sobota, października 10, 2009

Subsydia antyekologiczne do energetyki mimo kryzysu i spadku zapotrzebowania na energię

PSE Operator, na podatnie informacji z 3 kwartałów, podało informacje, że zużycie energii elektrycznej w 2009 r. będzie niższe o ok. 5% w stosunku do roku 2008 (w 2008 r. bylo o 3% nizsze niz w 2007 r.). Oficjalne (PEP’2030) i najnowsze (już z uwzględnieniem skutków kryzysu) prognozy zapotrzebowania na energię mówiłą ambitnie o rocznym wzroście zapotrzebowania na energię elektryczną rzędu 3-4%. PEP’2025 zakładał wręcz szalańczy 6-8% wzrost rocznie do '2025). Kryzys się nie skończył i następują trwalsze procesy adaptacyjne, czyli potrzebne są korekty w dół.

Nie widzą (nie uznają) tego elektrownie. Zgłosiły do ministerstwa gospodarki plany budowy 50 bloków o mocy ponad 32 MW (ministerstwo uznało że „tylko” połowa z tych propozycji jest „potrzebna i realna”). Nie ma znaczenia że chodzi tu o darmowe uprawnienia do emisji CO2, bo rząd i duże firmy, głównie zresztą państwowe, powinny być zawsze poważnymi w tym co mówią. Lista 24 projektów o łącznej mocy prawie 17 GW „zaakceptowanych” przez ministerstwo gospodarki ma się ubiegać o darmowe uprawnienia po 2013 roku. Czy ktoś w to wierzy czy wszyscy udają?

Ale pod tak wątłe założenia wydają się układać swoje biznes plany kolalnie węgla. Minister Łobodzińska twierdzi, za PAP i WNP, że z przeprowadzonych analiz wynika, że dla zapewnienia długoletniej (do 2015 roku -) perspektywy stabilnych dostaw węgla potrzebne są nakłady inwestycyjne rzędu 19 mld zł !!!

W ślad za tym informuje, że zostanie powołana komisja konkursowa, która będzie rekomendować ministrowi gospodarki projekty spółek węglowych do dofinansowania. Chodzi o przyznawanie dotacji z przyszłorocznego budżetu państwa na inwestycje początkowe w górnictwie. Przyjęty przez rząd projekt budżetu na 2010 r. zakłada 400 mln zł na ten cel. Dodała, że z tego na inwestycje początkowe w 20 kopalniach spółki zgłosiły potrzebne nakłady o łącznej wielkości 6,6 mld zł. Podkreśliła, że realizacja inwestycji przez spółki w warunkach kryzysu i konieczności oszczędzania jest "gigantycznym wysiłkiem".
Tu się zgadzam – gigantycznym jak najbardziej, ale czy aby potrzebnym wysiłkiem i czy aby wspomiana dotacja to dobra i uzasadniona inwestycja?

Śmiem wątpić. Zgadzam się z komentarzem pod ww. informacja na WNP: „Stocznie - przemysł Narodowy trzeba dopłacać. Górnictwo - skarb narodowy – dotować Rolnictwo - polskość -dotować. Czy na te molochy ma pracować mały biznes i prywatni przedsiębiorcy. Chcemy większe płace i emerytury ale nie oszczędzamy tylko rozdajemy podpierając się ideologią”.

Trudno ww. plany nazwać jedynie chęcią ew. odtworzenia niebędnego majątku. Wygląda to na kolejny plan epoki Edwarda Gierka, ale jest o tyle mniej rozumny, ze teraz w kryzysie nikt kredytów na ladne oczy nie daje.

Przeżyliśmy dramatyczną dyskusję o projekcie budżetu państwa na 2010 r. z deficytem sięgającym ponad 52 mld zł (ok. 3,8% PKB) i sumarycznym długiem publicznym sięgającym 50% PKB. Dodatkowo w projekcie budżetu pojawiły się propozycje cięć, w tym np. resorty zdrowia i szkolnictwa wyższego musiały obniżyć swoje budżety każdy o ok. 300 mln zł.

Śledziłem kiedyś beztroskie rozdawnictwo grosza publicznego na energetykę węglową. Szczytem szczytów było przeznaczenie na ten sektor ok. 20 mld zł (bez KDT) w 2003 r.,zaraz przed wejściem Polski do UE, w której nad niedozwoloną pomocą publiczną czuwa Komisja Europejska -KE. Pamiętam, że w 2008 r. rząd RP uzyskał zgodę KE na 350 mln Euro pomocy dla kopalni do 2010 r. , głównie z powodu wypłat na zwolnienia grupowe i poprawę warunków i bezpieczeństwa pracy, absolutnie nie na budowę nowych zdolności produkcyjnych. Nie wiem w jaki sposób ministerstwo chce uzyskać w tej sprawie notyfikację tej pomocy w KE. A może to jakaś nowa dodatkowa inicjatywa i calkiem nowy strumyk grosza aby jeszcze bardziej pomóc w trudnych czasach kopalniom, kolegom dyrektorom i działaczom związkowym?

Bardzo trudno przychodzi mi zgodzić się na wyrywanie grosza przez silnych politycznie tylko po to aby ten grosz zmarnować i obciążyć kosztami slabszych. Niedawno w zespole próbowałem zbilansować roczne dotacje dla sektora energetyki słonecznej termicznej w Polsce (ponad dziesięć tysięcy inwestorów, dziesiątki tysięcy bezpośrednich beneficjentów pomocy, parę tysięcy miejsc pracy, realizacja pakietu klimatycznego UE i zobowiązań dot. OZE). Doliczyliśmy się z trudem ... 24 mln zł za 2008 r.

IEA wyliczyła światowe dotacje dla wielkiej energetyki na ponad 300 mld USD rocznie (pewnie to tylko wierzchołek góry, bo większość dotacji jest ukryta w dokumentach księgowych państwowych firm).

Co będzie się działo z subsydiami do energetyki jak zaczniemy (de facto rząd) budować elektrownie jądrowej? Koszty są olbrzymie i bez dotacji się nigdy nie zwrócą. Zdaniem prof. Władysława Mleczarskiego (kolejny wywiad dla portalu ChrońmyKlimat.pl) realne nakłady inwestycyjne w „jądrówce” to 4,5 mln Euro/MW, a koszty energii z elektrowni jądrowych to ok. 520 zł/MWh, przy kredycie komercyjnym i 20-letnim okresie spłaty kredytu .

Mycle Schneider, analityk polityki energetycznej w wypowiedzi dla IPS mówi, że we Francji przemysł energetyki jądrowej będacy w 85% w rekach państwa w zasadzie „praktycznie dostaje tyle ile chce”. Rząd Kanady nie waha się rozmawiać o budowie elektrowni jądrowej 1,2 GW przy kosztach …. 10 mln USD/MW. W USA w 2007 r tylko na lobbing parojądrowy 14 firm wydało 48 mln USD aby pozyskać rządowe gwarancje bankowe (nikt inny nie chce gwarantować tych środków). Jeden z amerykańskich NGO wylicza że na lobbing prawny przez ostanie 10 lat firmy energetyki jądrowej wydały prawie okrągly miliard USD…

Czy KE upilnuje naszych „dobroczyńców” którzy będą chcieli uszczęśliwić garstkę beneficjantów kosztem słabiej zorganizowanych grup, czyli podatników i konsumentów energii? Czy upilnuje też przed bezsensownym subsydiowaniem biopaliw, nie przynoszącym korzyści klimatycznych a tylko koszty konsumentom żywności?

Wierzę w potrzebę polityki prorozwojowej i uznaję konieczność ochrony słabszych, ale zastanawiam się czy procedury przyznawania subsydiów państwowym firmom są prawidłowe i czy wynikają one z jakiekolwiek sensownej i wariantowej kalkulacji kosztów i korzyści społecznych. Czy też są zwykłym, bezsensownym rozdawnictwem, które nie tylko że nic pozywanego nie przyniesie, ale spowoduje dodatkowe koszty, np. związane z osiągnięciem celów na 2020 takich jak redukcja emisji CO2 czy OZE?

PS. umklo mojej uwadze uzgodnione stanowisko G20 z 25 wrzesnia w sprawie ostatecznego odejscia w "sredniej perektywie" od subsydiowania paliw kopalnych i wlasnie energii elektrycznej. Na informajce z ciekawym linkiem do debaty na ten temat w USA trafilem dopiero teraz na blogu Kocham Czytac .

sobota, października 03, 2009

Długodystansowe myślenie o energii, kryzysie i naukach jakie z niego wyciągamy oraz o trzech profesorach po zielonej stronie mocy

Dlugo nie blogowałem, ale poddałem swój organizm ponad 4 godzinnemu wysiłkowi w czasie 31-go Maratonu Warszawskiego i musiałem troche odsapnąc :). W wywiadzie tancerza i choreografa Mikolaja Mikołajczyka dla Gazety Wyborczej znalazlem usprawidliwienie ex post dla mojego szalanstwa: "ćwiczenie fizyczne siebie samego powoduje, że robisz sobie porządek w głowie. Skoro wymagam od siebie fizycznej męczarni, to jestem w stanie więcej z siebie dać przy kontaktach z drugim człowiekiem". Zobaczę czy to się potwierdzi :)
To ciekawe doświadczenie także z punktu widzenia obserwatora systemów energetycznych. Poza tym, że w tym czasie można sobie porozmyślać nad kryzysem energetycznych i go praktycznie doświadczyć (zwłaszcza w drugiej fazie maratonu) to można też doszukać się wielu szerszych analogii z czasami w których żyjemy.

Zacznę od tego, że za pokonanie dystansu 42 km dostałem medal na którego rewersie było odwołanie do pierwszych (częściowo) wolnych wyborów sprzed 20 lat. To okazja, dla takich jak ja - wtedy właśnie zaczynałem swoją pracę zawodową, do wyrażenia wdzięczności ludziom który w latach 90-tych umijętnie wyprowadzili nas z świata realnego socjalizmu. Już nigdy po latach 90-tych nie mielimy takich polityków i takich przywódców, choć zaczynali wszak od olbrzymich rozmiarów kryzysu. Dobrze wtedy wybraliśmy. Przyznają się do tego, że może nie wszystko było idealne, żyją ze świadomością (np. ludzie rządu Tadeusza Mazowieckiego), że np. przechodzenie do nowego systemu było zbyt bolesne dla pracowników byłych PGR, ale jeżeli popatrzeć na per saldo to jest bardzo pozytywne, łącznie z uchwała Sejmu w sprawie zaniechania budowy elektrowni jądrowej i moratorium na ich budowę do 2020 r., postawieniem na liberalizację w energetyce oraz afektywność energetyczną i OZE (nie piszę o wdrożeniu tych idei po 2000 r.). Miło biec, nawet jeśli ciężko, wiedząc jak ci ludzie dawnej opozycji demokratycznej ciężko i uczciwie i konsekwentnie pracowali. Pamiętam jak nawet jeszcze po 10 latach transformacji, w 2000 r. kiedy można było już oczekiwać systemie władzy publicznej coraz większej liczby ludzi bezideowych z rozwiniętymi powiązaniami partyjnych interesów, wobec istniejącego w tym czasie zagrożenia utrącenia (przez interesy korporacyjne ale tez sklócenie w sektorze OZE) na Radzie Ministrów promowanej przez Ministerstwo Środowiska krajowej „Strategii rozwoju energetyki odnawialnej”, poprosiłem o poparcie Ministerstwo Rolnictwa i o spotkanie w ówczesnym pierwszym wiceministrem Henrykiem Wujcem. Sekretariat ministra umówił mnie na spotkanie na godzinę 21:00. Minister Wujec czekał na spotkanie z paroma urzędnikami (!) i choć widziałem nieludzkie zmęczenie w jego oczach (tak jak po maratonie) i wręcz kłopoty z koncentracją, to w rozmowie interesował się tylko długofalowym interesem kraju. Nie interesowały go zupełnie bieżące interesy partyjno-korporacyjne. To byli długodystansowcy, którzy zbudowali nam przestrzeń i warunki do rozwoju w kolejnych dekadach….

40 km bieg można porównać do czterech 10 letnich etapów naszej najnowszej historii i najbliższej przyszłości ("czterdziesci lat w 4 godziny"). „Od 1990 do 2000 r.” biegło mi się dobrze, nawet jeśli w dzień poprzedzający start (przed 1989 r.), tak jak typowy amator, nie zapatrzyłem organizmu w dużą węglowodanową kolację (podstawa sukcesu maratończyka startującego następnego dnia rano). W okresie do 2000 r. (do 10 km dystansu) popełniłem błąd – szybko biegłem i za mało dbałem o zaopatrzenie siebie samego w energię – piłem trochę, głownie wodę, nie dbałem o napoje izotoniczne i serwowane przez organizatorów maratonu .. banany. Ok. 2010 r. (po „półmaratonie”) przyszedł kryzys energetyczny. Poziom glukozy i zapasów pokarmowych spadały zapewne do poziomu którego sam nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Jednocześnie jednak – tak jak w prawdziwej gospodarce w kryzysie ekonomicznym – nie chciało mi się jeść. Zużywałem zapasy (niewielkie :) tłuszczu, być może nie doszło do kanibalizmu tkanki mięśniowej (też ubogiej :). Jestem raczej pewien, że organizm nie zaczął zużywać szarych komórek (słabą to pożywka :) i zawsze zostawiana na sam koniec). Ciężko było dobiec do 2020 r., ale po 2010 wyraźnie zwolniłem, wprowadzając w ten sposób mechanizmy samoregulujące. Dobiegłem do 2030 r. (40 km) wyraźnie odchudzony ze zbędnego balastu (widać to też było na wadze) ale jednocześnie … oczyszczony. Wydźwignąłem się z kryzysu.

Mam takie poczucie że nie jest dobrze, że nam się w obecnym kryzysie, najpierw energetycznym a potem zaraz gospodarczym, udało. Szczycimy się tym, ze prześliznęliśmy się jako jedyni w UE z dodatnim wzrostem gospodarczym, faktycznie bez przeznaczenia jakichkolwiek dodatkowych środków i instrumentów na zieloną energetykę (vide Obama, Merkel, etc.). Teraz nie mamy od czego się odbić, kryzys nas nie oczyścił i nie odchudził. Czy objawem zrozumienia sytuacji jest zgłaszanie do budowy do 2020 r. 50 nowych węglowych bloków energetycznych o mocy 32,4 GW ???. Pozaenergetyczne, polityczne przyczyny tego (na szczęście nierealnego) szaleństwa inwestycyjnego (chęci powrotu do minionej epoki i ówczesnych „wielkich budów socjalizmu”) wyjaśnia prof. Krzysztof Żmijewski. Czy objawem szerszego zrozumienia natury obecnego światowego kryzysu gospodarczego i czasu rewolucji energetycznej i jego skutków są plany budowy do 2020 r minimum 3 wielkich elektrowni jądrowych?
Prof. Władysław Mielczarski w ciekawym wywiadzie dla portalu ChronmyKlimat, bazując na logice, szerszej perspektywie patrzenia na rzeczywistość energetyczną i prostych, przejrzystych obliczeniach dochodzi do wniosku, że przypadku energii uzyskiwanej ze źródeł odnawialnych, koszt energii produkcji energii z obecnych elektrowni węglowych z uwzględnieniem uprawnień do emisji CO2 wynosi ponad 300 zł/MWh z nowych kształtuje się na poziomie 400 zł., koszt energii z elektrowni jądrowej wynosi ponad 500 zł/MWh.

Przy takich naszych reakcjach na kryzys można wątpić czy cokolwiek zrozumieliśmy. Kryzys ma zawsze znaczenie oczyszczające i ożywcze, ale jak jest za płytki niewiele zmienia. Z tego powodu po pierwszym światowym kryzysie energetycznym w 1973 roku przyszedł drugi już w 1978 r. Obawiam się, że u nas kryzys wróci, pewnie jeszcze parę razy doświadczymy huśtawki przed 2020 r. Wydaje się że Polska potrzebuje dłuższego okresu na adaptację niż inne kraje. Prawdopodobnie najpoważniejsza adaptacja do warunków „pokryzysowych” będzie polegała na wyraźnej korekcie w dół zapotrzebowania na energię. Ze wstępnych wypowiedzi Prof. Mielczarskiego badającego elastyczność cenową energii elektrycznej wynika, że dłuższe niż w innych krajach ale nieuchronne dostosowanie gospodarki do nowej sytuacji spowoduje że nie będzie uzasadnienia do budowy nowych elektorowi węglowych (nie piszę o odtworzeniowych i modernizacyjnych) i jądrowych (pewnie będzie o tym więcej w kolejnym wywiadzie dla portalu ChrońmyKlimat).
Paradoksalnie dla OZE był lepszy czas przed kryzysem, ale po pierwszym kryzysie ‘2008/2009 sektor ten będzie się rozwijał bardziej racjonalnie i jeszcze bardziej oddolnie. OZE to niekwestionowany klucz do nowej zielonej rewolucji, pokryzysowej.

Skutki kryzysu, także a może głownie pozytywne, dobrze czuje prof. Jan Popczyk, który w wykładzie inaugurującym 65 rok akademicki Politechniki Śląskiej w Gliwicach, w którym nakreślił scenariusz energetyki przyszłości. Mówił, że energetykę czeka "piąta fala innowacyjności", która zmieni kształt energetyki. >Wcześniejsze fale, budujące etapowo współczesną energetykę, przyniosły kolejno rozwój energetyki węglowej (od wynalezienia maszyny parowej), transportu opartego na ropie naftowej, elektroenergetyki systemowej (w tym atomowej) i energetyki gazowej. Ostatnia fala innowacyjności w energetyce wiązała się z informatyzacją i internetem. Jej skutkiem będzie to że za 20 lat po ulicach może jeździć kilka milionów samochodów elektrycznych, korzystających z kilku milionów terminali (głównie prywatnych) do "tankowania". W polskim krajobrazie pojawi się po wieleset tysięcy kolektorów słonecznych, pomp ciepła, ogniw fotowoltaicznych i wiatraków przydomowych. Samoloty będą "tankowane" ze stacji wodorowych. Ogniwa paliwowe będą powszechnymi technologiami<.

Nawet nie podejrzewałem, że w „pomaratonowym i kryzysowym” wpisie wymienię nazwiska trzech profesorów, którzy choć znają doskonale elektroenergetykę i szeroki kontekst energetyki jądrowej, ale nie znaleźli się w składzie właśnie powołanego Społecznego Zespołu Doradców przy Pełnomocniku Rządu ds. Energetyki Jądrowej. Widzę w Zespole tylko parę zaledwie nazwisk które ew. mogą bardziej krytycznie spojrzeć na problemy związane z „pokryzysowym” masowym planem inwestycyjnym w nowe, na pewno nie tanie i raczej pewne że zbędne (też w rozpatrywanej dłuższej perspektywie, aż 50-cio letniej) moce atomowe. Cała ta idea wydaje mi się jeszcze większym anachronizmem, niż nawet (wpis) parę miesięcy wczesniej.

Dobrze zatem, że cała trójką ww. i cytowanych „niepokornych” profesorów przeszła lub przechodzi na (jak to kiedyś powtórzył za Georgiem Lucasem … Premier Pawlak) „zieloną stronę mocy”. Przydadzą się bardzo wlasnie po tej stronie, nie tylko zielonej ale racjonalnej i obiektywnej.