Gdyby rzeczowa informacja publiczna była dostępna, a debata o energetyce oparta była na faktach i uczciwa – obecny wzrost cen energii nikogo nie powinien zaskoczyć. W 2016 roku Instytut Energetyki Odnawialnej wskazywał na szybkie tempo wzrostu cen energii dla małych i średnich firm korzystających z taryf C i sugerował aby stawały się one prosumentami biznesowymi (autoproducentami energii). W ub. roku IEO opublikował artykuł „Ceny energii elektrycznej w obliczu polityki energetycznej” i apelował o to, aby koszty zapowiadanej polityki energetycznej poddać monitoringowi, ocenie wpływu na gospodarkę i kontroli społecznej. Pojawiły się problemy metodologiczne: okazało się, że koszty energii (także w dłuższym okresie niż kadencja polityków) są wyższe od cen. Tłumaczyć to można było na dwa sposoby: (1) pionowo zintegrowane koncerny przerzucają koszty z wytwarzania na dystrybucję, (2) system energetyczny nie inwestuje, aby w rocznych (a nawet kwartalnych) sprawozdaniach poprawiać wyniki. Trudne do wytłumaczenia wyłącznie na gruncie nauk ekonomicznych okazały się też dwie sprzeczne tendencje: rosnące zyski koncernów energetycznych, a jednocześnie drastyczny spadek ich wartości giełdowej.
W I kwartale 2018 roku
średnia hurtowa cena energii elektrycznej na Rynku Dnia Następnego wyniosła 184
zł/MWh i była wyższa o 19% od średniej ceny notowanej w analogicznym okresie
ubiegłego roku. W II kwartale bardzo mocno wzrosły ceny energii w kontraktach
terminowych na sierpień, wrzesień oraz cały trzeci kwartał 2018. Ceny grubo przekraczają
300 zł za MWh. Zgodnie z modelem IEO, oznacza to powrót do ekonomicznej
„normalności”, jakże bolesnej po latach dominacji polityki nad ekonomią oraz przewagi
myślenia krótkookresowego nad długookresowym, czego wyrazem może być faktycznie
naganna spekulacja na giełdzie energii, ale jednocześnie brak możliwości
ścigania spekulantów politycznych. W efekcie Komisja Nadzoru Finansowego, Urząd
Regulacji Energetyki, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów zapowiadają
kontrole na Towarowej Giełdzie Energi oraz u głównych graczy z dominującą pozycją na
rynku energii. Celem kontroli jest
zbadanie ewentualnych nieprawidłowości w
zachowaniu podmiotów gospodarczych.
Pojawiają się różne
hipotezy co do przyczyn wzrostu cen energii.
Wszyscy powinniśmy się cieszyć, gdyby
okazało się, że przyczyną wzrostu cen okazały się doraźne nieprawidłowości w funkcjonowaniu rynku
energii, które można by usunąć np. zwiększaniem obligo giełdowego (obecnie
tylko 30% energii musi być sprzedawane na pośrednictwem TGE) lub poprawą
informacji i przejrzystości transakcji na tym rynku. Panuje zgoda, że przyczyny
wzrostu cen energii mają swoje obiektywne podstawy, które będą prawdziwe także
w średnim okresie: wzrost cen węgla (trend światowy) i uprawnień do emisji CO2
(trend europejski). Ale to wszystkiego nie tłumaczy, gdyż obecnie spalany jest
jeszcze tańszy węgiel, korzystamy z derogacji, a ceny uprawnień do emisji rosną
nadal zbyt wolno aby wywołać aż takie skutki. W mediach nie natomiast widać
opinii, które wskazywałyby na przyczyny strukturalne związane np. z efektem
skonsolidowania energetyki i grą prowadzoną wewnątrz grup energetycznych (wytwarzanie
i dystrybucja) oraz efektem ubocznym „hodowli” przez kilkanaście lat (od 2006
roku - „Program dla elektroenergetyki”) państwowych monopoli w energetyce. Od niedawna do przyczyn strukturalnych można by
też zaliczyć powstanie Ministerstwa Energii (ME), sprawującego wobec
państwowych spółek jednocześnie funkcję właścicielską i regulacyjną, ale ten „problem”
też nie jest przedmiotem dyskusji. Nikt nie stawia tezy, że przyczyny wzrostu
cen mają charakter jeszcze bardziej fundamentalny, związany z polityką
energetyczną, inwestycyjną (wpychanie polskiej energetyki w technologie których
koszty rosną), a przede wszystkim z regulacjami, które coraz częściej nie mają oceny skutków regulacji (OSR), a jeżeli
nawet mają, to pozbawione są ilościowej
analizy wpływu na koszty energii dla odbiorców końcowych.
Planowanie inwestycji w
energetyce powinno być przedmiotem szczególnie uważnego monitorowania i optymalizacji.
Tak się dzieje w wielu krajach gdzie rządy zlecają niezależne analizy dotyczące
cen energii, a parlamenty pod tym kątem kontrolują rządy. Nienormalny w Polsce jest
brak długoterminowej prognozy cen energii, zwłaszcza wobec zgłaszania do
realizacji ad hoc dość lekkomyślnych koncepcji energetycznych, przy braku
całościowej polityki energetycznej. W
cytowanej powyżej pracy „Ceny energii
elektrycznej w obliczu polityki energetycznej”, autorzy podjęli się opracowania
prognozy kosztów energii w oparciu o zapowiedzianą przez ME i w ub. roku (co
prawda jedynie w mediach i na konferencjach, gdzie nikt nie pytał o koszty i ceny ) strukturę
mocy wytwórczych i miksu paliwowego w elektroenergetyce do 2050 roku. Struktura
ta była przedmiotem weryfikacji przez IEO jedynie pod kątem realności technicznej
(rezerwa mocy, cykle inwestycyjne), ale bez ingerencji w prognozę
zapotrzebowania na energię i priorytety ME , w tym spowalnianie OZE i efektywności
energetycznej, próba przyspieszenia rozwoju energetyki jądrowej i inwestycje w
nowe i modernizacyjno- odtworzeniowe w elektrownie węglowe. W efekcie powstał
scenariusz referencyjny stanowiący
realizację aktualnej polityki perspektywie 2050 roku – rys. 1.
Rys. 1. Krajowy miks
energetyczny w okresie prognozy wg scenariusza zbieżnego z propozycjami ME z końca 2017 roku
Przy takich priorytetach technologicznych (niski udział energii wiatrowej i słonecznej) na ceny energii wpływają przede wszystkim koszty eksploatacyjne. W efekcie należy oczekiwać wzrostu łącznych kosztów w sektorze wytwarzania energii z 37 mld zł w 2015 roku do 68 mld zł w 2030 roku – rys.2.
Rys. 2. Łączny koszt energii
elektrycznej dla całej gospodarki i gospodarstw domowych przy średniej cenie
sprzedaży energii elektrycznej. Wysokość kosztów podano w cenach stałych z
2017 roku (zł’17).
To wszystko w
sposób istotny, już od pewnego czasu, przekłada się na cenę energii i
obciążenie poszczególnych grup odbiorców. Obecna dyskusja o kosztach energii i
obawach zgłaszanych przez odbiorców energii (jako pierwsi obawy zgłosili ci
najwięksi, korzystający z taryf A, nazywani „energochłonnymi”) stała się
inspiracją do prognozy cen energii w
poszczególnych grupach taryfowych – rys. 3.
Rys. 3. Dezagregacja prognozy średnich cen energii elektrycznej
w Polsce na poszczególne zespoły grup taryfowych (grupy odbiorców energii). Koszty
energii podano w cenach stałych z 2017 roku (zł’17).
Wyniki
analiz prowadzą do wniosku, że w latach 2015-2030 cena energii dla odbiorców
energii (ceny stałe z 2017 roku, bez inflacji) na taryfach C wzrośnie o ponad
19,2%, a na taryfach G o 22,3%. Przy tak wyraźnym wzroście cen energii (i
towarzyszącemu im analogicznemu - o czym dalej wzrostowi kosztów dystrybucji),
energia elektryczna dla tych grup odbiorców może stać się jedną z najdroższych
w UE, tym bardziej, że w UE, OZE o niskich lub zerowych kosztach zmiennych
zaczynają już obecnie obniżać koszty energii.
IEO przygotował również ostrożną prognozę jednostkowych kosztów dystrybucji w perspektywie 2030 roku, która prowadzi także do wzrostu kosztów (stawki netto w cenach stałych z 2017 roku (zł’17):
·
grupa taryfowa C (MŚP, usługi , handel,
drobny przemysł) : 13% (do poziomu 291 PLN/MWh)
·
grupy taryfowa G (gospodarstwa domowe):
32% (do poziomu 317 PLN/MWh)
W analizach kosztów sieciowych nie
uwzględniono ich korelacji z planowanym przez ME szybszym niż dotychczas
wzrostem zapotrzebowania na energię elektryczną. Ta korelacja, w szczególności
łącznie z planami kontynuowania scentralizowanego modelu generacji, nierozwiązanego
problemu roszczeń z tytułu tzw. „służebności przesyłu” itp., może istotnie
podnieść prognozowaną powyżej skalę wzrostu jednostkowych kosztów dystrybucji.
Wyniki
pokazują (pełny raport IEO będzie opublikowany wkrótce), że jeżeli nawet proponowana
wstępnie przez ME struktura miksu energetycznego, w obliczu
polityki UE i kosztów, będzie jednak optymalizowana także pod względem ekonomicznym
(a nie tylko z uwagi na tzw. „logikę wyborczą”) i dostosowywana do realnych warunków w celu
obniżenia presji kosztowej, to i tak wzrostu kosztów energii w Polsce w średnim
okresie nie da się już powstrzymać.
Wobec ograniczonych
możliwości technicznych w wymianie handlowej z sąsiadami powyższe zjawiska
spowodują, że najpoważniejszym skutkiem i największym problemem polskiej
energetyki i gospodarki w obliczu polityki energetycznej indukującej wzrost
kosztów w systemie staną się ceny energii i taryf dla końcowych odbiorców
energii, w tym najbardziej wrażliwych. Dlatego nie wolno czekać. Sama energetyka
nie dokona szybkiego zwrotu, gdyż zbratała się z polityką i ugrzęzła w nazbyt
konserwatywnych koleinach. Ale konsumenci energii, jeżeli tylko dostaną właściwe
sygnały cenowe z rynku mogą inwestować i dzięki temu mogą też pomóc zatrzymać nadmierne
apetyty inwestycyjne w nowe źródła węglowe czy te najbardziej kosztotwórcze -
jądrowe. Mogą też ograniczyć jedynie do niezbędnych nakłady na modernizacje
istniejących bloków węglowych, które mają być masowo realizowane w ramach
rynku mocy oraz wobec konieczności dostosowania się źródeł węglowych do nowych
wymogów dyrektywy o emisjach przemysłowych. IEEFA na przykładzie PGE szacuje,
że tylko to zwiększy koszty wytwarzania energii o 10-15%, o ile kontynuowany
będzie węglowy wariant rozwoju energetyki.
To konsumenci energii w obliczu wzrostu jej cen, mogą przyspieszyć rozwój generacji rozproszonej opartej na OZE, inwestycji prosumenckich oraz inwestycji u przemysłowych autoproducentów energii. Takie właśnie inwestycje w energetyce rozproszonej, obniżające koszty energii dla odbiorców i jednocześnie ograniczające zbędne koszty rozwoju sieci w systemie, należy w obecnej sytuacji promować.
To konsumenci energii w obliczu wzrostu jej cen, mogą przyspieszyć rozwój generacji rozproszonej opartej na OZE, inwestycji prosumenckich oraz inwestycji u przemysłowych autoproducentów energii. Takie właśnie inwestycje w energetyce rozproszonej, obniżające koszty energii dla odbiorców i jednocześnie ograniczające zbędne koszty rozwoju sieci w systemie, należy w obecnej sytuacji promować.
Ale to nie
znaczy, że można zwlekać z poważniejszymi korektami w polskiej polityce
energetycznej, co będzie olbrzymim wyzwaniem dla uśpionych perspektywą braku
konkurencji państwowych koncernów energetycznych. Były one do tej pory jedynymi
interesariuszami polityki energetycznej, których opinie brane były pod uwagę. Jednakże wraz ze wzrostem cen energii nie
można pominąć interesów odbiorców końcowych, a w ich obronie staje UE z „Pakietem zimowym”
nakierowanym na konsumentów i prosumentów (consumer
centred clean energy transition). W czasami wręcz fanatycznej obronie prowadzonej od co najmniej kilku już lat polityki energetycznej trzeba
też znacznie bardziej powściągliwie używać argumentów o bezpieczeństwie
energetycznym, bo oczywistym się staje to, że (przy kontynuacji polityki) poza rosnącym importem
węgla z Rosji, zacznie płynąć do Polski z UE coraz szerzej tania energia
z OZE. Kończy się etap mydlenia oczu
konsumentom, że to UE, zieloni i cykliści itp. są winni wzrostowi cen energii. Ale
nawet tak bolesna dla energetyki prawda jest lepsza niż dalsze życie w ułudzie.