Tak
na okoliczność sierpniowego kryzysu energetycznego można by żartobliwie
strawestować znane powiedzenie Warrena Buffeta z rynków finansowych: Only when the tide goes out do you discover
who's been swimming naked (dopiero odpływ pokazuje kto pływał nago). Można
by, gdyby chodziło o wartość jednej ze spółek giełdowych, a nie bezpieczeństwo
państwa, tysięcy firm i obywateli.
Choć
Polska należała do tych krajów w których upały dały się tego lata
szczególnie we znaki, to jednak szyty letnie zapotrzebowania na energię od
pewnego czasu przeżywa cała Europa. często na większą skalę. Ale żaden inny
kraj UE nie znalazł się jednak nigdy w tak krytycznej sytuacji jeśli chodzi o
bezpieczeństwo dostaw energii. Wysokie temperatury powietrza i obniżenie się
poziomu wody w rzekach unaoczniły czym się rożni polska energetyka od tej
funkcjonującej obecnie UE, w tym oczywiste ale od dawna lekceważone fakty, Polska:
- zajmuje przedostatnie miejsce w Europie pod względem zasobów wód na jednego mieszkańca na rok;
- ma przemysł ( w szczególności energetyczny) trzy razy bardziej wodochłonny niż przemysł europejski,
- ma jeden z najmniejszych udziałów źródeł rozproszonych w strukturze wytwarzania energii,
- ma najmniejszy (na mieszkańca) udział systemów fotowoltaicznych.
W
tej sytuacji panaceum na problemy z chłodzeniem bloków energetycznych i
ograniczeniem w przesyle energii w szczycie letnim nie jest zapowiadana budowa kolejnych nowych
elektrowni cieplnych, najbardziej węglowych, potem jądrowych, a na końcu
gazowych (w takiej kolejności bowiem kształtuje się zapotrzebowanie na deficytową wodę do
chłodzenia, od 3-4 m3/MWh do 1 m3/MWh).
Interesy
sektora energetycznego opartego w ponad 90% na elektrowniach cieplnych (o tak
dużym zużyciu wody) powodują, że Polska
od dekady nie może wdrożyć ramowej dyrektywy wodnej, gdyż wiązałoby się to m.in. z wprowadzeniem opłat (zrezygnowania z wieloletnich zwolnień) za
wodę do chłodzenia bloków elektrowni węglowych. Przyznał to niedawno
minister Maciej Grabowski informując o fiasku uchwalenia nowego Prawa wodnego
(prace trwały tyle samo ile zajęło rządowi chwalenie ustawy o OZE, z uwagi na skuteczny opór energetyki).
Z
przepisami chroniącymi krajowe zasobu wodne można by w starym stylu dalej
zwlekać i cieszyć się jeszcze przez chwilę z „renty zacofania”, co promuje
jeden z rządowych strategów gospodarczych, a nawet pogodzić się z utratą
środków UE na inwestycje wodne, w tym tak potrzebną retencję. Ale warto
uświadomić sobie też, że tym razem ani długotrwałych upałów, ani dramatycznego
letniego deficytu wody nie można jednak traktować jako incydentu na
poziomie ryzyka stuletniego. Zjawiska te
mają charakter zmiany systemowej, do
której system elektroenergetyczny
musi się dostosować w sposób racjonalny, a nie poprzez
ekstensywną rozbudowę zasobów
funkcjonujących poprawnie w innej rzeczywistości.
Rozwiązaniem
na niezbilansowanie krajowej podaży i
popytu energii elektrycznej jest rozproszona z zróżnicowana technologicznie energetyka
odnawialna, a w szczycie letnim - przede wszystkim energia słoneczna.
Problem
polega jednak na tym, że w obecnej sytuacji dostosowanie się energetyki do
najbardziej racjonalnych, sprawdzonych i powszechnych w UE rozwiązań takich jak fotowoltaika wcale nad
zagotowaną wręcz Wisłą nie jest oczywiste. Decydenci i silne grupy wpływu nie
mają interesu w zmianie i nawet dobitny fakt potwierdzający niezbicie ze
cieplna elektrownia węglowa nie zapewni bezpieczeństwa energetycznego, sam w sobie może okazać się niewystarczający
do dokonania koniecznych zmian w niezmienianej od niemalże 15 lat polityce
energetycznej.
Warto
zatem przypomnieć, że koncepcja centralnej, państwowej elektrowni cieplnej
kompromituje się także na polu ekonomicznym (trwałą utrata konkurencyjności z energią z UE) i
środowiskowym. Wobec długotrwałego i jednocześnie coraz bardziej dziwnego
konsensusu politycznego na rzecz energetyki – tu przepraszam za generalizowanie -
drogiej, brudnej i niebezpiecznej, nawet tak negatywna ocena wielokryterialna
nie pomoże, o ile nie nastąpi kompromitacja realizowanej przez ostatnie pięć
rządów koncepcji energetycznej (niemalże doktryny) także w sensie wyborczym.
Ostatecznie zdecyduje kryterium opinii publicznej, o ile taka opinia
odpowiednio wybrzmi. Kumulacja wyraźnie już widocznych porażek dotychczasowej
energetyki musi wkrótce wywołać reakcje społeczne spowodowane zarówno niezadowoleniem przemysłowych odbiorców energii ze względu na brak zdolność energetyki do
zapewnienia odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa energetycznego jak i
obywateli niechętnych etatyzacji i tworzeniu
enklaw dobrobytu w energetyce państwowej przy jednoczesnym ponoszeniu
kosztów przez pozostałe grupy społeczne.
W
kryzysowemu dniu 11 sierpnia cena energii na giełdzie skoczyła dziesięciokrotne
(do 1400 zł/MWh), państwowe koncerny w sytuacji deficytu energii w ciągu kilku godzi zarobiły extra 10 mln zł, a odbiorcy energii w kolejnym dniu – już
przy 20-tym stopniu zasilania - dodatkowo ponieśli w kilku godzinach ok. 100
mln zł strat z powodu ograniczeń w dostawach
energii. W obecnym modelu regulacyjnym i modelu biznesowym monopolu energetycznego
sprawdza się zatem zasada socjalistycznego ideologa „im gorzej tym
lepiej”. Nie może jednak długo trwać sytuacja w której bardzo dobrze
zarabia 10 tys. osób na najwyższych posadach w państwowej energetyce i
administracji, dobrze zarabia 100 tys. osób (etatowych pracowników kompleksu
paliwowo energetycznego), a płaci za to cała reszta społeczeństwa, która nie
zna dnia ani godziny kiedy zabraknie prądu. Jeżeli odbiorcy energii i podatnicy
teraz stanowczo nie zareagują i nie wywołają koniecznej zmiany, wszyscy zamiast
stać się aktywnymi klientami na rynku energii, staną się elementem klientelizmu
w energetyce (momentami będą musieli błagać o jakiekolwiek dostawy energii nawet po
najwyższej cenie) lub żebrząc za pracą szukać poparcia politycznego do coraz krótszej ławki posad w energetyce.
PS.
Wygląda na to, że ryzykowane wołanie w poprzednim wpisie na blogu „odnawialnym”
o mały, niezbyt rozległy i przynajmniej
częściowo kontrolowany blackout zostało spełnione w ciągu zaledwie dwu tygodni.
Teraz cud nawrócenia w polityce energetycznej (najpierw uruchomienie exit strategy) musiałby się stać w ciągu dwu
najbliższych przedwyborczych miesięcy, bo potem w efekcie kolejnych nietrafionych politycznych deklaracji w starym stylu, jeszcze trudniej będzie wyrwać się z kolein
w które energetyka wpadła aż po osie.