
Panie Grzegorzu,
OdpowiedzUsuńtak czytam i czytam i z porannego podziwu wyjść nie mogę. Na kawie można zaoszczędzić. I o ile stanowisko profesora było dla mnie łatwe do wytłumaczenia - w końcu to tylko "human being" walczący o swoje, to fakt, że jest szefem Stowarzyszenia Ekologów na Rzecz Energetyki Odnawialnej sprawił, że z każdym przeczytaniem miałem coraz szerzej otwarte oczy. No i mimo, że jest to, jak w urzędowych pismach się mawia "oczywista pomyłka pisarska" to niestety słowo "Ekologów" bardzo skutecznie utrudniło odnalezienie prawdy :) Przy czym nawet jak odnalazłem ją, to nie mogłem uwierzyć, że słowo "ekolog" i "nuklearna" w jednej nazwie mogą wystąpić. No ale swoją drogą przecież tak, jak pierwsze skojarzenia do słowa "nuklearna", to "katastrofa" lub "wojna" to dla słowa "ekologiczna" też najbardziej kojarzy się "zagłada" ;)
Przy czym wierzę (i tylko mam nadzieję, że nie naiwnie), że takie działania o których Pan pisze nie potrafią się obronić. Nie tylko same.
PS. Może Pan śmiało ten wpis usunąć bo niewiele wnosi do rzeczowej dyskusji a i po poprawkach może dodatkowo konsternować kolejnych czytających. Swoją drogą to w niezłym szoku musiał Pan być po tym pokazie ;)
A swoją drogą, to zwolennicy energii nuklearnej w naszym kraju to mają takiego niesamowitego pecha, że w życiu nie powinniśmy pozwolić im w CZYMKOLWIEK grzebać :)
OdpowiedzUsuń@ Jakub 1.
OdpowiedzUsuńZnowu mnie Pan ratuje z opresji. Dziękuję. Przeinaczenie we wpisie nazwy stowarzyszenia SEREN na „SEREO”, za co serdecznie przepraszam, przede wszystkim SEREN, mogę wytłumaczyć chyba tylko tym, że byłem w szoku po wystąpieniu prof. Jaworowskiego (dziękuję za taką sugestię i pomocną dłoń) lub że wczoraj byłem bardzo przemęczony. Niestety tu się nawet moją wrodzoną dysleksją nie mogę wytłumaczyć, czyli pozostaje jeszcze ew. pokłonić Panu dr Freudowi (może by się czegoś w moje ciemnej podświadomości doszukał wykorzystując swoją wiedzę tajemną nt złożonej relacji kata i ofiary ).. .
@Jakub 2
Chyba rzeczywiście, jak tak się głębiej zastanowić, to w całej tej sytuacji (jej cykliczności) środowisko energetyki jądrowej w Polsce nosi wiele znamion bohatera tragicznego –wg koncepcji polskiej literatury romantycznej. Ale przypomina też czasami Cervantesowskiego Don Kichote, przynajmniej jeśli chodzi o walkę z przeciwnym wiatrem …