Już ponad miesiąc temu zakończyła się największa w historii międzynarodowa konferencja polityczna „Washington International Renewable Energy Conference” WIREC 2008 poświecona energetyce odnawialnej, ale z uwagi na wielość informacji i związnaych z nią inicjatyw, dopiero teraz przejrzałem jej dorobek. Faktycznie była to trzecia z rzędu konferencja w ramach programu tego typu spotkań polityków, naukowców i biznesu zainicjowanego w Bonn (RENEWABLES 2004). Trudno jednak się poruszać po portalu konferencji bez przewodnika, a pewnie jeszcze trudniej było poruszać się po centrum kongresowym przez które w ciągu trzech marcowych dni konferencji i imprez towarzyszach przewinęło się ponad 8000 uczestników.
Konferencja miła na celu posumowanie stanu rozwoju energetyki odnawialnej na świecie na 2007 r. i przedstawienia kierunków politycznych i perspektyw rozwoju do 2020 r. i później. W jej organizacje było zaangażowanych wiele instytucji międzynarodowych, ale chyba najbardziej zauważalny był wielki wysiłek administracji prezydenta Busha, który tym wydarzeniem chciał też zatrzeć upowszechniony za jego prezydentury obraz Stanów Zjednoczonych jako „naczelnego hamulcowego” światowych wysiłków działań na rzecz ochrony klimatu, a też pod względem promocji energetyki odnawialnej działania rządu USA (nie pisze tu o poszczególnych stanach) były dla wielu nieco rozczarowujące. Sądzę, że jako prezydentowi udało mu się częściowo sytuację jeśli chodzi o wizerunek poprawić, ale do „problemu prezydenta Busha” i meandrów jego polityki jeszcze wrócę. Teraz chcę skupić się tylko na samej konferencji.
Chciałbym choć kilka zdań poświęcić efektom merytorycznym tego niewątpliwie wielkiego i niezwykle ważnego wydarzenia. Było one połączeniem „spowiedzi” z tego co zostało zrobione, opisem "state of the art" (w tym przeglądem międzynarodowym) z obietnicami na przyszłość. Spowiednikiem była m.in. międzynarodowa sieć REN21 (Renewable Energy Policy Network for the 21 Centuary), która dokonała inwentaryzacji światowego sektora energetyki odnawialnej. Obietnice składne były głównie przez rządy. Może szkoda że dość gładko poszło niektórym z rozliczeniem i rozgrzeszeniem …
Jeżeli chodzi o inwentaryzację, to skupiając się jedynie na statystyce (pomijam sprawy rozwoju technologii), śmiało można powiedzieć, że sektor rośnie w siłę, a rok 2007 był bardzo dobry. Można przytoczyć kilka liczb. „Zielona moc” elektryczna zainstalowana przekroczyła 1 TW, w tym 240 GW bez uwzględnienia dużej energetyki wodnej, w tym 95 GW w energetyce wiatrowej. Produkcja biopaliw to odpowiednio: 8 mld l biodiesla i 46 mld litrów bioetanolu, z tym ze szybsze jest tempo wzrostu bioetanolu. 53 kraje ma cele ilościowe na biopaliwa, 90 na zieloną energię elektryczną, w tym 46 stosuje stałe ceny jako instrument wsparcia. Energetyka słoneczna termiczna przekroczyła 128 GW mocy zainstalowanej a fotowoltaika – 7,8 GW. Nakłady inwestycyjne w energetyce odnawialnej w 2007 r. po raz pierwszy przekroczyły granice 100 mld USD. W bilansie energetycznym świata udział OZE (razem z tradycyjną biomasą) przekroczył 18% (pozostałe to: 79% paliw kopalne i 3% energetyka jądrowa). Pewnie warto te liczby pamiętać, ale chyba nie warto się do nich przyzwyczajać :).
Jeszcze ciekawsze wydają się być, składane uroczyście, przy fleszach, obietnice. Dotyczyły zazwyczaj 2020r i chyba warto je pamiętać, choćby dlatego, aby potem z nich można było rozliczać. Na powyższej stronie internetowej konferencji ale też, w sposób bardziej uporządkowany na stronie internetowej REN21 można się doszukać razem 115 obietnic. Idą one tropem tzw. "celów milenijnych" ONZ czy też ponad 200 inijatyw zglosznych w 2002 r. na Szczycie Ziemi w Johanessburgu i inijatw z ww. konferencji w Bonn (do czego jeszcze nawiążę). Obietnic takich, jak tych zlożonych na WIREC nie można przeceniać, ale byloby bledem ich nie zauważyć. Znowu aby nie być gołosłownym i dać wyobrażenie i ich smak, kilka przykładów.
Niemcy potwierdzili że to co im w pakiecie 3 x 20% zawinszowała Komisja Europejska na 2020 r. jest już ich obietnica (czyli że z 18% jakie dostali z przydziału nie będą na forum UE dyskutować, tylko przyjęli już zadanie do wykonania). Dorzucili (powtórzyli) tylko jeszcze jedną obietnicę, że do 2020 zamkną swoje elektrownie jądrowe. Dania (nie mająca energetyki wodnej) np. trochę „rozmyła” swoje 30% na 2020r, przeciągając realizacje tego celu zaproponowanego przez Brukselę do 2025 r. Najmocniej "poszła do przodu" Nowa Zelandia (może jeszcze dalej niektóre, chcace być w 100% "odnawialne" mniejsze państwa wyspowe), która zapowiedziała ze do 2050 r. 90% energii elektrycznej zużywanej w tym kraju będzie energią zielona. Norwegia z kolei do problemu podeszła z drugiej strony i zdecydowała się zdeklarować na przeznaczanie corcznie1% GDP na czysta energetykę.
Są też bardzo interesujące obietnice sektorowe. Niemcy zapowiedzieli, jako pierwsi na świecie ustawę promująca cielone ciepło. Zrobią to „po niemiecku” nakładając od 2009 r. obowiązki na developerów. Irlandia ustanawia fundusz 58 mln Euro na sfinansowanie 20 000 instalacji indywidualnych wykorzystujących energie słoneczna, biomasę i ciepło geotermalne w budynkach mieszkalnych.
Niemcy i Brytyjczycy zapowiedzieli budowę łącznie 25 GW elektrowni wiatrowych na morzu.
Jeżeli chodzi o biogaz, Niemcy zapowiedzieli wpuszczanie go do sieci gazowej i uczynienie z niego tak popularnego paliwa jak gaz ziemny, Brytyjczycy przewidzieli 10 mln GBP na większe biogazownie przemysłowe. Polska przedstawiła się w Waszyngtonie jako wyłącznie „kraj od biogazu”:) , pod hasłem „biogazownia w każdej gminie”. Zdaje się, że obietnica była szykowana w ostatniej chwili i jako najbardziej odpowiedni instrument wsparcia dla biogazu, rząd Polski przewidział... „białe certyfikaty” (zawsze twierdziłem, że z tymi kolorowymi papierami przesadzamy i kiedyś nam się to w końcu zacznie mylić :), a energii z tego ani też faktycznych - nie papierowych - oszczędnoci energetycznych może nie być). Ale pomijając drobne niespójności, plan Ministerstwa Gospodarki zbudowania 2500 gmin biogazowni do 2020r i to „sprawiedliwie” rozmieszczonych po calym kraju – w każdej gminie! – zrobić może wrażenie. Taka np. Litwa w swojej pragmatycznej obietnicy przewidziała tylko 9, ale 4 z nich chce zbudować w ramach JI (czyli otworzyła się inteligentnie przy tej mini obietnicy na współpracę i transfer know-how i inwestycje zagraniczne). To tylko przykłady, są jeszcze ciekawsze obietnice składane przez regiony, miasta, organizacje międzynarodowe i jednostki badawcze.
Dodam tu na marginesie i całkiem prywatnie, że po gdy raz pierwszy takie "obietnice" (wtedy jeszcze bardziej traktowane jako „inicjatywy”) były składane w Bonn w 2004 r., sam zgłosiłem inicjatywę - pewien cel dla Polski i dla UE. Pamiętam, że ostrożny jak zwykle w takich sprawach rząd RP, reprezentowany wtedy przez ministra Tomasza Podgajnika, nie był tym zachwycony :). Był to czas kiedy na Radzie Ministrów stawał przygotowany w moim zespole projekt ustawy o promocji wykorzystania odnawialnych źródeł energii, w którym między innymi było o tym, że co 3 lata rząd musi, oprócz aktualizacji strategii rozwoju energetyki odnawialnej, przedstawić szczegółowy plan działań (taką właśnie obietnicę) na następne 5 lat, z perspektywa na 10 i że taki plan powinien wynikać z planów 16 regionów. Ta szczera wtedy inicjatywa została zgłoszona jako pewien model do realizacji w Polsce i powielania w UE i jest ciągle dostępna na REN21 i ciągle … jeszcze nie w pełni zrealizowana. W Polsce zrealizowało ja 5 z 16 regionów w postaci regionalnych programów rozwoju OZE (nb. dopiero właśnie teraz, na WIREC 2008, USA zgłosiły podobną obietnicę wprowadzenia jako zasady lokalnego i regionalnego planowanie przestrzennego i energetycznego na terenach publicznych pod inwestycje w OZE), a jeżeli chodzi o państwa członkowskie UE to choć z narodowymi strategiami OZE różnie bywało (ostatnio przyjęła taką np. Bułgaria), to wszystkie kraje i tak do 31 grudnia 2010 będę zgodnie z pakietem eko-energetycznym UE 3 x 20% przygotować swoje „action plans”. Jeżeli przynajmniej w Polsce do tego czasu 11 pozostałych regionów przyjemnie swoje programy rozwoju OZE, to nawet ja z ówczesnego pomysłu będę rozgrzeszony :)
Zobaczymy co będzie z tą, trochę niestety doraźną (i jeszcze słabo nawet tu w Polsce przygotowaną od strony programowej), obietnicę Ministerstwa Gospodarki ale cieszę się, że tak jak kiedyś w Bon Polska zaistniała na liscie inicjatyw (nie tylko na liscie hamulcowych), tak teraz w Waszyngtonie potwierdziła swoje międzynarodowe zaangażowanie już autorytetem (i politycznym zobowiązaniem :) państwa. Wbrew pozorom bowiem, takie niewiążące prawnie, ale moralnie i politycznie zobowiazania mają też swoje znaczenie.
Dodam dla porządku i przez analogię do Bonn, że w Waszyngtonie rząd RP był reprezentowany przez wiceministra rolnictwa Andrzej Dycha, który w imieniu Ministra Sawickiego wygłosił też dość dobrze skrojony referat nt. potencjału krajowego rolnictwa w energetyce odnawialnej, a tak naprawdę o biomasie i biopaliwach.
Zresztą cała konferencja, ze względu na amerykańską specyfikę, była utrzymana (chyba bardziej niż faktycznie potrzeba bylo) w duchu „rolniczo-naftowym” czy "biopaliwowo-samochodowym". Kulminacyjnym elementem konferencji było wystąpienie prezydenta Busha , kreowanego trochę na męża opatrznościowego walczącego o bezpieczeństwo energetyczne Ameryki i świata i "twardego faceta od robienia a nie gadania". Od strony formalnej i ”piarowskiej” było to rzeczywiście wielkie przemówienie. Co do strony merytorycznej tego występu (diagnozy i proponowanej przez Busha terapii), mam swoje wątpliwości, ale ze względu za konieczność dokładniejszego przejrzenia jego treści i choćby dlatego, aby moje czepialstwo nie przyćmiło pozytywnej wymowy całej konferencji i docenienia wysiłku organizacyjnego Białego Domu, zajmę się tym w następnym wpisie. To (niestety) kolejna obietnica ...
Jeżeli wypowiedz Pana prezydenta, Bush-a obrzezuje stanowisko USA w sprawie odnawialnych źródeł energii nie napawa to optymizmem większość wypowiedzi dotyczy ropy i bezpieczeństwa energetycznego, jeżeli już dotyka biopaliw to jedynie w kontekście możliwości robienia biznesu:( A ochronie środowiska i klimatu Pan prezydent poświęcił mniej miejsca niż dygresji na temat swoich znajomych ze studiów :)
OdpowiedzUsuńW dodatku energetyce wiatrowej i słonecznej zostało poświęcone mniej miejsca niż rozwojowi energii nuklearnej. W mojej opinii wypowiedz prezydenta USA to dowód, że w tym kraju nadal najważniejszy będzie pieniądz na drugim miejscu bezpieczeństwo państwa w tym energetyczne a energia odnawialna i ochrona środowiska pod sam koniec i to jedynie pod warunkiem, że da się na tym zarobić. – Trudno się też było spodziewać innej wypowiedzi Prezydenta, za którym stoi przemysł naftowy zobaczymy, kogo przyniosą nam nowe wybory?
Czy pieniądz nie jest ściśle uzależniony od bezpieczeństwa państwa?
OdpowiedzUsuńBezpieczeństwo kosztuje, szzególnie bezpieczeństwo bogatego lub takiego którego wielu nie lubi (lub ma wielu naturalnych wrogów).
OdpowiedzUsuńZwiązki te w energetyce próbuje m.in. opisac czy ponazywać prof Popczyk, często przez analogię i sprowadzenie rzeczy do absurdu, np. pojecia 100% bezpieczeństwa systemów technicznych.
Politycy, jesli chodzi o sprawy bezpeczństa energetycznego wydaja się być bardziej pryncypialni i bardziej rozrzutnie gospodaruja groszem publicznym ("zagrożenie bezpieczeństwo państwa", nawet nieracjonlnie zdefiniowane, zamyka dyskusje) niż w sprawach np. bezpieczeństwa ekologicznego.
Zależy co rozumiemy przez bezpieczeństwo ekologiczne. Politycy mogą pojmować je w kategoriach ochrony środowiska. Natomiast ktoś powinien im wyjaśnić, że bezpieczeństwo energetyczne wiąże się nie tylko z dywersyfikacją dostaw, ale też z zapewnieniem dostaw własnej, niezależnej, "zielonej" energii.
OdpowiedzUsuńNo i znowu znalazł sie odpowiedni temat na blogu Pana Grzegorza żeby podzielic sie rewelacjami :)
OdpowiedzUsuńKtoś naiwny mógłby pomysleć, że podawane liczby do kilku miejsc po przecinku, mają większą "wartość" i precyzyjność niż te zaokrąglone. A na pewno świadczą o powadze instytucji je podających.
Ja rozumiem że zbieranie i opracowywanie danych przez nasz rodzimy GUS, szczególnie w przypadku dóbr trudno mierzalnych jest pracą godną Herkulesa. Zresztą przeczytac o tym można w uwagach metodycznych do poszczególnych działów w poszczególnych publikacjach, z tego samego roku.
Dlatego nie będę czepiał się faktu, że ilości wyprodukowanej energii zależnie od tytułuy publikacji GUS z tego samego roku, dotyczące tego samego okresu różnią się, aczkolwiek nieznacznie (chociaż chciałbym aby ta różnica, np. pokryła moje osobiste wydatki energetyczne ;), podobnie jak zainstalowane moce etc.
Natomiast rewelacją jest dla mnie osobiście inna sprawa, a mianowicie - GUS wynalazł wiatrowe perpetum mobile :D
W tablicy 9.(159) publikacji "Ochrona środowiska 2007" zatytułowanej "BILANS PRZEMIANY ENERGII W ELEKTROWNIACH WIATROWYCH I NA PALIWACH ODNAWIALNYCH I ODPADOWYCH" czytamy, że:
w 2006 roku Wsad(energia wiatru) wyniosła 921,8 TJ, natomiast uzysk energii elektrycznej wyniósł 921,9 TJ (256,1GWh, co jest prawie równe 257037,4MWh jaką te same wiatraki wytworzyły dwie tabelki wyżej). Co dało sprawność przemiany - 100,0%
I tym sposobem GUS, przypadkiem, rozwiazał problem trapiacy ludzkość od zarania dziejów ;)
Widzę ze pojawiły się dwa ciekawe wątki, które maja sporo wspólnego z nazewnictwem i definicjami.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem termin „bezpieczeństwo energetyczne”, jest nadużywany i się dewaluuje. Nazbyt Częste użycie wynika trochę z tego, że jak się użyje tego terminu to np. na konferencje przyjeżdża co najmniej minister, no bo jak polityk może odpowiedzieć ze bezpieczeństwo państwa go nie obchodzi. Po drugie, minister też lubi to słowo, bo jak ono padnie to dopiero widać przewagę polityki nad rynkiem i pod tym szyldem wiele można zdziałać (też popsuć). W związku z tym, zbyt wiele produktów kierowanych na rynek i liczących na wsparcie publiczne i rozgłośni życzeń graczy na rynku jest opakowanych w „bezpieczeństwo”. Abyśmy tylko w tym nie zapomnieli co to jest prawdziwe i długookresowe bezpieczeństwo energetyczne, a definicja Pana Romualda, osobiście najbardziej mi odpowiada :).
Jeszcze większe zamieszanie z definicjami jest w statystce przytoczonej przez GDP. To już plaga prawdziwa i pewnie niedługo przestaniemy siebie rozumieć i rozumieć to co czytamy w statystykach. Praktycznym powodem takiego ujęcia/zapisu jest zapewne korzystanie przez GUS z danych URE, które zbiera dane na potrzeby rozliczenia i umarzania zielonych certyfikatów na podstawie takiego a nie innego opomiarowania OZE. Ale moim zdanie powodem największych niejasności jest to, ze Eurostat (i Komisja Europejska) i IEA (i pośrednio USA) liczą sobie każde po swojemu i GUS też nie jest tu specjalnie winien, że trzyma się bardziej Eurostatu. Eurostat w przypadku energetyki odnawialnej liczy np. udziały w energii końcowej a IEA odnosi do energii pierwotnej. UE ma moim zdaniem racje, że nie che w bilansach energii pierwotnej porównywać faktycznie energii zielonej końcowej (tylko energia elektryczna jest do zmierzenia) z wsadem energii pierwotnej do elektrowni, bo w drugim przypadku po drodze do energii elektrycznej mamy duże straty, a w tej konwencji liczenia OZE (i tu mierzenia przez operatorów systemów dystrybucyjnych oraz rozliczania przez URE) oraz przy użyciu terminologii właściwej dla energetyki konwencjonalnej wychodzi rzeczywiście śmiesznie :). I nie próbowałbym zalecić statystyki GUS jako lektury uzupełniającej dla szkół w zakresie przemian energetycznych i termodynamiki :) i niekoniecznie dlatego że to nieprawda co GUS pisze tylko ze tu nie wiadomo co pisze :), a wyjaśnienie tego wymagałoby oddzielnej książeczki :). Chyba tylko poseł ....Palikot może to uprościć :)