Dyskusja o powołaniu
zapowiedzianego w expose Premiera pełnomocnika ds. OZE sprowadziła się do
personaliów, a w najlepszym przypadku do zakresu jego kompetencji. O problemach
branży OZE już nikt nie pamięta. Wydaje się, że skoro mamy w toku aukcje na
energię elektryczną z OZE i w dobrym kierunku
rozwija się program dla prosumentów „Mój Prąd”, to możemy spać spokojne.
Rozmawiałem w ten weekend ze studentami studiów podyplomowych, dla których
miałem pierwszy wykład. Reakcją na moje wynurzenia było: Ale jak to??? Tyle tej fotowoltaiki przybywa, aukcje na energię z OZE idą,
to dalej tego celu nie wypełnimy? Ano nie… A wygląda na to, że pełnomocnik
zajmie się tym co „strategiczne” (w tym: w praktyce odległe i niepewne), jak
budowa morskich farm wiatrowych, podczas gdy reszta sektora będzie się
rozwijała sama pod wpływem ogólnej pozytywnej deklaracji politycznej oraz
chwilowych i przemijających systemów wsparcia wprowadzanych impulsowo. Ja bym
bardziej zawierzył intuicji inwestorów i konsumentów energii, że ceny energii
elektrycznej i ciepła będą rosły (tego politycy nie potwierdzają), ale koszty
OZE same z siebie w takich warunkach nie będą spadać, a przynajmniej nie na
tyle jak mogłyby.
OZE to
przyszłość energetyki, zwłaszcza OZE bezemisyjne (dodane do wysoce emisyjnych
dadzą sensowny miks), ale w Polsce kluczowe problemy są do rozwiązania teraz, a
ich rozwiązanie zajmie co najmniej kilka lat, zanim będzie można wyłączyć „tryb
awaryjny”. Którego jeszcze nawet
porządnie nie włączyliśmy. To dlatego w jednym z poprzednich artykułów na blogu
[link]
wskazywałem na wyjątkowe i pogłębiające się zapóźnienie Polski w rozwoju OZE na
tle UE oraz słabnącą zdolność do dalszej
redukcji emisji CO2 (w szczególności w sektorze mniejszych źródeł emisji, tzw.
non-ETS- temat dotychczas zaniedbywany). W artykule zredagowanym przez Biznes
Alert [link]
bezpośrednio po expose premiera Morawieckiego, podkreślałem konieczność umocowania
pełnomocnika nie tylko w Radzie Ministrów i systemie odpowiedzialności za
kwestie planistyczne (poprzez ministra klimatu w ramach tworzenia Krajowego
planu na rzecz Energii i Klimatu - KPEiK) ale też konkretnie w ustawie o OZE
jako faktycznego jej gospodarza, wraz zapleczem administracyjnym i
eksperckim - departamentem ds. OZE. W
dobie rosnących wymagań środowiskowych i klimatycznych, zbyt wolny rozwój OZE
oznacza olbrzymie koszty po stronie konwencjonalnych aktywów wytwórczych, które
obecnie z ME trafiły do MAP.
Kluczowym
dokumentem planistycznym w polskiej energetyce od 2020 roku stanie się KPEiK, a
nie polityka energetyczna (PEP), której najnowszą, skądinąd znacząco poprawioną
wersję na odchodne przekazał pod konsultacje minister energii. W ten sposób przestanie
istnieć rozbieżność pomiędzy polityką energetyczną pisaną na potrzeby
wewnętrzne, w szczególności pod kątem aktywów państwowych spółek energetycznych
(PEP) i polityką prezentowaną na zewnątrz: dla UE i niezależnych inwestorów
(KPEiK). Wiadomo też, że w ramach wdrażania nowej dyrektywy o OZE i
rozporządzenia Parlamentu i Rady o zarzadzaniu Unią Energetyczną gruntownej
przebudowy wymaga ustawa o OZE. To wystarczająco zajmie pełnomocnika ds.
OZE (o ile w ogóle będzie on miał uprawnienia aby się tym zająć), ale to
zaledwie wierzchołek góry lodowej, którą tenże zobaczy obejmując urząd.
Największe
problemy ujrzą światło dzienne już na początku w 2020 roku i będą zmorą nie
tylko pełnomocnika, ale obciążą też cały rząd i premiera. Warto przypomnieć, że w skutek źle
postawionych tez, słabego rozpoznania otoczenia i megatrendów oraz nierealnych
celów (które dały impuls wejścia na ścieżkę wiodącą do obecnego kryzysie w
energetyce), w okresie negocjacji kształtu dyrektyw wdrażających pierwszy
pakiet klimatyczny UE w 2008 roku,
premier Tusk mawiał, że na kwestie z nim
związane poświęca nawet 80% swojego czasu [link]
przez co nie miał czasu na właściwe sprawowanie swojego urzędu.
Rok 2020 to
przede wszystkim rozliczenie z realizacji twardych, prawnie wiążących
zobowiązań międzynarodowych w zakresie
OZE. Ostatni raport GUS „Energia ze źródeł odnawialnych w 2018 roku” [link]
nie pozostawia złudzeń. Pomimo uspokajającego komunikatu, że w końcu udział OZE
w zużyciu energii finalnej brutto wzrósł o 3,48% (faktycznie tylko o 0,26 p.p.)
z 10,9% w 2017 roku do 11,16% w 2018 (dane GUS ostatecznie potwierdzi
Eurostat), to faktycznie Polska odchyliła się od ścieżki realizacji swojego
celu na 2020 rok jeszcze bardziej niż przewidywałem w najczarniejszych
scenariuszach. Powiększa się deficyt energii z OZE jaka ma być wyprodukowana w
2020 roku aby Polska wypełniła swoje zobowiązania, nie naruszyła prawa UE i nie
była zmuszona do zakupu brakującej energii w innym kraju członkowskim lub do
zapłacenia kary. Sytuację pogarsza nie tylko brak wyraźnych przyrostów
produkcji energii z OZE, ale także wzrost końcowego zużycia energii brutto,
który w 2018 wzrósł o 1,13%.
Panuje
powszechne niezrozumienie co do przyczyn alarmistycznych stwierdzeń w sprawie
OZE. Wynika to przede wszystkim z dwu czynników. Zobowiązania na energię z OZE
kojarzone są z celami w zakresie udziałów energii elektrycznej z OZE w zużyciu
energii elektrycznej, choć i tu zgodnie z danymi GUS w 2018 roku zanotowano
kolejny regres - udział energii elektrycznej z OZE w końcowym zużyciu energii brutto w
elektroenergetyce spadł z 13,09% do 13,03%. Trudno to jest w szczególności
zrozumieć wytwórcom energii z OZE w systemie zielonych certyfikatów gdzie ciągle (w ich systemie)
utrzymuje się pokaźna nadwyżka nieumorzonych świadectw pochodzenia rozumiana
jako nadmiar energii z OZE w stosunku do zobowiązań na 2020 rok 19,50% (bez
limitu dla biogazu rolniczego – 0,5%) nakładanych na sprzedawców energii, która
obniża ceny świadectw. Świetnie, tyle tylko, że przy rozliczeniu celu na rok
2020 nikogo nie będą obchodziły nasze świadectwa pochodzenia, a fizyczna
energia z OZE zużyta w danym roku. Obowiązek umorzenia nałożony ustawą podmiot
zobowiązany może sobie rozliczyć świadectwami sprzed wielu lat (nie maja
terminu ważności). Jest to tylko jeden z
przejawów rozdźwięku pomiędzy skalą zobowiązań państwa i zobowiązań jakie
państwo nakłada na przedsiębiorców.
Skalę
problemu w roku 2020 można zobrazować upraszając skomplikowane statystyki, ekstrapolując
trendy i przedstawiając problem nie „w procentach” ale w jednostkach energii,
najlepiej sprowadzając jednostki dla ciepła z OZE (TJ), biopaliw z OZE (ktoe) i
energii elektrycznej z OZE do jednej jednostki zrozumiałej przez
elektroenergetyków (GWh). Nie sposób też zrozumieć „problemu roku 2020”, bez
uświadomienia faktu, że niezależnie od tego czy kraj członkowski UE wypełni
swoje zobowiązania na 2020, czy nie, jest (zgodnie z rozporządzaniem o zarządzaniu Unią Energetyczną) także zobowiązany nadrobić braki i dodatkowo do
końca 2022 roku zrealizować 18% swojego nowego celu na lata 2021-2030 (przełoży
się to na 16-17% udział energii z OZE w 2022 roku).
Całościowy
obraz tych zobowiązań przedstawiono w tabeli, ekstrapolując wieloletnie trendy
z lat 2010-2018 na kolejne lata (2019-2020), uwzględniając, że wzrost zużycia
energii finalnej w 2020 zostanie zahamowany oraz, że Polska będzie realizować
scenariusz KPEiK proponowany przez Komisję
Europejską w zakresie redukcji zużycia energii i będzie dążyć do
uzyskania 25% energii z OZE w 2030 roku.
W 2020 roku może nam zabraknąć 27,5 TWh energii z OZE. Dla porównania, wszystkie, zresztą
już uwzględnione w tabeli, przeprowadzone,
ogłoszone i zapowiedziane aukcje w zakresie technologii „najszybszych” (wiatrowych
i słonecznych) mogą dać 4 TWh dopiero w 2021 roku i 10 TWh najwcześniej w 2022
roku (w praktyce będzie z nich mniej energii w poszczególnych latach). Gdyby założyć czysto teoretycznie, że braki
wypełniamy tylko energią elektryczną z najtańszych i najszybciej budowanych
OZE, to 27,5 TWh byłoby odpowiednikiem energii z dodatkowych 17 GW instalacji
fotowoltaicznych lub 10 GW farm wiatrowych (lub ich kombinacji), których nie
mamy i mieć nie będziemy. Musiałyby pełną mocą pracować już 1 stycznia gdyż do
rozliczenia celu liczy się energia z OZE wyprodukowana od 1 stycznia do
31grudnia 2020 roku.
Gdyby nawet
natychmiast odblokować ograniczenia administracyjne i prawne i otworzyć systemy
wsparcia, znaczących efektów w postaci inwestycji można by się spodziewać najwcześniej niż za
2-3 lata. 33 TWh deficytu w 2022 roku może się zamienić w niemal 40 TWh, jeżeli zużycie energii (tak jak w obecnej dekadzie) pójdzie wg scenariusza odniesienie. Ale gdybyśmy nawet w pełni zrealizowali cel na 2020 rok i poszli scenariuszem efektywnosci energetycznej, powinniśmy
utrzymywać wzrost produkcji energii z OZE do 2022 roku w tempie ok. 2,5
TWh/rok. To z kolei wymagałoby (trzymając się założenia, że staramy się wypełnić lukę
dodatkowymi inwestycjami w energię elektryczną z OZE) np. przyłączenia w 2021
roku powyżej 5 GW nowych mocy w fotowoltaice czy 2 GW mocy w nowych farmach
wiatrowych, a dopiero potem utrzymania rozsądnego ale ambitnego tempa wzrostu
OZE lub radykalnego zmniejszenia zużycia energii (a co ze wzrostem
gospodarczym?).
Nie ma co
się łudzić, nie da się tego zrobić wyłącznie energią elektryczną, trzeba do
inwestowania zaktywizować ciepłownictwo systemowe, które ma największy
potencjał, a poza tym i tak konieczność
radykalnej redukcji emisji oraz (od 2021 roku) nowy obowiązek wzrostu
udziału energii z OZE o 1,3 p.p. rocznie. Szybkich efektów jeśli chodzi o
wzrost udziałów OZE i redukcję emisji CO2 nie uzyskamy w
transporcie, gdyż mamy za małe udziały energii z OZE w produkcji energii
elektrycznej (bariera dla zielonej elektromobilności, sens skądinąd mają tylko miejskie e-autobusy), za wysokie udziały
nieefektywnych biopaliw (nie zaliczanych już w pełni do OZE), a technologie
wodorowe w okresie do 2025 będą zbyt drogie.
Deficyt
energii 27,5 TWh w 2020 roku oznacza konieczność dokonania tzw. transferu
statystycznego na kwotę 6-12 mld zł. NIK w ostatnim raporcie o OZE z 2018 roku
[link]
pisał o 8 mld zł, ale obecnie wydaje się to szacunek bardzo ostrożny. Kwota rzędu
12 mld zł powinna się znaleźć z rezerwie
ustawy budżetowej na 2020 rok (transfer musi być sfinalizowany i potwierdzony przed końcem ‘2020), gdy tymczasem
cała rezerwa na realizację projektów współfinansowanych z udziałem środków UE i
rozliczeń z budżetem ogólnym UE (zał. 2, cz. 83 do proj. ust. budżetowej) -wynosi
niewiele ponad 6 mld zł. Brak transferu oznacza skierowanie sprawy do Trybunału
Sprawiedliwości UE i wyższą karę (można ja szacować na 18 mld zł) do zapłacenia
w 2022/2023 roku. Z kolei niezrealizowanie indykatywnego celu pośredniego w
2022 roku oznacza poważne ryzyko znacznego uszczuplenia funduszy UE dla Polski.
Chodzi w szczególności o zielone fundusze, która mogą stanowić nawet 40%
całości budżetu UE.
Ciekawi mnie Pańska opinia na temat byłego prezeza Społecznego Inatytutu Ekologicznego, autora rozprawy doktorskiej 'Polscy Zieloni', obecnie wicepremiera Piorta Glińskiego.
OdpowiedzUsuńNiektórzy pamiętają jego zaangażowanie w spotkania liderów ruchów ekologicznych w Kolumnie czy obecność na przejazdach warszawskich cyklistów. O jego działalności w SIE wiem mniej, ale by uniknąć nasuwającego się na język określenia 'zdrada', spodziewałbym się po P. Glińskim nie walki z niezależymi artystami, ale działania na rzecz ochrony środowiska, ochrony klimatu.
Zauważyłem, że Grupa Simple prowadzi również usługę montowania fotowoltaiki https://grupasimple.pl/simple-energia/, jako biuro nieruchomości są bardzo dobrzy, ale fotowoltaiki jeszcze nie testowałem.
OdpowiedzUsuń