Minęło dokładnie pół roku od opublikowania pierwszej wersji Krajowego planu działań w zakresie energii ze źródeł odnawialnych (KPD). Już chyba tu nie czas na wspominanie o kulisach półrocznych prac nad KPD przed publikacją jego pierwszego projektu (można by tu długo o tym dlaczego źle zaczęto, od razu z widokiem nieniechlubny koniec), ale zajmijmy się tym co było potem. Pierwotnie KPD miał już 30czerwca, zgodnie z wymogiem dyrektywy 2009/28/WE o promocji OZE, trafić do Komisji Europejskiej (KE). Najdelikatniej mówiąc projekt nie wzbudził zachwytu. Pojawiło się wiele krytycznych opinii. Nie obyło się też bez wypowiedzi piszącego słowa nt samego dokumentu jak i bezpośrednio na „odnawialnym” i nt. rozstrzelonych stanowisk w tej środowisk związanych z OZE. W efekcie Ministerstwo Gospodarki zapowiedziało, że będzie 2- miesięczne opóźnienie w stosunku do wymogów dyrektywy i KD będzie gotowy na koniec sierpnia. Po 3 miesiącach oczekiwania, kiedy 23 kraje UE przesłały swojej plany na na platformę przejrzystości i tylko Polska i trójka innych maruderów tego nie zrobiły, KE wszczęła posterowanie przeciw Polsce za niedotrzymanie terminu z dyrektywy. Pierwszym krokiem było pismo ponaglające z KE przesłane 30 września do rządu. Już od pewnego czasu rząd nie przejmuje się w biciu kolejnych rekordów pod względem liczby pozwów przed Trybunał e Sprawiedliwości w Strasburgu (warto policzyć ile nas to kosztuje i ile bedzie) ale odpowiedzialna za energetykę wiceminister Joanna Strzelec-Łobodzińska podpisała oświadczenie, że przyczyną opóźnień były „liczne zmiany w KPD, których wprowadzenie wymagało wielu konsultacji eksperckich” (jak się dalej okaże, zmian aż tak glebkich nie bylo, a i niekoniecznie o "ekspertow" tu chodzi tylko o polityke). Ministerstwo poinformowalo, ze 15 października KPD został „zatwierdzony” przez Komitet ds. Europejskich rządu i skierowany został „do rozpatrzenia” przez Radę Ministrów (RM), choć wydawało się że trafi bezpośrednio do KE, bo po pierwsze RM może niewiele wyczytać z dokumentu (najwięksi eksperci też nie wiedzą :), który nie ma harmonogramu i budżetu czy też konkretnych propozycji legislacyjnych (to największy mankament projektu majowego), a po drugie opóźnienie zaczęło przyjmować rozmiary niepokojąc dla wszystkich. Można było się tylko domyślać, że chodzi o konflikty resortowo-polityczne, ale wszystko odbywało się poza zasięgiem opinii publicznej czy też tych najbardziej zainteresowanych środowisk związanych z OZE. Dopiero 16 listopada nowa wersja dokumentu pojawiła się na stronie internetowej ministerstwa.
Zanim napiszę o kulisach resortowych, kilka zdań o samym dokumencie. Akurat dzisiaj nie jest moją intencją analiza kolejnego (dalej tylko) projektu KPD dlatego odeślę do syntetycznej informacji o zmianach w stosunku do poprzedniej wersji podaną przez CIRE( link wraz z komentarzami, które rzeczywiście świadczą o zamęcie jaki KPD wywołuje w głowach). Dodam od siebie tylko tyle, że w nowym KPD nastąpiła pewna zmiana od strony bilansu energii, choć tylko część tych zmian uważam za w pelni zasadne, a część mnie nawet zaskoczyła. Problemem pierwszej wersji była „monokultura biomasowa” wewnątrz OZE na skalę znacznie większą niż monokultura węglowa w całym bilansie kraju, z tą różnicą, że węgiel mamy, a biomasy energetycznej tyle nie mamy i staje sie coraz drozsza (nawet odpady). Pozytywnie należy przywitać pojawienie się w miejscu deficytowej biomasy zwiastuna morskiej farmy wiatrowej 500 MW w 2020 r. (tu trudno dyskutować, bo to wręcz cywilizacyjna sprawa) oraz małych wiatraków 550 MW (to rodzaj higieny w systemie, bo bez mikróźródeł w postaci PV – na co w Polsce trzeba będzie dłużej poczekać, nie bylibyśmy w stanie zmienić umyślania ludzi, energetyków, mysleć o "net meteringu" czy wdrażać inteligentnych mikrosieci, a małe wiatraki to kropla, która będzie drążyć skałę, czy zwykły beton). Widzę tu jednak pewną „zagrywkę”, bo małe wiatraki pojawiły się w bilansie poprzez uszczknięcie mocy dużym farmom wiatrowym, a nie wprost biomasie, co byłoby bardziej naturalne wobec przyjętego kierunku zbilansowania zasobów). Jeżeli chodzi o udział biomasy w generacji energii elektrycznej to praktycznie nie spadł (ponad 14 TWh) i do tego jeszcze wrócę. Okazało się że udział biomasy spadł wyraźniej w zielonym cieple o 230 ktoe, a zyskały wyraźnie pompy ciepła (wzrost aż o 75 ktoe), ale widać że za tym nie kryją się jakieś większe analizy bo autorzy nie byli w stanie przypisać pomp ciepła do określonego rodzaju (geotermalne, czy np. aerotermalne- iście nieszczęśliwa nazwa, w które wobec wymogów efektywnościowych dyrektywy trudno mi uwierzyć). Z zadowoleniem należy przyjąć pojawienie się zielonej energii elektrycznej w transporcie ze zwiastunem tylko 50 ktoe, ale -co znamienne kosztem biodiesla. Aby domknąć bilans i spełnić postulaty budowniczych wielkich zapór w bilansie energii elektrycznej z OZE, dokładnie w 2020 r. (strzał w dziesiątkę!) pojawiła się częsć Kaskady Dolnej Wisły w postaci drobnych 100 MW. To z jednej strony mnie zaskoczyło, a drugiej jakoś nie mogę dać wiary i sądzę, że to „rezerwa” dla innych do wypełnienia.
Pomimo generalnie (nie wchodzę w widoczny brak modelu, może nawet dobrego arkusza kalkulacyjnego i brak narzędzia optymalizacji ekonomicznej) logicznego kierunku zmian (aczkolwiek niewielkiego zakresu) w sferze bilansowej, zmiany w sferze werbalnej tego ponad 200 stronicowego opracowania są nadzwyczaj skromne. Potwierdza to tylko brak symulacji i korelacji pomiędzy liczbami a opisanymi instrumentami wsparcia. Jedyna naturalna korekta (nie związana z bilansami) to potwierdzenie w nowej wersji KPD nader oczywistej sprawy jaką jest przyznanie (str. 133) że „ podjęte zostaną starania w celu ustanowienia odpowiednich mechanizmów umożliwiających przeprowadzenie transferów statystycznych z innymi państwami”, choć to w rzeczy samej nazbyt ogólnikowe stwierdzenie. Pogłębiła się też niespójność pomiędzy wstępnymi deklaracjami na rzecz optymalizacji wsparcia z kosztami wdrożenia polityki wsparcia w zakresie zielonej energii elektrycznej, które (bez ew. dotacji) sięgać mają do 2020 roku aż … 70,5 mld zł. Brzmi to wyjątkowo ciekawie w zestawieniu z utrzymanym na wstępie dokuemntu, niezmiennym założeniem, że „przewiduje się także zachowanie tzw. współspalania jako stosowanej w Polsce do 2020 r. formy OZE”.
I tu dopiero wracam do problemu - skutków ubocznych- niewielkiego zmniejszenia roli biomasy w (drobnym) ciepłownictwie i jednoczesnego utrzymania jej współspalania na niewyobrażalną wręcz skalę w elektroenergetyce oraz uszczknięciem biodiesla jako prawdopodobnego źródła „walki pod dywanem”, w którą uwikłane są ministerstwa gospodarki i rolnictwa. Z MRiRW dochodziły już od pewnego czasu pomrukiwania, że np. trzeba silniej wesprzeć mikrobiogazownie oraz wyhamować współspalanie (zwłaszcza jak idzie do kotła biomasa z lasu a nie z rolnictwa) i energetykę wiatrową (choć na niej – dzierżawach, rolnicy znacznie więcej zarabiają niż na biomasie energetycznej). Ale chyba najlepiej sprawę przedstawił wczoraj Minister Marian Zalewski (cytat za WNP) „...Współspalanie to najmniej efektywny sposób wykorzystania energii biomasy. …Przyczyny [rozwoju wspolspalania] wynikają z [przyjętych] zasad wsparcia OZE, które nakierowane są wyłącznie na realizację zobowiązania wynikającego z pakietu klimatyczno-energetycznego bez względu na sposób realizacji innych ważnych celów. …Krytycznie ocenić trzeba regulacje prawne umożliwiające określanie zaporowych warunków przyłączenia do sieci niskiego i średniego napięcia rozproszonych źródeł energii zwłaszcza o niewielkiej mocy. …W odróżnieniu od rozwiązań w innych krajach wsparcie w Polsce nie jest zróżnicowane w zależności od nośnika energii odnawialnej jak też poziomu zainstalowanej mocy…”. Generalnie trudno z tym się nie zgodzić, może poza jednym tylko drobiazgiem: współspalanie zdecydowanie nie służy realizacji pakietu klimatycznego 3 x20%, służy tylko doraźnie państwowym zużytym elektrowniom i ew. krótkookresowej dywidendzie, a spalana tam biomasa zmniejsza możliwości redukcji emisji CO2 w skali calego kraju (można ją znacznie lepiej wlasnie z tego p. widzenia ochrony klimatu wykorzystać). „Walka o ogień z biomasy” (bynajmniej nie słomiany) przeniosła się na korytarze ministerialne (choć to korytarze we władaniu tego samego koalicjanta) i obecnie blokuje dalsze procedowanie KPD. Walczą o to „pod dywanem” dwa największe w Polsce lobbies: tradycyjnej korporacyjnej energetyki i agrobiznesu. Do tej pory interesy wokół biomasy ich łączyły, ale czym jest jej mniej, wraz ze zniesieniem dopłat UE (CAP) do plantacji energetycznych i mniejszą pula korzysci do podzialu, lobby rolnicze poczuło się zapewne oszukane i w znacznej mierze ze słusznymi postulatami wyraziło swój gniew. Chodzi głownie o mikrobiogazownie, chodzi też o warte poparcia zdecentralizowane/lokalne wykorzystanie biomasy, ale też chyba o to, że energia elektryczna zacznie stopniowo wypierac biodiesel za którym stoi silne lobby rzepakowe (uksztaltowalo ustawe biopaliwowa w ramach dyrektywy 2003/30/WE, a przeciwko tym interesom działają kryteria zrównoważoności biopaliw w nowej dyrektywie 2009/28/WE).
Można by się temu wszystkiemu przyglądać pozytywnie oczekując efektów zgodnie z heglowską dialektyką teza-antyteza-synteza, gdyby nie fakt, że tu moim zdaniem za mało chodzi o cele ogólne, a za bardzo o cele branżowo-korporacyjne i gdyby nie zagrożenie, że efektów spóźnionego sporu nie będzie, a sektor OZE jeszcze długo może działać (coraz słabiej, w chorym otoczeniu) w zawieszeniu „bez planu”. Sądzę, że do tego dyskursu pomiędzy „chłopem” i „panem”, powinien się włączyć ten trzeci – Minister Środowiska, jako ten który odpowiada za Pakiet klimatyczny i powinien patrzeć znacznie szerzej niż resortowo. Dyrektywa 2009/28/WE jest elementem tego pakietu. Kryterium wyboru zielonego energy mix (a tylko cały mix i jego struktura liczy się w OZE, a nie jeden zasób czy jedna określona technologia) powinny być bowiem minimalne koszty redukcji emisji CO2, bo tu wszyscy poniesiemy mniej lub bardziej solidarnie olbrzymie koszty, przy zapewnieniu (tu Polska nie moze ryzykowac, takze z powodow ekonomicznych) że sam cel dla OZE będzie w sposób niezagrożony i zrównoważony osiągnięty. Marginalne koszty redukcji CO2 (także z uwzglednieniem cyklu zycia produktu) da sie wyliczyć, a kryterium to pozostaje pozatechnologicznym, podczas gdy "inne wazne cele", jako trudno wymierne i narażone na wąski lobing, powinny byc jedynie dodatkową okolicznoscią przy decydowaniu o energy mix, o ile ktos przedstawi wiarygodnie uzsadanienie. W potrzebnym tu podejsciu rodowiskowym i systemowym zarazem, może się też przydać "profesorskie" przywiązanie do rozwiązywania równań, a nie zabawy w zgadywanki czy grania w podwórkowego „dupniaka” (nie wiemy kiedy, z ktorej strony i za co oberwiemy, np. z uwagi na "inne wazne cele"). Panie Profesorze Kraszewski, co Pan na to? chciałoby się zawołać :). Poza tym warto zapytac "co z tą Nieszawą" (jako zapewne wstepem do kaskady), bo tu potrzebna jest refeksja jezeli państwo decyduje się wesprzeć kolejną ekologicznie watpliwą centralną inwestycje na północy polski.