Co jakiś czas wracam do spraw energetyki regionalnej, bardziej zrównoważonej środowiskowo niż ta centralna, z którą mamy obecnie głównie do czynienia i która zajęta sama sobą dostarcza nam coraz więcej powodów do zmartwień. Kiedyś przyszło mi do głowy takie stwierdzenie, że lepiej mieć jako partnerów 16 zarządów województw niż jeden rząd centralny. Choć siła oddziaływania tego "centralnego" jest znacznie większa, to albo trudno znaleźć na tym szczeblu promotora OZE, albo wręcz trzeba nieraz czekać całą kadencje (albo i więcej) aby trafił się partner do rozmowy. Prosta statystyka mówi, że przy 16 regionach zawsze łatwiej bo choć połowa z nich była zainteresowana to tym bardziej można oczekiwać że co najmniej kilka zarządów województw w danym momencie ma bardziej otwarte głowy. Ale do szybkiego i efektywnego rozwoju regionalnej energetyki odnawialnej (nawet uwzględniając że „centralne” ograniczenia formalno–prawne są takie same) potrzeba nie tylko mądrych głów, ale też atrakcyjnych odnawialnych zasobów energii, odpowiedniej infrastruktury technicznej, ograniczeń przestrzennych i wielu innych czynników, z których wyróżnić trzeba umiejętność pozyskiwania know-how, kapitału i zewnętrznych oraz lokalnych inwestorów. Wspomnę tylko na jeden z ubiegłorocznych wpisów na ten temat na „odnawialnym”, gdzie starałem się pokazać że energetyka regionalna to cała paleta różnych rozwiązań w różnych regionach i nigdy nie wiadomo który region i kiedy oraz czym zaskoczy i w którym regionie energetyka odnawialna w danym momencie ma największe szanse rozwoju.
Trudno o syntetyczny wskaźnik tak rozumianej atrakcyjności regionów dla OZE, a idąc dalej powiatów, miast i gmin. Na szczeblu powiatów i gmin Związek Powiatów Polskich prowadzi ranking powiatów, miast i gmin, którym przyznawane są punkty za dokonania. KAPE prowadzi konkurs na najbardziej efektywną energetycznie gminę. Ale efektywność energetyczna i OZE to głównie domena przyszłości i inwestycji i choć z pewnością zdobyte doświadczenia pomagają w dalszym rozwoju, to bieżące możliwoci podnoszenia efektywności i inwestowania w OZE paradoksalnie spada o ile jest w znaczącym stopniu wykorzystany ich potencjał rynkowy (kolejne spadki w zapotrzebowaniu na energię i kolejne przyrosty nowych mocy w OZE są bowiem, zgodnie ze „schodkową krzywą kosztów”, coraz bardziej kosztowne).
Pewnie tych dylematów poza ogólną „odnawialną publicystyką” bym nie miał okazji rozwinąć, gdyby nie konferencja „Polityka energetyczna państwa a innowacyjne aspekty gospodarowania energią w regionie”, jaką zorganizował Związek Pracodawców Warszawy i Mazowsza wraz z nowo powstałą Mazowiecką Agencją Energetyczną.
Mając przyjemnosć moderowania panelu poświeconego racjonalnemu gospodarowanie odnawialnymi zasobami energii na szczeblu regionalnym i lokalnym, poprosiłem przedstawicieli Instytutu Energetyki Odnawialnej (Panią Katarzynę Michałowską –Knap oraz Pana Piotra Ćwierzyńskiego) o próbę przygotowania odpowiedzi na takie pytanie: „jestem bogatym inwestorem kapitałowym z Wall Street i ktoś mi powiedział że w Polsce, po przyjęciu przez UE pakietu energetyczno – klimatycznego (nawet wbrew rządowi RP), szybko zaczyna się rozwijać rynek energetyki odnawialnej; w jakim regionie i w co powinienem zainwestować ?”. Chodziło mie też o relacje pomiędzy zasobami (fizycznymi i "wolnozmiennymi") w danym regionie a sposobem gospdoarowania nimi (zależnym wlanie od "mądrych głów" zarządow/gospodarzy).
Pani Katarzyna przygotowała metodykę i prezentację referatu "Ranking atrakcyjnoci inwestycyjnej województw w zakresie energetyki odnawialnej", ale powiedziała, że może firmować tylko wyniki z 8 pierwszymi województwami :), a jeżeli chcę aby był ranking wszystkich "16", to wtedy ja muszę się pojawić nie tylko jako inicjator i moderator, ale i współautor odpowiedzialny za ew. zażalenia :(. Można oczekiwać że więcej ich będzie z regionów które się w drugiej ósemce tego autorskiego i siłą rzeczy (pomijając przyjęte raczej mierzalne kryteria i próbę ich wyważenia) w pewnym zakresie subiektywnego rankingu. Zaskoczeniem było dla mnie to że pierwsze pytania przyszly od przedstawicieli zwycięzcy rankingu - Województwa Zachodniopomorskiego, ale jak rozumiem wszystko jeszcze przed nami...
Choć wyniki rankingu nieco mnie zaskoczyły, nie mogę uciekać w tej sytuacji od odpowiedzialności. Odwagi mi trochę dodaje ksiądz Tischner, który (w relacji Jerzego Illga) zapytany prowokacyjnie czy nie obawia się „że pewne :) środowiska wykorzystują jego autorytet” odpowiedział: „a cóż byłby wart mój autorytet gdybym nie wystawiał go na szwank?”.
W ten oto sposób chciałbym publicznie wystawić koncepcję rankingu i jego wyniki na krytykę i konfrontację (gratulacje tylko dla glownej autorki - Pani Katarzyny poproszę :) , tak aby jak najlepiej móc dać odpowiedź na powyższe pytania „bogatego wujka z Ameryki”. Czy takie ujecie rankingu daje szanse tym województwom, które mają gorszy start, aby dzięki mądrości swoich zarządów i aktywności mieszkańców przegonić tych co są teraz na czele? To pytanie wydaje mi sie kluczowe.
Przy okazji, relacji z konferencji, wszystkim działającym na rzecz energetyki regionalnej polecam wygłoszoną na sesji plenarnej tejże konferencji prezentację Pani Vassylii Argyraki z Agencji Wykonawczej EACI Komisji Europejskiej (m.in. "opiekuje" się na naszymi regionalnymi agencjami energetycznymi), która dość szczegółowo zaprezentowała nową dyrektywę OZE (omówioną w poprzednim wpisie na „odnawialnym”) i podkreśliła szczególną rolę samorządów w przygotowaniu „krajowych planów działań do 2020 r.” i ich wdrożenia. Wszystkich samorządów :)!
odnawialne źródła energii - aktualne komentarze i doniesienia na temat polityki, prawa, nowych technologii i rynku energetyki odnawialnej. historia oze w Polsce współtworzona i opisywana nieprzerwanie od 2007 roku, już w ponad 200 artykułach
sobota, czerwca 27, 2009
czwartek, czerwca 11, 2009
Dyrektywa UE w sprawie promowania stosowania energii ze źródeł odnawialnych opublikowana ale rząd w najlepsze rozwija tylko energetykę jądrową
5 czerwca br. w Dzienniku Urzędowym UE, pół roku po przyjęciu przez Parlament Europejski i Radę pakietu klimatycznego 3 x 20%, opublikowana została dyrektywa UE nr 2009/28/WE w sprawie promowania stosowania energii ze źródeł odnawialnych. Tym samym stała się prawomocna i wejdzie w życie po 25 czerwca. Zawsze uważałem, że ta dyrektywa dla Polski to jasna gwiazda czy dar z nieba, ale rząd, energetycy i media jakby, trochę przez analogię do słynnego obrazu Breughla, nie widząc Ikara, zajmują się czymś zupełnie innym, choć nie chodzi tu o prozaiczną orkę. Też się chcą wzbić wysoko i zajmują się sprawami bardziej abstrakcyjnymi - energetyką jądrową, czyli czymś czego w ogóle nie ma (OZE już teraz stanowią prawie 8% w bilansie zużycia energii w Polsce), czymś co niekoniecznie będzie nam niezbędne, czymś co nie wynika z żadnego oficjalnego dokumentu krajowego (PEP 2030 to w dalszym ciągu projekt), czymś do czego też nie jesteśmy niczym zobowiązani aby rozwijać. Wyciągamy armaty, mobilizujmy aparat państwowy aby ok. 2020 roku mieć (wg "projądrowego" projektu PEP 2030) max. 1,3% udziału energii jądrowej w zuzyciu energii, a nie wyciągamy nawet zardzewiałej szabelki aby mieć minium 15% energii z OZE. Do tych dysproporcji jeszcze wrócę, ale najpierw wobec milczenia mediów, mam chyba obowiązek pocelebrowąć i powspominać opublikowanie nowej dyrektywy, choćby dlatego, że stało się to w dniu moich urodzin :). Mam szczęście w życiu :) bo pamiętam, że nie tak dawno na imieniny Parlament Europejski zorganizował mi inny - „biogazowy” prezent ...
Dyrektywą od strony merytorycznej oraz kulis uzgadniania zawierającego ją pakietu klimatycznego UE zajmuję się prawie od dwu lat, dlatego pozwolę sobie odesłać czytelników do strony internetowej gdzie nie tylko są podane linki do wszystkich dokumentów stanowiących pakiet klimatyczny UE i nowej dyrektywy, ale także do wybranych materiałów analitycznych i paru moich wcześniejszych komentarzy powstałych na różnych etapach procesu legislacyjnego. Jest to jeden z najlepszych dokumentów prawnych jaki został przeprowadzony przez Komisje Europejską (KE) w ustępującej kadencji Parlamentu Europejskiego (PE) i był to jeden z ostatnich dokumentów podpisanych przez Hansa Potteringa szefa ustępującego razem z PE. Niewiele brakowało, aby ta dyrektywa przepadła razem pakietem klimatycznym. Pamiętam, że podobnie dramatycznie było za III ustępującej w 2001 r. kadencji Sejmu, kiedy to na ostatniej sesji (23 sierpnia ‘2001) przegłosowana została uchwała Sejmu zatwierdzająca „Strategię rozwoju energetyki odnawialnej”. Kolejny Sejm i kolejna koalicja rządowa już by tego nie zrobili. Podobnie, znając wyniki zakończonych właśnie wyborów do PE, sądzę, że pomimo zwiększenia stanu posiadania głównego protektora nowej dyrektywy OZE w - Europejskich Zielonych w PE (Green-European Freedom Alliance bloc) z 5,5 do 7,1% (w tej chwili zadeklarowanych 53 posłów) mało prawdopodobne byłoby założenie o ponownym przeprowadzeniu przez PE i Radę podobnej inicjatywy legislacyjnej. Dlatego warto wznieść toast dla ustępujących komisarzy KE i posłów PE, że pomimo silnego negatywnego lobbingu przeprowadzili w trudnym okresie początków kryzysu gospodarczego tak skomplikowany pakiet legislacyjny z tak dobrą dyrektywą. Dyrektywa wybiega dalej do przodu niż perspektywa własnie zakończonych wyborów do PE i nadchodzących wyborów w krajach członkowskich UE i niekoniecznie od razu przynosi głosy wyborców.
Z dokumentem tym wiąże szczególne nadzieje, bo choć energetyką odnawiana zajmuję się już 20 lat, to ostatnio zaczynam się sam gubić w meandrach krajowej polityki, czy raczej jej braku w tym zakresie i kolejnych pomyslach na jej rozwój wyciaganych jak króliki z kapelusza. Brak systemowej (ramowej) polityki w obszarze który wymaga regulacji i wsparcia wynikać z dwu powodów; a) jest to wygodne dla rządzących którzy mają swobodę (nie są niczym ograniczeni) w rozdawnictwie środków, synekur, przywilejów oraz modelowaniu tego obszaru na własną modłę b) nie potrafią wygenerować systemowej wizji rozwoju danego obszaru. W pierwszym przypadku mamy analogię do tezy Karola Marksa, że wcześniej filozofowie interpretowali świat, a dziś chodzi o to aby go zmieniać. Ale ja, zgadzając się tu z obecnym filozofem- prowokatorem Slavojem Ziżkiem twierdzę, że chętnych do zmieniania (mieszania) w sektorze energetyki odnawialnej mamy aż za dużo, a chodzi o to aby go wcześniej zrozumieć i umieć interpretować zjawiska. Nowa dyrektywa OZE (nazwijmy ją tak w skrócie) ma wbudowany mechanizm (nazwany krajowym „Action plan”) zmuszający rządy do glębszego zrozumienia sytuacji, a dopiero potem do szczegółowego zaplanowania sposobu w jaki, w oparciu o zinwentaryzowane dostępne odnawialne zasoby energii, infrastrukturę, technologie itp., optymalnie, efektywnie i skutecznie osiągnięty zostanie cel na 2020 dla każdego z krajów (dla Polski 15%) i dla UE (20%). Takie systemowe podejście to dla Polski novum. Do tej pory mieliśmy tylko zazwyczaj kończone dramatycznie szarże ułańskie na: biodiesel, geotermię, współspalanie czy ostatnio na biogaz.
Ostatnią spójną strategią dotyczącą OZE w Polsce jaką znam był wspomniany dokument ministerstwa środowiska „Strategia rozwoju energetyki odnawialnej” z 2000 r. To z tego dokumentu wynikły ogólne cele ilościowe OZE na rok 2010 ( 7,5%) oraz cele szczegółowe w zakresie zielonej energii elektrycznej (też 7,5%), które znalazły się także w dyrektywie 2001/77/WE oraz wizja na 2020 r. z celem ilościowym zbliżonym do obecnego (15%). Najważniejszą cechą tego dokumentu było (jeżeli nawet teraz jest w szczegółach mocno zdezaktualizowany) właśnie całościowe i kompleksowe podejście to sektora i optymalizacji kosztowej wdrażania i rozwoju poszczególnych rodzajów OZE.
Potem gdzieś zgubiliśmy podejście systemowe i jakiś szerszy plan działania, i skupiliśmy się na doraźnych kalkulacjach politycznych i ww. technologicznych partykularyzmach. Niektóre z lansowanych rodzajów OZE, np. biogaz mogą być rzeczywiście Polską specjalnością, ale postawienie na eksploatację jednego zasobu, który jak nawet jest odnawialny to nie jest nieograniczony, nie jest istotą rozwoju zrównoważonego i wcześniej czy później prowadzi do wysokich kosztów. Przy nie zawsze trafnie wybranych priorytetach straciliśmy spójność i przejrzystość w systemie wsparcia, który zaczął wspierać niekoniecznie optymalne rozwiązania technologiczne i prowadził np do rozwoju stosukowo drogich technologii zielonej energii elektrycznej i biopaliw kosztem tańszego zielonego ciepła. W efekcie zużywamy np. biomasę ze sprawnością 3 razy niższą do wytwarzania energii elektrycznej w dużych elektrowniach zamiast zużyć ją do wytwarzania ciepła w lokalnych kotłowniach i produkować z tej samej ilości biomasy więcej energii po koszcie 6 krotnie niższym.
Przy obecnym rozregulowaniu i fragmentyzacji rynku energetycznego mało kto się nad tym zastanawia. Ale wobec lobbingu politycznego i gospodarczego małych grupek interesów w energetyce odnawialnej nie ujętej w ramy systemowe, narastać może łatwa do wytłumaczenia niechęć do energetyki odnawialnej, bo ginie z pola widzenia szerszy cel społeczny wparcia OZE. Nie powinny nas zatem nadmiernie dziwić krytyczne publikacje znanych publicystów liberalnych jak Witolda Gadomskiego „Ciemna strona zielonej energii” w Wyborczej czy prawicowych jak Tomasza Wróblewskiego w Rzeczpospolitej „Balon świeżego powietrza” , nawet jeżeli jest w nich sporo błędów, przekłamań, niedostatecznej analizy przyczyn problemów w energetyce czy braku umiejętności sformułowania alternatyw co robić jeżeli teraz nie będziemy rozwijać zielonych technologii. Negatywne opinie, że energetyka odnawialna rozwija się z naszych podatków lub opłat za energię, ale bez realizacji jasno sformułowanego celu społecznego nie ułatwiają działań inwestorom i racjonalnym jej propagatorom oraz tym bardziej otwartym na przyszłość politykom i decydentom.
Zresztą cała polityka energetyczna pisana często pod presja dużych grup zawodowych, pod potrzeby wielkich przedsiębiorstw energetycznych oraz deformowane (psute) lobbingiem silnych grup interesu Prawo energetyczne nie ułatwiały zrównoważonego rozwoju energetyki odnawialnej. Ale OZE, które na dzisiaj jeszcze są za słabe aby rozwijać się bez wsparcia politycznego powinny domagać się jedynie racjonalnego wsparcia, wynikającego z szerszej perspektywy, a nie tylko z wąskich interesów pojedynczych lobbystów. Brakiem systemowości i skupieniem się jedynie na minimalistycznym wdrażaniu tego co nam „kazała” UE nie wykorzystaliśmy w pełni obecnej dekady do zbudowania podstaw do ekspansji energetyki odnawialnej w kolejnej dekadzie. Chyba zbyt dużo wysiłku inwestorskiego zostało zmarnowane, co mierzyć można np. dużą liczbą rozpoczętych, a nie zrealizowanych projektów.
Powrót do zapomnianego lub niechcianego myślenia strategicznego i systemowego w energetyce odnawialnej ułatwi nam właśnie ta swieżo opublikowana nowa dyrektywa OZE. Zobowiązuje rządów do opracowania i przedstawienia KE do zatwierdzenia do końca czerwca ‘2010 narodowych „Action planów”, to nic innego jak powrót do idei szerokiej, krajowej strategii rozwoju energetyki odnawialnej. Polscy przedsiębiorcy i polskie samorządy zasługują na to aby taki plan był znanym, respektowanym i konsekwentnie wdrażanym, bo wtedy spadają i ryzyko i koszty a rośnie efektywność działań. Taka „mapa drogowa” przyda się wszystkim, także do monitorowania realizacji przyjętych celów, ponoszonych kosztów oraz osiąganych korzyści. Choć KE kończy prace nad „przewodnikiem” dla rządów narodowych jak taki program rozwoju energetyki odnawianej do 2020 r powinien wyglądać, to wiem jak wielkie to będzie wyzwanie, także dla Polski, która przez ostatnie 8 lat nie miała praktycznie żadnej okazji do szerszej, systemowej refleksji na ten temat.
Dlatego w tej okolicznociowej i obszernej :( blognocie zwracam uwagę na złowieszczy spokój i obojętność wobec dyrektywy OZE i nadaktywność tam gdzie jest mało do wygrania – w energetyce jądrowej. Wdrażaniem dyrektywy zajmie się Departament Energetyki w Ministerstwie Gospodarki, gdzie pracuje kilka osób zajmujących się OZE i który dodatkowo został osłabiony przez odejście byłego, zasłużonego dla OZE dyrektora Zbigniewa Kamieńskiego na inną funkcję … dyrektora Departamentu Energetyki Jądrowej. Teraz Departament Energetyki Jądrowej zostal wzmocniony politycznie też świeżo powołanym pełnomocnik rządu do spraw energetyki jądrowej – Panią Hanną Trojanowską, która zapowiada dodatkowe wzmocnienie kadrowe departa,entu juz w 2009 r. do 20 nowymi etatami (w 2010 r. ich liczba ma dojsć do 45!) oraz „zagonioną” przez właściciela (państwo) Polską Grupą Energetyczną i gronem doradców (wypowiedź dla WNP), którzy chętnie będą gonić króliczka (zresztą też "z kapelusza").
Rusza szkolenie kadr, bo, jak twierdzi Pani Pelnomocnik do obsługi bloku jądrowego potrzeba 500 pracowników (liczba bezpośrednio zatrudnionych nie powala) . Także budową zaplecza naukowo-badawczego ma zająć się rząd z udziałem inwestora. "W tej chwili jesteśmy na etapie przygotowywania harmonogramu potrzeb, który przedstawimy w ministerstwie nauki" – mówi Trojanowska. Dobrze, ale czy wszyscy wiedzą, że te kadry Ameryki nie wymyślą, co najwyżej nauczą się jak obsługiwać amerykańsko-francuskie know-how bez perspektyw na eksport własnego?
Ogłoszony został przetarg na analizy rozwiązań prawnych w zakresie wykorzystania energii jądrowej przyjętych w wybranych krajach Unii Europejskiej i w USA na kwotę 280 tys. zł. Drogo (wykonywane nieliczne analizy dla OZE na takie kwoty nigdy nie mogly liczyc), ale pewnie to jest potrzebne jeżeli chcemy budować energetykę jądrową. Ale dlaczego najpierw przesądzamy o budowie a potem chcemy się douczyć czy to była dobra i czy jest to wykonalna decyzja.
Czy te wstępne, niemałe kwoty które budżet już ponosi znajdują odzwierciedlenie w biznes planie na produkcję „taniej i czystej” energii z pierwszej (pierwszych) elektrowni jądrowej? Czy podatnicy wiedzą za co płacą o co w efekcie kumulacji wszystkich kosztów uzyskają (koszt kupowanej kWh w rachunku ciągnionym)? Kto jeszcze wierzy w publicznie zapowiadane jedynie 3 mln euro za megawat mocy zainstalowanej i nieprzerwana prace bloku jadrowego 8700 h x 60 lat? Ale są tacy którym wygodnie jest gonić króliczka i "załapać się", jak za starych dobrych czasów, na kosztowną inwestycję centralną.
Nie jestem przeciw energetyce jądrowej ot tak dla zasady. Ale chodzi mi tu o fredrowskie „Miej proporcją Mocium Panie”. Chodzi o szerszą refleksję właśnie teraz, gdy nowa ambitna dyrektywa OZE wchodzi w życie. Chodzi o to aby wokół jej wytworzyć co najmniej równie życzliwą atmosferę i większy potencjał realizacyjny na szczeblu rządowym oraz zmobilizować nie 20 głośnych aktywistów energetyki jądrowej ale 20 tysięcy inwestorów i nie zaczynać z wielkim zadęciem programu szkolenia 500 pracowników elektrowni jądrowej (w 2020/2030 roku już niewiele ze zdobytej, ogólnej wiedzy będą pamiętać) ale poszukiwanych teraz i potrzebnych 500 tysięcy dobrze wykształconych kadr do 2020 r. dla o wiele bardziej innowacyjnej energetyki odnawialnej. Chodzi też o to aby właśnie teraz wzmocnić zespół ds. OZE w Departamencie Energetyki i szybko zacząc tworzyć nowy, silny i kompetentny Departament Energetyki Odnawialnej w Ministerstwie Gospodarki. Bo samo opublikowanie i wejscie w życie dyrektywy OZE nie wystarczy, ciężką orkę na wielohektarowym ugorze trzeba zacząć niezwłocznie.
Dyrektywą od strony merytorycznej oraz kulis uzgadniania zawierającego ją pakietu klimatycznego UE zajmuję się prawie od dwu lat, dlatego pozwolę sobie odesłać czytelników do strony internetowej gdzie nie tylko są podane linki do wszystkich dokumentów stanowiących pakiet klimatyczny UE i nowej dyrektywy, ale także do wybranych materiałów analitycznych i paru moich wcześniejszych komentarzy powstałych na różnych etapach procesu legislacyjnego. Jest to jeden z najlepszych dokumentów prawnych jaki został przeprowadzony przez Komisje Europejską (KE) w ustępującej kadencji Parlamentu Europejskiego (PE) i był to jeden z ostatnich dokumentów podpisanych przez Hansa Potteringa szefa ustępującego razem z PE. Niewiele brakowało, aby ta dyrektywa przepadła razem pakietem klimatycznym. Pamiętam, że podobnie dramatycznie było za III ustępującej w 2001 r. kadencji Sejmu, kiedy to na ostatniej sesji (23 sierpnia ‘2001) przegłosowana została uchwała Sejmu zatwierdzająca „Strategię rozwoju energetyki odnawialnej”. Kolejny Sejm i kolejna koalicja rządowa już by tego nie zrobili. Podobnie, znając wyniki zakończonych właśnie wyborów do PE, sądzę, że pomimo zwiększenia stanu posiadania głównego protektora nowej dyrektywy OZE w - Europejskich Zielonych w PE (Green-European Freedom Alliance bloc) z 5,5 do 7,1% (w tej chwili zadeklarowanych 53 posłów) mało prawdopodobne byłoby założenie o ponownym przeprowadzeniu przez PE i Radę podobnej inicjatywy legislacyjnej. Dlatego warto wznieść toast dla ustępujących komisarzy KE i posłów PE, że pomimo silnego negatywnego lobbingu przeprowadzili w trudnym okresie początków kryzysu gospodarczego tak skomplikowany pakiet legislacyjny z tak dobrą dyrektywą. Dyrektywa wybiega dalej do przodu niż perspektywa własnie zakończonych wyborów do PE i nadchodzących wyborów w krajach członkowskich UE i niekoniecznie od razu przynosi głosy wyborców.
Z dokumentem tym wiąże szczególne nadzieje, bo choć energetyką odnawiana zajmuję się już 20 lat, to ostatnio zaczynam się sam gubić w meandrach krajowej polityki, czy raczej jej braku w tym zakresie i kolejnych pomyslach na jej rozwój wyciaganych jak króliki z kapelusza. Brak systemowej (ramowej) polityki w obszarze który wymaga regulacji i wsparcia wynikać z dwu powodów; a) jest to wygodne dla rządzących którzy mają swobodę (nie są niczym ograniczeni) w rozdawnictwie środków, synekur, przywilejów oraz modelowaniu tego obszaru na własną modłę b) nie potrafią wygenerować systemowej wizji rozwoju danego obszaru. W pierwszym przypadku mamy analogię do tezy Karola Marksa, że wcześniej filozofowie interpretowali świat, a dziś chodzi o to aby go zmieniać. Ale ja, zgadzając się tu z obecnym filozofem- prowokatorem Slavojem Ziżkiem twierdzę, że chętnych do zmieniania (mieszania) w sektorze energetyki odnawialnej mamy aż za dużo, a chodzi o to aby go wcześniej zrozumieć i umieć interpretować zjawiska. Nowa dyrektywa OZE (nazwijmy ją tak w skrócie) ma wbudowany mechanizm (nazwany krajowym „Action plan”) zmuszający rządy do glębszego zrozumienia sytuacji, a dopiero potem do szczegółowego zaplanowania sposobu w jaki, w oparciu o zinwentaryzowane dostępne odnawialne zasoby energii, infrastrukturę, technologie itp., optymalnie, efektywnie i skutecznie osiągnięty zostanie cel na 2020 dla każdego z krajów (dla Polski 15%) i dla UE (20%). Takie systemowe podejście to dla Polski novum. Do tej pory mieliśmy tylko zazwyczaj kończone dramatycznie szarże ułańskie na: biodiesel, geotermię, współspalanie czy ostatnio na biogaz.
Ostatnią spójną strategią dotyczącą OZE w Polsce jaką znam był wspomniany dokument ministerstwa środowiska „Strategia rozwoju energetyki odnawialnej” z 2000 r. To z tego dokumentu wynikły ogólne cele ilościowe OZE na rok 2010 ( 7,5%) oraz cele szczegółowe w zakresie zielonej energii elektrycznej (też 7,5%), które znalazły się także w dyrektywie 2001/77/WE oraz wizja na 2020 r. z celem ilościowym zbliżonym do obecnego (15%). Najważniejszą cechą tego dokumentu było (jeżeli nawet teraz jest w szczegółach mocno zdezaktualizowany) właśnie całościowe i kompleksowe podejście to sektora i optymalizacji kosztowej wdrażania i rozwoju poszczególnych rodzajów OZE.
Potem gdzieś zgubiliśmy podejście systemowe i jakiś szerszy plan działania, i skupiliśmy się na doraźnych kalkulacjach politycznych i ww. technologicznych partykularyzmach. Niektóre z lansowanych rodzajów OZE, np. biogaz mogą być rzeczywiście Polską specjalnością, ale postawienie na eksploatację jednego zasobu, który jak nawet jest odnawialny to nie jest nieograniczony, nie jest istotą rozwoju zrównoważonego i wcześniej czy później prowadzi do wysokich kosztów. Przy nie zawsze trafnie wybranych priorytetach straciliśmy spójność i przejrzystość w systemie wsparcia, który zaczął wspierać niekoniecznie optymalne rozwiązania technologiczne i prowadził np do rozwoju stosukowo drogich technologii zielonej energii elektrycznej i biopaliw kosztem tańszego zielonego ciepła. W efekcie zużywamy np. biomasę ze sprawnością 3 razy niższą do wytwarzania energii elektrycznej w dużych elektrowniach zamiast zużyć ją do wytwarzania ciepła w lokalnych kotłowniach i produkować z tej samej ilości biomasy więcej energii po koszcie 6 krotnie niższym.
Przy obecnym rozregulowaniu i fragmentyzacji rynku energetycznego mało kto się nad tym zastanawia. Ale wobec lobbingu politycznego i gospodarczego małych grupek interesów w energetyce odnawialnej nie ujętej w ramy systemowe, narastać może łatwa do wytłumaczenia niechęć do energetyki odnawialnej, bo ginie z pola widzenia szerszy cel społeczny wparcia OZE. Nie powinny nas zatem nadmiernie dziwić krytyczne publikacje znanych publicystów liberalnych jak Witolda Gadomskiego „Ciemna strona zielonej energii” w Wyborczej czy prawicowych jak Tomasza Wróblewskiego w Rzeczpospolitej „Balon świeżego powietrza” , nawet jeżeli jest w nich sporo błędów, przekłamań, niedostatecznej analizy przyczyn problemów w energetyce czy braku umiejętności sformułowania alternatyw co robić jeżeli teraz nie będziemy rozwijać zielonych technologii. Negatywne opinie, że energetyka odnawialna rozwija się z naszych podatków lub opłat za energię, ale bez realizacji jasno sformułowanego celu społecznego nie ułatwiają działań inwestorom i racjonalnym jej propagatorom oraz tym bardziej otwartym na przyszłość politykom i decydentom.
Zresztą cała polityka energetyczna pisana często pod presja dużych grup zawodowych, pod potrzeby wielkich przedsiębiorstw energetycznych oraz deformowane (psute) lobbingiem silnych grup interesu Prawo energetyczne nie ułatwiały zrównoważonego rozwoju energetyki odnawialnej. Ale OZE, które na dzisiaj jeszcze są za słabe aby rozwijać się bez wsparcia politycznego powinny domagać się jedynie racjonalnego wsparcia, wynikającego z szerszej perspektywy, a nie tylko z wąskich interesów pojedynczych lobbystów. Brakiem systemowości i skupieniem się jedynie na minimalistycznym wdrażaniu tego co nam „kazała” UE nie wykorzystaliśmy w pełni obecnej dekady do zbudowania podstaw do ekspansji energetyki odnawialnej w kolejnej dekadzie. Chyba zbyt dużo wysiłku inwestorskiego zostało zmarnowane, co mierzyć można np. dużą liczbą rozpoczętych, a nie zrealizowanych projektów.
Powrót do zapomnianego lub niechcianego myślenia strategicznego i systemowego w energetyce odnawialnej ułatwi nam właśnie ta swieżo opublikowana nowa dyrektywa OZE. Zobowiązuje rządów do opracowania i przedstawienia KE do zatwierdzenia do końca czerwca ‘2010 narodowych „Action planów”, to nic innego jak powrót do idei szerokiej, krajowej strategii rozwoju energetyki odnawialnej. Polscy przedsiębiorcy i polskie samorządy zasługują na to aby taki plan był znanym, respektowanym i konsekwentnie wdrażanym, bo wtedy spadają i ryzyko i koszty a rośnie efektywność działań. Taka „mapa drogowa” przyda się wszystkim, także do monitorowania realizacji przyjętych celów, ponoszonych kosztów oraz osiąganych korzyści. Choć KE kończy prace nad „przewodnikiem” dla rządów narodowych jak taki program rozwoju energetyki odnawianej do 2020 r powinien wyglądać, to wiem jak wielkie to będzie wyzwanie, także dla Polski, która przez ostatnie 8 lat nie miała praktycznie żadnej okazji do szerszej, systemowej refleksji na ten temat.
Dlatego w tej okolicznociowej i obszernej :( blognocie zwracam uwagę na złowieszczy spokój i obojętność wobec dyrektywy OZE i nadaktywność tam gdzie jest mało do wygrania – w energetyce jądrowej. Wdrażaniem dyrektywy zajmie się Departament Energetyki w Ministerstwie Gospodarki, gdzie pracuje kilka osób zajmujących się OZE i który dodatkowo został osłabiony przez odejście byłego, zasłużonego dla OZE dyrektora Zbigniewa Kamieńskiego na inną funkcję … dyrektora Departamentu Energetyki Jądrowej. Teraz Departament Energetyki Jądrowej zostal wzmocniony politycznie też świeżo powołanym pełnomocnik rządu do spraw energetyki jądrowej – Panią Hanną Trojanowską, która zapowiada dodatkowe wzmocnienie kadrowe departa,entu juz w 2009 r. do 20 nowymi etatami (w 2010 r. ich liczba ma dojsć do 45!) oraz „zagonioną” przez właściciela (państwo) Polską Grupą Energetyczną i gronem doradców (wypowiedź dla WNP), którzy chętnie będą gonić króliczka (zresztą też "z kapelusza").
Rusza szkolenie kadr, bo, jak twierdzi Pani Pelnomocnik do obsługi bloku jądrowego potrzeba 500 pracowników (liczba bezpośrednio zatrudnionych nie powala) . Także budową zaplecza naukowo-badawczego ma zająć się rząd z udziałem inwestora. "W tej chwili jesteśmy na etapie przygotowywania harmonogramu potrzeb, który przedstawimy w ministerstwie nauki" – mówi Trojanowska. Dobrze, ale czy wszyscy wiedzą, że te kadry Ameryki nie wymyślą, co najwyżej nauczą się jak obsługiwać amerykańsko-francuskie know-how bez perspektyw na eksport własnego?
Ogłoszony został przetarg na analizy rozwiązań prawnych w zakresie wykorzystania energii jądrowej przyjętych w wybranych krajach Unii Europejskiej i w USA na kwotę 280 tys. zł. Drogo (wykonywane nieliczne analizy dla OZE na takie kwoty nigdy nie mogly liczyc), ale pewnie to jest potrzebne jeżeli chcemy budować energetykę jądrową. Ale dlaczego najpierw przesądzamy o budowie a potem chcemy się douczyć czy to była dobra i czy jest to wykonalna decyzja.
Czy te wstępne, niemałe kwoty które budżet już ponosi znajdują odzwierciedlenie w biznes planie na produkcję „taniej i czystej” energii z pierwszej (pierwszych) elektrowni jądrowej? Czy podatnicy wiedzą za co płacą o co w efekcie kumulacji wszystkich kosztów uzyskają (koszt kupowanej kWh w rachunku ciągnionym)? Kto jeszcze wierzy w publicznie zapowiadane jedynie 3 mln euro za megawat mocy zainstalowanej i nieprzerwana prace bloku jadrowego 8700 h x 60 lat? Ale są tacy którym wygodnie jest gonić króliczka i "załapać się", jak za starych dobrych czasów, na kosztowną inwestycję centralną.
Nie jestem przeciw energetyce jądrowej ot tak dla zasady. Ale chodzi mi tu o fredrowskie „Miej proporcją Mocium Panie”. Chodzi o szerszą refleksję właśnie teraz, gdy nowa ambitna dyrektywa OZE wchodzi w życie. Chodzi o to aby wokół jej wytworzyć co najmniej równie życzliwą atmosferę i większy potencjał realizacyjny na szczeblu rządowym oraz zmobilizować nie 20 głośnych aktywistów energetyki jądrowej ale 20 tysięcy inwestorów i nie zaczynać z wielkim zadęciem programu szkolenia 500 pracowników elektrowni jądrowej (w 2020/2030 roku już niewiele ze zdobytej, ogólnej wiedzy będą pamiętać) ale poszukiwanych teraz i potrzebnych 500 tysięcy dobrze wykształconych kadr do 2020 r. dla o wiele bardziej innowacyjnej energetyki odnawialnej. Chodzi też o to aby właśnie teraz wzmocnić zespół ds. OZE w Departamencie Energetyki i szybko zacząc tworzyć nowy, silny i kompetentny Departament Energetyki Odnawialnej w Ministerstwie Gospodarki. Bo samo opublikowanie i wejscie w życie dyrektywy OZE nie wystarczy, ciężką orkę na wielohektarowym ugorze trzeba zacząć niezwłocznie.