Ostanie dramatyczna wydarzenia w Japonii dały nam okazję do choćby chwili zastanowienia się co jest ważne w energetyce i ponownego zastanowienia się jakie mamy alternatywy. Niestety nie wszyscy ten czas wykorzystali na refleksję i, przynajmniej w Polsce, cała wymagająca choćby zastanowienia sprawa służy rządowi i politykom (wypowiedzi premiera i wicepremiera oraz posłów) w zasadzie potwierdzeniu zaangażowania energetykę jądrową i obronie podjętych wcześniej, także bez należytej refleksji decyzji dotyczących budowy pierwszej elektrowni jądrowej. Wydarzenia w Japonii powinny służyć choćby krytycznemu spojrzeniu na „przygotowany na kolanie” „Prognoza oddziaływania na środowisko Programu Polskiej energetyki Jądrowej” (czas przygotowania dokumentu - 28MB! plus zalacznik z analizą lokalizacji - metodą „copy-paste”, jak skrupulatnie sprawdził prof. Ludwik Pieńkowski- to zaledwie … miesiąc). Program też zresztą byl przygotowanego na kolanie por. wpis na odnawialnym. Jak pogodzić zapewnienie Premiera że w energetyce jądrowej "bezpieczeństwo jest najwazniejsze" z takim tempem i niestrannoscią dzialania w tej obchodzącej ludzi sprawie? Skąd taka determinacja czasowa? Wbrew zwykłej logice mowa jest nawet o „przyśpieszeniu”, tak jakby chciano działać metodą faktów dokonanych i aby zdążyć z … „utrwaleniem efektów posiadania władzy” przed wyborami.
W czwartkowym wydaniu Rzeczpospolitej artykuł o tym jak to Sejm do wakacyjnej przerwy będzie pracował nad ustawami o „przełomowym" znaczeniu dla energetyki „Darmowe uprawnienia i program atomowy”. Cała para ma pójść w dwie ustawy: o handlu emisjami (aby się opłacało budować elektrownie węglowe) oraz w ustawę o inwestycjach w energetyce jądrowej „...aby inwestorzy nie byli zaskakiwani dodatkowymi wymaganiami”. Zapowiedziana w „Krajowym planie działań w zakresie energii ze źródeł odnawialnych” mityczna ustawa o promocji energii ze źródeł odnawialnych, która (miała wejść w życie w grudniu ub. roku i rozwiązać ??? wszystkie narosle od lat, problemy energetyki odnawialnej, w tym stworzyć warunki do inwestycji, dalej pozostaje mitem. Wypadla z harmonogramu prac rzadu i sejmu i pewnie nie da sie jej uchwalić nawet w 2012 roku! Zastanawia i kłóci się ze zdroworozsądkowym „first things first”, bo „ustawa OZE” jest "twardym" zobowiązaniem wynikającym z Pakietu klimatycznego, obniżającym koszty jego wdrożenia o ile inwestycje w OZE dzieją się tu i teraz. Wybranie takich jak dotychczas priorytetów legislacyjnych świadczy o prymacie „polityki nad gospodarką” i „polityki nad zdrowym rozsądkiem”, ale faktem jest, że ustawy OZE nie będzie przed wyborami i nie wiadomo czy będzie w 2012 roku!
Oznacza to, że rozwój OZE wyhamuje, a nawet najmniej sensowne inwestycje węglowe i jądrowe będą rozwijane jako „bezalternatywne”. Wyraźnie to pokazuje, że w kwestii OZE póki co na polityków nie ma co liczyć oraz że dziesiątki branżowych organizacji OZE są bezradne i nie potrafią dopilnować spraw naprawdę kluczowych dla całego sektora, rozdrabniając się w zmaganiach o przysłowiową pietruszkę (np. złudna/wirtualna wartość certyfikatu na określoną technologię). Przy takiej polityce państwa, sojusznikiem OZE może być … kapitał, który nie zaakceptuje stawiania na jedną czy dwie technologie należące do przeszłości, o ograniczonych perspektywach. Sądzę też, że społeczeństwo w końcu będzie miało dość podrzucania mu gotowych „nibyrozwiązań” (na zasadzie -rzucamy haslo, podejmujemy deczyzję, a potem sie zobaczy) w stylu Atom, CCS, gaz łupkowy i w końcu zapyta polityków co zrobili w sprawie najbardziej obecnie naturalnego rozwiązania jakim jest OZE. Ludzie powinni też zapytać posłów którzy uznali energetykę za ważny temat i którzy poświęcają mu czas, ale anachronicznie, wąsko i stadnie podchodzą do problemu.
Priorytetu i harmonogram prac nad różnymi obszarami regulacji w energetyce wynika z priorytetów rządu, ale w znacznej mierze ustalany jest w ramach prac/spotkań Parlamentarnego zespołu ds. energetyki - jego skład można zobaczyć tutaj. Aż 71 posłów i senatorów z różnych klubów/partii w Zespole to sukces, ale dlaczego kwestie OZE to temat tylko do seminariów, spotkań wyjazdowych i posłuchania jak stowarzyszenia OZE ponarzekają i pocieszą się, że są zapraszane „na pokoje” aby wypłakać swoje prywatne „gorzkie żale”. Jak wytłumaczyć to, że Przewodniczący Zespołu składa mało realistyczne obietnicę w sprawie pilnego uchwalenia jeszcze w tej kadencji niewątpliwie godnej poważnego rozważenia ustawy o inteligentnych sieciach, a nie podejmuje tematu ustawy o promocji energii ze źródeł odnawialnych ? Znowu można powrócić do „first things first”, a nie do albo patrzenia wstecz albo „inteligentnie” daleko do przodu, podczas gdy sprawy naprawdę ważne leżą pod nogami?
Jeżeli ktoś by mnie zapytał, w którym kraju w UE inteligentne sieci (prawdziwie inteligentne) będą wdrożone na końcu, pewnie wskazałbym na Polskę. Nie tylko z uwagi na stopień monopolizacji energetyki, ale głównie dla tego że nie mamy mikróźródeł, a w szczególności małych źródeł OZE, działających w rozproszeniu i mogących tworzyć lokalne grupy bilansujące. Czyli trudno o inteligente sieci (nie piszę o licznikach) jeżeli mamy centralne elektrownie węglowe i do tego chcemy centralne elektrownie jądrowe. System służyć będzie tylko operatorom jako instrument pozwalający „na skuteczniejszą walkę z nielegalnym poborem energii”. A odbiorca końcowy na niskim napięciu , po zakończeniu operacji, jeżeli nie będzie promocji małych OZE, poniesie tylko wyższe, jak w artykule powyżej, o 16% (pewnie więcej) opłaty za usługę dystrybucyjną. Dlaczego rząd i Zespół Parlamentarny nie widzą niestosowności w tym że w skład zespołu doradczego ds. związanych z wprowadzeniem inteligentnych sieci energetycznych w wchodzą osoby wyznaczone przez ministra gospodarki, prezesa URE , PSE Operator, PTiREE, TOE, a nie przez organizacje OZE i „niezależni" (w Polsce to ciągle brzmi dziwnie) producenci zielonej energii oraz stowarzyszenia konsumenckie? Dlaczego Minister Gospodarki nie powołał zespołu ds. "ustawy OZE"?
Rząd z uwagi na wcześniejsze niezbyt przemyślane decyzje (też poprzedniego rządu) będzie grał w sprawie OZE na zwłokę, "szedl w zaparte", ale dlaczego żaden z 71 parlamentarzystów nie pyta konkretnie i nie przywołuje rządu do publicznego wyjaśnienia jak głęboko od strony bezpieczeństwa, ochrony środowiska przeanalizował kwestie energetyki jądrowej ? W końcu dlaczego nikt z parlamentarzystów konkretnie nie pyta co z wdrażaniem dyrektywy 28/2009/WE? Panie i Panowie Parlamentarzyści, samo pokazywanie się na konferencjach OZE i na otwieraniu instalacji („wśród dzieci i kwiatów”...) nie wystarczy, bo nikt za Was potrzebnej i koniecznej, konkretnej roboty nie wykona. Dobrze rozumiecie korporacje, związki zawodowe, ustalenia koalicyjne ale opacznie rozumiecie energetykę , żywotne potrzeby ludzi i wyzwania współczesnego państwa. Zaniechania i opóźnienia w sprawie OZE będą wyjątkowo drogo kosztować, także dlatego trzeba będzie do nich dodać koszty w innych sektorach energetyki jakie ustawodawca lekkomyślnie generuje.
PS. Dzisiaj też ukazal sie w Wyborczej tekst Premiera Tuska - kolejna syteza manifestu wyborczego - "Trzecia fala nowoczesnosci". Ogolnie czyta sie dobrze, ale jednak zgrzyta mocno tam gdzie Tusk probuje pogodzic stanowisko Polski i jego rzadu w sprawie Pakietu klimatycznego UE z innowacyjnoscią, decentralizacją (rola gmin), miejscami pracy dla mlodych czy takim stwierdzeniami jak "źródlem energii jest nasza obecnosc w UE", czy (skrot) "nie chcemy być specjalistami od wywolywania kryzysow w UE". Jeżeli już Premier chce odwolać się do frazeologii Alvina Tofflera, to warto zauważyć, że w kwestii energetyki okopuje się w "drugiej fali", skąd nawet grzbietu trzeciej fali nie widać. Byloby latwiej korzystać z retoryki Tofflera i jego klasycznego dziela "Trzecia fala" i takie tezy glosić nie narażając się na zarzut braku wiarygodnosci, gdyby Pan Panie Premierze inaczej myslal o OZE i chocby odrobinę wiecej w tej sprawie zrobil(proponuję przeczytać leciwe dzielo Tofflera i zobaczyć co pisze i OZE, węglu i Atomie). Wątek wiąże się z powyżą blognotą, ale rozwinę go w kolejnym wpisie.
Panie Grzegorzu, podpisuję się pod tym tekstem obiema rękami - co ja mówię, wszystkimi czterema kończynami. Teraz, po katastrofie w Japonii, kiedy Niemcy zamykają elektrownie atomowe, OZE mają niepowtarzalną szansę. Trzeba podrzucić temat OZE politykom partii opozycyjnych, żeby zaistniał w mediach. Społeczeństwo już się tym interesuje - wskazuje na to popularność dotowanych kolektorów słonecznych. Wszyscy widzą, jak szybko rośnie cena energii elektrycznej i szukają alternatywnych rozwiązań. Trzeba uczynić OZE sprawą polityczną tak jak OFE, wtedy jest szansa, że następny rząd się tym zajmie.
OdpowiedzUsuńPanie Grzegorzu,
OdpowiedzUsuńPrzyznam się, że mocno zaniepokojony brakiem Pańskiego tu słowa, już dwa razy zabierałem się do napisania do Pana w tej sprawie ale uznałem, że „ochrzanianie” może być postrzegane jako niegrzeczne. W ostatnich tygodniach zakładałem, że to taktowne milczenie, aby nie szargać sprawy Japonii dla jakiegokolwiek „energetycznego dobra”. Mierziły mnie wypowiedzi obrońców energetyki jądrowej, którzy jeszcze nie atakowani już trzęśli się na zapas, zaklinając społeczeństwo, że te wydarzenia nie mają nic kompletnie ale to nic wspólnego z energią atomową. Mierziło, ale uważałem, że lepiej jest nie wsadzać żadnej z kończyn w ten nurt. Szczerze mówiąc nadal tak myślę tyle tylko, że tak jak Pan mówi, wydarzenia te wymagają chwili refleksji. Czasem refleksji również w imieniu innych, którzy nie zawsze mają dostęp do faktów, bo zwyczajnie nie działa utopijny postulat równego dostępu do wiedzy (i całe szczęście).
Miałem… nie wiem czy przyjemność, ale w każdym bądź razie okazję oglądać 22 marca na TVP1, w programie „Mam Inne Zdanie” debatę nt. „Czy energia jądrowa jest nam potrzebna?”. I o ile audycja toczyła się sprawdzonym schematem 20% wypowiedzi / 80% kakofonii (ja nie pojmuję tego zjawiska od strony techniczno-organizacyjnej) to była tam jedna osoba, piosenkarka akurat, która reprezentowała lud. I lud głosem piosenkarki zapytał „ale o co chodzi”? I wydaje mi się, że to był ten lud światlejszy. Albo przynajmniej ciekawszy świata. I kompletnie tu nie drwię ani nie ironizuję. Mam przekonanie, że zdecydowana większość mieszkańców tej naszej pięknej krainy myśli „jedni mówią tak, inni inaczej – co ja się będę wtrącać i tak zrobią po swojemu”. Natomiast ci trochę bardziej rzutcy, odnoszę wrażenie, że egzystują w przekonaniu iż spór idzie o to „czy mamy odpowiednio wielkie cohones, coby mieszkać po sąsiedzku z tą tam elektrownią atomową?”. A to nie jest to pytanie, prawda Panie Grzegorzu?
Zatem, ponieważ społeczeństwo a przynajmniej jego część wydaje się, że wolałoby mieć wybór z kim ma się żenić/za kogo wychodzić za mąż (choć może to nie do końca trafne porównanie i to nie tylko z powodu tego, że energia atomowa dotyczyć będzie nie tylko nas i naszych dzieci ale na pewno i ich dzieci oraz, że nie istnieje ani instytucja rozwodu ani instytucja separacji) należałoby im przedstawić kandydatki/kandydatów. A coś mi się wydaje, że żadna z instytucji z „jądrow-„ lub „atomow-„ w nazwie tego nie zrobi. Przynajmniej nie kompleksowo. Zresztą było by nieładnie zostawiać im na karku całą robotę.
Zdaję sobie sprawę, że mogę brzmieć tu jak kiepski prezes „weźmy się i zróbcie”, po czym każdy rozgląda się po sali szukając wzrokiem jedni – odważnych a inni - naiwnych. Okazuje się jednak, że tego typu głosy odzywają się to tu to tam. Może by jednak spróbować zebrać siły, pomysły i ochotników? Wygląda mi na to, że tak jak już kiedyś na Odnawialnym sugerowałem, głos OZE nie będzie słyszalny, jeżeli w tym otaczającym nas hałasie nie użyjemy odpowiedniej tuby.
Nie nawołuję do rewolucji, ale wydaje mi się, że fair jest domagać się dobrej, merytorycznej rozmowy i spokojnych, nie pochopnych wniosków. Zresztą… Panie Grzegorzu, Premier prosił "podejmijmy dyskusję". Dwa razy! No nie wypada.
Może dobrym miejscem byłaby debata 28 kwietnia w Warszawie Energetyczny Wymiar Polskiej Prezydencji? A może pierwszą przymiarkę można by już zrobić na Międzynarodowym Forum Efektywności Energetycznej 31 marca?
@Andrzej, @Jakub
OdpowiedzUsuńdziekuję za komenatrze, myślę, że doskonale Panowie czujecie sytuację i wyczuwacie nastroje. Tak naprawdę chciałbym aby przejść od razu do konkretnych działań prawnych w OZE (opóźnienia są bowiem olbrzymie a skutki przedłużania stanu zawieszenia - dramatyczne), ale widać jak na dłoni że po pierwsze nie obędzie się bez polityki, a po drugie bez konfrontacji z OZE z Atomem. Atom ma wsparcie całego aparatu państowego, ale Fukushima tochę dozbroiła "lud Paryża"...
Panów tezy i wczorajsze "wydarznia medialne" potwierdzają to co powyżej. Opozycja parlamenatrna i pozaparlamentarna (Zieloni2004) wezwali do referendum w sprawie energetyki jądrowe, linki SLD i Zieloni2004. Atom, a wraz z nim OZE stanie się tematem nadchodzącej kampani wyborczej w Polsce i prawdziwa debata polityczna nad Atomem stanie się faktem.
Premier Tusk, mając oparcie a aparacie państwowym i dysponując kilkadziesięcioma mmln zl na kampanie projędrową (wpisaną w kampanię wyborczą) i dysponując już zaawansowaną kampanii "energia z atomu w każdym domu" oraz widząc, że przemilczeć sprawy się nie da, przystał na referentum i w zależności od swieżych sondaży (pewnie nimi dysponuje), pójdzie albo na konfrontacje z "ciemnym i niedomytym ludem Paryża", albo ucieknie w inne pomysły jak gaz łupkowy .
Sądzę, że jest rzeczywiscie szansa na wprowadzenie OZE na salony "warszawki", ale nie bedzie to łatwe. Sektor OZE nie tylko że nie ma środkow finansowych, ale nie dysponuje silnym zapleczem analitycznym, nie ma też wypracowanej strategii komunikacji bezpośrednio z ludżmi i z mediami (odegrają ważną rolę). Chyba największym wyzwaniem dla środowiska reprezentującego OZE jest to, że Atom popieramy jest przez młodych i wykształconych, a tu liczą się silne argumenty merytoryczne (Fukushima to tylko okazaja do zagajenia dyskusji a nie jej zakonczenie), o czym wiedzą dobrze zwolennicy energetycy jądrowej. Trzeba porównać pełne koszty i pelne korzyści i umieć to przedstawić.
Ale rzeczywiście strony się zmobilizują i dyskusji i debat nam nie zabraknie:). Mam nadzieję, że mimo słabości oragnizacyjnej i eksperckiej srodwisko OZE da radę przygotować solidnie uzasadnioną alternatywę i dotrzeć do głebszej swiadomosci szerszej rzeszy ludzi.
Jak dobrze Panie Grzegorzu z początkiem dnia było przeczytać ten manifest, zwłaszcza że widać w nim jakże trzeźwe stąpanie po ziemi. Mamy referendum, więc stawiał bym również na marketing wirusowy i sieci społecznościowe. Nie jestem ich fanatykiem ale potrafią czynić cuda. Trzymam kciuki a gdyby było trzeba deklaruję, na tyle na ile będę potrafił, swoją pomoc.
OdpowiedzUsuń