Po zawetowaniu przez Polskę konkluzji z piątkowej Rady UE w sprawie tworzenia długofalowej polityki ochrony klimatu widzę tylko „dobrą minę do złej gry” u autorów weta i nie mogę się doszukać żadnych nowych, konkretnych, konstruktywnych argumentów. Jak mantra powtarzana jest teza o zamachu na nasz przemysł, bez nawet najmniejszej próby wyważenia że nie chodzi o cały przemysł i wcale nie o jego najzdrowszą i najbardziej pro-rozwojową cześć. Osoba bezpośrednio wetująca w imieniu Polski, Wiceminister Środowiska - Pani Beata Jaczewska mówiła wprost: „ Podczas rozmów o celach redukcyjnych emisji CO2 nikt nie mówi o ekologii i klimacie. Wszyscy mówią o pieniądzach. Więc my też…. Europejska polityka klimatyczna jest absolutnie polityką gospodarczą. Powstała w tych krajach, które miały już wcześniej opracowane technologie odnawialne”. Radości pod znamiennym dla Polski hasłem "OZE przegrało - węgiel wygrał" nie kryje europoseł Bogdan Marcinkiewicz, nie mając nawet cienia obawy, że pewnie wszyscy tu przegrali.
Widać w tych wypowiedziach dwa problemy: a) Polska nie chce tracić tam gdzie i tak straci i dziwić może że nie chce zarabiać tam gdzie można - działając razem, solidarnie z UE, b) nieuzasadnione, niemal całkowite wyizolowanie polityki klimatycznej w Polsce z istoty polityki ochrony środowiska i podporządkowanie jej krótkoterminowym interesom gospodarczym, a to zazwyczaj źle się kończy dla gospodarki. Oczywiście taka polityka odpowiada tradycyjnemu przemysłowi - np. wypowiedź przedstawiciela tzw. „kompleksu paliwowo energetycznego” - Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego -oceniającego polskie weto: „Rząd sprzeciwiając się podwyższeniu limitów redukcji CO2 zadbał o interes polskich firm”. Nie dziwi, choć wygląda jakby polski przemysł zamiast szukać uczieczki w efektywnosci energetycznej i ochrony w sensownej strategii UE, chce samodzielnie iść (tak jak stoi) na z góry przegraną wojnę z Chinami i innymi, których pobić nie może. Ale nawet przemysł ma tu refleksję, której nie widać u wypowiadających się przedstawicieli rządu. Dyrektor Biura Izby mówi: „to czego zabrakło przy wecie było zebranie koalicji - trochę żal, że nikt nas nie poparł…”. Drobiażdżek, prawda?
Nawet mnie, przywykłemu do chodzenia pod prąd, w sytuacji gdy ponad 90% moich rozmówców ma zdecydowanie odmienne zdanie zawsze przychodzi do głowy aby udać się po diagnozę i poradę do ... psychologa i sprawdzić czy to już całkowita fiksacja czy tylko objawy :). Ale rząd nie ma takiej refleksji nawet gdy ponad 95% jemu podobnych (głosy na Radzie UE w tej sprawie rozłożyły się jak 26:1) myśli inaczej.
Wrócę do spraw środowiskowych. Wiedząc, że wobec całkowitego braku refleksji lobbującego przemysłu ciężkiego i będących pod jego urokiem decydentów nie ma większych szans na szybką zmianę w myśleniu, nieoczekiwanie trafiłem na artykuł Tomasza Ulanowskiego w Gazecie Wyborczej w sprawie pokrewnej do europejskiej polityki klimatycznej prowadzonej rzekomo wbrew interesom całego naszego przemysłu jaką było i, jak się okazuje jeszcze jest, polityka ochrony warstwy ozonowej. Artykuł został napisany na okoliczność śmierci prof. Rowlanda – noblisty który w 1973 roku odkrył przemysłowe przyczyny (freony) powstawania dziury ozonowej. Ulanowski przytacza na te okoliczność anegdotkę o uczonym. Kiedy po dokonanym odkryciu, któregoś wieczoru wrócił do domu i kiedy żona zapytała go, jak minął dzień, odpalił, że w pracy wszystko OK, kochanie - pocałował żonę na powitanie. - Ale świat czeka rychły koniec :).
Ta kwestia - globalnych skutków działalności przemysłu, ma sporo analogii z obecną koślawą dyskusją o „absolutnej polityce gospodarczej UE” wobec problemu ochrony klimatu. Jak pisze red. Ulanowski, po publikacji odkrycia Rowlanda w "Nature", wielki przemysł urządził nagonkę przeciwko badaczowi (krytykowali go nawet koledzy po fachu), którą można porównać do dzisiejszych ataków na klimatologów ostrzegających ludzkość przed globalnym ociepleniem. Freony były bowiem wówczas powszechnie używane i trudno było sobie wyobrazić bez nich cywilizację. Ale udało się, po 14 latach zmagań podpisano protokół montrealski.
Zachowania przemysłu w tej sprawie i w innych kwestiach o znaczeniu globalnym (np. wprowadzenie katalizatorów w samochodach czy efektywności energetycznej w urządzeniach domowych) opisywałem na blogu. Znajduje się tam taka konkluzja pokazująca, że polityka niedostrzegania problemów środowiskowych nigdy biznesowi się na dłuższą metę nie opłaca i trzeba tu znacznie więcej elastyczność w myśleniu. Dla porządku zacytuję ... samego siebie :): "Prawie zawsze okazywało się, ze najwięksi truciciele, działając już z pełną świadomością na szkodę konsumentów i zarabiając na nich oraz zwalczając zmiany wynajmując nawet agresywnych lobbystów, w praktyce znacznie wczesnej podejmowały działania dostosowawcze, walcząc o utrzymanie pozycji na rynkach w ramach nowych antycypowanych regulacji. Niektóre z nich jak już czuły że uzyskały np. technologiczna przewagę konkurencyjną "przywdziewały zielone szaty" i stawały się rzecznikami zmian. Te które tego nie zrozumiały przestały istnieć".
Moim zdaniem kontynuacja obecnie prowadzonej w Polsce polityki klimatycznej będzie zgubna zarówno dla polskiego przemysłu jak i dla rządu i kraju mającego ambicje rozwojowe. Rząd musi pilnie szukać porozumienia z UE, a kierujący dotychczas najmniej pro-rozwojowym przemysłem muszą przestać żyć złudzeniami.
PS. Z artykułu red. Ulanowskiego wynika inna "refleksja środowiskowa", też dla przemysłu OZE, a zwłaszcza producentów pomp ciepła (też tych geotermalnych), pracujących na substytucie freonów – HFCs. Choć nie niszczą ozonu, są gazami silnie cieplarnianymi- 1,6 tys. razy bardziej szkodliwymi niż CO2. Przytoczony w artykule raport UNDP ostrzega, że jeśli zużycie HFCs będzie rosło, to do połowy wieku będzie ono odpowiedzialne za nawet jedną czwartą globalnego ocieplenia. Tu też przemysł musi szukać rozwiązań i nie powinien chować głowy w piasek bo może się obudzić ...tak jak w innym polskim przysłowiu. Tym bardziej, że problem dostrzegła już UE w dyrektywie 2009/28/WE.... Czasami różnica pomiędzy "responsible industry" a "free-rider" może być niewielka i wymaga dla pozytywnego odróżnienia się ciągłego wysiłku raczej tych pierwszych, bo tym drugim zwłaszcza w Polsce- jeśli chodzi o samopoczucie - nic nie przeszkadza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz