środa, czerwca 18, 2014

Czy opłaca się być prosumentem czy tylko warto, czy cała prawda o ciężkim życiu „prosumenta jest lepsza od półprawdy, w jakim kierunku pójdzie energetyka prosumencka w Polsce?



Jeszcze nigdy tradycyjnie pro-konsumencko zorientowane „VII Forum przemysłu energetyki słonecznej i biomasy”, którego siódma już edycja odbyła się w dniach 12-13 czerwca w Raciborzu, nie wchodziło w dyskusję o ekonomii społecznej, filozofii, teorii dobra i zła itp. problemach o których zielony przemysł, branża instalatorów mikroinstalacji, administracji państwowej i polityków zazwyczaj nie dyskutuje. Skąd zatem te „rekolekcje raciborskie”, o czym mówi „deklaracja raciborska”  i co się stało że w takim kierunku poszła debata?

Jest to zapewne znak czasu. VII Forum odbywa się w okresie obchodów  25-lecia pierwszych wolnych wyborów oraz 10-lecia przystąpienia Polski do UE. Numer porządkowy Forum  oznacza też, że pierwsze  odbyło się siedem lat temu, tuż po politycznym przyjęciu pierwszego pakietu klimatyczno-energetycznego UE, który wpisany był w ideę globalnego solidaryzmu społecznego np. w formie „energy for all” , ale nie był wpisany w model, w którym energia jest tylko dla silnych i bogatych, którzy dopchają się do resztek paliw kopalnych. Jest to też skutek prowadzenia przez wiele lat  krajowej debaty o energetyce tylko na poziomie „technicznym”, ostatnio właściwie wyłącznie w kategoriach zysku i kosztu, zwłaszcza politycznego  (tzn. rezultatu wyborczego, ew. pozycji w sondażach) i gry wielkich grup interesu w ramach „rynku” deformowanego konsekwentnie przez polityków. Ale bez zwracania uwagi na tzw. „wartości” stojące w szczególności za rozproszoną, obywatelską energetyką odnawialną, czyli na to o czym u zarania polskich przemian mówiły nam nasze największe autorytety społeczne i tzw. „państwowcy” z lat 90-tych i przełomu 90/00, uchodzący obecnie za „naiwniaków”, którzy nie znają prawdziwej wartości złotówki, euro czy dolara.


I w tym momencie nie sposób nie wspomnieć na niedoszłych (nienarodzonych?) prosumentów – głównego tematu Forum. Warto zacytować twórcę koncepcji i terminu prosument - Alvina Tofflera, który w swojej najbardziej znanej książce „Trzecia fala” z  1980, w rozdziale „Ku słońcu” napisał: 

 W wojnie idei i pieniędzy, jaka się rozszalała w krajach rozwiniętych, wyróżnić można antagonistyczne strony (…). Są tam akcjonariusze starej bazy energetycznej drugiej fali. Obstają oni przy… węglu, ropie i energii jądrowej. Im zależy na przedłużeniu status quo drugiej fali. (...) Właśnie rządzą kompaniami gazowymi i elektrowniami, komisjami nuklearnymi, korporacjami i działającymi w tych dziedzinach związkami zawodowymi. (…) W odróżnieniu od nich, orędownicy tworzenia bazy trzeciej fali to przedstawiciele ruchu na rzecz ochrony środowiska, konsumenci  i prosumenci, naukowcy oraz przedsiębiorcy reprezentujący najnowocześniejsze gałęzie przemysłu. Są rozproszeni, niedofinansowani (…), a propagandziści drugiej fali zazwyczaj przedstawiają ich jako otumanionych technicznymi nowinkami naiwniaków, których nie obchodzi prawdziwa wartość dolara.


Prawdopodobnie to właśnie przedstawiciele tych ostatnich grup,  wg klasyfikacji Tofflera, dotarli do Raciborza aby wrócić do źródeł. O czym i jak rozmawiali? Przede wszystkim rozmawiali szczerze, w oparciu o niezbyt budujące, ale prawdziwe informacje. Badania IEO potwierdziły, że w 2013 roku nastąpiło widoczne spowolnienie na rynku wiodącej branży prosumenckiej - korektorów słonecznych, a prognozy krótkoterminowe także nie napawają optymizmem. Mało pocieszające jest to, że w 2013 roku nastąpił wzrost sprzedaży kotłów na biomasę, bo struktura krajowej produkcji nie odpowiada wymogom nowych dyrektyw UE w zakresie emisyjności i sprawności energetycznej. Nastrojów nie poprawia wykazany przez IEO widoczny w badaniach skok w pierwszym kwartale br. przyrostu mocy systemów fotowoltaicznych (PV), bo branża ta w Polsce startuje z wręcz żenująco niskiego poziomu sprzedaży (4,2 MW w 2013 roku i 6,6 MW po pierwszym kwartale 2014 roku).  Wiele też wyjaśnia duży – 40% - udział systemów nieprzyłączonych do sieci, co świadczy o barierach w dostępie do sieci i o całkowitej porażce regulacji w tzw. „małym trójpaku”. Zmiana Prawa energetycznego, która weszła w życie we wrześniu ub. roku nie zmieniła obrazu rynku; nieliczne instalacje budowane bez dotacji pozostają poza siecią, a te przyłączone do sieci powstają tylko wtedy gdy zdobędą dotacje. Wątpliwości budzi też próba wprowadzenia tzw. „bilansowania półrocznego” w kolejnym projekcie ustawy o OZE (nazywanego niesłusznie jako net metering), bo taka opcja miałaby sens  tylko wtedy gdy wcześniej osiągnięte byłoby grid parity na niskim napięciu.  Ten warunek w Polsce nie jest spełniony przez żadną z elektrycznych mikroinstalacji prosumenckich, nawet jeśli hobbyści eksploatujący je obecnie twierdzą inaczej.


Ten będący skutkiem działań (lub braku działań) polityków, w sumie dość pesymistyczny, ale niestety prawdziwy obraz rynku mikroinstalacji dla energetyki prosumenckiej stał się tłem do poszukiwania rozwiązań zagranicznych możliwych do transferu do Polski. Dwa głosy zagraniczne wydają się znamienne. Dr Lutz Ribe, szef  niemieckiej fundacji Euronatur, członek Europejskiego Komitetu Społeczno-Gospodarczego UE i przewodniczący Europejskiego Obserwatorium Rozwoju Zrównoważonego powiedział, że na polityków nie ma co liczyć, bo oni tylko wtedy mogą coś pożytecznego zrobić o ile znajdą się pod bardzo silną presja obywateli. W innym wypadku będą wspierać tych „którzy znają prawdziwą wartość dolara”. W polityków nie wierzy też Pere Soria - szef działu OZE hiszpańskiej firmy Circutor, która wobec oportunizmu polityków hiszpańskich w sprawie energetyki obywatelskiej i wcześniejszych błędów w tej polityce polegających na udzielaniu nadmiernego wsparcia dla dużych źródeł OZE (z którego skorzystali znajomi polityków) zdecydowała się na rozwijanie rozwiązań dla gospodarstw domowych, rolnych i małych firm polegających na produkcji energii tylko i wyłącznie na własne potrzeby, także z możliwością całkowitego odłączania się od sieci.  Wiele wskazuje, że obie formy działania mają sens, zarówno nacisk społeczny jak i … konspiracja.


Dyskusja panelowa z udziałem wszystkich uczestników Forum pozwala wyróżnić trzy podejścia do rozwoju energetyki prosumenckiej: oparte na determinacji, racjonalnym sceptycyzmie i na inspiracji. Zdeterminowani są ci, którzy na fali projektu „prosumenckiego” ustawy o OZE z 2012 roku uwierzyli w dobre intencje polityków i jako pionierzy rozwijali koncepcje energetyki odnawialnej. Do tej grupy należy np. Katarzyna Motak - prezes Związku Pracodawców Forum Energetyki Odnawialnej. Prezes Motak nie chodzi już nawet o mityczną ustawę o OZE, która zresztą nie wzbudzała większego zainteresowania strony społecznej w dyskusji na Forum, ale o realne i pilne działania  związane z „prosumencką” poprawką do Prawa energetycznego i korekty w programach NFOŚiGW oraz przyśpieszenie w uruchomieniu funduszy UE 2014-2020. Motywuje to tym, że przemysł energetyki odnawialnej  nie może czekać. Zdeterminowany jest też Dyrektor Janusz Pilitowski kierujący Departamentem Energiii Odnawialnej w Ministerstwie Gospodarki. Ale tu determinacja wynika z chęci wywiązania się z arcytrudnego zadania i zamknięcia 4-letniego okresu prac nad ustawą o OZE, którą politycy deformują. Po ostatnich 2-latach prac gabinetowych (bez  udziału strony społecznej)  projekt ustawy stał się dość abstrakcyjnym wytworem administracji na który środowisko  energetyki prosumenckiej już nie czeka. Racjonalny sceptycyzm zaprezentował ekspert od elektroenergetyki p. Henryk Klein. Nie wierzy on w większa i korzystną zmianę podejścia do prosumenta polityków i współdziałających z nimi zakładów energetycznych, bo interesy strony silniejszej są jasno określone. Ale twierdzi, że zrzucanie na prosumenta coraz dłuższej listy kosztów, takich jak obowiązek magazynowania (bilansowania) energii jest nieuzasadnione merytorycznie i prawnie, bo właśnie za bilansowanie i magazynowanie biorą już pieniądze spółki energetyczne. Najbardziej otwartą, inspirującą postawę zajął Premier Jerzy Buzek, który odwołując się do doświadczeń zagranicznych oraz nastrojów w Brukseli po wyborach do Parlamentu europejskiego wskazywał na ogólnoświatowe przewartościowanie priorytetów związanych z ochroną klimatu na rzecz wzmocnienia rozwoju przemysłu, ale nie sądzi, że obserwowane obecnie nieznaczne spowolnienie inwestycji w OZE potrwa dłużej niż kilka lat, bo w wobec rozwiniętych technologii OZE Europa i świat nie mają realnej alternatywy. Profesor Buzek wierzy w dalszy postęp technologiczny, bardzo szybką poprawę konkurencyjności branży OZE w stosunku do energetyki opartej na paliwach kopalnych i zapowiada, że szybko doczekamy do czasów, kiedy wsparcie dla OZE (a tym samym zależność od polityki – przyp. aut.) będzie zbędne.


Moja refleksja jest taka, że byłoby lepiej działać pod wpływem inspiracji niż determinacji. Ale rząd doprowadził do takiej sytuacji, że tylko determinacja tych, którym naprawdę zależy na energetyce prosumenckiej i OZE może coś w tej sprawie zmienić na lepsze. To zresztą domena Polaków - nie działają jak nie muszą. Ale trzeba działać zarówno tak jak proponuje Lutz Ribe – naciskając na biurokrację i polityków oraz  tak jak proponuje Pere Soria – szukać rozwiązać w niszach i pokazywać że energetyka prosumencka działa lokalnie i już obecnie daje ludziom alternatywę.


To pierwsze wymaga zarówno zdolności do pozyskania szerszych rzesz obywateli jak i odpowiedzialności wobec nich. Testem jest to czy branża OZE powie głośno, nawet kosztem zniechęcenia potencjalnych i nieuświadomionych klientów i wbrew temu co czasami z niewiedzy z czasami cynicznie głoszą politycy, że w obecnych warunkach regulacyjnych i tych proponowanych w projekcie ustawy o OZE inwestycje prosumenckie nie są opłacalne, o ile opłacalność mierzymy klasycznym rachunkiem ekonomicznym. Bez domagania się przedstawienia solidnej oceny skutków regulacji przyjmowanych projektów ustaw czy programów finansowego wsparcia adresowanych bezpośrednio do zwykłych obywateli i tym samym bez konieczności patrzenia na skutki praktyczne jakie ich działanie przynosi zwykłym ludziom - politycy mają za duża swobodę w politycznym marketingu wątpliwych produktów. 
Oczywiście w programach adresowanych bezpośrednio do ludzi (nie tylko do firm) warto uwzględnić że to „co się opłaca” nie oznacza że „warto” i odwrotnie. Są tacy obywatele, którzy uznają że wbrew klasycznej opłacalności ekonomicznej warto już teraz zainwestować, choćby z powodu chęci zaspokojenia swoich potrzeb psychologicznych, np. związanych z potrzebą niezależności, czy potrzebą zrobienia czegoś dobrego dla dzieci czy szerszej społeczności. Branża OZE ma coraz większe dylematy moralne czy o opłacalności mówić prawdę czy tylko półprawdę. Jak się mówi, że coś się nie opłaca to jest obawa że koszty realizacji ew. inwestycji wrosną, ale wiedząc, że klientami są tu zwykli ludzie, nie mający instrumentów weryfikacji i dochodzenia do prawdy, ocieramy się o aferę typu Amber Gold. Można się dziwić administracji państwowej i politykom koalicyjnym, że czasami być może świadomie wmawiają obywatelom atrakcyjność proponowanych rozwiązań prawnych i przerzucają na ich barki olbrzymie ryzyko ekonomiczne. Jeżeli obywatel niemiecki posłucha swojego rządu czy swojego Bundesministerium to może mieć pewność, że przynajmniej nie straci. Państwo polskie, choć w znacznej mierze w ciągu ostatnich 25 lat stało się „nasze”, to w przypadku prosumentów niestety nie stanęło w na wysokości zadania. Zostawiło mieszkających na peryferiach ludzi samym sobie i stanęło po stronie tych, który „znają prawdziwą wartość dolara” i dobrze im się wiedzie. Nie można wierzyć państwu, bo pod pozorem „pozytywnego myślenia” obdarowuje swoich obywateli jedynie złudnymi hasłami. Wywodzący się z tzw. Klubu Rzymskiego autorzy raportu z 1976 roku pt. „Granice wzrostu”, bazując na swojej ówczesnej najlepszej wiedzy twierdzili, że światowe zasoby naturalne, w tym paliw kopalnych wyczerpią się w 1995 roku. To, że się nie wyczerpały paradoksalnie świadczyć może o tym, że raport był prawdziwy i pod jego wpływem i jemu podobnych nośnych przepowiedni  świat dostosował się do zasad efektywnego ich wykorzystania. Zła ale prawdziwa i uczciwie przedstawiona informacja jest znacznie lepsza niż dobra, ale nieprawdziwa.


Ci którzy być może nie znają prawdziwej wartości dolara na koniec rekolekcji raciborskich podpisali Deklaracją Raciborską  (ciągle można ją podpisywać). Nie mówi ona o tym, że prosumenci potrzebują więcej dolarów. Mówi o tym, że wszyscy obywatele powinni  mieć szansę uczestnictwa w rynku energii, podobnie jak maja prawo wybierania swoich przedstawicieli do władz różnych szczebli, które wywalczyli w 1989 roku.  Dotychczasowa polityka faworyzowania wielkich koncernów jest powrotem do polityki sprzed 25 lat.  Państwo polskie  staje przed zasadniczym wyborem jakie wartości poprzeć. 25 lat temu był taki czerwiec, kiedy oderwane od zasad i niedoceniające aspiracji ludzi władze doznały jednego z największych dysonansów poznawczych. Warto, aby każda władza w Polsce pamiętała o tej lekcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz